24. 06. 2006
W końcu wakacje! W tym roku rodzice nieodwołalnie wysyłają mnie do babci. Mówią, że zupełnie nie mam z nią kontaktu, że ostatni raz byłem u niej pięć lat temu itd., itd. No cóż, w zasadzie wszystko i jedno gdzie będę, bylebym miał czas na czytanie książek, które sam sobie wybieram, a nie tych, które są obowiązkowe. W ogóle to ciężko znoszę poddawanie się obowiązkom i rygorom, dlatego tak bardzo się cieszę, że jest lato i mogę sam sobie organizować czas. Jestem już spakowany, bo wczesnym rankiem ojciec odwozi mnie na wieś. Wieś, to właściwie dla mnie jakieś zapomniane słowo. Zupełnie nie wiem, co się za tym kryje.
25. 06.2006
Przyjechaliśmy. Przez całą drogę zastanawiałem się, jak mi tu będzie. Czy dogadamy się z babcią i w ogóle, czy nie będzie to stracony czas. Nie jestem jakimś szczególnie nowoczesnym chłopakiem i właściwie odstaję od współczesnych nastolatków, ale żyjąc w dużym mieście człowiek przywyka do pewnych zdobyczy cywilizacyjnych. Na takich rozmyślaniach minęła mi większość drogi. Ocknąłem się z zadumy, gdy samochód zaczął podskakiwać na wyboistej polnej drodze. Zaczęło się. Podjechaliśmy pod mocno podniszczony, drewniany do babci. Wszędzie łaziły kaczki, kury i gęsi. Z obory doleciało muczenie krowy. I taki specyficzny zapach... Babcia wybiegła na spotkanie. Byłem trochę spięty, gdy mnie ściskała i całowała. "Ależ wyrosłeś. Wykapany tata."- powtarzała. Weszliśmy do środka. Muszę przyznać, że mimo skromnego urządzenia mieszkanie miało ciepły, przyjemny klimat. Babcia pokazała mi mój pokój na poddaszu. Dano mi czas na rozgoszczenie się i rozpakowanie. Kiedy babcia z tata rozmawiali na dole, skorzystałem z okazji, by zapisać te pierwsze spostrzeżenia. Początki zawsze są trudne, ale może jakoś to będzie.
03.07.2006
Jestem tu już od jakiegoś tygodnia. Wbrew moim obawom znalazłem z babcią wspólny język. Była bardzo ciekawa mojego życia. Interesowały ją najdrobniejsze szczegóły. Opowiadałem jej jak wygląda mój zwykły dzień, jakich mam kolegów, znajomych. Bardzo zajmowały ją opowieści o komputerach i telefonach komórkowych. Były to dla niej jakieś niezrozumiałe, magiczne przedmioty z przyszłości. Nieraz siedzieliśmy do późna i rozmawialiśmy. Nigdy wcześniej nikt nie słuchał mnie z takim zainteresowaniem. Babcia żywo reagowała na to co mówię. Zupełnie nie wiem, kiedy nabrałem do niej takiego zaufania, że zacząłem zwierzać się jej z moich młodzieńczych trosk i kłopotów. Nie uważała ich wcale za błahe i nie warte uwagi. Pocieszała mnie i doradzała z pełną powagą i życzliwością. Babcia jest bardzo mądrym człowiekiem, choć skończyła zaledwie jaką zawodową szkołę. Może na wsi ludzie żyjący blisko z przyrodą, zyskują jakieś inne, o wiele ważniejsze wykształcenie...
15.07.2006
Odkąd jestem na wsi zacząłem odkrywać zupełnie nie znane mi przyjemności, jak długie spacery skrajem lasu, oglądanie wschodów i zachodów słońca. Nie muszę już nastawiać budzika, bo ze snu budzi mnie pianie koguta. Właściwie wszystko tutaj wydaje mi się proste i niezwykłe zarazem. Mam wrażenie, jakby narodził się we mnie jakiś inny człowiek. Spokojniejszy, bardziej pewny siebie i otwarty na innych. Właściwie to nie mam tu kontaktu z rówieśnikami, ale zupełnie mi to nie przeszkadza, wbrew temu, czego obawia się babcia. Jednak dziś przydarzyła mi się nieoczekiwana historia. Postanowiłem wybrać się z książką nad pobliskie jezioro. Babcia zaopatrzyła mnie w prowiant, bym nie musiał za szybko wracać. Dotarłszy na miejsce, wyciągnąłem się na kawałku piaszczystej plaży i pogrążyłem się w lekturze. Nie wiem ile upłynęło czasy, gdy z zadumy wyrwał mnie dziewczęcy głos. Nade mną stała dziewczyna w podobnym do mnie wieku. Rozpoznałem w niej energiczną osóbkę, która dziś rano wpadła na mnie wybiegając ze sklepu. Wtedy nie zdążyłem dokładnie je się przyjrzeć. Za to teraz z zachwytem patrzyłem na jej jasne, błyszczące w słońcu włosy, niebieskie oczy i drobne piegi na nosie. Była naprawdę urocza. Interesowało ją co czytam. Kiedy z lekkim wahaniem odpowiedziałem, że to tomik wierszy Norwida z entuzjazmem powiedziała, że to jej ulubiony poeta. Dalej rozmowa toczyła się bardzo gładko. Wymienialiśmy wiersze, które lubimy najbardziej. Nawet kilka wspólnie recytowaliśmy. Czas mijał, a my zupełnie nie zauważaliśmy jego upływu, tak byliśmy pochłonięci rozmową. Tak doskonale się rozumieliśmy, że zdawało nam się, iż znamy się od lat, a nie od kilku godzin. W końcu zauważyliśmy, że jest już późno i pora wracać. Niechętnie się rozstaliśmy, przyrzekając, że jutro zobaczymy się znowu.
30. 07. 06
Minęło już dużo czasu, odkąd ostatni raz usiadłem do pisania. Każdą wolną chwilę spędzam z Zosią. Brak mi słów, by opisać jaka jest wspaniała i co do niej czuję. Nigdy wcześniej niczego podobnego nie przeżyłem. Jestem całkowicie pod jej urokiem. Jeszcze z nikim nie czułem takiej łączności, takiego duchowego pokrewieństwa. Możemy godzinami rozmawiać, lub przeciwnie - iść w milczeniu trzymając się za ręce. Czasem nic nie mówiąc wpatrujemy się sobie w oczy, ciesząc się, że możemy być razem. Jedyną moją troską jest myśl, że kiedyś trzeba będzie wrócić do swoich domów. Zosia, tak jak ja, spędza wakacje na wsi u swych krewnych i pod koniec sierpnia wróci do swojego miasta. Nie chcę o tym myśleć.
31.08.06
Stało się. Dziś musieliśmy się rozstać. Długo staliśmy przytuleni, a żadne z nas nie chciało odejść pierwsze, ale godzina odjazdu zbliżała się nieubłaganie. Przyrzekliśmy sobie, że będziemy do siebie pisać, ale nic nie zastąpi codziennego kontaktu. To lato było jak jeden nieprzerwany, cudowny sen. Nie wiem jak wrócę do codziennego, normalnego życia. Bez niej wszystko traci sens. Cały czas dźwięczy mi w uszach jej śmiech. Przypominam sobie wszystkie czułe słowa, jakie do mnie wypowiadała. Do oczu cisną mi się skrzętnie ukrywane łzy. Ból rozstania, jaki teraz czuję , to cena, jaką płacimy za uczucie, które nas połączyło.