Właściwie bardzo wiele jest utworów, które pokazują życie w czasie wojny i okupacji. Dają one dobre wyobrażenie tych trudnych czasów. Wtedy bardzo trudno było egzystować i nawet zdobycie żywności wymagało dużo zabiegów. Nie mówiąc o tym, ile się ryzykowało, kiedy ukrywano się żydów. Coraz mniej żyje osób, które pamiętają tamte dni, więc tym bardziej warto czytać takie teksty. Nie sposób o wszystkich tutaj opowiedzieć, więc wybieram tylko dwa najważniejsze.
Największe wrażenie wywarł na mnie "Inny świat". Gustaw Herling-Grudziński przedstawia w niej radziecki obóz pracy, W łagrze na Syberii panowały straszne warunki. Ludzie nie tylko, że cierpieli głód, żyli w barakach, to jeszcze w straszliwym mrozie musieli ciężko pracować. Wszystko to przerastało wytrzymałość fizyczną i psychiczną wielu z nich. Masowo ginęli z głodu, chorób. Utwór ten nie mówi o działaniach wojennych, ale o losie wielu ludzi, którzy pod byle pretekstem zostali uwięzieni i trafili ostatecznie na Syberię. Najczęściej w naszej świadomości pozostają niemieckie obozy koncentracyjne, a przecież po drugiej stronie frontu też sytuacja była dramatyczna. Rosjanie straszliwie wykorzystywali więźniów. Budzi przerażenie to, że jedni ludzie potrafili tak znęcać się nad innymi.
Szczególnie zainteresowały mnie fragmenty książki mówiące o tragicznych warunkach pracy i sposobach racjonowania żywności. Ludzie musieli iść na dużym mrozie i przedzierać się w śniegu. Pokonywali przy tym wiele kilometrów dziennie. Kiedy docierali na miejsce byli już wykończenie, a przecież przed nimi było jeszcze wiele godzin pracy fizycznej przy wycinaniu drzew. Jeżeli ktoś upadł, to nikt mu nie pomagał, bo nie było na to czasu. Wszyscy mieli ściśle określone zadania do wykonania. Jeśli się z niech nie wywiązali, mogli mieć problemy. Tak więc na litość, miłosierdzie nie było miejsca.
Kilkunastogodzinna harówka przy trzaskającym mrozie miała fatalne skutki dla wyziębionego i zagłodzonego organizmu. Ludzie umierali z wycieńczenia, Przecież miska zupy nie mogła starczać na długo. Obowiązywał podział na trzy grupy zależne od wydajności pracy. Im ktoś więcej wypracował, tym więcej żywności otrzymywał. Jednak przy tak niskich racjach żywnościowych prawdziwym cudem był przeżycie. Najczęściej więźniowie byli wstanie przetrwać tam ok. 2 lat. Tak było w przypadku najsilniejszych. Sytuacja osób słabszych fizycznie i mniej odpornych psychicznie była nie do pozazdroszczenia. Oczywiście wracano w myślach do dalekiej przeszłości i szukano ukojenia we wspomnieniach, czy przeczytanych książkach. Jednak to były iluzoryczne ucieczki, bo niczego nie gwarantowały. W każdej chwili można było zakończyć swój żywot.
Utwór rzeczywiście mną wstrząsną. Zrodził współczucie dla tych, którzy tam się znaleźli. Powinniśmy nigdy więcej nie dopuścić do takiej sytuacji. Przecież tam byli ludzie podobni do nas, a zgotowano im straszliwy los.
Wielkie wrażenie również wywarł na mnie tekst "Warkoczyk". Tadeusz Różewicz napisał go pod wpływem wizyty w oświęcimskim muzeum. Najbardziej przerażające jest to, że Niemcy zabijali tam małe, niewinne dzieci. One nie miały tej szansy co my na zdobycie edukacji, dojście do dorosłości. Co prawda mówi się tylko o pozostawionym warkoczyku, ale przecież była konkretna właścicielka tych włosów. Jej los był tragiczny, bo prawdopodobnie zginęła w komorze gazowej. To był okrutny i bestialski czyn. Niestety, jak wiemy z historii takich przypadków było więcej, dlatego tym silniejsza jest wymowa wiersza.
To tylko dwa utwory, ale przecież one w stopniu wystarczającym pokazują nieludzki, bezduszny świat w czasie II wojny światowej. Wtedy nie było dla nikogo litości. Nawet dzieci mogła spotkać śmierć. Współczuję ludziom, którzy musieli przejść przez to piekło.