W 1795 roku ziemie polskie zostały podzielone pomiędzy trzech zaborców, a Rzeczpospolita przestała egzystować jako państwo na mapach Europy. Takie zjawisko miało trwać przeszło 100 lat. Nie pomagały powstania narodowo-wyzwoleńcze w XIX wieku, nie pomagała także wielka wola Polaków do bycia wolnym i samodzielnym narodem, narodem żyjącym w niepodległym kraju. Kolejna szansa na odbudowanie polskości i Polski, pojawiła się w drugim dziesięcioleciu XX wieku. Tak bowiem oto, komplikowała się sytuacja polityczna na Starym Kontynencie, a interesy dwóch polskich zaborców tj. Austrii i Rosji krzyżowały się na Półwyspie Bałkańskim. Można było przypuszczać, że spór zakończy się wojną. Jeśli tak by się stało, trójzaborowa Polska miała szansę na powstanie z upadku i na odbudowanie swojej państwowości. I faktycznie w toku wojny, tzw. sprawa polska, nabrała zupełnie nowego kolorytu i znaczenia. Doprowadzono do odbudowy państwa, a konferencja pokojowa w Wersalu, miała ustalić i wyznaczyć przebieg granic powojennej Polski. Określenie przebiegu granic okazało się być zadaniem trudnym i wieloetapowym, a w panoramę owych trudów wpisała się także walka o włączenie do Polski miejscowości Lubaczów.

Zacznijmy od kilku informacji dotyczących dziejów Lubaczowa. Otóż, przed wybuchem pierwszej wojny światowej, w miejscowości pozostawało 6729 mieszkańców. W grupie tej znajdowali się wyznawcy religii rzymskokatolickiej, w liczbie 1729, religii greckokatolickiej, w liczbie 2689, oraz izraelici w liczbie 2278. Nie bez znaczenia podano powyższe dane. Tak bowiem oto, zróżnicowanie w wyznawanej wierze, pociągało za sobą zróżnicowanie narodowościowe, a to z kolei, prowadziło do nieuchronnego sporu o "związanie" Lubaczowa, bądź z Polską, bądź z Ukrainą. W roku 1918 spór ten przerodził się w zbrojną konfrontację.

Walka o przynależność Lubaczowa do państwa polskiego, miała swoje konotacje w patriotyzmie oraz przywiązaniu do narodowych wartości, wyrażanych przez przedwojenne pokolenia. Do tego dochodziła jeszcze kultywowana przez mieszkańców Lubaczowa, pamięć o bohaterstwie Polaków na Kresach. Żywa więc była wśród polskich Lubaczowian, idea ruchu powstańczego i niepodległościowego. Dała ona o sobie znać w roku 1912, kiedy między innymi z inicjatywy Jana Rokosza, założono drużynę harcerską. Młodzież pod opieką Jana Kornagi, kształciła się w kierunku wojskowym, opanowując elementy musztry czy sporządzania broni. Istotnym elementem szkolenia były także ćwiczenia polowe, organizowane w warunkach nocnych, w celu skonfrontowania ze sobą dwóch przeciwnych drużyn, na polu walki. Można zaryzykować stwierdzenie, że tego typu ćwiczenia oddawały rzeczywistość. Do walki bowiem, stawały obozy polski i ukraiński, które rywalizowały ze sobą o przynależność Lubaczowa, bądź do Polski, bądź do Ukrainy. Tak było, i w rzeczywistości, i w pozorowanych harcerskich ćwiczeniach. Niejednokrotnie wzajemnych animozji nie udawało się powstrzymywać, i ze szkolenia przenoszono je do codziennego życia. Wówczas to pomiędzy narodowościami dochodziło do przepychanek czy sporów. Nierzadko także interweniować musieli Austriacy.

Już w dobie pierwszej wojny światowej, w okresie organizowania Legionów Polskich, na terenie Lubaczowa nie zaobserwowano większego zainteresowania zaciągiem. Część mężczyzn zmobilizowano do służby w armii austriackiej, część sama zdecydowała się na wstąpienie do Legionu Wschodniego. Z całą pewnością za obojętną postawę młodych w kwestii zaciągania się do armii czy Legionów Polskich, odpowiadali seniorzy Lubaczowskich rodów. To oni z niedowierzaniem i pesymizmem patrzyli na możliwość odbudowania Polski. I to ich punkt widzenia rzutował, na postrzeganie sprawy przez młodych. Na szczęście tylko na początku. Tak bowiem oto, z biegiem dni i miesięcy, i w atmosferze pojawiania się w mieście legionistów, stosunek młodych do sprawy nabierał innego wymiaru. Legioniści byli przedmiotem podziwu, a jednocześnie zazdrości ze strony tych, którzy nie zostali zmobilizowani, lub nie zechcieli sami wstąpić do wojska. Przybywanie i przebywanie legionistów w Lubaczowie, bardzo pozytywnie oddziaływał na kształtowanie się postaw patriotycznych polskich, oraz na chęć przyłączenia Lubaczowa do niepodległej Polski. Coraz wyraźniej zarysowywała się także potrzeba czynnego działania.

W drugim okresie wojny, tj. po tzw. kryzysie przysięgowym (lipiec 1917 rok) oraz po przerzuceniu Legionów Polskich z Królestwa Kongresowego, w rejon Przemyśla, kontakt i obcowanie z legionistami w Lubaczowie, był jeszcze bardziej namacalny, niż w pierwszej fazie konfliktu. Szczególnym autorytetem wśród Lubaczowskich legionistów, cieszył się Jan Kornaga. Wokół jego osoby skupili się późniejsi działacze Polskiej Organizacji Wojskowej, a konkretnie Kazimierz Małecki, Władysław Borysiewicz, Ludwik Sokołowski i Wiktor Weinart.

Bardzo wymownym momentem wojny, momentem który zaakcentowali polscy mieszkańcy Lubaczowa, było ogłoszenie warunków pokoju brzeskiego, w lutym 1918 roku. Pokój, który stanowił między innymi o oddaniu Ziemi Chełmskiej Ukraińcom, stał się punktem wyjścia do zorganizowania polskiej manifestacji w Lubaczowie. Podczas manifestacji, Polacy z Lubaczowa zebrali się niemal w komplecie. Na jednej manifestacji się nie skończyło. Co więcej, ruch tak w treści, jak i w formie, przybrał tak namacalną i czytelną postać, iż zaczęto się go obawiać. Oczywiście w pierwszej kolejności obawiali się Ukraińcy. Organizowali więc kontrmanifestacje i potyczkowali się z Polakami. W toku opisanych wydarzeń, aresztowany a następnie przewieziony do obozu w Żurawicy (pod Przemyślem), został Jan Kornaga. Pomimo uwięzienia Kornagi, prace w POW nie ustawały. Na marginesie, pod nieobecność Kornagi, dowództwo POW powierzono sędziemu Edwardowi Sucheckiemu. Po zwolnieniu z Żurawicy, w październiku 1918 roku, Jan Kornaga ponownie znalazł się w Lubaczowie i przystąpił do ostatecznych przygotowań do konfrontacji z Austrią i przyłączenia miejscowości do Polski. Jak można się spodziewać, inicjatywa Kornagi sprowokowała konfrontację zbrojną z Ukraińcami.

Dnia 1 listopada 1918 roku, dokładnie o godzinie 9, działacze POW w Lubaczowie zostali poinformowani o ostatecznym upadku państw centralnych, oraz o opanowaniu Krakowa przez Polaków. W atmosferze entuzjazmu Jan Kornaga, Władysław Borysiewicz, Kazimierz Małecki, Jan Niemiec oraz Edward Suchecki (działacze POW) udali się do miejscowych koszar, w których stacjonowali Austriacy. W rezultacie, koszary rozbrojono, a kierownictwo nad nimi przejął Jan Kornaga. Nie tylko że działacze POW odebrali Austriakom wszelką broń, ale dodatkowo skierowali do miasta patrole, mające za zadanie utrzymać w Lubaczowie porządek, oraz rozbrajać innych przejeżdżających przez miasto żołnierzy armii austriackiej.

Taki obrót zdarzeń zupełnie nie przypadł do gustu Ukraińcom. I w tym momencie, starsi mieszkańcy Lubaczowa wywodzący się ze społeczności polskiej, przystąpili do rozmów z Ukraińcami, którzy zdążyli już zorganizować znaczne siły, i zażądali przekazania im miasta. Domagali się także utworzenia milicji, składającej się z 25 funkcjonariuszy polskich i 25 ukraińskich. Milicja ta miała działać w mieście, i zapewniać bezpieczeństwo jego mieszkańców, aż do czasu uregulowania przynależności Galicji Wschodniej, a co za tym idzie Lubaczowa, do któregoś z powojennych państw. O ile na warunki strony ukraińskiej zgodzili się starsi działacze POW (Edward Suchecki, notariusz Ernest Gather, starosta Jan Siedlecki), tak absolutny sprzeciw wyrażali młodzi członkowie organizacji. Uważali oni, że nie należy iść na kompromis, nie należy składać broni, lecz starać się rozwiązać konflikt, wybierając inną opcję. Niestety ich stanowisko pozostawało w defensywie.

Tego samego dnia, 1 listopada, Ukraińcy udali się pod koszary, domagając się ich oddania. Na stanowcze "nie" Polaków, odpowiedzieli sianiem w mieście paniki oraz zamętu, oraz zastraszaniem ludności oddawanymi strzałami lub krzykami. Niestety, zastraszyć dali się starsi działacze POW, którzy następnego dnia domagali się wpuszczenia Ukraińców do koszar. Szantażowany wizją rzezi Polaków w Lubaczowie, Jan Kornaga, był zmuszony ustąpić. W umysłach młodszych działaczy POW zrodził się jednak pomysł, aby z koszar powynosić sprawniejszy sprzęt wojskowy, karabiny oraz amunicję, i ukryć je przed Ukraińcami. Targnięto się na składy broni, ale nie magazyny z żywnością. Niestety nie tylko Polacy uknuli plan. Ukraińcy także. Do miasta wkroczył i władzę zagarnął ataman Fryderyk Klee. Wkrótce wprowadzono stan oblężenia Lubaczowa, i domagano się zwrócenia broni. Szykowano Polaków, aresztowano kilku działaczy POW, przeszukiwano i niszczono mieszkania (oczywiście w celu znalezienia ukrytej przez Polaków sprawnej broni). Jedynym celem polskiej części społeczeństwa Lubaczowa, była chęć wzięcia odwetu na Ukraińcach. Na zakonspirowanych spotkaniach, ustalono że zostanie zorganizowany niewielki oddział Polaków z Lubaczowa, który z kolei przedostanie się do Jarosławia i wezwie na pomoc posiłki. Jak postanowiono, tak zrobiono. Do Jarosławia udali się Jan Kornaga, Marcin Argasiński, Stanisław Czajkowski, Franciszek Małecki i Józef Małecki. Na miejscu, o wydarzeniach w mieście, poinformowali oni 9 Pułk Piechoty.

Jako że o planowanym wsparciu z Jarosławia dowiedzieli się Ukraińcy, postanowili oni przesunąć termin szturmu na miasto. Miał się on zbiec ze wsparciem idącym z Jarosławia, a więc z datą grudniową. W Jarosławiu z inicjatywy Lubaczowian służących w 9 Pułku Piechoty, a mianowicie z inicjatywy Stanisława Dąbka i Karola Sandera, utworzono Kompanię Lubaczowską. Ich autorstwa, był także pomysł wyparcia Ukraińców z Lubaczowa. 6 grudnia za zgodą dowódcy 9 Pułku Piechoty, pułkownika Wiktora Jarosza, wysłano do Lubaczowa batalion kapitana Wesołowskiego. Na skutek podjętych działań udało się wyprzeć Ukraińców z miasta. 27 grudnia do ofensywy przystąpili Ukraińcy. W toku zaciętych walk, trwających od około 6 rano do około 20 wieczorem, zwycięstwo odniosła Kompania Lubaczowska, na czele której stał Stanisław Dąbek. Bilans strat, według Edmunda Jasińskiego, przedstawiał się w następujący sposób, 156 zabitych po stronie ukraińskiej oraz 10 po stronie polskiej. Z czasem Kompania Lubaczowska, poszerzona o nowych ochotników, walczyła w wojnie polsko-ukraińskiej oraz polsko-bolszewickiej.

W tym miejscu podkreślić należy, że w owe dni, dni listopadowe, to społeczność polska miasta Lubaczowa obok Polaków ze Lwowa, chwyciła za broń i ruszyła do walki, walki o polskość. Rodziła się wówczas symbolika niepodległej Polski, Polski powojennej. I w ten krajobraz symboli wpisywał się także Lubaczów. Jakże bowiem ważny dla związania wojsk ukraińskich w zbliżającej się wojnie, był odcinek linii kolejowej Jarosław - Lubaczów - Rawa Ruska, i jakże symbolicznym było wydarzenie przejazdu przez Lubaczów wojsk generała Hallera, na polsko-ukraińską wojnę.

Pokonanie Ukraińców w grudniu 1918 roku, przez Kompanię Lubaczowską nie oznaczało jeszcze końca sporu i walki o kształt wolnego, powojennego państwa polskiego, walki w którą czynnie wpisywał się także Lubaczów.

Następstwem wspomnianego zwycięstwa, było włączenie Kompani Lubaczowskiej Stanisława Dąbka do 9 Pułku Piechoty, na czele którego stanął podpułkownik piechoty Wiktor Jarosz. Z kolei, 17 lutego 1919 roku, 9 Pułk przekształcono w 14 Pułk Piechoty. Wchodził on wraz z 10 Pułkiem Piechoty w skład VII Brygady 4 Dywizji Piechoty. Do rangi dowódcy 14 Pułku podniesiono generała podporucznika Franciszka Aleksandrowicza. Pułk składał się z 3 batalionów oraz 12 kompani, i z powodzeniem walczył podczas wojny polsko-ukraińskiej. Po natarciu Frontu Zachodniego Armii Czerwonej, w dniu 14 maja 1920 roku, 14 Pułk (w składzie I i II batalion) skierowano w okolice Zamostocza oraz Wołoduty. To właśnie w okolicach Smolewicza, w dniu 23 maja, 14 Pułk odznaczył się wielką bojowością i męstwem. Spośród dowódców zaś, dał o sobie znać major Stanisaw Dąbek. Nie bez znaczenia był także wkład w walkę żołnierzy byłego Pułku Lubaczowskiego. Działania przedstawiały się w następujący sposób. Na nieprzyjaciela major Dąbek natrafił wspomnianego 23 maja, około godziny 5 rano. I choć sam dowodził zaledwie jednym batalionem, a nieprzyjaciel jednym pułkiem, major nie wahał się nawet przez moment i zdecydował o potrzebie rozdzielenia batalionu na dwie, mniejsze kompanie, a następnie o uderzeniu na siły bolszewickie. Po dalszych przegrupowaniach, dowódca bolszewickiego pułku, licząc na szybkie rozbicie wojsk majora Dąbka, zdecydował się na kontratak. W tym momencie obie kompanie, batalionu pod dowództwem polskiego majora, przypuściły atak. Bolszewicy zostali zmuszeni do odwrotu, pozostawiając na polu walki 4 wozy z bronią i końmi. W ostatecznym rozrachunku Dąbek wyparł nieprzyjaciela za Berezynę.

Zdecydowanie majora, wola walki i wyczucie przeciwnika, podczas bitwy, okazały się nieocenione, nieocenione na tyle, że został on odznaczony orderem Virtuti Militari (klasy piątej). Swoją karierę major Dąbek, kontynuował także podczas dwudziestolecia międzywojennego, służąc w Wojsku Polskim. Wówczas także został podniesiony do rangi pułkownika. Na chwilę przed wybuchem II wojny światowej, Dąbka mianuje się dowódcą Lądowej Obrony Wybrzeża. Ma dowodzić z Gdyni. Z 1 na 2 września Dąbek prowadzi działania obronne w rejonie Kolibki. Z kolei w dniu 11 września, prowadzi działania zbrojne w okolicach Rumii. Kolejnego dnia, 12 września, wycofuje wojska polskie z Gdyni na Kępę Oksywską. Z powodzeniem, Dąbek walczył do dnia 19 września. Bronił Gdyni jak umiał najlepiej, a jej ludność chronił przed niemiecką zagładą. We wspomnianym dniu 19 września, dowodzeni przez niego żołnierze w liczbie 2 tysięcy, byli skrajnie wyczerpani, głodni i spragnienie, mimo to bronili się resztkami sił. Spodziewając się najgorszego Dąbek podziękował im za wolę walki, męstwo i odwagę. Chwilę później, na polu bitwy został zraniony. Nie chcąc znaleźć się w rękach i niewoli wroga, Dąbek odebrał sobie życie, strzałem w skroń. Tym heroicznym dowództwem na polskim wybrzeżu podczas kampanii wrześniowej, Stanisław Dąbek potwierdził swoją wielką klasę, klasę żołnierza ale i godnego podziwu i najwyższego szacunku, obywatela miasta Lubaczowa. Był synonimem odwagi, waleczność, męstwa, a nade wszystko był wielkim patriotom.

Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że społeczność miasta Lubaczowa odcisnęła swoje piętno w walce o niepodległy byt narodowy i państwowy Polski w pierwszej połowie XX wieku. To oni, Polacy z Lubaczowa zabiegali o przyłączenia miasta do Polski w dobie I wojny światowej, oraz w okresie nakreślania granic państwa po roku 1918. To oni współuczestniczyli w kampanii wojennej polsko-ukraińskiej oraz polsko-bolszewickiej. I to ich przedstawiciel bronił polskiego wybrzeża w czasie hitlerowskiej inwazji, we wrześnie 1939 roku. Tym samym Polacy z Lubaczowa dali całemu społeczeństwu wolnej Polski, lekcję z patriotyzmu, odwagi, męstwa i szacunku dla tego co polskie, narodowe i państwowe. Obyśmy zawsze mieli na uwadze tę lekcję i obyśmy na takich waśnie lekcjach, uczyli się szacunku wobec tego co dla każdego Polaka winno być najważniejsze, a mianowicie do wolnej i suwerennej Polski.