Możliwość przemieszczania się z miejsca na miejsce jest dla człowieka rzeczą niezwykle ważną do tego stopnia, iż ograniczenie jej jest dlań niezwykle uciążliwe i frustrujące. Można powiedzieć, iż móc pójść dokąd się chce, to tyle co być wolnym. Nic zatem dziwnego, że przemieszczanie się, wędrowanie, znalazło swe odbicie w literaturze obrastając przy tym w różnorakie sensy symboliczne, tak iż nieraz nie wiele ma ono wspólnego z doświadczeniem ruchu, które znamy z naszego codziennego doświadczenia. Warto przy tym zauważyć, iż w każdej epoce literackiej znajdziemy przynajmniej kilka utworów, które w taki czy inny sposób wykorzystują motyw wędrówki, co tylko potwierdza me twierdzenie, iż wszelki ruch, możność przemieszczania się, stanowią część ludzkiej istoty i jako takie są jedną z jej najważniejszych składowych.
W mitologii greckiej znajdujemy kilka znakomitych realizacji tego motywu. Edyp ucieka z domu swoich przybranych rodziców, sądząc że to właśni o nich chodziło wyrocznie Delfickiej, która przepowiedziała mu, iż zabije swego ojca i poślubi matkę. Wędrówka, którą odbywa, a która miała być ucieczką przed ponurym przeznaczeniem, paradoksalni okazuje się być jego wypełnieniem. Edyp zabija Lajosa i poślubia Jokastę. Najsłynniejszy jednak mitycznym wędrowcem był, oczywiście, Odyseusz, którego dzieje w swym eposie zatytułowanym "Odyseja" opiewał Homer. Nasz bohater był jednym z bohaterów, którzy walczyli pod Troją. Wsławił się tam swym sprytem i przemyślnością. To właśnie on wymyślił podstęp, który pozwolił Achajom po dziesięciu latach oblężenia zdobyć Ilion (tzw. koń trojański). Nasz bohater jednak nie wrócił do domu tak szybko, ja inni dowódcy Greccy, gdyż w wyniku nieprzychylności mu Neptuna, króla mórz, musiał się błąkać przez dziesięć lat po świecie, nim wreszcie zobaczył brzegi rodzinnej Itaki. W tym czasie przeżył wiele przygód nieraz zabawnych, nieraz strasznych, nieraz, hm, erotycznych (nimfa Kalipso). Jednakże podczas tych cokolwiek wymuszonych wojaży, nigdy nie zapomniał o swym domu, który był zawsze dla niego ostatecznym celem wędrówki.
Wielkim średniowieczny wędrownikiem jest Dante, który w swym alegoryczny dziele zatytułowanym "Boska komedia" przemierzył wraz ze swymi przewodnikami zaświaty. Działo się to dokładnie w nocy z Wielkiego Czwartku we Wielki Piątek roku tysiąc trzechsetnego, wtedy to nasz bohater będąc w połowie życia stanął pośród ciemnego lasu, gdzie natknął się na zjawę swego wielkiego, a zmarłego ponad tysiąc lat temu, poetyckiego mentora, Wergiliusza. Ten zaproponował mu, iż pokaże mu różne miejsca przebywania dusz w zaświatach, zastrzegając przy tym, iż będzie mógł mu tylko towarzyszyć we wędrówce przez Piekło i Czyściec, natomiast po Niebiosach oprowadzi go ktoś znacznie od niego godniejszy. Wergiliuszowi chodziło o Beatrycze, ukochaną Dantego, która zmarła w bardzo młodym wieku.
Nim nasz poeta wszedł do Piekła przeszedł przez jego przedsionek, Limbo, w którym znalazły swe miejsce przebywania dusze ludzi, którzy za życia nie okazali się ani szczególnie dobrzy, ani szczególnie źli, dla których obojętnymi były obydwie te kategorie ontyczno - moralne. Przekraczających bramę Piekieł wita napis: "Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie". Według Dantego architekturę tego miejsca tworzy dziewięć koncentrycznie, a zarazem hierarchicznie ułożonych kręgów. Górne sfery inferna są przeznaczone dla potępieńców, których grzechy nie są aż tak ciężki, na samym zaś jego dnie, w paszczy Lucyfera, znajduje się trzech największych grzeszników jakich znał świat: Judasz, Brutus i Kasjusz. Zwiedziwszy Piekło i przeprowadziwszy wiele rozmów z jego mieszkańcami, z których wielu było mu znajomych osobiście, nasz bohater trafił do Czyśćca. Dante wyobrażał go sobie jako wielką górę, na której rozmieszczone są dusze ludzkie podług ciężaru grzechów, jakie mają odpokutować - im bliżej jej podnóża tym przewiny człowieka były poważniejsze. Po wejściu na jej szczyt Wergiliusz opuszcza naszego bohatera, a jego przewodniczką po Raju staje się zgodnie ze wcześniejszą umową Beatrycze. Prowadzi ona Dantego do miejsca, w którym przekroczą oni granicę oddzielającą Niebo od Czyśćca. Stanowi ją wielki ogień, ale przekraczając go nasz poeta nie odczuwa wcale bólu. Raj ma swą własna architekturę. Składa się on z siedmiu nieb planetarnych oraz sfery gwiazd stałych. W każdej z tych sfer zamieszkują duszę, które były godne zbawienia. Rozmowy, jakie Dante toczy z nimi, są dlań wielce pouczające. Dotarłszy do dziewiątego Nieba, nasi bohaterowie stanęli tym samy przed obliczem Boga. Dante wyobrazi go sobie jako kwiat białej róży. Motyw wędrówki poeta włoski wykorzystał do pokazania wyobrażeń metafizycznych, jakie mieli ludzie średniowiecza, równocześnie jednak można "Boską komedie" odczytywać jako ukazane w symbolicznym skrócie koleje losu człowieka na tym świecie. Wszakże każdy z nas ma swoje Piekło, swój Czyściec i swój Raj, do którego dąży.
Dal polskiego romantyzmu niezwykle ważnym utworem był dramat Juliusza Słowackiego zatytułowany "Kordian". Jego tytułowego bohatera poznajmy, gdy ma piętnaście lat i jest zakochany. Dusza Kordiana jest dziwnym amalgamatem pragnień, marzeń, chęci dokonania wielkiego czynu, a jednocześnie bezsilności, braku woli, jakiegoś niezbyt określonego poczucia bezsensu. Laura raczej nie takiego mężczyzny szukała, jakkolwiek do nawiązania romansu nasz bohater wydawał się je całkiem zdatnym, tyle tylko, że Kordian potraktował rzecz o wiele bardziej poważnie niż jego wybranka. Próba targnięcia się na swe życie po tym, jak przekonał się, że Laura go nie kocha, skończyła się na szczęście dlań niepowodzeniem. Następny akt dramatu przedstawia nam okres wędrówek naszego bohatera w Europie. W Anglii, której cywilizacją techniczną był początkowo zachwycony, szybko przekonuje się, że świat, który rządzi się wyłącznie prawami ekonomicznymi, nie jest jego światem. Jednocześnie zaznajamia się z dziełami Szekspira - scena na skałach w Dover. To daje początek jego smutnym i wyzbytym złudzeń rozważaniom o tym, jaką wielką przepaść dzieli świat poetycki od świata rzeczywistego. We Włoszech dowiaduje się, że miłość to ni żadne transcendentne uczucie, ale swego rodzaju towar, który za odpowiednia cenę każdy może sobie kupić. Pozbywa się także złudzeń, co do tego, iż papież mógłby poprzeć narodowowyzwoleńcze dążenia Polaków. Ta wędrówka po świecie staje się dla Kordiana swego rodzaju inicjacją w dorosłe życie. W każdym nowym miejscu, w którym przebywa dowiaduje się czegoś nowego sobie i świecie, w który przyszło mu żyć. Można zatem powiedzieć, że jego wędrowanie ma przede wszystkim symboliczny sens i znaczenie.
Wędrowanie jako symboliczny obraz naszego życia powraca we wielu utworach literackich pisarzy dawnych i współczesnych. Ich wspólną cechą, w przeważającej części, jest to, iż wędrówka ma sens poprzez cel, do którego wiedzie. Sądzę, że wielu ludzi, gdyby tylko zechciało sięgnąć po jakąś książkę tego typu, przestałoby bezsensownie mówić, iż życie nie ma sensu. Wszakże to dzięki obcowaniu z literaturą możemy odnaleźć podpowiedź jak żyć i po co żyć, wystarczy tylko się trochę wysilić.
Kolejna książka, którą pragnąłbym omówić w kontekście realizacji motywu wędrowania, nie znajduje się we wykazie lektur obowiązkowych, a nawet nadobowiązkowych. Jej autorem jest amerykański pisarz Stephen King, a ona nosi tytuł "Pokochałam Toma Gordona".
Jej główna bohaterka jest dziewięcioletnia dziewczynka Trishy McFarland. Jej wielką namiętnością jest baseball. Jej ulubioną drużyna były "Czerwone skarpety", a ich gracz, Tom Gordon, obiektem jej westchnień. Pochodzi z rozbitej rodziny. Jej matka stara się obecnie na nowo ułożyć sobie życie, a jednym z elementów tego nowego ładu są co - weekendowe wycieczki do lasu z dziećmi. W trakcie jednej z takich wypraw nasza bohaterka zostaje trochę z tyłu za swą matka i bratem, trochę zniesmaczona kłótnią, jaka się pomiędzy nimi wywiązała. Poczuwszy potrzebę pójścia w ustronne miejsce zbacza nieco z drogi, którą szła ze swymi najbliższymi. Po załatwieniu spawy chcę na nią wrócić, ale przez nieuwagę wpada do wądołu. Nieprzytomna leżała na jego dnie przez kilkanaście minut. Ani jej matka, ani je brat, nie zauważyli jej nieobecności, gdyż byli zbytni zaaferowani sprzeczką, która wiedli. Gdy się zorientowali, że jej nie ma, było już z późno, gdyż Trisha szukając ich odeszła bardzo daleko od drogi, którą podążali. Nasza bohaterska spędziła w lesie siedem długich dni, przy życiu utrzymywał ja prowiant, jaki niosła w swym plecaku, jakkolwiek raczej trudno byłoby powiedzieć, iż najadała się do syta. W trakcie wędrówki przez las spotkało ją wiele niesamowitych i groźnych przygód. Dziewczynka czuła, że nie jest w nim sama, że jakaś złowroga siła podąża za nią trop w trop. Bała się tego, tym bardziej, że wszędzie odnajdywała ślady jego złowrogiej działalności, np. ciało młodego jelenia, które jeszcze nie zdążyło ostygnąć. Inna niemiłą przygodą była ta, gdy rój pszczół, który przyjął postać bestii, puścił się w pogoń za nią, wykrzykując przy tym do niej jakieś obłędne i przerażające słowa. Jednakże Trishy była dzielną dziewczynką i niełatwo było ją zastraszyć, tym bardziej, że siły dodawała jej miłość do Tom Gordona. Dzięki niewielkiemu radiu, które ze sobą niosła w niektórych partiach lasu mogło posłuchać transmisji meczów, w których grał jej ukochany, a ponieważ nie stanowiło dla niej problemu wyobrażenie sobie, że właśnie rozgrywa mecz, w którym uczestniczy Tom, to mogła choćby na jakiś czas nie myśleć o sytuacji, w jakiej się znalazła. To także dodawało jej sił. Po siedmiu dniach wędrówki nasza bohaterka w końcu dotarła do krańca lasu, którym wędrowała. Gdy już miała wyjść poza granicę drzew, stanęła ze swym tajemniczym prześladowcą oko w oko. Był to niedźwiedź, a właściwie szatan, który przybrał postać tego zwierzęcia. Dziewczynka mogła uciekać, ale zdecydowała się stanąć z nim do pojedynku. Dzięki interwencji pewnego myśliwego, Trishy wygrywa je, chociaż była już bliska śmierci. Nikt inny poza nią nie wiedział czym, a raczej kim, był niedźwiedź.
Książką Kinga w interesujący sposób wykorzystuje motyw wędrowania do postraszenia nas, z jednej strony, z drugiej zaś, do zadania nam pytania, czy potrafimy wierzyć, iż droga, którą idziemy prowadzi nas do jakiegoś celu? Sugestia jest tu taka, iż jeśli odpowiedź na powyższe pytanie brzmi nie, to możemy stać się miejscem, w którym diabeł hula, a mówiąc poważnie, może to oznaczać, iż sami siebie prowadzimy ku zatraceniu, ku bezmyślnej egzystencji, która nie ma żadnego sensu. Trishy swą walkę wygrała, gdyż jej wiara była mocna, a poza tym potrafiła znaleźć siłę w miłości.
Z omówionych w niniejszej pracy realizacji motywu wędrowania płynie jeden wniosek - nie ma lepszej metafory, która by pokazywała czym jest nasze życie, niż właśnie wędrówka, pokonywanie kolejnych etapów drogi, czyli istotnych wydarzeń w naszym życiu. Ważne jest również, aby ta nasza podróż miała swój cel, nieważne jaki - Bóg, ukochany człowiek, realizacja takich, a nie innych marzeń, gdyż bez tego sami skazujemy się na bezsensowna egzystencję. Dlatego też nie oglądajmy się na nikogo, lecz szukajmy sensu swego istnienia, gdyż wszakże nie będzie tak, iż w pewną wigilijną noc odwiedzą nas duchy , jak to miało miejsce w przypadku Ebenezera Srogge'a w "Opowieści wigilijnej" Dickensa, i nie zabiorą nas w podróż po naszym przeszłym, teraźniejszym i przyszłym, życiu, abyśmy mogli wyciągnąć odpowiednie wnioski na temat tego, co jest dla nas najważniejsze.