9 listopada (wtorek) bieżącego roku całą klasą wybraliśmy się do Dąbrowskiego Pałacu Kultury i Sztuki, w którym została wyświetlana najnowsza filmowa adaptacja Andrzeja Wajdy pod tytułem: "Pan Tadeusz". Reżyser oparł się w trakcie pracy na narodowym eposie Adama Mickiewicza o tym samym tytule, który został napisany tuż po klęsce powstania listopadowego w 1834 roku. Sama epopeja przedstawia życie szlachty polskiej z początku dziewiętnastego wieku, a dokładnie w okolicach roku 1812-1814, kiedy jeszcze bardzo mocna i silna była wiara w potęgę armii napoleońskiej i samego Bonapartego, za pomocą, którego Polska miała odzyskać niepodległość.
Ekranizacja Wajdy jest całkiem niezła, przede wszystkim jej sukces zapewnia świetna gra aktorów, którzy należą do najwybitniejszych w polskiej kinematografii. W roli Sędziego Soplicy widzimy Andrzeja Seweryna, w roli Hrabiego wystąpił Marek Konrad, Telimenę zagrała Grażyna Szapołowska, klucznika Rębajło znakomicie odtworzył Daniel Olbrychski, w postać księdza Robaka wyśmienicie wcielił się Bogusław Linda. Ponadto świetnie zaprezentowali się aktorzy rekrutujący się z młodego pokolenia: Michał Żebrowski, który odtwarzał postać tytułowego Tadeusza oraz Alicja Bachleda Curuś, jako Zosia, która tą rolą zadebiutowała w ogóle w polskim kinie. Ogólnie wszyscy stanęli na wysokości powierzonych im zadań, ale największe słowa uznania ode mnie płyną do Lindy, który znakomicie nadawał się do roli księdza Robaka oraz Olbrychskiego, który stworzył niepowtarzalną kreację Gerwazego, według mnie rewelacyjnie odtwarzając zamierzenia Mickiewicza.
Film zawiera w sobie wiele pięknych krajobrazów, pejzażów i obrazów przyrody, które są odzwierciedleniem tych wspaniałych opisów stworzonych przez wieszcza w epopei. Doskonale były zaprojektowane stroje, które od razu przenosiły nas w wiek dziewiętnasty, aktorzy dość umiejętnie posługiwali się mickiewiczowskim trzynastozgłoskowcem, choć w pewnych momentach było to według mnie rażące i niezbyt naturalne. Wajda skupił się na pewnych elementach, które Mickiewicz opisał w swym utworze, a które były charakterystyczne dla rzeczpospolitej szlacheckiej, jak staropolski młynek do kawy, samowar czy przecudny zegar znajdujący się w Soplicowie, który na znak wybicia pełnych godzin odgrywał melodię "Mazurka Dąbrowskiego".
Niezmiernie istotnym elementem "Pana Tadeusza" w ekranizacji Andrzeja Wajdy jest muzyka, i w tym względzie należy przyznać, że Wojciech Kilar, który był jej kompozytorem, spisał się znakomicie. To ona wprowadza ten wspaniały nastrój i atmosferę, do której przyzwyczaił nas Mickiewicz swym wspaniałym stylem pisania, ona podnosi napięcie, lub też stanowi wspaniałe, kojące tło dla ukazywanych wydarzeń. Jest ona tak samo zmienna jak i uczucia, czy nastroje panujące aktualnie w filmowych obrazach.
Jednakże moim zdaniem ogólnie rzecz biorąc, nie jest to udana ekranizacja. Widoczne są liczne niedociągnięcia a ponadto trzy godziny są tu bardzo męczące. Sam początek jeszcze wciąga zaciekawia, kiedy mamy możliwość zobaczyć to opiewane przez Mickiewicza Soplicowo, zobaczyć aktorów, którzy będą grać kluczowe rolę, zobaczyć pierwsze spotkanie młodych, ale po jakimś czasie to wszystko się nudzi, powoduje zmęczenie.
Ponadto rozczarowała mnie scena bitwy z Moskalami, była oparta na zbyt małej ilości osób, właściwie rozgrywa się pomiędzy pięcioma osobami na krzyż, a przecież na pewno nie tak miała wyglądać. Powinno być w niej więcej statystów, którzy robiliby, chociaż "sztuczny tłum", przez co wszystko to wyglądało by bardziej realistycznie. Ponadto nie ma w filmie tego osławionego koncertu Jankiela na cymbałach, co jest dla mnie zupełnie nie zrozumiałe.
Według mnie film był mało ciekawy i mimo kilku interesujących i dobrych rozwiązań (aktorzy i muzyka) nie był jakimś wielkim arcydziełem. Spodziewałem się od Andrzeja Wajdy większej klasy i talentu, które wykaże przy realizacji tej ekranizacji. Czuje się zawiedziony interpretacją, która ujrzałem. Moim zdaniem Mickiewicz również nie byłby zadowolony i miałby sporo uwag do ekipy filmowej. Mimo to, uważam, że powinno się tą adaptację zobaczyć, chociażby po to, by mieć na jej temat swoje zdanie.