Strukturę miasta tworzą plątaniny ulic. Niektóre z nich mają kilkusetletnią historię, są wspaniałymi zabytkami, wykonanymi z ogromnym artyzmem, inne stanowią symbol rozwoju cywilizacyjnego, budynki na nich stawiane są niezwykle szybko, przy wkładzie wielu zagranicznych inwestorów. Przyglądając mapkom miast, możemy zauważyć, że są w nich dzielnice zamożne oraz zabytkowe, jednak stanowią one właściwie niewielki procent wszystkich miejskich ulic. Najwięcej jest ulic przeciętnych, z poszarzałymi budynkami, zamieszkiwanych przez ludzi tak samo wyblakłymi, jak tynk na ich kamienicach, w których żyją. Czy w podobnym mieście można odnaleźć choć jedną nadzwyczajną ulicę?
Uważam, że tak. Na pewno każdy z nas mógłby wskazać taką ulicę w swoim mieście. Dla każdego z nas ma ona inny wygląd, określamy ją jako "naszą" ulicę. Ja również znam taką wyjątkową ulicę - "moją ulicę". Jej niezwykły urok stale mnie wabi, odkąd sięgam pamięcią mieszkam na tej samej ulicy. Swoje pierwsze kroki, stawiałem właśnie tutaj. Droga do przedszkola wiodła tą ulicą i nawet obecnie, kiedy zmierzam do szkoły kroczę tą samą ulicą, codziennie wychodząc z domu, te kilka metrów do szkoły muszę pokonać po jej zniszczonej, nierównej nawierzchni. Człowiek nie związany z tym miejscem nie będzie w stanie dostrzec tutaj nic interesującego, dla niego będzie ona jak tekturowa imitacja, albo jak posklejane fragmenty obrazków wyjętych ze starych gazet. To co zobaczy będzie dla niego pustym i prozaicznym wizerunkiem wysokich budynków, wielkiej ilości zakładów, pubów i restauracji. To właśnie wieczorny pejzaż mojej ulicy stanowił dla mnie obiekt największej ciekawości. Wychodząc z domu któregoś późnego wieczoru, można odnieść wrażenie, iż jest wczesne popołudnie. Wszędzie pełno ludzi, którzy nieustannie coś mówią, kogoś nawołują, razem spędzają czas. Przed najpopularniejszymi pubami tworzy się tłok, dziesiątki rozbawionych ludzi chce wejść do środka. Mogę mieć pewność, że zawsze spotkam tu któregoś z moich przyjaciół i wspólnie wydamy nasze ostatnie pieniądze w jakimś klubie. Dzięki tego rodzaju miejscom, można na moment oderwać się od codziennych spraw, zatrzymać się i ogarnąć wzrokiem otaczającą rzeczywistość jak w obiektywie kamery włączonej w powolnym tempie. Mam to szczęście, że mogę dostrzec tu o wiele więcej, niż np. jaki przyjezdny, bo spędziłem tu wszystkie dotychczasowe lata życia i każdy budynek, najmniejszy nawet zakątek znam ze szczegółami, wszystko tutaj kojarzy mi się z jakimś przyjemnym wydarzeniem, przypomina jakąś ciekawą historyjkę.
Na pewno nigdy nie nazwałbym "mojej" ulicy, "Ulicą Krokodyli", skupiskiem tekturowych, nierzeczywistych budynków, "błędną bezcelową wędrówkę sennego korowodu marionetek". Wszyscy mieszkający obok mnie ludzie to realne postacie o złożonym charakterze. Z tego powodu więc, nie można określić ich w taki sposób. Owszem, zdarza mi się czasem zauważyć kogoś, kto przybiera swoim zachowaniem jakąś pozę, zaczyna grać, lecz nie jest to regułą. Bardzo dobrze znam ludzi zamieszkujących moją ulicę i jestem pewien ich autentyczności i szczerości. To osoby, które są zawsze chętne do pomocy w każdej sprawie, na których można polegać w ciężkich chwilach. Kiedy ogarnia przygnębienie, smutek, jestem spokojny o to, że nie zostanę ze swoim problemem sam, bo znajdzie się ktoś, dla kogo nie będzie to obojętne. Ci, którzy mieszkają na "ulicy krokodyli", pragnąc wielkomiejskości, są bezbarwni, zlewają się z tłumem, gdzie nie można znaleźć jednostek wyjątkowych, bo każdy jest identyczny. W moim otoczeniu nie dostrzegam dwóch identycznych ludzi, każdy poznany przeze mnie człowiek był inny, wyjątkowy, posiadał swoją indywidualną, złożoną osobowość. W realnej rzeczywistości, w przeciwieństwie do świata skonstruowanego przez Schulza, są chraktery, nie zaś typy.
Moim zdaniem, świata nie można nazwać "Ulicą Krokodyli". Można zaryzykować określenie, że jest jak zoo, w którym pośród wielu zwierząt, można dostrzec parę żarłocznych krokodyli, lecz przez pryzmat jednego gatunku, nie powinno się patrzeć na wszystkich pozostałych mieszkańców.