Opowieść wigilijna - streszczenie szczegółowe
STROFKA PIERWSZA
DUCH MARLEYA
Stary Marley umarł, a jego akt zgonu podpisali „pastor, urzędnik parafii, przedsiębiorca pogrzebowy i główny żałobnik, czyli Scrooge”. Podpis tego ostatniego był o tyle ważny, że był to człowiek cieszący się dużym zaufaniem. Scrooge był również wspólnikiem Marleya, z którym prowadził swój interes od wielu lat, a jednocześnie stał się jedynym spadkobiercą i przyjacielem zmarłego. Po jego śmierci nie zmienił nazwy firmy i nadal nad domem handlowym, który prowadził, wisiał napis „Scrooge i Marley”. Scrooge był chciwy i bezduszny. Nic dziwnego, że żył samotnie, ponieważ chłód, jaki z niego bił, odczuwalny był nawet latem. Co więcej, nawet w Boże Narodzenie jego bezduszność nie malała. Scrooge był chytry i nigdy nie troszczył się o nikogo. Co więcej, bohater nie miał żadnych wyrzutów sumienia. Dobrze mu było w jego samotności, dlatego z tym większą ochotą odstraszał innych swoim zachowaniem.
Nadszedł dzień Wigilii Bożego Narodzenia. Scrooge siedział do późna w pracy. Towarzyszył mu biedny kancelista. W pokoju Scrooge’a palił się niewielki ogień, ale przy w izbie pracownika tlił się zaledwie jeden węgielek, toteż mężczyzna siedział całkowicie zmarznięty. Nieoczekiwanie przyszedł siostrzeniec Scrooge’a, aby złożyć świąteczne życzenia. Scrooge odburknął mu, że życzenia wesołych świąt są niedorzeczne i nie zamierza ich obchodzić. Dodał, że siostrzeniec nie ma się z czego cieszyć, skoro święta są tylko terminem płacenia rachunków, a on sam z każdym rokiem nie daje rady się wzbogacić. Siostrzeniec jednak nie był zniechęcony postawą wuja. Mówił, że wiele dobrego przynoszą w życiu rzeczy, które nie wiążą się z pieniędzmi, święta to dni pełne dobroci i miłosierdzia oraz radości. Dodał, że to jedyny dzień w roku, kiedy wszyscy otwierają serca i są dla siebie życzliwi, dlatego uważa ten czas za wyjątkowy. Kancelista zgodził się z jego słowami, ściągając na siebie gniew Scrooge’a, który zagroził, że mężczyzna straci pracę, jeśli będzie się wtrącał. Do siostrzeńca z kolei powiedział, że z taką przemową powinien zasiadać w parlamencie. Młodzieniec niezrażony grubiaństwem wuja zaprosił go do siebie na świąteczny obiad, ale ten kategorycznie odmówił. Siostrzeniec pytał, dlaczego nie chce go już odwiedzać, odkąd się ożenił. Dodał, że miał nadzieję, iż świąteczny nastrój sprawi, że uda im się spokojnie porozmawiać i będą mogli znów utrzymywać kontakty. Jeszcze raz złożył najlepsze życzenia i poszedł.
Scrooge zwrócił się znów do swojego pracownika, twierdząc, że nie ma się z czego cieszyć, jeśli zarabia się 15 szylingów na tydzień i ma na utrzymaniu rodzinę. W tym czasie do kantoru weszło dwóch mężczyzn, którzy zbierali datki dla biednych. Scrooge wyśmiał ich inicjatywę, stwierdzając, że łoży już na więzienia i domy pracy, do których powinni iść biedni, skoro jest im źle. Ci z kolei, którzy są najsłabsi, powinni jak najszybciej zejść z tego świata, który jest już przecież nad wyraz przeludniony. Kategorycznie odmówił wsparcia inicjatywy mężczyzn, którzy widząc, że niczego nie wskórają, również poszli.
Za oknem było coraz zimniej. Robotnicy rozpalili duże ognisko, które przyciągnęło swoim ciepłem wiele osób w łachmanach. Wnet przez dziurkę od klucza można było zobaczyć pękaty, zmarznięty nos chłopca, który zaczął śpiewać kolędę, ale Scrooge go szybko przegonił. W końcu zakończył się dzień pracy i Scrooge zaczął wyrzucać pracownikowi, że będzie mu musiał zapłacić za wolny, świąteczny dzień. Kolejnego dnia pracy, kazał mu przyjść wcześniej do kantoru.
Kancelista owinął się szalikiem, ponieważ nie posiadał palta i poszedł w stronę domu. Po drodze zjechał z górki, udając się do swojej rodziny i mieszkania w dzielnicy Camden Town.
Scrooge zjadł obiad w jadłodajni, dla przyjemności sprawdził rachunki bankowe i również poszedł do swojego domu. Mieszkał w dawnym mieszkaniu Marleya. Podwórze było całkowicie ciemne i kiedy doszedł do drzwi, zamiast kołatki, która zawsze tam wisiała, zobaczył twarz zmarłego wspólnika. Po chwili kołatka odzyskała dawny wygląd. Scrooge ostrożnie otworzył drzwi i wszedł do środka, sprawdzając każde pomieszczenie. Przebrał się i usiadł przy kominku, zjadając przygotowaną wcześniej owsiankę. Nagle usłyszał dzwonienie dzwonków, a potem łańcucha i ujrzał ducha starego Marleya z chustką z twarzą zakrytą chustą, który wlókł za sobą łańcuch złożony z ksiąg rachunkowych, kasetek na pieniądze, kłódek, kluczy, sakiewek oraz aktów kupna i sprzedaży. Początkowo Scrooge nie chciał uwierzyć w to, co widzi i powtarzał tylko „bzdura”. Duch przeraźliwie zawył, aż Scrooge nie miał już siły, aby zaprzeczać, że wierzy w ducha Marleya. Duch opowiedział mu, że chodzi teraz po całym świecie i wlecze za sobą długi łańcuch, który sam zbudował w ciągu swojego życia. Dodał, że jest Scrooge miał dokładnie taki sam łańcuch już w momencie śmierci Marleya, a dziś jest on już znacznie większy. Duch Marleya opowiadał dalej o gigantycznych wyrzutach sumienia, które mu towarzyszą i w trudnej podróży, którą odbywa. Dodał, że w okrutnej niewoli znajduje się każdy, kto w trakcie życia nie jest dobry. Scrooge stwierdził, że przecież Marley był dobrym kupcem i dbał o interesy, ale duch wyjaśnił, że w życiu chodzi o dobroczynność, miłosierdzie i zwykłą ludzką życzliwość. Scrooge zrozumiał, że mówi także o nim, a duch żałował, że za życia był nieczuły wobec bliźnich.
Scrooge był coraz bardziej przerażony tym, co słyszy, a duch powiedział, że kończy się czas, który jest mu dany. Dodał, że nieraz towarzyszył Scrooge'owi, ale niewidzialny. Marley powiedział, że jest jeszcze dla Scrooge’a ostatnia nadzieja, aby nie podzielił jego losu. Twierdził, że niebawem nawiedzą go jeszcze trzy zjawy. Odwiedziny z zaświatów są konieczne, aby Scrooge mógł uniknąć kary. Pierwszy gość ma pojawić się jutro, kolejny dzień później i ostatni — trzeciej nocy. Marley ostrzegł, aby przyjaciel dobrze zapamiętał ich spotkanie. Następnie Marley udał się do okna i dał znak Scrooge’owi, aby się zbliżył, po czym zniknął. Za oknem Scrooge zobaczył wiele zjaw wlokących za sobą łańcuchy i lecących w różnych kierunkach. Duchy zawodziły żałośnie, a niektóre z nich mężczyzna rozpoznał. „Najgorszą dla nich pod ręką była bezsilność: choć pragnęły pomagać ludziom, na zawsze straciły moc czynienia dobra”.
Zmęczony Scrooge chciał jeszcze zaprzeczyć temu, co widział, ale ostatecznie padł bez sił na łóżko i poszedł spać.
STROFKA DRUGA
ODWIEDZINY PIERWSZEGO DUCHA
Gdy Scrooge się obudził, zobaczył, że za oknem jest znów totalna ciemność. Usłyszał bicie zegara, które oznajmiło północ. Okazało się zatem, że bohater spał cały dzień i część nocy. Przypomniał sobie, że o 1:00 po północy ma go odwiedzić duch zapowiadany przez Marleya. Gdy wybiła pierwsza, niewidzialne ręce rozsunęły zasłony łóżka i przed oczami Scrooge’a pojawił się staruszek wielkości dziecka z białymi włosami. Ubrany był w śnieżno-białą tunikę, w ręce trzymał zielony ostrokrzew, a jego szata ozdobiona była wiosennymi kwiatami. Z jego głowy biło niezwykłe światło.
Scrooge zapytał, czy przybysz jest zapowiadanym duchem, na co postać odpowiedziała, że jest Duchem Wigilijnej Przeszłości, którego zadaniem jest sprowadzenie Scrooge’a ze złej drogi.
Duch poprowadził ze sobą bohatera i przeniknęli przez okno, po czym znaleźli się nagle na wiejskiej drodze. Scrooge rozpoznał to miejsce, pamiętając je z dzieciństwa, a na policzku pojawiła się łza wzruszenia. Duch wyjaśnił, że ludzie, których zobaczą, nie zdają sobie sprawy z ich obecności. Ujrzeli rozbawionych chłopców, którzy życzyli sobie wesołych świąt. Duch powiedział, że pójdą jeszcze do szkoły, bo jest tam jeszcze jeden chłopiec, zostawiony przez swoich opiekunów, na co Scrooge zapłakał. Gdy doszli do starego budynku szkoły, zobaczyli chłopca, który siedział samotnie przy ławce i czytał. W samotnej Wigilii towarzyszyli mu bohaterowie książek. Scrooge przypomniał sobie chłopca śpiewającego kolędy, którego przegonił i stwierdził, że żałuje, iż nic mu nie dał.
Po chwili budynek wydał się jeszcze starszy niż przed chwilą i zobaczyli, że chłopiec ma już kilka lat więcej. Tym razem nerwowo przechadzał się po izbie, gdy do pomieszczenia wpadła dziewczynka, która okazała się jego młodszą siostrą Fan. Powiedziała, że ojciec zgodził się, aby chłopiec wrócił do domu już na zawsze. Dyrektor szkoły kazał spakować rzeczy chłopca i zaprowadził dzieci do szkolnej bawialni, aby poczęstować je skąpym deserem. Duch powiedział, że siostra bohatera była bardzo wątłą osobą, która niedługo po wyjściu za mąż umarła, zostawiając dziecko. W tym momencie Scrooge przypomniał sobie o siostrzeńcu, który dzień wcześniej go odwiedził.
Nagle duch i bohater przenieśli się w inne miejsce. Tym razem znaleźli się w mieście, w składzie, w którym Scrooge wraz z przyjacielem odbywali swój termin. Znaleźli się znów podczas wigilii. Ujrzeli starego Fezzwiga – szefa młodego Scrooge`a. W izbie znajdował się Ebenezer Scrooge i Dick — jego przyjaciel. Szef nakazał im jak najszybciej zamknąć okiennice i uprzątnąć sklepową izbę, co w mgnieniu oka uczynili. Następnie przyszła żona Fezzwiga i całe grono zaproszonych osób, które zaczęły tańczyć przy akompaniamencie skrzypka. Na wszystkich czekał poczęstunek, a zabawa była niezwykle radosna. Po 11:00 wszyscy się rozstali i życzyli sobie wesołych świąt, a Scrooge i Dick poszli spać. Bohater stwierdził, że Fezzwig niewielkim kosztem zrobił bardzo dużo dla swoich pracowników i towarzyszy, podsumował to słowami „szczęśliwość, którą nam daje, tak jest wielka, jakby kosztowała fortunę”. Scrooge był poruszony i stwierdził, że chciałby teraz powiedzieć parę słów swojemu kanceliście.
Wtem duch i wraz ze Scrooge’em przenieśli się w czasie do kolejnego wigilijnego wieczoru. Tym razem ujrzeli nieco już starszego Scrooge’a, po którym widać było na twarzy ślady skąpstwa i zgorzknienia, w towarzystwie młodej dziewczyny. Kobieta zdecydowała się zwrócić mu dane słowo, ponieważ dawno temu, kiedy oboje byli biedni, obiecali sobie wieczną miłość, ale teraz kiedy dla Scrooge`a ważne są tylko pieniądze, dziewczyna uznała, że nie chciałby już z nią dzielić życia, a gdyby nawet wzięli ślub, to mężczyzna by tego żałował. Mężczyzna półsłówkami zaprzeczał, ale widać było, że dziewczyna ma rację. W końcu się rozstali.
Duch przeniósł Scrooge’a w kolejne miejsce, w którym zobaczył tę samą kobietę, ale już starszą, w towarzystwie pięknej niewiasty i całej gromadki dzieci. W domu czuć było prawdziwą radość i rodzinne szczęście. W końcu do domu wrócił ojciec dzieci i mąż kobiety. Wówczas do Scrooge’a dotarło, że stracił możliwość bycia ojcem tak pięknej i wspaniałej istoty, jaką była młoda dziewczyna. Pan domu opowiadał, że widział Scrooge’a w oknie kantoru. Stwierdził, że jego wspólnik jest bardzo chory, a Scrooge zapewne jest samotny jak palec. Scrooge powiedział, że nie chce już więcej widzieć i próbował duchowi naciągnąć kapelusz na głowę tak mocno, aby nie było widać promienia światła, które płynęło z jego głowy. Nagle spostrzegł, że jest w swojej sypialni i potwornie zmęczony położył się spać.
STROFKA TRZECIA
ODWIEDZINY DRUGIEGO DUCHA
Scrooge obudził się znów przed 1:00. Wiedział już, że nadchodzi moment spotkania drugiego ducha i z niecierpliwością wyczekiwał, kiedy wybije pełna godzina. Okazało się jednak, że nikt nie przyszedł. Gdy minął kolejny kwadrans, bohater wstał i podszedł do drzwi. Gdy wszedł do kolejnego pokoju, ujrzał potężny ogień w kominie i niezliczone ilości pysznego jedzenia. Pokój przystrojony był roślinami, a na tronie siedział olbrzym ubrany w prostą szatę odsłaniającą piersi i stopy. Na głowie miał wieniec ostrokrzewu i przedstawił się jako Duch Tegorocznego Bożego Narodzenia. Scrooge poprosił ducha o nauki, twierdząc, że to, co zobaczył zeszłej nocy, już zaczyna przynosić efekty. Olbrzym kazał dotknąć swojej szaty.
Wnet oboje znaleźli się na mroźnej ulicy miasta w dniu świąt Bożego Narodzenia. Miasto tętniło życiem i wszędzie unosiła się świąteczna atmosfera. Wszyscy biegali radośni i pełni życzliwości, sklepy wypełnione były odświętnymi towarami i przysmakami, wszyscy się do siebie uśmiechali i cieszyli się z nadchodzącego święta. W piekarni ubodzy zbierali się na obiad, a Duch Świąt czuwał nad tym, aby wszyscy byli wolni od złych emocji. Duch używał do tego specjalnego proszku bożonarodzeniowego, który potrzebny jest najbardziej ubogim. Scrooge oskarżał ducha, że to on odpowiada za zamknięte piekarnie w święta i niedzielę oraz odebranie tym samym możliwości zjedzenia ciepłego posiłku najbardziej potrzebującym. Duch jednak zaprzeczył, aby była to jego sprawka, dodając, że niektórzy ludzie niesłusznie powołują się na święta, aby usprawiedliwić swoje cele.
Duch i Scrooge przenieśli się do biednych dzielnic miasta. Dotarli do mieszkania kancelisty, którego zatrudniał skąpiec. Duch błogosławił mieszkanie Boba swoją pochodnią. Bob wrócił do domu wraz z najmłodszym synem Timem. Chłopiec miał chore nóżki w ortopedycznych szynach i chodził o kulach. Pomimo swojego kalectwa był pogodnym dzieckiem. Cała rodzina krzątała się w izbie, przygotowując do wieczerzy i ciesząc się zapachem pieczonej gęsi. Bob miał czworo dzieci, z czego najstarsza Marta pracowała już w pracowni krawieckiej całymi dniami. Starszy syn Piotr był już na tyle duży, że dostał od ojca kołnierzyk i niebawem miał zacząć pracę. Wszyscy przystrojeni byli odświętnie, ale ubrani w stare pocerowane ubrania. Wieczerza była skromna, ale wszyscy byli z niej niesłychanie szczęśliwi. Do pieczonej gęsi żona Boba podała sos jabłkowy i tłuczone ziemniaki. Gęś była daniem, które rzadko gościło na stole Cratchittów. Kolejnym daniem był pudding niewielkich rozmiarów, ale nikt nawet nie ośmielił się myśleć, że jest go za mało dla wszystkich. Po wieczerzy wszyscy usiedli przy kominku i delektowali się gorącym napojem i kasztanami, wznosząc toast za Scrooge’a. Wprawdzie żona Boba stwierdziła, że jest on strasznym skąpcem, ale Bob przypomniał, że w dniu Bożego Narodzenia trzeba również za niego wznieść toast i życzyć mu wesołych świąt. Scrooge widział biedę, jaka panuje w domu jego pracownika i podziwiał rodzinne ciepło, które widoczne było gołym okiem. Martwił się też o małego Tima i zapytał ducha, czy chłopiec będzie żył. Duch odparł, że jeśli nic się nie zmieni, to chłopiec umrze i zostaną po nim na pamiątkę tylko kule. Duch przypomniał Scrooge’owi jego słowa o tym, że najsłabsi powinni jak najszybciej umrzeć, wypominając mu, że nie do niego należą takie wyroki.
Następnie przenieśli się na pustkowie, na którym znajdowała się niewielka chatka wypełniona wielopokoleniową rodziną górników. Duch pokazał Scrooge’owi, że nawet na odludziu świętuje się Boże Narodzenie.
Kolejną wieczerzą wigilijną, jaką ujrzeli, była Wigilia w latarni morskiej, w której dwóch latarników świętowało przy kubku grogu, śpiewając radosne piosenki. Nie inaczej było na jednym z okrętów płynących po morzu. Wprawdzie wszyscy mieli swoją służbę do wypełnienia, ale każdy w sercu trzymał wspomnienie świąt ze swoją rodziną i tęsknił za domem, nucąc pod nosem świąteczne piosenki.
Ostatnią wieczerzą, jaką duch pokazał Scrooge`owi, była wigilia u jego siostrzeńca Freda. Gościło na niej około 20 osób, w tym przyjaciel Topper i siostry żony Freda. Siostrzeniec miał bardzo pogodne usposobienie i wciąż sypał żartami przy wigilijnym stole, doprowadzając biesiadników do salw śmiechu. Opowiadał między innymi o swoim wuju, który stwierdził, że święta Bożego Narodzenia to bzdura, co goście traktowali jak najlepszy żart. Dowcipom na temat Scrooge’a nie było końca, ale żona Freda otwarcie twierdziła, że wuj nie jest dobrym człowiekiem. Fred mimo wszystko obiecał sobie, że co roku będzie mu składał życzenia, mając nadzieję, że uda mu się jeszcze zmiękczyć serce wuja. Po wieczerzy goście zaczęli grać na instrumentach i śpiewać, potem grali w ślepą babkę, a następnie szereg innych gier, bawiąc się przy tym jak dzieci. Na koniec Fred wzniósł toast za wujaszka, życząc mu wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku. Scrooge obserwował to spotkanie i bawił się razem z gośćmi, rozwiązując zagadki i śmiejąc się jak inni.
Duch zabrał Scrooge’a jeszcze tam, gdzie leżeli chorzy, pokazywał mu wygnańców, szpitale przytułki i więzienia i wiele innych miejsc pełnych smutku i cierpienia, które błogosławił, dając nadzieję, spokój i pogodę ducha. W ten sposób Scrooge widział na własne oczy, na czym polega magia świąt. Zauważył, że duch strasznie się postarzał. Dowiedział się, że w istocie duch kończy swoje istnienie właśnie tej nocy. Spod jego szaty wyszła dwójka potwornie szkaradnych dzieci. Duch przedstawił je: chłopiec symbolizował ciemnotę, a dziewczynka — nędzę. Dodał, że oboje prowadzą do zguby, jeśli bogaci pozostaną bierni i obojętni na problemy ubogich. Scrooge zapytał, czy mogą gdzieś znaleźć ratunek, ale duch odpowiedział mu znów jego słowami, pytając, czy nie ma więzień lub domów poprawy. Wraz z biciem zegara duch zniknął, ale na horyzoncie bohater zobaczył tajemniczą zakapturzoną postać w płaszczu.
STROFKA CZWARTA
ODWIEDZINY TRZECIEGO DUCHA
Trzecia zjawa różniła się od poprzednich. Duch okryty był czarnym całunem w taki sposób, że nie było widać twarzy, a jedynie rękę. Co więcej, tym razem Duch Przyszłych Wigilii nie odzywał się ani jednym słowem. Wskazał jedynie drogę Scrooge’owi, który obiecał wyciągnąć wnioski z tego, co zobaczy.
Znaleźli się w centrum tłocznego Londynu i obserwowali gromadkę mężczyzn, którzy rozmawiali o śmierci jakiegoś człowieka. Śmiali się, że mogą być żałobnikami, jeżeli dostaną za to dobry obiad. Domyślali się, że pogrzeb będzie skromny i raczej nikt na niego nie przyjdzie. Scrooge znał te osoby. Podszedł do kolejnych mężczyzn, których znał z interesów. Podsłuchał ich krótką rozmowę, w której usłyszał „No i w końcu licho wzięło tego starego kutwę”. Scrooge zastanawiał się, kim był ten zmarły człowiek. Wykluczał Marleya, bo przecież oglądał przyszłość, ale coraz lepiej rozumiał, że po jego śmierci być może stałoby się podobnie.
Z gwarnej giełdy przenieśli się do biednej dzielnicy. Ujrzeli tam przed sklepem trójkę ludzi: posługaczkę, praczkę i karawaniarza. Każdy z nich miał ze sobą jakiś gałgan. Joe – właściciel sklepu – zaprosił ich do środka. Posługaczka zaczęła rozmowę od tego, że każdemu z nich należy się jakiś zarobek, a przecież nieboszczyk na tym nie straci. Wszyscy jej przytakiwali, dodając, że za to, jakim był złym człowiekiem, zasłużył sobie na takie traktowanie po śmierci. Każdy po kolei pokazywał sklepikarzowi swoje łupy skradzione z domu zmarłego, a Joe je wyceniał. Karawaniarz przyniósł tylko kilka drobiazgów, pani Dilber pokazała swoje zdobycze: prześcieradła, ręczniki, ubrania, buty i srebrne łyżki. Największy łup okazała się mieć posługaczka, która przyniosła zasłony z łóżka nieboszczyka i koc, którym był przykryty, a także najlepszą koszulę, w którą został już ubrany do trumny. Kobieta jednak nie miała skrupułów, aby ją zamienić. Scrooge z odrazą obserwował ten handel. Wszyscy cieszyli się ze zdobytych pieniędzy, podkreślając, że na coś się przydał ten, kto za życia odstraszał od siebie ludzi.
Nagle Scrooge znalazł się w sypialni przy łóżku, na którym leżał nieboszczyk przykryty niedbale prześcieradłem. Wewnątrz panowała totalna ciemność. Bohater nie miał odwagi, aby uchylić prześcieradła i zobaczyć twarz zmarłego. Scrooge był przerażony i poprosił ducha, aby pokazał mu jakieś miejsce w Londynie, w którym śmierć tego człowieka przyniosła jakieś poruszenie.
Tym razem znaleźli się ubogiej chacie, której kobieta o imieniu Karolina czekała na swojego męża z gromadką dzieci, wyraźnie zaniepokojona. Mężczyzna przyszedł z informacją, że zmarł człowiek, któremu winni są pieniądze, dzięki czemu będą mieli jeszcze trochę czasu na zebranie funduszy na spłatę długu. Okazało się, że śmierć nieszczęśnika była swego rodzaju zbawieniem dla biednych dłużników.
Scrooge poruszony tym, co zobaczył, poprosił jeszcze, aby mógł odwiedzić miejsce, w którym są jakieś „uczucia tkliwe” po czyjejś śmierci. Nieoczekiwanie znalazł się znów w domu Boba — swojego pracownika. Jego żona wraz z córką Martą wyszywały przy stole, a młodsze rodzeństwo siedziało w totalnej ciszy. Scrooge zrozumiał, że najwyraźniej zmarł mały Tim. Do domu wrócił Bob, który nie zdołał jeszcze pogodzić się ze śmiercią ukochanego dziecka. Wracał z cmentarza, gdzie załatwiał formalności związane z pogrzebem. Pobiegł na górę do pokoju, aby ucałować jeszcze twarz zmarłego syna, który leżał w trumnie. Bob powiedział żonie o tym, że spotkał siostrzeńca Scrooge’a, który zapytał, co się stało i usłyszawszy o ich nieszczęściu, zaproponował, że mogą się do niego w każdej chwili zwrócić o pomoc. Rodzina była tym faktem niezwykle wzruszona. Rodzice mieli nadzieję, że być może siostrzeniec Scrooge’a pomoże znaleźć Piotrowi lepszą pracę.
Scrooge słusznie domyślał się, że jego wędrówka z trzecim duchem dobiega końca. Szli przez miasto nieopodal kantora, ale duch kazał iść dalej. Scrooge jednak zajrzał do swojego miejsca pracy, ale nie zobaczył tam swoich mebli, za to ujrzał nieznajomego mężczyznę. W końcu pobiegł dalej za duchem. Dotarli wreszcie na cmentarz, a tam duch wskazał mężczyźnie grób, na którym wyryte było „Ebenezer Scrooge”. Zrozpaczony bohater pełen skruchy dopytywał ducha, czy jeszcze może zmienić przyszłość i zapobiec tym straszliwym wydarzeniom, które duch mu pokazał. Duch jednak nie odpowiedział, pomimo błagań Scrooge’a, i zamienił się w słupek łóżka.
STROFKA PIĄTA
KONIEC OPOWIEŚCI
Scrooge znajdował się w swojej sypialni i opanowała go tak niepohamowana radość życia, że był nie do poznania. Mówił: „zamknę w sercu ducha przeszłych, teraźniejszych i przyszłych Wigilii”. Pełen entuzjazmu zaczął się szybko ubierać i nie do końca wiedząc, co robi, wybiegł z domu. Był wesoły i uśmiechnięty tak bardzo, że wydawało mu się, jakby był pijany. Życzył wszystkim wesołych świąt, uśmiechał się do ludzi na ulicy. Podśpiewywał pod nosem i myślał o sobie, że chciałby być dzieckiem.
Po drodze spotkał chłopca i zapytał go, jaki dziś dzień. Okazało się, że jest Boże Narodzenie i spotkania z duchami odbyły się w ciągu jednej nocy. Scrooge zapytał chłopca, czy w sklepie mięsnym nadal jest jeszcze ten ogromny indyk, i gdy chłopiec przytaknął, zlecił mu zakup mięsa i wysłanie go do Boba kancelisty. Okazało się, że indyk jest na tyle duży, że nie sposób go zanieść tak daleko, dlatego polecił sklepikarzowi zamówić dorożkę. Zapłacił za indyka i dorożkę, a chłopcu dał obiecane pieniądze za fatygę. Był niezwykle szczęśliwy z tego, co czyni.
Wrócił do domu, ogolił się, ubrał w odświętne ubranie i wyszedł, kierując się do swojego siostrzeńca. Po drodze spotkał mężczyznę, który prosił dzień wcześniej o wsparcie fundacji na rzecz ubogich. Życzył mu wesołych świąt, przeprosił za swoje zachowanie i obiecał wsparcie biednych dużą kwotą. Po drodze wstąpił jeszcze do kościoła i obserwował piękno otaczającego go świata.
Nieśmiało zapukał do drzwi domu siostrzeńca. Otworzyła mu służąca. Scrooge postanowił sam wejść do jadalni. Cicho zapukał do drzwi, otworzył je i się przywitał. Fred był niezwykle zaskoczony, ale już po chwili wszyscy siedzieli i wesoło się bawili. Scrooge obserwował wszystkich gości i myślał o tym, że wyglądają dokładnie tak samo, jak wtedy, kiedy obserwował ich za sprawą ducha świąt Bożego Narodzenia. Wszyscy bawili się wspaniale.
Następnego dnia Scrooge przybył do kantoru wcześniej, aby czekać na Boba. Pracownik spóźnił się o 18 minut. Scrooge czekał w swoim pokoju. Dawnym groźnym tonem przywołał kancelistę do siebie i karcącym głosem powiedział, że nie zamierza dłużej tego znosić, po czym zaproponował Bobowi podwyżkę i życzył wesołych świąt. Kazał mu dorzucić węgla do kominka i kupić piecyk do pokoju, w którym pracował. Obiecał także mu pomóc i odtąd uczestniczył w życiu rodziny Boba, a dla małego Tima był jak drugi ojciec. Dzięki przemianie, jaką przeszedł Scrooge, chłopiec nie umarł.
Ludzie w mieście patrzyli na Scroog’a ze zdziwieniem, ponieważ dobrze pamiętali jego skąpstwo i opryskliwość. Niektórzy nawet się z niego śmiali, ale mężczyzna nic sobie z tego nie robił. Nie zamierzał już nic w sobie zmieniać. Odtąd obchodził należycie święta Bożego Narodzenia z pogodą w sercu. Spotkanie z duchami dało mu bowiem nie tylko nauczkę, ale też drugą szansę, którą należycie wykorzystał.
