Tadeusz Borowski pozostawił po sobie zarówno wiersze jak i teksty prozatorskie. Jednak najbardziej znane są jego opowiadania. Tam zawarł swoje wspomnienia z okresu II wojny światowej. Wtedy był nie tylko świadkiem, ale również i uczestnikiem tragicznych zmagań z historią. Po okresie szczęśliwego dzieciństwa musiał stanąć oko w oko z wielkimi procesami dziejowymi. Wtedy nikt nie mógł pozostać obojętny na to, co się wokół dzieje.
Opowiadanie "Pożegnanie z Marią" jest najbardziej znane. Pisarz pokazuje w nim sytuacje z okupowanej Warszawy. Aby przybliżyć ówczesne życie odwołuje się nie tylko do faktów z własnego życia, ale także do biografii innych. Przed naszymi oczami pokazuje egzystencję warszawiaków i zarysowuje bardzo osobliwy wizerunek miasta. W gruncie rzeczy to tylko historia jednego dnia, ale przecież ile w nim dramatyzmu i bolesnych zmagań z losem. Walkę o następny dzień życia podejmuje się nie tyle z bronią w ręku, ale przy pomocy handlu i innych działań nielegalnych i konspiracyjnych.
Jeśli chodzi o samą Warszawę, to niewiele się zmieniło. Wszystko biegnie swoim trybem, a tylko jakieś zburzone budynki zaświadczają o toczącej się wojnie. Łapanki esesmanów mają miejsce najczęściej w centrum i zdają się nie mieć wpływu na bohaterów. Uwaga koncentruje się na firmie budowlanej, gdzie prowadzi się różne interesy, czasami nieuczciwe. Właściciel przedsięwzięcia działał niejako na dwa fronty i był prawdziwym człowiekiem interesu. Okupacja mu nie przeszkadzała. Działa elastycznie i z wielkim wyczuciem. Z jednej strony opiekuje się Polakami, pomaga swoim pracownikom: funduje im studia, wspiera różne organizacje, bo chce zyskać sobie ich przychylność. Z drugiej strony także się zabezpiecza - zaprasza do swojego dworu Niemców. Jest pragmatyczny i zależy mu na swej działalności. Ten relatywista moralny potrafi się odnaleźć w każdej sytuacji. Handluje nawet ludzkim towarem. Sprzyjająca do tego sytuacja nadarza się, gdy ludzi z łapanki umieszczono w szkole. Wtedy można wykupić tego, kogo się chce.
Także główny bohater - Tadeusz, który jest studentem i pisze wiersze musi pracować na własne utrzymanie. Takie są czasy, że ze świata wzniosłych wartości musi zejść na ziemię. Pozostawia na boku poezję, która jest jego powołaniem i zostaje magazynierem. W pewien sposób jest skorumpowany, ale przecież inaczej nie mógłby przetrwać. Takie są czasy, że trzeba mocno stąpać po ziemi. Tylko od czasu do czasu ten realista ucieka w inny świat, gdzie panują odrębne reguły i wzniosłe wartości. Jednak ta sfera intymnych przeżyć nie wytrzymuje ciężkiej konfrontacji z wojenną rzeczywistością.
Z kolei "U nas w Auschwitzu" pokazuje wizerunek obozu. Mamy tu do czynienia z cyklem listów skierowanych do Marii. Początek opowieści tak skonstruowano, aby zaciekawić czytelnika. Poznajemy tylko ułomki historii dwojga ludzi, fragmenty ich biografii, a na tej podstawie możemy zobaczyć, jaki dramat przeżywano w obozach. Każdy list prezentuje jakiś wycinek rzeczywistości obozowej. Towarzyszy mu autorski komentarz. Taka forma umożliwia zaprezentowanie nie tylko ofiar faszyzmu, ale pokazania własnych opinii, myśli. Jest też miejsce na oddanie jednostkowych doznań i refleksji.
Obóz jawi się jako miejsce przedziwnego "opętania człowieka przez człowieka". Tam właściwie nie występuje ścisły podział na ofiary i ich katów. Co prawda to esesmani są panami życia, a więźniowie całkowicie bezwolni wobec ich działań. Jednak granice szybko się zacierają, bo współwięźniowie też potrafią zrobić krzywdę. Faszystowski system usilnie dba o wszelkie pozory. W niepozornych budynkach umieszczono komory gazowe. Makabryczny paradoks polega na tym, że chociaż Niemców było mniej, to właśnie oni byli górą, bo za nimi stała siła fizyczna, broń i nowoczesna technologia wykorzystana do zabijania. Chcą sprawnie i szybko poradzić sobie z jak największą masą ludzi. W tym celu metodycznie i planowo przystępują do kolejnych działań. Dzięki temu udaje im się na ogromną skalę wprowadzać zbrodnicze cele.
Presja rzeczywistości za murami jest ogromna. Więźniowie wręcz nie mają żadnego wyboru. Całkowicie ubezwłasnowolnił ich faszystowski system. W końcu doszło do tego, że za całkiem normalną uważano zaistniałą sytuację. Praktycznie wszystko zależało od państwa. Jednostka została zastąpiona przez numer-tatuaż. Bolesna była świadomość, że nazistowski system miał na celu tylko maksymalne wykorzystanie więźnia. Człowiek był tylko siłą roboczą i jako taki stanowił własność III Rzeszy. Tą nową filozofię praktykowano w stosunku do ludności kolejnych podbitych krajów. Jednak to Żydów traktowano najgorszej. Można odnieść wrażenie, że faszyzm musiał mieć jasno wskazanego wroga, aby ta ideologia mogła dalej trwać.
W obozie koncentracyjnym panują inne reguły. Więźniowie szybko się przekonują, że kradzież może ocalić ich życie. Właściwie warunkiem przetrwania było dostosowanie się do panujących porządków. Ci, którzy są tu najdłużej, najlepiej przejrzeli metody oprawców i stosownie do okoliczności wybrali najskuteczniejszą formę walki. Kierują się w pierwszym rzędzie instynktem i w ten sposób niwelują zagrożenia. Nie przejmują się, że tym samym upodabniają się wszyscy do zwierząt. Jednak w obozie nie ma miejsca na zasady moralne. Nie znajduje zastosowania również dawna hierarchia wartości na czele z miłością. Ktoś uczynny, miłosierny w tych warunkach raczej nie przetrwałby. Więźniowie są moralnie zdegradowani. Co więcej potrafią z cynizmem rozmawiać o wykonywanej pracy. Wymieniają się informacjami na temat palenia zwłok i chłodno, rzeczowo relacjonują sytuację. W pewien sposób czują się elementem składowym tej rzeczywistości. Nie uciekają się do ocen, nie pokazują własnego stanowiska.
Tym samym można się szybko przekonać, że zło wpisane jest w ludzką naturę. Rola więźniów zostaje porównana do funkcji budujących piramidy, czy rzymskie drogi. Taki jest przebieg procesu dziejowego i nic tego nie jest w stanie zmienić. Pozostaje tylko żyć kosztem innych. Ludzie do ostatka wierzą, że to jeszcze nie na nich przyszła kolej. Oszukują się do samego końca i pragną trwać w tym kłamstwie. Posłusznie idą do gazowych komór i nie przyjmują do wiadomości, że zaraz nastąpi śmierć. Ubezwłasnowolnieni wierzą nawet wbrew wszelkim oznakom. To właśnie nadzieja na przetrwanie każe im nie ryzykować za bardzo. Zrywają nawet więzy rodzinne, byle tylko przetrwać. Jednak nieliczni silni fizycznie mogą przez jakiś czas dobrze funkcjonować. Los pozostałych jest straszny -giną w płomieniach pieca krematoryjnego.