Można spojrzeć na dzieje ludzkości jako swego rodzaju ciąg zbrodni, pomyłek, wystąpień przeciw prawu moralnemu. Przy tym nie jest wiadomym dlaczego rodzaj ludzki jest tak bardzo rozsmakowany w grzechu, w czynieniu zła. Biblia tłumaczy to upadłą ludzką naturą, która nie jest w stanie bez pomocy Boga wyzbyć się grzechu, sprowadzonego nań przez parę pierwszych rodziców, Adama i Ewę. Stąd biorą się wszystkie okropności, które ludzie wyrządzają sobie nawzajem. Oczywiście, ta odpowiedź może satysfakcjonować jedynie osoby wierzące, ci zaś, którzy nie wierzą, musza jej szukać u filozofów, psychologów, naukowców.
W niniejszej pracy zajmę się kwestią winy, grzechu, i kary, jaką zwykle spada na winowajcę, czy grzesznika, oraz sposobem funkcjonowania tych motywów w literaturze.
Według Biblii pierwszym wielkim zbrodniarzem na ziemi był Kain. On i jego brat składali Bogu ofiarę z owoców swej pracy. Kain z warzyw i roślin uprawnych, natomiast Abel z mięsa zwierząt (był pasterzem). Stało się tak, chociaż Księga Rodzaju nie wyjaśnia dlaczego, że ofiara pierwszego została odrzucona przez Boga, drugiego natomiast przyjęta. Bardzo to rozgniewało Kaina, dlatego też zabił swego brata. Widząc to Stwórca wygnał mordercę gdzieś na wschód o bram Raju, na jego czole zaś pojawiło się znamię, mające być dodatkową dlań karą.
Plemię ludzkie, którego protoplastą był Kain, powiększało się z wieku na wiek. Lekceważyło sobie ono coraz bardziej Boga, pogrążając się nieustannie w grzechu. W swej pysze ludzie sądzili nawet, iż są w stanie dorównać Stwórcy, dlatego też zdecydowali się zbudować wierzę tak wielką, aby sięgnęła samego nieba. Rozgniewany na taką zuchwałość Bóg sprawił, iż jej budowniczowie zaczęli naraz mówić różnymi językami i nie byli w stanie dokończyć swego przedsięwzięcia. To była kara, jak ich spotkała za pychę.
Także w mitologii greckiej znajdujemy wiele przykładów realizacji motywu zbrodni i kary. Syzyf był władcą Koryntu, miasta portowego, którego usytuowanie na przecięciu się szlaków morskich czyniło głównym ośrodkiem handlu w tej części basenu Morza Śródziemnomorskiego. Nasz bohater należał do pupili Bogów, gdyż był wesołym kompanem do zabaw i uczt. Nic zatem dziwnego, że był stałym gościem na Olimpie, gdzie dawano mu zakosztować ambrozji i nektaru. Owe boskie uczty sprawiały, iż Syzyf nie cierpiał na żadne schorzenia, ani też się nie starzał. Zapewne po dziś dzień prowadziłby swe beztroskie życie, gdyby nie to, iż był plotkarzem lubiącym rozpowiadać o tym, co się dowiadywał na ucztach u bogów. Początkowo niebianie patrzyli na to przez palce, ale gdy pewnego dnia nasz bohater powiedział o jedno słowo za dużo o postępkach Zeusa, te tak się rozgniewał, iż nakazał Tanatosowi, bogowi śmierci, zabranie Syzyfa do państwa Hadesa. Ów jednak spodziewał się swego gościa i zwiódłszy go uwięził w podziemiach swego zamku.
Ponieważ Tanatos był uwięziony, śmierć przestała gościć w omach ludzi, a to nie podobało się Hadesowi, dlatego też poskarżył się władcy wszystkich bogów na ten stan rzeczy. Zeus nakazał tedy Aresowi, aby udał się do Koryntu i uwolnił Tanatosa. Rzecz została wykonana, a pierwszą ofiarą oswobodzonego boga śmierci był Syzyf. Nasz bohater był jednak spryciarzem, co się zowie, umierając rozkazał on żonie, aby nie sprawiała mu pochówku. Według wierzeń Greków dusza człowieka, którego ciało nie spoczęło w ziemi, nie może przekroczyć bram Hadesu. Zatem zjawa naszego bohatera tułała się na brzegu Styksu, utyskując głośno na swą wyrodną małżonkę. Pozwolono tedy wrócić Syzyfowi na ziemię, aby upomnieć połowicę w zakresie jej obowiązków wobec truchła męża. Oczywiście, wróciwszy Syzyf nie miał najmniejszego zamiaru wracać i żył sobie spokojnie w Koryncie tak, aby nie zwracać na siebie uwago bogów. W końcu jednak dostrzeżono w Hadesie brak naszego bohatera, Tanatos wyprawił się po niego jeszcze raz i tym razem już Syzyfowi nie udało się wymigać od śmierci. W państwie umarłych został ukarany za swe krętactwa, w ten sposób, iż kazano mu wtaczać na górę głaz, który u samego jej szczytu wyślizgiwał się mu z rąk i całą pracę trzeba było zaczynać od nowa.
O zbrodni, poczuciu winy i karze za grzech opowiada również dramat Williama Szekspira zatytułowany "Makbet". Jego tytułowy bohater był jednym z najdzielniejszych generałów króla Szkocji, Duncana. Wracając z bitwy z wojskami króla norweskiego Makbet spotyka na swej drodze trzy dziwne, stare kobiety. Przepowiadają mu one, iż kiedyś zostanie władcą Szkotów. Początkowo nasz bohater wzrusza tylko ramionami, ale nie jest w stanie do końca odpędzić od siebie tej myśli.
Ze swej dziwnej przygody zwierza się swej żonie w liście, który do niej wysłał. Lady Makbet przeczytawszy go dostrzega szansę na zaspokojenie swej żądzy władzy. Trzeba jednak podjąć stanowcze kroki, aby mroczne pragnienia Makbeta nie zostały stłumione przez lepszą część jego duszy. Lady Makbet mówi do siebie: "Przybądźcie, o wy duchy, karmiciele / Zabójczych myśli, z płci mej mię wyzujcie / I napełnijcie mię od stóp do głowy / Nieubłaganym okrucieństwem! / Zgęśćcie Krew w moich żyłach: zatamujcie wszelki / W mym łonie przystęp wyrzutom sumienia / By żaden podszept natury nie zdołał / Wielkiego mego przedsięwzięcia zachwiać / Nie stanąć w poprzek między mną a skutkiem!".
I rzeczywiście Lady Makbet udaje się popchnąć swego małżonka na drogę zbrodni i występku. Zabija ona Duncana, a następnie obejmuje tron Szkocji. Jednakże, jak się szybko okazuje, zbrodnia pociąga za sobą zbrodnię, aby utrzymać się przy władzy zbrodnicze małżeństwo musi dokonywać coraz to nowych zabójstw.
Nie jest jednakże tak, iż ich uczynki nie pozostawiają śladów na ich duszy. Początkowo nawet nie zauważają, ż coś jest nie tak, że coś dzieje się z nimi dziwnego, a przecież widz widzi, że akcja tego dramatu toczy się w coraz większej ciemności, która, jak się zdaje, symbolizuje pogrążanie się naszej dwójki w szaleństwie. W końcu dochodzimy do słynnej sceny, gdy Lady Makbet stara się zmyć ze swych dłoni krew, której nikt poza nią nie widzi. To apogeum jej obłędu.
Szekspir zdaje się sugerować w tym dramacie, iż zawsze istnieje kara za zło, jakiego się dopuszczamy. I wcale nie musi być to wyrok skazujący wydany przez sąd. Nasza dusza bowiem cierpi, gdy zostaje skalana przez zło, a ból, jaki wtedy czujmy, bywa o wiele bardziej dotkliwy niż fizyczny.
Popełnienie zbrodni nie zawsze musi prowadzić do tak tragicznych skutków jak w tragedii Szekspira. Wszakże popełnienie jakiegoś grzechu może być równie dobrze punktem wyjścia dla przemiany wewnętrznej grzesznika. Tak było przypadku Jacka Soplicy, jednego z najważniejszych bohaterów "Pana Tadeusza" Adama Mickiewicza. Nasz bohater w młodości był hulaką i zawalidrogą jakich mało. Łatwo wpadał w gniew i łatwo wyciągał szablę. Mimo to miał wielki szacunek wśród okolicznej szlachty, która podziwiała tego typu junaków. Z tego tez powodu Stolnik zaczął go zapraszać do siebie, do zamku. Chciał on poprzez Jacka kontrolować głosowania na sejmiku. Podczas jednej z uczt młodzieńcowi została przedstawiona Ewa Horeszkówna, w której zakochał się on bez pamięci, zresztą ze wzajemnością. Jednakże, gdy przyszło do oświadczyn, naszemu bohaterowi podano czarną polewkę. Stolnikowi nie w smak był zięć, który w hierarchii społecznej stał o wiele niżej. Rozgniewało to naszego bohater do tego stopnia, iż przy pierwszej nadarzającej się okazji zabił on swego niedoszłego teścia. To wydarzenie było punktem zwrotnym w jego życiu. Poczucie winy sprawiło, iż poddał on całe swą dotychczasową egzystencję surowej ocenie. Wypadła ona niezwykle negatywnie. Skruszony Jacek postanowił, iż musi odkupić swój grzech. Tak rozpoczęła się długa historia jego ekspiacji, której uwieńczeniem było zasłonięcie własną piersią Hrabiego, gdy podczas bitwy z Moskalami jeden z nich wystrzelił do dalekiego potomka rodu Horeszków. W ten sposób Jacek zmazał ostatecznie swój wielki grzech. Mickiewicz w "Panu Tadeuszu" przedstawił o wiele bardziej optymistyczne niż Szekspir w "Makbecie" spojrzenie na problem winy i kary. Wszakże kara nie musie być absolutna, wystarczy pokuta, która mimo to, iż nieraz bardzo bolesna, daje grzesznikowi jeszcze jedną szansę.
Rodion Raskolnikow, główny bohater powieści Fiodora Dostojewskiego zatytułowanej "Zbrodnia i kara", zamordował lichwiarkę. Uczynił tak, gdyż nie miał środków na utrzymanie się w Petersburgu, a poza tym była ona nędzną "wszą ludzką", która nie zasługiwała na życie. Nasz bohater był przekonany, iż jest człowiekiem stojącym niejako poza dobrem i złem, człowiekiem, który stwarza sam wartości, podług których kieruje własnym życiem. Okazało się jednak, że nasz bohater ma sumienie, które nie uznaje jego przekonań, które wyrzuca mu jego grzech. Już samo to, co się działo z Raskolnikowem przez kilka tygodni po tym, jak zabił lichwiarkę, mogło by mu wystarczyć za karę, jednakże musiał jeszcze kilka lat spędzić na Syberii, gdzie dokonała się jego przemiana duchowa.
Autorzy omówionych powyżej dzieł literackich bez wyjątku uznawali, iż zbrodnia zawsze pociąga karę, jakkolwiek różnili się co do tego, czym ta druga ma być: odpłatą czy też pokutą, dającą grzesznikowi jeszcze jedną szansę. Osobiście nie jestem tak pewien, czy rzeczywiście zbrodnia pociąga zawsze za sobą karę, nawet w postaci wyrzutów sumienia. Niezwykle łatwo mi sobie wyobrazić człowieka, który dopuszcza się najstraszniejszych uczynków, a jednocześnie cieszy się dobrym zdrowiem i samopoczuciem, nie mówiąc już o tym, iż stróżowie prawa wcale go nie niepokoją. Cóż, obym się mylił.