DZIENNIK
25 maja 2015 (poniedziałek)
Pierwszy dzień naszej wyprawy do Irlandii. Musieliśmy gnieść się w pociągu przez kilka godzin. Ale jego uśmiech i świadomość bliskości zielonej wyspy pomogły mi to przetrwać. Wieczorem wsiedliśmy na statek. Zapowiada się cudowny rejs.
26 maja (wtorek)
Wstałam przed świtem. Gdy stałam na pokładzie "Świętego Graala", wschodzące słońce witało mnie swymi promieniami. Ten dzień na pewno będzie szczęśliwy.
(kilka godzin później)
Dobiliśmy do brzegu! Zielone wzgórza Irlandii powitały nas w słoneczne popołudnie. Jak tu pięknie! Dlaczego nie urodziłam się na wyspie świętego Patryka?
29 maja (piątek)
Przez ostatnie dwa dni wędrowaliśmy i podziwialiśmy przepiękne widoki celtyckich ziem. Gdy wracaliśmy do pensjonatu, nie miałam siły nawet, by pisać ten dziennik. Ale nie żałuję. Dziś chcemy obejrzeć mapy. Szukamy miasteczka Derry City. Tam urodziła się Roma Downey.
30 maja (sobota)
Wczoraj wieczorem znaleźliśmy miasteczko Romy. Dziś rano ruszyliśmy na północ. Szliśmy do zachodu słońca. Przed nami jeszcze kilka kilometrów. Jutro w południe powinniśmy dotrzeć do Derry City.
31 maja (niedziela)
Jesteśmy w Derry City! To ukoronowanie naszej wycieczki do Irlandii. Odwiedziliśmy kaplicę św. Patryka, a teraz siedzimy w przytulnej knajpce, popijając kawę z odrobiną whisky. Dobrze, że zabraliśmy rzeczy ze sobą. Przenocujemy tu, a rano pan Browning, nasz nowy znajomy, odwiezie nas do portu.
1 czerwca 2015 (poniedziałek)
Przed wyjazdem z Derry City posadziliśmy krzak głogu pod kaplicą św. Patryka. To tutejszy zwyczaj. Dzięki temu nigdy się nie rozstaniemy. Z żalem żegnamy zieloną Irlandię. "Powrócimy tu jeszcze" - to jego słowa. Wierzę mu.
PAMIĘTNIK
Wciąż nie mogę uwierzyć, że tamten tydzień zdarzył się naprawdę. Gdy po wielu miesiącach oczekiwań pojawiła się szansa podróży do Irlandii, nie posiadaliśmy się z radości. Dziś myślę, że ktoś pomógł nam zorganizować tę wyprawę. Nasz tajemniczy dobry duch...
Pierwszy dzień wycieczki to nieprzyjemne wspomnienie ciasnego pociągu i długiej podróży. Kto wie, czy nie zrezygnowałabym z tej wyprawy pomimo mojej wielkiej miłości do szmaragdowej wyspy, gdyby on nie był razem ze mną. Kolejne dni naszej podróży zlewają się w mojej głowie w zielony sen. Wyraźnie pamiętam tylko jego oczy. Ich blask rozświetlał noce spędzone pod gwiaździstym niebem.
Wiele trudu włożyliśmy w ukoronowanie naszego wojażu wizytą w miasteczku Derry City. Został tam po nas krzak głogu i obietnica wypowiedziana bez słów nad szklanką kawy po irlandzku...
On obiecał mi powrót do tej cudownej krainy. I kiedyś z pewnością spełni swe przyrzeczenie. Wierzę w to.
Komentarze (0)