Wielu szlachciców polskich wywodziło swoje korzenie rodowe, w oparciu o mało wiarygodne badania siedemnastowiecznych historyków, ze starorzymskiego plemienia Sarmatów, którzy przed tysiącami lat mieli zamieszkiwać ówczesne połacie Polski. Owszem takie plemię jak Sarmaci istniało rzeczywiście, lecz bytowało ono przed około trzema tysiącami lat w ujściu rzeki Wołgi, a wiec daleko od przypisywanej im lokalizacji. Szlachta przypisywała im wspaniałe rzymskie cnoty: jak honor, wrodzone poczucie godności, wielka odwagę i męstwo. Wiele z ówczesnych drzew genealogicznych poczynało się nawet od historycznych postaci rzymskich, a co charakterystyczne im "potomek" był wyższego rodu, tym doszukiwał się wspanialszych antenatów, tak że niektórzy potrafili nazywać i Juliusza Cezara swoim dziadem.
Początkowo jednak określenie Sarmata nie niosło sobą nic pejoratywnego. Czy opierało się na prawdziwych przesłankach czy nie, to jednak mówiło wiele dobrych rzeczy o istotnie wartościowych cechach szlacheckich. Wraz jednak ze wzrostem znaczenia i dumy tej warstwy społecznej, pojawiły się w jej obrębie takie wady, jak buta, sobiepaństwo, hardość, nieposłuszeństwo wobec jakiejkolwiek władzy państwowej. Sarmaci zaczęli zasklepiać się w swojej ksenofobii i pokazowej religijności. Często jedyną ich edukacją były pobieżne nauki kolegiów jezuickich, zapewniające im tylko umiejętność czytania i pisania, oraz znajomość paru wytartych sentencji łacińskich. Z upływem kolejnych lat Sarmatyzm, jako światopogląd, tracił coraz więcej na wartości, by stać się w końcu określeniem człowieka zaściankowego i po prostu głupiego, który jedyną swoja chwałę widzi w szlacheckim urodzeniu. Wiele z twarzy siedemnastowiecznych Sarmatów przechowało, skądinąd wspaniałe i wartościowe, malarstwo trumienne, związane z niezwykle "wystawnymi" i bogatymi obrzędami pogrzebowymi tej warstwy.
Nic więc dziwnego, że w dobie oświecenia pisarze podjęli śmiałą krytykę sarmackich wynaturzeń i przekłamań. Zanim jednak zapoznamy się z ich pismami, warto byłoby poznać postać jakiegoś Sarmaty.
Dobra do tego pomocą są słynne "Pamiętniki" Jana Chryzostoma Paska, stanowiące typową, lecz bardzo ciekawą, biografię szlachcica z siedemnastego wieku. Wydarzenia w nich przedstawione przez autora rozpisują się na lata od 1656 do 1666 i od 1667 do 1688. Pierwsza część jest przedstawieniem wojennych przygód autora, który walczył pod Stefanem Czarnieckim w wojnie przeciwko Szwedom, następnie brał udział w wypadzie do Danii, wyprawiał się do Moskwy i służył w wojsku zmobilizowanym przeciwko Lubomirskiemu, który ogłosił rokosz. Służył również Pasek jako opiekun moskiewskiego poselstwa w jego drodze do stolicy Rzeczpospolitej. W drugiej części swoich "Pamiętników" autor opisuje swoje życie na wsi, w otoczeniu rodziny. Pasek w swoich zapiskach jawi się jako pomysłowy, ciekawy świata człowiek, którego jednak posiada wybuchowy i gwałtowny charakter. Jest też przy tym dużym hedonistom, łasym na rozkosze stołu, jak również i pochwały innych. Swojej kariery w wojsku nie rozpoczął on też bynajmniej z chęci służenia ojczyźnie, lecz tylko po to by się wzbogacić na wyprawach wojennych, pomnażając swój majątek. Jan Chryzostom Pasek choć nie zawsze może być wiarygodnym narratorem opisywanych wydarzeń i wiele z jego sądów należy brać z dużą dozą krytycyzmu, zaznaczył w swoim pamiętniku wiele wad i braków wojska polskiego ówczesnych czasów. Cechowało się ono niestety niską karnością, bezustannym prawie wyzywaniem na pojedynki, w których nie obowiązywały żadne reguły i wychodzeniem na pole bitwy po całonocnych libacjach, spędzanych w otoczeniu wódki i kobiet, co również nie wpływało za dobrze na waleczność żołnierzy. Nic wiec dziwnego, ze wszystkie cechujące starożytnych Sarmatów zalety w wydaniu polskiego szlachcica z siedemnastego wieku stały się tylko groteskowym wynaturzeniem. Jedynymi stałymi ich zaletami było tylko umiłowanie króla i pewna lojalność dla dowodzącego nimi Czarnieckiego. Obok rzeczywistych wydarzeń ze swojej wojaczki, niejednokrotnie Pasek wplata w nią wydarzenia fantastyczne i wyimaginowane przygody. Pakowi niejednokrotnie towarzyszy butelka z wódką, czy to w jego dokonaniach żołnierskich, czy to w licznych pojedynkach, w których sam bierze udział. Potrafi jednak trzeźwo opisywać odmienne obyczaje, zawsze jednak pokazując ich niższość wobec polskich tradycji. PO swoich wojennych wyprawach, osiada z majętną wdową, która wziął sobie za żonę, w swoim majątku. Nie potrafi jednak usiedzieć nigdy na miejscu wplątując się w liczne zatargi z sąsiadami, procesy, wyjazdy na sejmiki szlachty, miesza się także w życie polityczne swoich czasów.
Innym barokowym piewcą, ale i świadomym krytykiem szlachty polskiej był poeta Wacław Potocki. Jego słynny wiersz "Zbytki polskie" jest wyliczeniem wad i przywar Sarmatów tamtych czasów. Potrafi on dosadnie pisać o niepohamowanym obżarstwie i pijaństwie "braci szlacheckiej", o rodowej dumie o wiele przerastającej rzeczywiste dokonania danego szlachcica i jego przodków, a także wielkim zamiłowaniu do zbytkownych strojów, wspaniałych uczt, często czynionych wedle zasady "zastaw się, a postaw się". Wspomniany wiersz jest wręcz dekalogiem typowego siedemnastowiecznego szlachcica, ukazującym go w bardzo negatywnym świetle.
"O czymże Polska myśli i we dnie i w nocy ?
Żeby sześć zaprzęgano koni do karocy;
Żeby srebrem pachołków od głowy do stopy,
Sługi odziać koralem, burkatelą stropy;
Żeby na paniej perły albo dyjamenty,
A po służbach złociste świeciły się sprzęty;
Żeby pyszne aksamit puszyły sobole;
Żeby im grały trąby, skrzypce i wijole;(...)
O tym szlachta, panowie, o tym myślą księża,
Choć się co rok w granicach swych ojczyzna zwęża,(...)".
W obliczu coraz to pogłębiającego się kryzysu państwa, powoli lecz konsekwentnie tracącego swoja bliską kiedyś mocarstwowej, pozycje w Europie, takie zachowania stanowią w jego odczuciu zdradę racji stanu. Nie są powodem do dumy, lecz do wstydu obywateli rzeczpospolitej, których patriotyzm już w tamtych czasach miał często wartość co najwyżej papierową. Społeczeństwo szlachty nie czuło się odpowiedzialnym za losy kraju, skupiając się tylko na zabawach i awanturach i myśląc, ze mimo ich zachowania rzeczpospolita nadal będzie silnym i wielkim państwem.
W utworze "pospolite ruszenie" Potocki mówi wręcz o zniewieścieniu szlachty, której dawna odwaga i męstwo zarosły tłuszczem. Wiersz stanowi obrazek z momentu porannej pobudki oddziału, zebranego na zasadzie tytułowego pospolitego ruszenia, czyli dobrowolnego udziały szlachty w formowaniu wojska w momencie zagrożenia granic Rzeczpospolitej. W takim oddziale nikt jednak nie myśli o zerwaniu się z legowiska, nawet rotmistrz woli spać dalej, przez co nikt nie stawia się na polu bitwy, a wrogie wojska bez walki mogą zajmować coraz to nowe obszary. Dobosz, który "ośmielił się" bębnić na pobudkę słyszy tylko:
"Bij kto s... syna kijem, niech nie plecie!
Kto widział ludzi budzić w pierwospy! Oszalał
Pan rotmistrz albo sobie gorzałki w czub nalał?
Niechże sam strzeże, jeśli tak dalece tchorzy,
A wolnej, równej szlachty sobie snem nie morzy!
Sprawi się w Proszowicach, za pomocą Bożą,
Że bracie rozkazuje z chłopami na stróża !"
Daje się poczuć w tym przytoczeniu zapewne popularnych w takich razach słów szlacheckich, gorzka ironię i smutek poety. Wielu z podobnie myślących mu, świadomych chylenia się ku upadkowi Rzeczpospolitej, na pewno zgodziłoby się z nim.
Ważnym utworem krytykującym Sarmatów, jest komedia, której autorem jest Julian Ursyn Niemcewicz, powstała już w epoce oświecenia, a zatytułowana "Powrót posła". Na zasadzie zestawienia ze sobą dwóch opozycyjnych grup, konserwatywnej i reformatorskiej, autor pokazuje śmieszność i głupotę tej pierwszej. Starosta gadulski jest wręcz modelowym reprezentantem najgorszych sarmackich cech. Sam chwali się zresztą swoja głupotą mówiąc:
"Ja co nie czytam lub przynajmniej mało,
Wiem, że najlepiej jak przedtem bywało".
W dawnej "złotej wolności", w źrenicy szlacheckiej jaką było liberum veto, widzi potęgę Rzeczpospolitej. Wspaniałym okresem były dla niego saskie czasy upadku państwa, gdzie jednak "człek jadł, pił, nic nie robił i suto w kieszeni" , zaś "wszyscy byli kontenci, robiono co chciano". Jego poglądy polityczne opierają się na ksenofobii, wszystko co zagraniczne jest dla niego synonimem zepsucia i głupoty. Także w życiu rodzinnym jest despotą w wyrażaniu swoich poglądów, dzieci traktuje instrumentalnie, nie patrząc na to, że są już one dawno dorosłe. Wszystkie swoje czyny ogniskuje wokół zdobywania coraz to większych pieniędzy, nie patrząc, że po drodze do tego celu może zdeptać innych ludzi. Staje się wręcz wyznawcą niesprawiedliwości, jeśli tylko może mu ona przynieść wymierne korzyści i napełnić zawsze pusty, w jego mniemaniu, skarbiec. Smutne, ale niewątpliwie charakterystyczne nie tylko dla niego, ale i dla wielu współczesnych mu Sarmatów są jego słowa:
"Powiadam, że uparty człek zawsze wygrywa.
Świeży mam tego przykład: rok ledwie upływa,
Kiedy byłem na dziele Chorążego synów
Najstarszy jak się uparł o kilka tam młynów,
Niesłusznie, prawda; cośmy się go naprosili,
I nie; i nie! Nareszcie bracia ustąpili -
Powiedzże waćpan teraz, że uparty traci".
Sarmatów z czasem przestała obchodzić zupełnie troska o losy państwa, tak jakby mogło się ono toczyć niezależnie od ich złych, wyniszczających je, czynów. Widzieli tylko potrzebę zdobywania pieniędzy, hołdowania swoim zachciankom, zaś nie dostrzegali kryzysowego momentu w dziejach Polski, jak wiadomo zakończonego zupełnym wymazaniem rzeczpospolitej z politycznej mapy europy na ponad sto dwadzieścia lat. Gadulski potrafi się zdobyć wręcz na słowa, zdradzieckie w swojej wymowie:
"Prawda, z tego wszystkiego przyjść do czubów może;
I tak było po śmierci Augusta Wtórego.
Ci bili Sasów, owi Leszczyńskiego,
Palili sobie wioski; no i cóż to szkodzi?
Obce wojsko jak wkroczy, to wszystko pogodzi".
Widzi korzyść tylko w dawnych, zastałych tradycjach szlacheckich, które już straciły ważność bytu. Gadulski z rozrzewnieniem marzy, że po obcej interwencji:
"Potem amnestia: panom buławy, urzędy,
Szlachcice dadzą wójtostwo, obietnice, względy".
Silnie z sarmatyzmem i jego krytyka łączą się satyry Ignacego Krasickiego. W jednej z nich zatytułowanej ":Do króla". Gdyby nie cudzysłów spinający ten wiersz mogłoby się nam wydawać, że stanowi on pochwałę zachowawczej krytyki króla, tak naprawdę jest jednak autorskim wykpieniem ciemnoty i zacofania szlacheckiego. Pokazuje jak Sarmaci nie mogli wybaczyć Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu jego młodego wieku, zamiłowania do kultury i sztuki, reformatorskich dążeń mających na celu polepszenie sytuacji w upadającym państwie. Woleli nic w nim nie zmieniać wierząc, że i tak "jakoś to będzie", zaś każda zmiana zagrozi tylko ich przywilejom. Sarmata mówiący do króla to ciemny nieuk, twierdzący z butą, że "Jestem Polak rodem, a do tego szlachcic", czyli jak widać przedkładający swój stan, nad własną narodowość. Sam będąc pozbawionym elementarnego wykształcenia jest w stanie zarzucić je królowi: "Księgi lubisz i w ludziach kochasz się uczonych, i to źle".
Druga, ważna w obnażaniu sarmackich wad, jest satyra Krasickiego o wymownym tytule "Pijaństwo" i z tym tez niezwykle popularnym nałogiem się zmierzająca. Jest to obrazek z życia typowego szlachcica, który cała swoja radość życia widzi w piciu, zaś w chwilach kryzysu, również sięga po butelkę, byle tylko zapomnieć, że pije. Jeśli uświadomi my sobie jak powszechne było w tamtych czasach pijaństwo, wymowa tej satyry z żartobliwej, staje się tragiczna.
Nie boi się nazywać Ignacy Krasicki otaczającej go rzeczywistości zepsutą, taką też nazwę nosi inny jego utwór - "Świat zepsuty". Upadek moralności jest właściwy dla ludzi w każdym wieku, nie przejmujących się niczym, lecz żyjących tylko dla własnej wygody. Jak mówią oni "wesoło":
"Wolno szaleć młodzieży, wolno starym zwodzić,
Wolno się na czas żenić, wolno i rozwodzić...".
Pod koniec poeta przedstawia w tym wierszu motyw Polski, jako tonącego okrętu, który będzie jej już towarzyszył przez wiele kolejnych lat.
Obecnie, choć dalecy jesteśmy od wszystkich sarmackich obyczajów i tradycji, wiele z ich myśli jeszcze w nas egzystuje. Poza tymi złymi, jak nieuzasadniona wiara w wyższość naszego narodu nad innymi i duma z nieraz nie zasługujących na to wydarzeń, w Polsce po czasach sarmackich jest odziedziczony niezwykle silny kult dla Matki Boskiej. Jest to chyba jedna z niewielu dobrych "tradycji" pozostałą po tamtych czasach.
Wielu szlachciców polskich wywodziło swoje korzenie rodowe, w oparciu o mało wiarygodne badania siedemnastowiecznych historyków, ze starorzymskiego plemienia Sarmatów, którzy przed tysiącami lat mieli zamieszkiwać ówczesne połacie Polski. Owszem takie plemię jak Sarmaci istniało rzeczywiście, lecz bytowało ono przed około trzema tysiącami lat w ujściu rzeki Wołgi, a wiec daleko od przypisywanej im lokalizacji. Szlachta przypisywała im wspaniałe rzymskie cnoty: jak honor, wrodzone poczucie godności, wielka odwagę i męstwo. Wiele z ówczesnych drzew genealogicznych poczynało się nawet od historycznych postaci rzymskich, a co charakterystyczne im "potomek" był wyższego rodu, tym doszukiwał się wspanialszych antenatów, tak że niektórzy potrafili nazywać i Juliusza Cezara swoim dziadem.
Początkowo jednak określenie Sarmata nie niosło sobą nic pejoratywnego. Czy opierało się na prawdziwych przesłankach czy nie, to jednak mówiło wiele dobrych rzeczy o istotnie wartościowych cechach szlacheckich. Wraz jednak ze wzrostem znaczenia i dumy tej warstwy społecznej, pojawiły się w jej obrębie takie wady, jak buta, sobiepaństwo, hardość, nieposłuszeństwo wobec jakiejkolwiek władzy państwowej. Sarmaci zaczęli zasklepiać się w swojej ksenofobii i pokazowej religijności. Często jedyną ich edukacją były pobieżne nauki kolegiów jezuickich, zapewniające im tylko umiejętność czytania i pisania, oraz znajomość paru wytartych sentencji łacińskich. Z upływem kolejnych lat Sarmatyzm, jako światopogląd, tracił coraz więcej na wartości, by stać się w końcu określeniem człowieka zaściankowego i po prostu głupiego, który jedyną swoja chwałę widzi w szlacheckim urodzeniu. Wiele z twarzy siedemnastowiecznych Sarmatów przechowało, skądinąd wspaniałe i wartościowe, malarstwo trumienne, związane z niezwykle "wystawnymi" i bogatymi obrzędami pogrzebowymi tej warstwy.
Nic więc dziwnego, że w dobie oświecenia pisarze podjęli śmiałą krytykę sarmackich wynaturzeń i przekłamań. Zanim jednak zapoznamy się z ich pismami, warto byłoby poznać postać jakiegoś Sarmaty.
Dobra do tego pomocą są słynne "Pamiętniki" Jana Chryzostoma Paska, stanowiące typową, lecz bardzo ciekawą, biografię szlachcica z siedemnastego wieku. Wydarzenia w nich przedstawione przez autora rozpisują się na lata od 1656 do 1666 i od 1667 do 1688. Pierwsza część jest przedstawieniem wojennych przygód autora, który walczył pod Stefanem Czarnieckim w wojnie przeciwko Szwedom, następnie brał udział w wypadzie do Danii, wyprawiał się do Moskwy i służył w wojsku zmobilizowanym przeciwko Lubomirskiemu, który ogłosił rokosz. Służył również Pasek jako opiekun moskiewskiego poselstwa w jego drodze do stolicy Rzeczpospolitej. W drugiej części swoich "Pamiętników" autor opisuje swoje życie na wsi, w otoczeniu rodziny. Pasek w swoich zapiskach jawi się jako pomysłowy, ciekawy świata człowiek, którego jednak posiada wybuchowy i gwałtowny charakter. Jest też przy tym dużym hedonistom, łasym na rozkosze stołu, jak również i pochwały innych. Swojej kariery w wojsku nie rozpoczął on też bynajmniej z chęci służenia ojczyźnie, lecz tylko po to by się wzbogacić na wyprawach wojennych, pomnażając swój majątek. Jan Chryzostom Pasek choć nie zawsze może być wiarygodnym narratorem opisywanych wydarzeń i wiele z jego sądów należy brać z dużą dozą krytycyzmu, zaznaczył w swoim pamiętniku wiele wad i braków wojska polskiego ówczesnych czasów. Cechowało się ono niestety niską karnością, bezustannym prawie wyzywaniem na pojedynki, w których nie obowiązywały żadne reguły i wychodzeniem na pole bitwy po całonocnych libacjach, spędzanych w otoczeniu wódki i kobiet, co również nie wpływało za dobrze na waleczność żołnierzy. Nic wiec dziwnego, ze wszystkie cechujące starożytnych Sarmatów zalety w wydaniu polskiego szlachcica z siedemnastego wieku stały się tylko groteskowym wynaturzeniem. Jedynymi stałymi ich zaletami było tylko umiłowanie króla i pewna lojalność dla dowodzącego nimi Czarnieckiego. Obok rzeczywistych wydarzeń ze swojej wojaczki, niejednokrotnie Pasek wplata w nią wydarzenia fantastyczne i wyimaginowane przygody. Pakowi niejednokrotnie towarzyszy butelka z wódką, czy to w jego dokonaniach żołnierskich, czy to w licznych pojedynkach, w których sam bierze udział. Potrafi jednak trzeźwo opisywać odmienne obyczaje, zawsze jednak pokazując ich niższość wobec polskich tradycji. PO swoich wojennych wyprawach, osiada z majętną wdową, która wziął sobie za żonę, w swoim majątku. Nie potrafi jednak usiedzieć nigdy na miejscu wplątując się w liczne zatargi z sąsiadami, procesy, wyjazdy na sejmiki szlachty, miesza się także w życie polityczne swoich czasów.
Innym barokowym piewcą, ale i świadomym krytykiem szlachty polskiej był poeta Wacław Potocki. Jego słynny wiersz "Zbytki polskie" jest wyliczeniem wad i przywar Sarmatów tamtych czasów. Potrafi on dosadnie pisać o niepohamowanym obżarstwie i pijaństwie "braci szlacheckiej", o rodowej dumie o wiele przerastającej rzeczywiste dokonania danego szlachcica i jego przodków, a także wielkim zamiłowaniu do zbytkownych strojów, wspaniałych uczt, często czynionych wedle zasady "zastaw się, a postaw się". Wspomniany wiersz jest wręcz dekalogiem typowego siedemnastowiecznego szlachcica, ukazującym go w bardzo negatywnym świetle.
"O czymże Polska myśli i we dnie i w nocy ?
Żeby sześć zaprzęgano koni do karocy;
Żeby srebrem pachołków od głowy do stopy,
Sługi odziać koralem, burkatelą stropy;
Żeby na paniej perły albo dyjamenty,
A po służbach złociste świeciły się sprzęty;
Żeby pyszne aksamit puszyły sobole;
Żeby im grały trąby, skrzypce i wijole;(...)
O tym szlachta, panowie, o tym myślą księża,
Choć się co rok w granicach swych ojczyzna zwęża,(...)".
W obliczu coraz to pogłębiającego się kryzysu państwa, powoli lecz konsekwentnie tracącego swoja bliską kiedyś mocarstwowej, pozycje w Europie, takie zachowania stanowią w jego odczuciu zdradę racji stanu. Nie są powodem do dumy, lecz do wstydu obywateli rzeczpospolitej, których patriotyzm już w tamtych czasach miał często wartość co najwyżej papierową. Społeczeństwo szlachty nie czuło się odpowiedzialnym za losy kraju, skupiając się tylko na zabawach i awanturach i myśląc, ze mimo ich zachowania rzeczpospolita nadal będzie silnym i wielkim państwem.
W utworze "pospolite ruszenie" Potocki mówi wręcz o zniewieścieniu szlachty, której dawna odwaga i męstwo zarosły tłuszczem. Wiersz stanowi obrazek z momentu porannej pobudki oddziału, zebranego na zasadzie tytułowego pospolitego ruszenia, czyli dobrowolnego udziały szlachty w formowaniu wojska w momencie zagrożenia granic Rzeczpospolitej. W takim oddziale nikt jednak nie myśli o zerwaniu się z legowiska, nawet rotmistrz woli spać dalej, przez co nikt nie stawia się na polu bitwy, a wrogie wojska bez walki mogą zajmować coraz to nowe obszary. Dobosz, który "ośmielił się" bębnić na pobudkę słyszy tylko:
"Bij kto s... syna kijem, niech nie plecie!
Kto widział ludzi budzić w pierwospy! Oszalał
Pan rotmistrz albo sobie gorzałki w czub nalał?
Niechże sam strzeże, jeśli tak dalece tchorzy,
A wolnej, równej szlachty sobie snem nie morzy!
Sprawi się w Proszowicach, za pomocą Bożą,
Że bracie rozkazuje z chłopami na stróża !"
Daje się poczuć w tym przytoczeniu zapewne popularnych w takich razach słów szlacheckich, gorzka ironię i smutek poety. Wielu z podobnie myślących mu, świadomych chylenia się ku upadkowi Rzeczpospolitej, na pewno zgodziłoby się z nim.
Ważnym utworem krytykującym Sarmatów, jest komedia, której autorem jest Julian Ursyn Niemcewicz, powstała już w epoce oświecenia, a zatytułowana "Powrót posła". Na zasadzie zestawienia ze sobą dwóch opozycyjnych grup, konserwatywnej i reformatorskiej, autor pokazuje śmieszność i głupotę tej pierwszej. Starosta gadulski jest wręcz modelowym reprezentantem najgorszych sarmackich cech. Sam chwali się zresztą swoja głupotą mówiąc:
"Ja co nie czytam lub przynajmniej mało,
Wiem, że najlepiej jak przedtem bywało".
W dawnej "złotej wolności", w źrenicy szlacheckiej jaką było liberum veto, widzi potęgę Rzeczpospolitej. Wspaniałym okresem były dla niego saskie czasy upadku państwa, gdzie jednak "człek jadł, pił, nic nie robił i suto w kieszeni" , zaś "wszyscy byli kontenci, robiono co chciano". Jego poglądy polityczne opierają się na ksenofobii, wszystko co zagraniczne jest dla niego synonimem zepsucia i głupoty. Także w życiu rodzinnym jest despotą w wyrażaniu swoich poglądów, dzieci traktuje instrumentalnie, nie patrząc na to, że są już one dawno dorosłe. Wszystkie swoje czyny ogniskuje wokół zdobywania coraz to większych pieniędzy, nie patrząc, że po drodze do tego celu może zdeptać innych ludzi. Staje się wręcz wyznawcą niesprawiedliwości, jeśli tylko może mu ona przynieść wymierne korzyści i napełnić zawsze pusty, w jego mniemaniu, skarbiec. Smutne, ale niewątpliwie charakterystyczne nie tylko dla niego, ale i dla wielu współczesnych mu Sarmatów są jego słowa:
"Powiadam, że uparty człek zawsze wygrywa.
Świeży mam tego przykład: rok ledwie upływa,
Kiedy byłem na dziele Chorążego synów
Najstarszy jak się uparł o kilka tam młynów,
Niesłusznie, prawda; cośmy się go naprosili,
I nie; i nie! Nareszcie bracia ustąpili -
Powiedzże waćpan teraz, że uparty traci".
Sarmatów z czasem przestała obchodzić zupełnie troska o losy państwa, tak jakby mogło się ono toczyć niezależnie od ich złych, wyniszczających je, czynów. Widzieli tylko potrzebę zdobywania pieniędzy, hołdowania swoim zachciankom, zaś nie dostrzegali kryzysowego momentu w dziejach Polski, jak wiadomo zakończonego zupełnym wymazaniem rzeczpospolitej z politycznej mapy europy na ponad sto dwadzieścia lat. Gadulski potrafi się zdobyć wręcz na słowa, zdradzieckie w swojej wymowie:
"Prawda, z tego wszystkiego przyjść do czubów może;
I tak było po śmierci Augusta Wtórego.
Ci bili Sasów, owi Leszczyńskiego,
Palili sobie wioski; no i cóż to szkodzi?
Obce wojsko jak wkroczy, to wszystko pogodzi".
Widzi korzyść tylko w dawnych, zastałych tradycjach szlacheckich, które już straciły ważność bytu. Gadulski z rozrzewnieniem marzy, że po obcej interwencji:
"Potem amnestia: panom buławy, urzędy,
Szlachcice dadzą wójtostwo, obietnice, względy".
Silnie z sarmatyzmem i jego krytyka łączą się satyry Ignacego Krasickiego. W jednej z nich zatytułowanej ":Do króla". Gdyby nie cudzysłów spinający ten wiersz mogłoby się nam wydawać, że stanowi on pochwałę zachowawczej krytyki króla, tak naprawdę jest jednak autorskim wykpieniem ciemnoty i zacofania szlacheckiego. Pokazuje jak Sarmaci nie mogli wybaczyć Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu jego młodego wieku, zamiłowania do kultury i sztuki, reformatorskich dążeń mających na celu polepszenie sytuacji w upadającym państwie. Woleli nic w nim nie zmieniać wierząc, że i tak "jakoś to będzie", zaś każda zmiana zagrozi tylko ich przywilejom. Sarmata mówiący do króla to ciemny nieuk, twierdzący z butą, że "Jestem Polak rodem, a do tego szlachcic", czyli jak widać przedkładający swój stan, nad własną narodowość. Sam będąc pozbawionym elementarnego wykształcenia jest w stanie zarzucić je królowi: "Księgi lubisz i w ludziach kochasz się uczonych, i to źle".
Druga, ważna w obnażaniu sarmackich wad, jest satyra Krasickiego o wymownym tytule "Pijaństwo" i z tym tez niezwykle popularnym nałogiem się zmierzająca. Jest to obrazek z życia typowego szlachcica, który cała swoja radość życia widzi w piciu, zaś w chwilach kryzysu, również sięga po butelkę, byle tylko zapomnieć, że pije. Jeśli uświadomi my sobie jak powszechne było w tamtych czasach pijaństwo, wymowa tej satyry z żartobliwej, staje się tragiczna.
Nie boi się nazywać Ignacy Krasicki otaczającej go rzeczywistości zepsutą, taką też nazwę nosi inny jego utwór - "Świat zepsuty". Upadek moralności jest właściwy dla ludzi w każdym wieku, nie przejmujących się niczym, lecz żyjących tylko dla własnej wygody. Jak mówią oni "wesoło":
"Wolno szaleć młodzieży, wolno starym zwodzić,
Wolno się na czas żenić, wolno i rozwodzić...".
Pod koniec poeta przedstawia w tym wierszu motyw Polski, jako tonącego okrętu, który będzie jej już towarzyszył przez wiele kolejnych lat.
Obecnie, choć dalecy jesteśmy od wszystkich sarmackich obyczajów i tradycji, wiele z ich myśli jeszcze w nas egzystuje. Poza tymi złymi, jak nieuzasadniona wiara w wyższość naszego narodu nad innymi i duma z nieraz nie zasługujących na to wydarzeń, w Polsce po czasach sarmackich jest odziedziczony niezwykle silny kult dla Matki Boskiej. Jest to chyba jedna z niewielu dobrych "tradycji" pozostałą po tamtych czasach.