Nietypowa postawa tytułowego bohatera powieści Miguela de Cervantesa wzbudza w nas zarówno śmiech, jak i współczucie. Potomek rodu szlacheckiego Don Kichot to zatwardziały zwolennik przepełnionych niezwykłymi, wręcz fantastycznymi przygodami eposów rycerskich i romansów. Dzielny obrońca kobiet obiera sobie za wzór szlachetnych bohaterów, którzy zasłużyli się odwagą i walecznością w fabułach owych niskich rangą dzieł. Pewnego dnia szlachcic ma już dosyć bierności i wyrusza w świat, by pomagać potrzebującym. Nagle staje się rycerzem, który inaczej niż przeciętny człowiek postrzega świat. Pragnie walczyć z całym złem otaczającego go świata. Najwyższymi wartościami dla niego są: dobro i cnota, i dla nich to poświęca całe swoje życie. Musi spełnić przypisaną mu misję walki ze złem w obronie wyżej wymienionych wzniosłych ideałów.

Niejeden człowiek stwierdzi, że Don Kichot nie był normalny, bo poświęcił się dla poszukiwania ideałów, których nie ma. Nie zgadzam się na taką ocenę i określenie owego rycerza "śmiesznym głupcem". Uważam, że we współczesnym świecie, przepełnionym złem i obłudą, trudno znaleźć ludzi tego pokroju. Owszem, istnieją marzyciele, którzy żywią się tylko nieosiągalnymi pragnieniami, albo idealiści przepełnieni złudnymi nadziejami na lepsze jutro. Wszyscy oni jednak nie mają odwagi, by stawić światu czoła, są bierni, pasywni, czekają na cud. W końcu i oni, tak bardzo wcześniej zbuntowani, ulegają negatywnym wpływom otoczenia. Ludzie ci widzą, że aby przeżyć trzeba walczyć i zarabiać pieniądze. Wydaje mi się, że brakuje nam Don Kichotów, którzy mimo wiadomej przegranej, starają się walczyć z tym, czego nie da się pokonać ostatecznie, z wszechogarniającym wszystko złem. Don Kichot żył w świecie ideału i marzeń, chciał uczynić świat lepszym, ale niestety, sam nie był w stanie nic wskórać. Może ludzie, którzy czynią dobro są takimi trochę "naiwnymi rycerzami", którzy ulepszają świat poprzez pozytywne działania i pomoc potrzebującym. Takich właśnie osób potrzebuje ta ziemia, nie zniszczą oni zła, ale przyczynią się do szerzenia dobra.

Właśnie taki typ człowieka reprezentuje sobą moja siedemnastoletnia siostra. Ze względu na młody wiek, postrzega ona świat w różowych kolorach, tryska świeżością i optymizmem. Wydaje mi się, że jest osobą godną podziwu i naśladowania, pełną wiary w dobro świata i nadzieją na szansę jego naprawy. Gdzieś w jej wnętrzu tkwi zakorzeniona potrzeba walki ze złem, naprawy sytuacji zwierząt na całym ziemskim globie. Moja siostra ogarnęłaby sercem wszystkie psy, które uwielbia. Wierzy, że w przyszłości założy schronisko i będzie pomagać bezdomnym zwierzakom. Nie są to jednak mrzonki, ponieważ ona cały czas się dokształca, sięga po literaturę, która pomoże jej wyspecjalizować się w danej dziedzinie. Wydaje mi się, że żyje ona w swoim wyidealizowanym świecie jak Don Kichot, pełna zaangażowania i wiary w dobro tkwiące w drugim człowieku dąży do celu. Jestem pewien, że dzięki niej dużo dobrego czeka świat, może w niewielkiej jego części i może ta potrzeba niesienia pomocy potrzebującym zwierzętom jest drobnostką, ale wartościową. W tych realiach, i myślę, że w innych także, ludziom potrzebna jest nawet najmniejsza iskierka miłości.

Może postawa Zuzi nie jest niczym wyjątkowym, a jej zestawienie z Don Kichotem nie za bardzo trafne, ale co mi tam. Mnie moja siostra kojarzy się z idealizacją świata i dążeniem do jego naprawy, a to właśnie całe życie czynił ten "błędny rycerz", który walcząc z wiatrakami próbował, bo mimo beznadziejności należy wciąż próbować dla dobra sprawy.