Wojciecha Tochmana znamy z telewizji jako człowieka poszukującego w programie "Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie". Wiadomo, że udało mu się wielu osobom pomóc. Mało kto jednak wie, że jest on autorem jednej z lepszych książek ostatniego czasu, na którą się składa kilkanaście reportaży. Reportaży, które z pozoru nie łączą się w całość. Reportaży, które są zupełnie różne… a jednak czyta się je jednym tchem, jak kolejne rozdziały książki.
Byłam zdziwiona, gdy ją odkryłam. Fakty, które dla mnie były wiadome, zapisane tutaj w sposób taki, że nie sposób było oderwać się. Czytałam o losach ludzi, które brzmiały tak nieprawdopodobnie, że nie sposób było wierzyć, że to życie napisało takie scenariusze, że nie ma w tym ani krzty literackiej wyobraźni. Bo jak wierzyć w to, że matka Wandy Rutkiewicz nadal nie jest w stanie uwierzyć w to, że jej dziecko zmarło w roku 1992 w czasie wyprawy na Kanczendzandze. Bo gdy się czyta o chłopcu, który nie ma ani powiek, ani brwi, ani uszu, i jego dwóch przybranych matkach, notabene bliźniaczkach, które kochają go do niemal szaleństwa - jak się tym nie przejąć? Jak nie współczuć kobiecie, która przez ostatnie lata szuka swojego brata, który jako dziecko uciekł z domu dziecka… a było to trzydzieści lat temu? O kolejnym rodzeństwie - bliźniakach, którzy odnaleźli się po ponad ćwierćwieczu, a nie wiedzieli o sobie nic, gdyż jeden z nich został adoptowany? Gdy się odnajdują, okazuje się, że są niemal tacy sami - wygląd, zachowania, upodobania…niemal wszystkie, oprócz tych seksualnych… O dziewczynce, która postanawia uciec z domu do joginów, a tam zabija się? O mamie Grzegorza Przemyka i jej arcyciekawym domu? O pani Marcie Kucharskiej, która o mało co stałaby się wdową po Edwardzie Stachurze. O Jance Garyckiej, której kuchnia była miejscem przesiadywania Piotra Skrzyneckiego, który tam przyjmował swoich gości, bo… tam mieszkał? O człowieku, który chciał się stać kolejnym Świętym Franciszkiem i wyruszył na wyprawę do Asyżu i tam, podczas trzęsienia ziemi zginął… O rodzeństwie, którego rodzice zostali pozbawieni praw, ale dzieci i tak pragną być razem. O matkach kobiet, które zostały wywiezione do domów publicznych na zachód…
Gmatwanina ludzkich losów to nie jedyne, co łączy przedstawione postaci. Przedstawione w sposób ludzki. Nie po to, aby dotknąć w najintymniejszy sekret człowieka i rozbebeszyć go, wywlec na światło dzienne, ale po to, aby ukazać owo poświęcenie, z którym każdy z tych ludzi żył. Aby pokazać prawdę każdego z tych ludzi. O miłość i bycie matką. O kochanie do totalnego szaleństwa. O oddanie siebie, która to ofiara nierzadko zostaje odrzucona. O siłę biologicznych więzi, które nijak się mają do życia, którym staramy się żyć tu i teraz.
Książkę tą nominowano do literackiej nagrody zwanej NIKE w roku 2001. Nie dziwi mnie to zupełnie.