Na początku chciałbym odpowiedzieć na postawione w temacie pytanie. Owszem, odnajduję. Chociaż nigdy nie jest tak, że dane dzieło jest przyjmowane przeze mnie bezkrytycznie w całości. Raczej wybieram pewne myśli, wzory zachowań, idee, i włączam je w obręb swego ja, wzbogacając je tym samym. Jednocześnie to właśnie te treści odnajdywane w dziełach literackich podpowiadają mi jak się zachować w danej sytuacji, co zrobić koniecznie, a czego nie w żadnym wypadku, jakie są granice tego, co można, i tego, co się powinno. Tak, zdecydowanie literatura pomaga żyć, a dokładnie rzecz ujmując pomaga dobrze żyć. Bodajże to Arystoteles powiedział, że nie życie, ale dobre życie, ma sens. I tego się trzymam.

Czesław Miłosz w "Traktacie teologicznym" pisał, że "pierwsze ma być pierwsze", zacznijmy więc od Biblii. To w niej ludzie z naszego kręgu kulturowego odnajdywali i odnajdują odpowiedzi na dręczące ich pytania: kim są?, skąd przyszli?, dokąd zmierzają? Biblia to wielka opowieść o miłości Boga do ludzi, trudnej miłości, przeplatanej upadkami, zdradami i powrotami. Ale jednocześnie jest to opowieść o człowieku, o jego próbach zrozumienia swej kondycja na świecie, o jego tęsknocie za Najwyższym, o trudach drogi, jaką stanowi życie. Te dwie opowieści splatają się ze sobą tworząc swego rodzaju fascynujący dialog, który toczy się od tysięcy lat, i chociaż nie wszystkie poszczególne "rozmowy", żywoty ludzkie, zostały w niej utrwalone, to i tak odnajdziemy je tam. Odnajdziemy siebie. Zapewne nie bez przesady można by nazwać Biblię - Wszystko.

Skupmy się na jednej z jej ksiąg - Księdze Hioba. Tytułowy bohater był szczęśliwym człowiekiem. Nie zbywało mu na niczym - posiadał bogactwo, piękną żonę, wiele dzieci. I za wszystko to błogosławił Pana. Gdy jego los się odmienia - traci bogactwo, dzieci umierają, a żona zeń szydzi, nie odwraca się od swego Boga, przyjmuje cierpienie jako jeszcze jeden Jego dar. Ufa, że to wszystko ma jakiś sens, do czegoś zmierza i po coś jest. Jak sadzę można w jego postawie odnaleźć ważną dla nas naukę, że chociaż życie często jest równoznaczne z cierpieniem, to nie można nigdy tracić wiary, iż jest to raczej wyjątek niż reguła, że świat jest miejscem, w którym miesza się dobro ze złem, ale to drugie nigdy nie zatriumfuje nad tym pierwszym, gdyż zło to tylko cień, nicość, nie mająca nad nami, jeśli tylko na nią nie przystaniemy, żadnej władzy.

W literaturze średniowiecznej odnajdujemy kilka interesujących postaci, które mogą wnieść coś ważnego do naszego życia. Zacznijmy od świętych. Św. Aleksy był ascetą. Wyrzekł się wszelkich dóbr doczesnych, by nic nie przeszkadzało jego kontemplacji Boga. W umartwianiu swego ciała posunął się tak daleko, że cieszył się, gdy wylewano na niego pomyje. W jego mniemaniu te umartwienia "wroga naszych dusz" przybliżały go niezawodnie do zbawienia i wiecznej szczęśliwości. Dla nas jego odraza wobec świata jest nieco zbyt skrajna, za daleko posunięta, ale, jak sadzę, pokazuje nam on jedną istotną rzecz: nie warto skupiać się wyłącznie na materialnym aspekcie egzystencji, gdyż przez to nasze życie jest znacznie uboższe.

Odmienny wzór świętości wiąże się z postacią św. Franciszka. Świat to dla niego ekstatyczne przeżycie piękna i dobra, a zatem i Boga. Każda forma życia czy to będzie człowiek, zwierze czy roślina, jest na obraz i podobieństwo Najwyższego, a zatem nie ma w niej zła, które dopiero pojawia się, gdy człowiek występuje przeciw swemu Panu i przeciw innemu człowiekowi. Zatem tylko miłość wobec bliźniego i braci "naszych najmniejszych", miłosierdzie im okazywane, mogą sprawić, iż będziemy szczęśliwi. Mówiąc krótko, "Kwiatki św. Franciszka" stanowią jeden wielki i radosny hymn pochwalny na cześć tego świata i na cześć jego Twórcy. I tego właśnie uczy nas ten święty. Wystarczy kochać, wystarczy koncentrować się na tym, co w życiu piękne i dobre, a przy tym odrzucić nienawiść, która szpeci oblicze tego świata, by stało się ono (życie) bogatsze i pełniejsze. I tego warto się trzymać.

Jeżeli zaś chodzi o świeckie przykłady interesujących postaci, to bez wątpienia jedną z nich jest Roland, a drugą jego suweren, Karol Wielki. "Pieśń o Rolandzie", w której odnajdujemy obydwu, opisuje dzieje wyprawy wojennej podjętej przez król Franków (Karola) przeciw muzułmanom w Hiszpanii. Podczas powrotu ze zwycięskiej dla Karola bitwy, dochodzi do utarczki pomiędzy tylną strażą wojsk frankońskich a oddziałami wroga. Roland - dowódca roty i jednocześnie siostrzeniec króla - ginie w niej, ale wcześniej pokazuje co oznacza być rycerzem. Otóż, mogąc wezwać pomoc za pomocą rogu, nie robi tego, gdyż byłoby to haniebne, staje zatem sam do walki z resztką towarzyszy, dokonując czynów wielkich. Roland jest więc rycerzem doskonałym, kierującym się zawsze kodeksem honorowym, gotowym zginąć za ojczyznę.

Karol natomiast stał się wzorem, podług którego wychowywano przyszłych włodarzy państwa. Nie przypadkowo więc w języku polskim nazwa "król" wzięła się od imienia władcy Franków i nie przypadkowo autor, który spisał i wyidealizował żywot jednego z naszych monarchów - Bolesława Krzywoustego, pochodził z "Galii". Karol był oddany sprawą swego ludu, żył jego troskami i jego radościami, a jednocześnie nie wielu mu mogło dorównać jako rycerzowi i obrońcy wiary chrześcijańskiej.

Jak sądzę, te dwie postacie również mogą nasz czegoś nauczyć. Nie tylko w sposób pozytywny, poprzez aprobatę ich zachowania, ale także w sposób negatywny, poprzez niezgodę na niektóre ich postępki. Rzecz dotyczy przede wszystkim Rolanda. Jego wierność rycerskiemu kodeksowi jest godna uznania, ale realizacja zawartych w nim ideałów ocierała się o absurd , jeśli nie głupotę. Nie wiem bowiem czy znajduje się w nim zapis, że cel uświęca środki, że można skazać na śmierć ludzi, którymi się dowodzi, tylko dlatego, że rycerzowi nie wypada wzywać pomocy. Wydaje mi się, że nastąpiło tu jakieś dziwne przetasowanie w hierarchii wartości: powyżej życia ludzkiego stanął honor, czyli tyle co uznanie pośród ludzi. To budzi sprzeciw i niesmak.

Przejdźmy teraz do literatury renesansu. Oczywiście, i tu znajdziemy wiele interesujących przykładów zachowań, postaci, godnych naśladowania. Mikołaj Rej w "Żywocie człowieka poczciwego"tworzy idylliczny obraz życia wiejskiego, a dokładnie rzecz ujmując ziemiańskiego, w którym to nie ma wiele miejsca na roztrząsanie "przeklętych problemów ludzkości" (Dostojewski), za to wiele mówi się o praktycznej stronie życie: od wychowania dzieci, aż po przyrządzanie smakowitych potraw. Człowiek tam przedstawiony żyje zgodnie z rytmem natury, w dostatku, ale bez przepychu, pośród najbliższych, jeżeli "wygląda" poza granice swego majątku, to tylko w jakichś szczególnych okolicznościach. Sądzę, że wielu z nas marzyło o takim życiu: bez pośpiechu, bez jakichś wielkich obciążeń, pogoni za jakimiś wielkimi celami. Niestety nie wielu z nas był, jest i będzie, dany, gdyż jest to właśnie idylla, sielanka, która może zostać zrealizowana - niekoniecznie dokładnie w Rejowej formie - przez nielicznych wybrańców fortuny. Ale czasami jest dobrze zaglądnąć do tego uporządkowanego i względnie bezpiecznego świata, bowiem w nim można na chwile odpocząć i pomyśleć: "A gdybym właśnie w ten sposób...". I za to Reja cenię.

Mówiąc o literaturze renesansu nie można zapomnieć o Janie Kochanowski i, w szczególności, o jego "Odprawie posłów greckich". W tym w dramacie jedną z najważniejszych postaci jest Antenor. Stanowi on wzór patrioty, który bez względu na okoliczności stawia ponad swój prywatny interes dobro ogółu, który nigdy nie żałuje środków i trudu by urzeczywistnić ideał państwa sprawiedliwego. Oczywiście, taka postawa nie bierze się znikąd, ale stanowi konsekwencję osobistej moralności Antenora, w której niepoślednią role odgrywają uczciwość i przekonanie o istnieniu dobra i obiektywnej prawdy, które wcześniej czy później triumfują nad złem i kłamstwem. Taką postawę zawsze warto naśladować.

Skoro jesteśmy przy Kochanowskim, to nie można tu nie wspomnieć o renesansowym ideale humanisty, który to ideał zrealizował on w swym życiu w stopniu niemal doskonałym. Co prawda nie jest to wzorzec stricte literacki, wszakże jednak dzieła pana na Czarnolesie są nim przesycone. Humanista to człowiek uczony, ale jednocześnie ktoś, kto potrafi poruszać się na salonach, erudyta i znawca starożytnych tekstów, ale także ktoś, komu nie jest obca praktyka życiowa, działalność publiczna, kocha on życie i potrafi zeń korzystać, ale nie popada w hedonizm, jednym słowem jego osobowość tworzy harmonijna całość.

Nieco innym człowiekiem był William Szekspir i nieco inne były dzieła, jakie stworzył. Jeżeli bowiem humaniści widzieli świat jako pewna harmonijną całość, to on dostrzegał w nim przede wszystkim szaleństwo. To świat, w którym nie rozum, ale uczucie, namiętność, afekt, jest władcą absolutnym. Wystarczy przyjrzeć się historii szaleństwa Makbeta. Jest to opowieść o dzielnym i szlachetnym rycerzu, który staje się mordercą i uzurpatorem. Jego psychika składa się ze sprzecznych uczuć, dążeń, nadziei, pragnień. Gdy zyskuje upragnioną władzę, okazuje się, że nie potrafi się nią cieszyć, kocha swoją żonę, lecz jednocześnie się jej boi, uważa, że podejmuje samodzielne decyzje, lecz równocześnie słucha podszeptów trzech wiedźm (symbolizują one zapewne podświadomą stronę jego psychiki). Można więc powiedzieć, że istnieje w nim jakieś pęknięcie, dwoistość natury, która sprawia, że jego czyny, myśli i uczucia oscylują pomiędzy skrajnościami - wydawałoby się - nie do pogodzenia w jednej naturze.

Nauka, jaka płynie dla nas z tego dramatu, jest następująca: nie ufajmy przesadnie rozumowi, gdyż to nie on, a przynajmniej nie jedynie, decyduje o tym, kim jesteśmy. Człowiek to aktor w dramacie życia, którego rolę pisze nie on sam, lecz to, co w nim ukryte, to, co nie jasne, to, co nielogiczne.

"Zgaśnij, wątłe światło!

Życie jest tylko przechodnim półcieniem,

Nędznym aktorem, który swoją rolę

Przez parę godzin wygrawszy na scenie,

W nicość przepada - powieścią idioty

Głośną, wrzaskliwą, a nic nie znaczącą."

W epoce romantyzmu wykreowano wiele interesujących postaci literackich. Jedną z ciekawszych był Giaur, główny bohater powieści poetyckiej Georga Byrona. To on był pierwowzorem dla licznych bohaterów romantycznych. Tajemniczy, intrygujący, zbuntowany, ze zranioną duszą. Tak można by go było pokrótce scharakteryzować. Najważniejszą jednak jego cechą było to, że kochał. Oczywiście, nie była to zwykła miłość, lecz uczucie, które było zdolne przekroczyć wszelkie granice, dla którego nawet śmierć nie była zbyt wysoką zapłatą za chwilę szczęścia. Leila była jedną z żon Hassana, muzułmanina osiadłego w Grecji. Gdy ten dowiedział się o jej romansie z Wenecjaninem, Giaurem (niewiernym), rozkazał ją zabić w okrutny sposób. Zrozpaczony kochanek poprzysiągł zemstę, ta jednak nie przyniosła mu ukojenia. Takie podejście do miłości w dzisiejszych czasach już raczej się nie zdarza, ale chyba każdy z nas choć raz chciałby cos takiego przeżyć. Być może warto spróbować, co zresztą podpowiadają nam sami romantycy.

Podobnym do Giaura pod względem stosunku do miłości typem bohatera romantycznego jest Gustaw z IV - ej części "Dziadów" Adama Mickiewicza. On widzi świat przez jej pryzmat, to dla niej warto żyć i dla niej warto umrzeć, bez niej nic nie miałoby sensu i znaczenia. Ponieważ jednak jego miłość nie może się zrealizować - różnice majątkowa pomiędzy nim a ukochaną są zbyt duże - popełnia samobójstwo. Nie sadzę bym postąpił tak samo będąc na miejscu Gustawa, ale jego maksymalizm w podejściu do miłości budzi mą sympatię.

Innego rodzaju typem bohatera romantycznego jest Konrad Wallenrod. Co prawda, i dla niego miłość jest ważna (Aldona), ale ponad nią przekłada swe obowiązki względem ojczyzny. Konflikt, który rozgrywa się w jego duszy, dotyczy spraw honoru: czy rycerz może zdradzić ideały, którymi powinien się kierować, w imię innych, podobnie wzniosłych? Wallenrod wybiera, ale płaci za to straszliwą cenę. Miłość do ojczyzny wymaga ofiary. I tego nas uczy postać owego nieszczęsnego "lwa", który musiał być "lisem".

Romantyzm stworzył także postać dynamicznego bohatera, który przechodzi wewnętrzną przemianę w czasie trwania akcji utworu. Nasuwa się tu przede wszystkim postać Jacka Soplicy z "Pana Tadeusza" Adama Mickiewicza. W młodości hulaka i zawalidroga, który nie zawahał się zabić Horeszki, gdy ten odmówił mu ręki swej córki Ewy, przemienił się w bojownika sprawy polskiej, który pod przybranym imieniem Księdza Robaka przygotowywał na Litwie grunt do powstania przeciw zaborcy.

Analogiczną zdolnością do przemiany wykazał się również bohater tytułowy dramatu Juliusza Słowackiego Kordian. Metamorfoza, jaka zachodzi w nim, podczas trwania akcji utworu jest znaczna. Jako młodzieniec był człowiekiem wrażliwym, delikatnym, nieodpornym na przeciwieństwa losu i dlatego łatwym do zranienia, w dalszych zaś partiach utworu jest ukazywany jako dojrzały mężczyzna świadomy swych celów i obowiązków, jakie nakłada na niego tak a nie inna sytuacja ojczyzny. Jak jednak pokazuje finał dramatu, ta młodzieńcza natura była prawdziwsza niż ta nabyta z wiekiem, gdyż cyniczne podejście do człowieka, zdrada, obłuda skrywana za pozorami świętości, nieszczerość, to wszystkiego, czego nauczył się podczas swych podróży, nie sprawiło, ażeby był on zdolny do zamordowania człowieka z zimna krwią. W obydwu tych postaciach - Jacka Soplicy i Kordiana - godnym uwagi i zapamiętania jest ich zdolność do zmiany siebie, dążenie do bycia coraz bardziej doskonałym, chociaż droga do ideału jest długa i wyboista.

"Balladach i romansach" Adama Mickiewicza odnajdujemy natomiast szereg przykładów bohaterów, którzy złamali jedno z naturalnych praw moralnych. Według Mickiewicza tylko lud zachował zdolność postępowania zgodnie z nimi, gdyż tylko on nie został zepsuty przez "salony". Co więcej, żywa jest w nim wiara w sprawiedliwość wymierzaną przez naturę tym, którzy złamali jej przykazania. "Świtezianka" opowiada o miłości pomiędzy tytułową bohaterką a młodzieńcem (jest tu określony jako strzelec) oraz o konsekwencjach złamania przysięgi miłosnej. Dziewczyna postanawia wystawić na próbę jego wierność i przemieniwszy się w "dziewiczą piękność" zaczyna go uwodzić. Młodzieniec, mimo iż przysięgał dozgonną miłość swej pierwszej ukochanej przyzywając przy tym "piekielne potęgi", nie okazuje się obojętnym na pokusę nawiązania nowego - w jego mniemaniu - romansu. Rozgniewana nimfa, bo nią była Świtezianka, skazuje go za ten występek przeciw prawom miłości i wierności na śmierć w głębokiej toni jeziora. Sportretowany tutaj mężczyzna okazuje się więc osobnikiem bardzo słabym pod względem moralnym, łatwo ulegającym swym żądzom, niezdolnym do lojalności wobec kobiety, której tak wiele obiecał.

Problem winy i kary jest również poruszany w "Balladynie" Juliusza Słowackiego. Bohaterowie tego dramatu są postaciami tragicznymi, gdyż ich postępowanie nie ma i nie będzie mieć wpływu na nadciągająca katastrofę, która to przyniesie im śmierć. Nawet Balladyna, która święci triumf nad swymi wrogami, okaże się w końcowym rozrachunku przegraną. Słowacki pokazuje nam w tej tragedii, że istnieje coś takiego jak sprawiedliwość boska, albo przynajmniej jakaś granica, której przekraczać człowiekowi nie wolno. Wszakże zbrodniarka zostaje porażona w finałowej scenie piorunem (być może jednak wieszcz był tu tylko ironistą?). Możemy zatem na przykładzie "Balladyny" oraz "Świtezianki", szerzej "Ballad i Romansów", nauczyć, iż, co prawda, raczej żadna nimfa czy też piorun kulisty nigdy nas nie ukarze za naszą niestałość, za nasze zło, ale możemy zawsze oczekiwać, iż nasze szkaradne uczynki wrócą do nas, a to może okazać się o wiele straszniejszą karą niż topiel jeziora czy spopielenie przez grom.

pozytywizmie do głosu doszło pokolenie, które odrzuciło romantyczną wizję genialnej jednostki, oddziaływującej poprzez swą poezję na mniej "genialne" masy. Pozytywiści byli nastawieni przede wszystkim na społeczeństwo, jednostka tu była traktowana raczej jako trybik wielkiej machiny społecznej, której powinna się podporządkować. Wzorem do naśladowania stał się społecznik, który rzuca wszystko i idzie w lud by nieść pośród niego "kaganiec oświaty". Hasłami przewodnimi dla pozytywizmu stały się: praca organiczna, praca u podstaw, emancypacja, asymilacja Żydów. Dążono także do zaprowadzenia sprawiedliwości społecznej, do zniesienia resztek feudalizmu, który krępował swobodny rozwój ekonomiczny społeczeństwa. Dlatego też literatura tej epoki była tak odmienna od literatury romantycznej i dlatego też tak mało było w niej poezji, która przecież jest ekspresją własnego ja, a tak dużo form prozaicznych: powieści, opowiadania, noweli, obrazka.

W "Lalce" Bolesława Prusa odnajdujemy wiele przykładów bohaterów pozytywistycznych. Stanisław Wokulski łączył w sobie zarówno cechy właściwe romantykom, jak i bohaterom nowej epoki. Jak romantyk przeżywa swoją miłość do Izabeli Łęckiej. Uwielbienie, zwątpienie, rozpacz, te uczucia przemiennie targają jego duszą. Oczywiście, ta miłość podobnie jak miłość Gustawa czy Kordiana kończy się nieszczęśliwie. Z drugiej strony Wokulski jest człowiekiem, który wiele przeżył i doświadczył. Był powstańcem, zesłańcem na Sybir, wreszcie kupcem wzbogacony na wojnie. Jednym słowem - to człowiek czynu. Przy tym wierzy on w postęp ludzkiej wiedzy, nauki, który to zapewni powszechną szczęśliwość. Jego postać zatem wpisuje się w obraz typowego bohatera epoki. Dzięki niemu możemy sobie uświadomić, iż człowiek jest bardzo złożoną istotą, którą mogą zgodnie zamieszkiwać dwie diametralnie różne od siebie dusze - "romantyczna" i "pozytywistyczna", i że nie jest to wcale rzecz wyjątkowa.

W "Nad Niemnem" Elizy Orzeszkowej również nie brakuje przykładów bohaterów pozytywistycznych. Jednym z nich jest Benedykt Korczyński. Walczy on o utrzymanie rodowego majątku, ufając przede wszystkim pracy własnych rąk i swemu wysiłkowi w nią włożoną. Jego dawne romantyczne ideały w starciu z prozą życia zamieniły się w upartą chęć przetrwania za wszelką cenę. Skutkuje to niekiedy zaślepieniem i nie zwracaniem uwagi na racje innych, czego przykładem jest jego proces z Bohatyrowiczami, lub też sposób, w jaki taktuje on sugestie syna, co do pewnych udoskonaleń w prowadzeniu gospodarstwa. Można go uznać za przykład tego, jak należy pracować, i jednocześnie jak nie należy zatracać w walce o byt - ewolucjonizm - podstawowej wrażliwości na drugiego człowieka.

Andrzej Kmicic bohater "Potopu" Henryka Sienkiewicza jest natomiast bliższy pod wieloma względami Jackowi Soplicy niż Stanisławowi Wokulskiemu czy Benedyktowi Korczyńskiemu. To bohater dynamiczny, który przechodzi szereg przemian wewnętrznych w trakcie trwania akcji utworu. Początkowo jest awanturnikiem, który nikomu nie schodzi z drogi, sobiepanem nie zważającym na innych, następnie zaś pod wpływem miłości do Oleńki cofa się z nad granicy upadku moralnego - współpraca ze zdrajcą Radziwiłłem - by odpokutowawszy swe haniebne czyny połączyć się z ukochaną węzłem małżeńskim oraz otrzymać szereg zaszczytów od króla Jana Kazimierza. Ciekawy w Kmicicu jest jego witalizm, który nie pozwala mu się poddać w żadnej sytuacji, nawet tej, która wydawałaby się dla innych beznadziejną.

W okresie Młodej Polski poprzednia epoka jest ostro oceniana, gdyż jej cele okazały się nie do zrealizowania, przynajmniej w stosunkowo krótkim okresie czasu. W literaturze powraca koncepcja romantycznego indywidualizm i subiektywizmu, a jednocześnie kładzie się tu nacisk na bardziej aktywne formy prób odzyskania niepodległości niż tylko praca organiczna czy praca u podstaw. Doktor Tomasz Judym - główny bohater powieści Stefana Żeromskiego "Ludzie bezdomni" - jest przedstawicielem pokolenia, które postanowiło poświęcić swe życie pracy ze skrzywdzonymi i poniżonymi, pokolenia pozytywistów. Niestety wszelkie kroki, jakie podejmuje w tym kierunku, kończą się klęską. Nie jest w stanie przekonać do idei częściowo darmowego leczenia ubogich innych lekarzy. W Cisach jego reformatorskie pomysły spotykają się z niezrozumieniem, a nawet wyraźną niechęcią, ze strony środowiska, w którym przyszło mu żyć i pracować. Po tych doświadczeniach dochodzi do przekonania, że jego powołanie do niesienia pomocy ubogim wymaga całkowitego poświęcenia. Dlatego też odrzuca miłość Joasi. Ale Żeromski w ostatniej scenie powieści - rozdarta sosna - zdaje się sugerować, iż takie poświęcenie nie ma sensu, że można żyć i kochać, a jednocześnie pomagać innym. Jest to przykład krytycznego spojrzenia autorów młodopolskich na idee pozytywistyczne. Jeśli chodzi o Judyma, cenne dla nas jest to, iż pokazał on jak dalece można poświęcić się dla innych, że są pewne wartości dla których warto zrobić niemal wszystko.

Podobnym do Judyma bohaterem jest Stasia Bozowska, której postać odnajdujemy na kartach opowiadania Żeromskiego "Siłaczka". Realizując pozytywistyczne hasło pracy u podstaw, wyjechała ona zaraz po studiach na wieś, by tam nieść "kaganiec oświaty". Jednakże nie wytrzymała obciążeń oraz niedogodności związanych z tą pracą i po krótkotrwałej chorobie umarła. Muszę przyznać, że nie do końca rozumie jej poświęcenie, zresztą podobnie jak Żeromski. Co do innego bohatera tego opowiadania - Pawła Obareckiego. On także po studiach udał się "w lud", by naprawiać zło świata. Jednakże jego zapał dość szybko się wyczerpał w zetknięciu z prozą życia, czego konsekwencją było poddanie się demoralizującej atmosferze miasteczka, w którym odbywał praktykę. Właściwie można tu powtórzyć to, co w przypadku Judyma: poświęcenie tak, ale dlaczego aż w takich rozmiarach?

Młodopolskim bohaterem jest również Maciej Boryna z "Chłopów" Władysława Stanisława Reymonta. To najzamożniejszy gospodarz we wsi Lipce. Człowiek z jednej strony wyrachowany, zawzięty i mściwy, a z drugiej pracowity, sumienny i kochający ziemię, na której przyszło mu gospodarzyć. Interesujące w nim jest dla nas właśnie to ostatnie. Czyż bowiem w dzisiejszych czasach moglibyśmy znaleźć przykład ludzi, którzy potrafią żyć w takiej symbiozie z naturą? Byłoby to bardzo ciężkie.

W tym miejscu chciałbym zakończyć swe rozważania. Oczywiście, ilość przykładów na postacie, które odegrały, lub mogłyby odegrać, rolę inspirującą w moim życiu, jest znacznie dłuższa, ale ponieważ ta praca powinna zamknąć się w jakichś rozsądnych rozmiarach, sądzę, że te, które przywołałem, powinny wystarczyć. Można zresztą w większości wypadków powiedzieć o nich, że są to te, które miały największy wpływ na mnie. Literatura, co nie jest specjalnym odkryciem, okazała się ponownie kopalnią przeróżnych idei, myśli, wzorów zachowania, które przyczyniają się do ubogacenia mojego, naszego, życia zarówno tego wewnętrznego, jak i tego zewnętrznego.

Oczywiście, pewne epoki literackie pod tym względem były dla mnie bardziej inspirujące niż inne. To stwierdzenie należy szczególnie odnieść do polskiego romantyzmu, gdyż świat wartości, jakimi kierowali się bohaterowie wykreowani w dziełach tej epoki, jest mi najbliższy. Pośród nich zaś Gustaw. To postacć, która wywarła na mnie największe wrażenie. Nadrzędnym celem jego życia była miłość do kobiety, dla której był w stanie zrobić i poświęcić wszystko, a gdy okazało się, że to za mało, popełnił samobójstwo. Nie wdając się w oceny tego postępku, mogę stwierdzić z całą stanowczością, iż nie przekreśla on tego, jakim on był człowiekiem - dobrym, wrażliwym, wielkodusznym. I właśnie taki świat wartości stanowi dla mnie synonim człowieczeństwa i tego, czym chciałbym być. Podobne wrażenie wywarł na mnie, aczkolwiek to już inna epoka, Tomasz Judym. Jego postać kojarzy mi się, zachowując wszelkie proporcje, ze świętymi, którzy nie zważając na zewnętrzne uwarunkowania, grożące im niebezpieczeństwa, szli przez świat i głosili słowo boże. To fascynuje i jednocześnie skłania do przemyśleń na temat: czy ja tak potrafiłbym, choćby w minimalnym stopniu? Nie wiem, ale całe życie przede mną, by to sprawdzić. Wisława Szymborska wszakże pisała: " Jesteśmy tyle warci, na ile nas sprawdzono".