Gdyby ktoś zebrał w listę najbardziej znakomite tragedie teatralne, jedną z pierwszych pozycji na pewno zająłby "Hamlet". Jest to sztuka, którą można zinterpretować w wieloraki sposób, bo z jednej strony traktuje ona o władzy, z drugiej zaś ukazuje nam analizę człowieka, jego emocji, uczuć i rozumowania, które nim kieruje. To dlatego właśnie sztukę tę tak wielokrotnie już przenoszono na deski teatrów. Owe interpretacje - raz lepsze, raz gorsze, pokazywały zawsze, że rozumienie tego utworu nie zawsze jest jednakowe dla wszystkich. Dane mi było ostatnio zapoznać się z dziełem wyreżyserowanym przez pana Łukasza Barczyka. I przyznać muszę- jestem pod wrażeniem.
Reżyser postanowił oprzeć się w całości na oryginale, tak więc młody Hamlet - książę duński, grany przez Michała Czarneckiego, zostaje odwiedzony przez… ducha swojego ojca. Król, jako że został zamordowany, nie może zaznać spokoju po śmierci. Nawiedza swoje dziecko i prosi o pomszczenie śmierci. Kłopot w tym, że mordercą jest wuj młodzieńca - Klaudiusz, grany przez Janusza Gajosa, który zaraz po śmierci starego króla wziął ślub ze świeżo owdowiałą królową Gertrudą (Grażyna Szapołowska). Zabicie wuja jest dla chłopaka wielkim zadaniem, z którym nie bardzo sobie radzi.
Zdecydowanie nigdy nie lubiłem "Hamleta". Do przeczytania go zbierałem się kilka razy i za każdym razem nie mogłem go skończyć, więc gdy zostałem zmuszony do jego obejrzenia, nie czułem się tym faktem uszczęśliwiony. Jednak moje nastawienie okazało się być błędne. Film okazał się być rewelacyjny.
Pierwszą rzeczą, jaka zwróciła moją uwagę to dobór miejsca kręcenia filmu. Wieliczka okazała się być strzałem w dziesiątkę. Jakby na to nie patrzeć, w utworze "Dania jest więzieniem", a co lepiej będzie symbolizować owo więzienie, jeśli nie miejsce, w którym nie ma drzwi, okien, światła dziennego, pełne zaś jest otworów i tuneli wyglądających jak niezbadane, otoczone półmrokiem niczym stare, wielkie, przerażające zamczysko…
Również i zaproszeni do grania aktorzy to przecież plejada najlepszych z najlepszych. Nie wiem, czy ktokolwiek mógłby się tak doskonale wpisać w rolę Ducha Ojca jak zrobił to Jan Frycz. Nic również nie można zarzucić Ofelii granej przez Kamilę Baar.
Jedynym mankamentem, jaki zauważyłem to to, że muzyka pojawiała się tylko w momentach, które można nazwać kluczowymi, a mogłaby przecież być kolejnym aktorem - towarzyszyć całości podkreślając dodatkowo mrok i dramaturgię.
Krótko mówiąc bomba. Jeśli bowiem ja, osoba niechętna czytaniu i oglądaniu tej sztuki potrafiłem wysiedzieć te dwie godziny, które sztuka zajmuje i odnalazłem w niej to "coś", to chyba każdy powinien ją zobaczyć. Naprawdę warto.