Moralność nie jest tak łatwo zdefiniować. Co prawda możemy powiedzieć, że jest to wzór dobrego postępowania, ale ktoś zawsze może zapytać, co to właściwie znaczy dobrze postępować? Gdy tu z kolei padnie jakaś odpowiedź, to ponownie może paść pytanie - co znaczy to a to. I tak bez końca. Pewnym rozwiązaniem tego problemu, jaki zaproponowała nasza kultura, było stworzenie wzorów postępowania, które uosabiały postacie literackie. Zatem, gdy ktoś pytał, co oznacza postępować moralnie, po prostu wskazywano mu odpowiedni przykład i mówiono, aby być dobrym człowiekiem musisz postępować jak… I w tym miejscu podawano konkretne wskazanie. Oczywiście, to nie jedyny sposób propagowania wśród ludzi postaw moralnych, ale en wydaje się być najważniejszym, dlatego tez zasłużył sobie na uwypuklenie we wstępie niniejszej pracy.

W kręgu kultury judeochrześcijańskiej księgą, która niejako stanowi jej kamień węgielny, jest Biblia. To w niej chrześcijanie i Żydzi znajdują objaśnienia dotyczące świata - jak powstał, jak pojawiły się na nim rośliny i zwierzęta, skąd wziął się w nim człowiek, jednocześnie jej poszczególne księgi są ważnymi dokumentami historycznymi, które przedstawiają dzieje ludu wybranego, a w Nowym Testamencie koleje losów apostołów oraz pierwszych gmin chrześcijańskich. Biblia także sytuuje człowieka w perspektywie eschatologicznej, znajdując w nim istotę, która upadła przeciwstawiając się Bogu i która przez Niego została (chrześcijanie), lub ma być (Żydzi), zbawiona. Na tej podstawie soteriologicznej zarówno naród Izraela, jak i chrześcijanie, budowali kanony swej moralności, jakkolwiek dla tych pierwszych istotnym jest wyłącznie Dziesięcioro Przykazań, które Mojżesz otrzymał od Boga na górze Synaj, ci drudzy zaś uzupełniają je o przesłanie Jezusa Chrystusa.

Księgą starotestamentową, która przynosi niezwykle doniosłe przesłanie moralne, jest "Księgo Hioba". Opowiada ona dzieje pewnego pobożnego człowieka, który mieszkał w krainie Hus. Jego życie było przepojone miłością i bojaźnią bożą, zaś jego postępowanie wobec bliźnich miłosierdziem i współczuciem. Nic zatem dziwnego, że Pan mu błogosławił. Jednakże Szatanowi nie podobał się ów człowiek, dlatego też zaproponował Bogu zakład, uprzednio twierdząc, że Hiob czci Go wyłącznie dlatego, że Ten mu szczodrze darzy, gdyby zaś było odwrotnie, to bez wątpienia ów człowiek pomstował by na swego "Dobrodzieja". Bóg zgodził się, aby Szatan wypróbował Hioba, postawił jednakże jeden warunek - nie morze on zostać pozbawionym życia. Pomiot diabelski szybko i z radością zabrał się do dzieła. Najpierw Hiob utracił cały swój majątek, następnie zaś umarły jego dzieci, w końcu zaś Szatan:

"...obsypał Hioba trądem złośliwym od palca stopy aż do wierzchu głowy. Hiob wziął więc skorupę, by się nią drapać siedząc na gnoju...".

Trudno wyobrazi sobie większą odmianę losu i lepszy powód, aby złorzeczyć wszystkiemu co się nawinie, szczególnie zaś Bogu. Mimo to nasz bohater nie czyni tego, jedynie modli się i zanosi prośby do swego Pana:

"... Uczyń mi tylko dwie rzeczy,

na pewno nie stchórzę przed Tobą:

Odejmij ode mnie Twą rękę

i spraw, bym nie bał się Ciebie..."

W końcu Bóg uznaje, że Hiob dowiódł swej wierności i miłości, dlatego też jego choroba ustępuje, majątek zostaje przywrócony i rodzą się mu nowe dzieci. Jaki wnioski płyną dla nas z tej historii? Dla osób wierzących, przede wszystkim to, iż trzeba wierzyć Bogu, że wszystko to, co nas spotyka dzieje się nieprzypadkowo i z jego zarządzenia, a skoro tak, to wszystko ma jakiś sens. Dla osób niewierzących może natomiast ta opowieść stanowić inspirację do nie poddawania się zmiennym kolejom losu, do nadawania chaotycznym zdarzeniom, z których utkane jest nasze życie, jakiegoś sensu, co zwykle oznacza przypisywanie im takich czy innych wartości.

W Nowym Testamencie spotykamy się natomiast z postacią Jezusa Chrystusa, uznawanego przez wyznawców chrześcijaństwa za Syna Bożego, który zstąpił na ziemię, aby odkupić przez swą śmierć na krzyżu grzeszną ludzkość. W swym słynnym Kazaniu na górze, jak i w szeregu innych, przekazał on swą naukę moralną ludzkości. Można by ją streścić w sposób następujący - człowiek jest dziecięciem Boga, który go kocha, dlatego też powinien on ową miłość odwzajemniać, czego tego najlepszą formą tu na ziemi będzie umiłowanie bliźniego bez względu na to, w jaki sposób on się do nas odnosi. Rozwinięciem tej koncepcji jest słynny "Hymn do miłości" napisany przez św. Pawła w jego Pierwszym Liście do Koryntian.

"Gdybym mówił językami ludzi i aniołów,

a miłości bym nie miał.

stałbym się jak miedź brzęcząca

albo cymbał brzmiący.

(…)

Miłość cierpliwa jest,

Łaskawa jest.

Miłość nie zazdrości,

nie szuka poklasku,

nie unosi się pychą;

(…)

Wszystko znosi,

Wszystkiemu wierzy

we wszystkim pokłada nadzieję,

wszystko przetrzyma.

(…)

Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy:

Z nich zaś największą jest miłość."

Jak zatem widzimy, miłość, w powyższym rozumieniu, ma stać się centrum duchowym życia człowieka, a gdy już tak będzie, to w zakresie moralności możemy się kierować słynnym zawołaniem św. Augustyna - "Kochaj i rób, co chcesz!". Jak sądzę, to przesłanie wcale nie musi być odbierane wyłącznie przez chrześcijan, także i nie - chrześcijanie mogą odnaleźć w nim prawdę.

Średniowiecze wytworzyło kilka wzorów osobowych, które były uosabiane przez konkretne postacie. Jednym z najważniejszych i najbardziej charakterystycznych dla tej epoki ideałów tego typu był ideał świętego - ascety. Można powiedzieć, że występował on nijako w dwóch odmianach. Pierwszą z nich, reprezentował święty Aleksy, którego dzieje poznajemy dzięki anonimowej, wierszowanej, "Legendzie". Pochodził on z bogatej, arystokratycznej rodziny, nie musiał on zatem troszczyć się o sprawy dnia powszedniego. Już od dzieciństwa jego oczy i dusza były zwrócone ku sprawom boskim, nie było zatem dlań nic milszego niż pogrążyć się w modlitwie czczącej Pana. To właśnie Bogu pragnął poświęcić swe całe życie. Jednakże ojciec naszego bohatera miał względem niego zupełnie inne plany. Postanowił on bowiem, że jego syn ożeni się z pewną piękną i wywodząca się z dobrego domu panną. Jako że Aleksy czcił ojca swego, nie oponował mu w tej mierze, jakkolwiek całe jego serce wzdrygało się przeciw ożenkowi. Po zaślubinach nasz bohater udał się z swą świeżo poślubioną żoną do łożnicy, gdzie wyznał jej, że nie pożąda jej wcale, gdyż w jego duszy jest tylko miejsce na Boga. Po tym oświadczeniu opuścił ją oraz własny dom i udał się w podróż pod przebraniem żebraka, co było jedną z form ascezy, która w opinii naszego bohatera była niezwykle miła Bogu. Dalszy jego żywot wypełniły kolejne wędrówki i umartwienia własnego ciała. W końcu trafił do miasta, w którym znajdował się jego dom rodzinny. Zamieszkał on pod jego schodami, nie będąc przez nikogo rozpoznanym, co, jak się wydaje, było jeszcze jednym sposobem dręczenia się. Tożsamość Aleksego i świątobliwość została odkryta dopiero po jego śmierci. Kodeks moralny wyznawany przez naszego bohatera jest niezwykle maksymalistyczny - albo Bóg, albo świat - albo wszystko, albo nic. Nie sądzę, aby było to zbyt rozsądne, ani żeby rzeczywiście podobało się Stwórcy, ale nie mnie to osądzać.

Drugą odmianę ideału świętego-ascety reprezentował święty Franciszek z Asyżu. Podobnie jak święty Aleksy on również wywodził się z bogatego rodu, ale na pewno nie można był o nim powiedzieć, że od wczesnej młodości garnął się do Boga i unikał wszelkich światowych rozrywek. Wręcz przeciwnie, był niego niezły hulaka i bawidamek, a i od przygód rycerskich zbytnio nie stronił. Pewnego jednak dnia w jego życiu nastąpił przełom duchowy, który był wynikiem doznanej iluminacji. Rozdał tedy Franciszek swój cały dobytek i założył wspólnotę ludzi, którzy pragnęli żyć dla Boga, a której członkowie mieli się utrzymywać tylko z tego, co udało im się użebrać. Wiara świętego Franciszka nie była jednak ponura, nie opierała się na negacji świata, lecz przeciwnie, na jego afirmacji. Nasz święty bowiem w każdym stworzeniu, w każdej roślinie, w każdym kamieniu, widział ślad działalności bożej, a zatem piękna i dobra. Dla niego Bóg nie był surowym sędzią, który spogląda nas z wysokości Swego majestatu gniewliwym okiem, a przepaść, jaka dzieli nas od niego, nie jest czymś nie do przebycia. Bóg to raczej nasz towarzysz w niełatwej drodze, jaką stanowi życie. Sądzę, że postawa św. Franciszka jest o wiele bliższa duchowi Nowego Testamentu niż postawa św. Aleksego. Dla niego dobro, a zatem moralność, były przyrodzone człowiekowi i światu, a zatem nie było potrzeby ich negować, jak to miało miejsce w przypadku owego ponurego ascety.

Do wyciągnięcia niezwykle interesujących wniosków na temat moralności człowieka, może nas skłonić lektura dramatu Williama Szekspira zatytułowanego "Makbet". W swej warstwie fabularnej jest to opowieść o jednym z rycerzy króla Szkocji, który odniósłszy wielkie zwycięstwo nad wojskami norweskimi postanowił zagarnąć królewska koronę dla siebie. Oczywiście, aby o uskutecznić musiał się pozbyć swego suwerena, co też uczynił. W swej głębszej warstwie jest jednak ten utwór opowieścią o pragnieniu władzy i o tym, jakie spustoszenie w duszy człowieka jest w stanie uczynić zło. Pierwsze jego poruszenie w duszy Makbeta możemy zaobserwować tuż po jego rozmowie z trzema wiedźmami, które przepowiedziały mu, że będzie królem Szkocji. W jego umyśle podczas spotkania z Duncanem, który mu gratuluje odniesionego zwycięstwa, a także ogłasza imię swego następcy na tronie, pojawiają się następujące myśli:

"Czarne myśli napawają go grozą, ale trudno je odpędzić.

Książę Kumberland! Trzeba mi usunąć

Z drogi ten szkopuł, inaczej bym runąć

Musiał w pochodzie. Gwiazdy, skryjcie światło,

Czystych swych blasków nie rzucajcie na tło

Mych czarnych myśli; nie pozwólcie oku

Napotkać dłoni ukrytej w pomroku,

Aby się mogło przy spełnieniu zatrzeć

To, na co strach nam po spełnieniu patrzeć."

Być może, jednak udałoby się naszemu bohaterowi stłumić te rządze, które w nim powstały, jednakże na nieszczęście napisał list do swej małżonki, Lady Makbet, w którym donosił jej o swej niezwykłej przygodzie oraz o myślach, jakie ona w nim wzbudziła. Małżonka Makbeta była kobietą niezwykle ambitną, pragnącą władzy. Zauważyła ona, że stanęła przed szansą osiągnięcia tego, czego tak pragnęła, wystarczy jej jedynie zachęcić swego niezdecydowanego małżonka do przedsięwzięcia odpowiednich kroków. Mówi ona do siebie półgłosem:

"Przybądźcie, o wy duchy, karmiciele

Zabójczych myśli, z płci mej mię wyzujcie

I napełnijcie mię od stóp do głowy

Nieubłaganym okrucieństwem!

Zgęśćcie Krew w moich żyłach: zatamujcie wszelki

W mym łonie przystęp wyrzutom sumienia

By żaden podszept natury nie zdołał

Wielkiego mego przedsięwzięcia zachwiać

Nie stanąć w poprzek między mną a skutkiem!"

Dalej wydarzenia toczą się szybko, prowadząc do wiadomego zakończenia. Ciekawym zabiegiem symbolicznym, który zastosował w tej sztuce Szekspir, są coraz większe ciemności, w jakich pogrąża się jej ekspozycja wraz z upływem czasu akcji. Sądzę, że należy to interpretować jako metaforę zła, które ogarnia duszę naszej dwójkę bohaterów, zła, które sprawia, że mimo tego, iż naprawdę się kochali, stają się powoli sobie obcymi, przykładem tego może być obojętna reakcja Makbeta na wieść o tym, ż jego małżonka popełniła samobójstwo. Jakie wnioski płyną dl nas z tej sztuki? Wydaje się, że przede wszystkim to, iż zło to roślina, która w naszej duszy znajduje niezwykle przychylny klimat dla swego rozwoju, oraz to, iż gdy pozwolimy jej spokojnie wzrastać, to w pewnym momencie to ona, to ono, przejmie władzę nad nami i już nigdy nie wypuści ze swego mrocznego uścisku.

Interesująca koncepcję moralności wyraża również w swych "Balladach i romansach" Adam Mickiewicz. Aby rzeczą tą przybliżyć, posłużę się przykładem jednej z nich, mianowicie "Świtezianki". Opowiada ona dzieje miłości, jaka połączyła tytułową Świteziankę, boginię jeziora, z pewnym śmiertelnikiem. Są spacery przy świetle księżyca, jest patrzenie sobie w oczy, są wreszcie przysięgi miłosne o wierności aż po grób. Nasz bohaterka jednak postanowiła sprawdzić uczucia młodzieńca, dlatego tez przybrał postać niezwykle powabnej "dziewicy". Nasz młodzian nie wytrwał zbyt długo w swej wierności i przyskoczył do niej, aby ja objąć pocałować, szepnąć czułe słówko, a wtedy to…

"A gdzie przysięga? gdzie moja rada?

Wszak kto przysięgę naruszy,

Ach, biada jemu, za życia biada!

I biada jego złej duszy!

"Nie tobie igrać przez srebrne tonie

Lub nurkiem pluskać w głąb jasną:

Surowa ziemia ciało pochłonie,

Oczy twe żwirem zagasną.

"A dusza przy tym świadomem drzewie

Niech lat doczeka tysiąca;

Wiecznie piekielnie cierpiąc zarzewie

Nie ma czym zgasić gorąca"

(Adam Mickiewicz, "Świtezianka")

Mickiewicz, między innym i w tej balladzie, wyraził przekonanie, iż istniej korelacja pomiędzy sferą ludzkiej moralności, a światem przyrody. Człowiek, który splamił swą duszę grzechem, może zatem się spodziewać, iż kara za to spotka go jeszcze na tym świecie. Tego typu spojrzenie na sprawy moralności odnalazł wieszcz pośród prostego ludu, który był daleki od separowania świata, w którym przyszło mu żyć, od świata własnych dusz, co było charakterystyczne dla spojrzenia oświeceniowego na rzeczywistość, które to przyjmowało ostry dualizm psycho - fizyczny postulowany przez Kartezjusza.

Z kolei Gabriela Zapolska w swej tragifarsie zatytułowanej "Moralność pani Dulskiej" niewiele zajmowała się sprawami metafizycznego uzasadnienia etyki, raczej pozostawiała sobie rolę bezstronnego obserwatora, który przygląda się temu, jako toczy się światek mieszczańskie moralności, a działo się tu wiele niezwykle interesujących rzeczy. Tytułowa bohaterka tej tragifarsy jest kobieta niezwykle energiczną, która by tak powiedzieć - trzęsie całym domem. Posłuchajmy:

"Zbyszko idź do biura

Hesia, kurze ścierać, Mela gary

Felisjan... do biura...

Żywo Mela!

Otwieraj fortepian...no!

będzie znów można zacząć żyć

w tym domu po bożemu".

Można ją określić jako głowę domu, gdyż jej mąż został absolutnie przez nią sterroryzowany i, jeśli ma nawet coś do powiedzenia, to zachowuje to dla siebie. Nasza bohaterka ma wiele problemów na swej głowie, przede wszystkim zarabianie pieniędzy, które płyną do niej, między innymi, z wynajmowania mieszkań. Nie należy ona do właścicieli, którzy szczególnie długo czekaliby na opóźniający się czynsz. Zasada jest prosta, kto nie płaci, ten nie mieszka. Nasza bohaterka obawia się również, aby jakieś niezbyt przyjemne sprawki jej, albo którego z członków jej rodziny, nie wypłynęły na zewnątrz, gdyż, co ja co, ale o swa reputację dba i nie chce by z jej nazwiskiem wiązano jakiekolwiek "szkandale". Na nieszczęście jej syn, birbant i dekadent co się zowie, zresztą za mamine pieniądze, niezbyt przejmuje się tego typu szkopułami natury "moralnej" i raczył był zrobić dziecko służącej, a teraz t nawet chce się żenić. Oczywiście, pani Dulska na taki mezalians pozwolić nie ma zamiaru, dlatego też dość energicznie zabiera się do wybijania Zbyszkowi głupich pomysłów z głowy, a dziewczynie oferuje pieniądze, aby sobie poszła precz, jak najdalej od jej rodziny. Wszystko wraca do normy. Zapolska pokazała w tej tragifarsie, jak ludzie utożsamiają moralność nie z tym, co duchowe, ale z tym, co społeczne. Postępujemy źle tylko wtedy, gdy inni się dowiedzą o naszych niezbyt ładnych uczynkach. Nic zatem dziwnego, że termin dulszczyzna wszedł do potocznej polszczyzny, w której oznacza dwulicowość oraz zakłamanie.

Rozmyślanie o kwestach etycznych i moralnych, to tak fascynująca sprawa, iż można zapomnieć, że nie tyle jest ważne, co w tej mierze myślimy, ale to, co czynimy. Łatwo bowiem mówić o wzniosłych ideach, ale o wiele trudniej wprowadzać je w życie.