Jak ciężko jest sformułować odpowiedź na pytanie, jaki jest sens cierpienia, wie każdy, kto choć raz próbował na nie odpowiedzieć. Wydawać by się mogło, że równie dobrze adresatem naszych skarg i tego rozpaczliwego pytania może być każdy - los, natura, świat, doświadczenie. Jest jednak jasne, że z tych źródeł nie dotrze do nas żadna konkretna odpowiedź, możemy jedynie jeszcze bardziej pogrążyć się w smutku i zwątpieniu. Wiele osób wybierało więc innego adresata, kierując to pytanie do Boga, Stwórcy świata i człowieka. Najczęściej jednak człowiek nie jest na tyle cierpliwy i przenikliwy, by zrozumieć odpowiedź Boga lub chociaż ja usłyszeć. Wtedy następuje kolejny etap zwątpienia, który przemienia się w nienawiść lub złość na Pana Wszechświata, który dopuścił, by człowiek, stworzony na Jego obraz i podobieństwo, borykał się z tyloma cierpieniami i przeciwnościami losu. Cierpienie bowiem nie mieści się w wizerunku dobrego i miłosiernego Boga, jakie stworzyliśmy sobie na ziemi. Wtedy dochodzimy do wniosku, że może jednak należy pogodzić się ze swoim losem, że może tak właśnie miało być. Człowiek jako istota rozumna i zdolna do odczuwania różnych emocji jest skazany na to, że nie zawsze będą to emocje i doznania pozytywne, że czasem trzeba będzie zetknąć się ze złem tego świata i jakoś sobie z nim poradzić. Ale cierpienie nie zawsze przynosi negatywne skutki. Jeśli jest przeżyte w odpowiedni sposób, może wzmocnić człowieka, pogłębić jego wiarę, a także ufność we własne siły i sens całego istnienia. Te trudne doświadczenia są tak mocno splecione z naszym życiem, że od wieków fascynowały twórców literatury i sztuki, którzy starali się znaleźć odpowiedź na to dręczące całą ludzkość pytanie: "unde malum?" - "skąd zło?".
Już najstarsza z ksiąg świata, to jest Pismo Święte porusza temat cierpienia i rozważa jego pochodzenia oraz sens. Szczególnie Księga Hioba zawiera wiele informacji i przemyśleń, które mogą nam pomóc w rozważaniu tego problemu. Jest to historia człowieka bogobojnego, któremu wiodło się doskonale, był bogaty, miał liczną rodzinę, niczego mu nie brakowało. Kiedyś jednak szatan poprosił Boga o możliwość wystawienia Hioba na próbę, myślał bowiem, że nawet tak pobożny człowiek będzie musiał zwątpić i złorzeczyć Bogu, kiedy straci wszystko, co posiadał. Stwórca wyrazić zgodę i wkrótce na Hioba zaczęły spadać serie nieszczęść. Stracił cały majątek, jego dzieci zmarły, został opuszczony przez bliskich i przyjaciół, zachorował, rozpoczął życie nędzarza. Wszyscy, którzy to widzieli, namawiali go do złorzeczenia Bogu, który tak bardzo go doświadczył. Ale Hiob nie ugiął się pod presją otoczenia i własnego cierpienia, powtarzając wciąż: "Bóg dał, Bóg wziął". Czy my także potrafilibyśmy zachować tak głęboką wiarę, nawet w obliczu wielkiego nieszczęścia? Przecież wiele razy odwracamy się od Boga z błahego powodu. Zapominamy o Stwórcy, kiedy jest nam dobrze, gdy spadnie na nas nieszczęście, prosimy Go o pomoc, a gdy upragnione wyzwolenie nie nadchodzi, narzekamy na Bożą niesprawiedliwość, zapominając o tym, że to my zachowujemy się jak interesowni obłudnicy. Hiob był inny, ufał Bogu niezależnie od sytuacji, w jakiej się znajdował i otrzymał nagrodę - Bóg przywrócił mu bogactwo i dał nową rodzinę, Hiob wytrwał i stał się szczęśliwszy niż był dotąd.
Hiob był człowiekiem, którego dotknęło cierpienie, choć nie zasłużył na nie, ale też nie prosił o taką próbę. Inną postawę przyjął św. Aleksy, bohater średniowiecznej legendy. On również pochodził z bogatej rodziny, niczego mu nie brakowało, miłował Boga i służył Mu chętnie i z oddaniem. Ale w dniu swojego ślubu postanowił opuścić młodą małżonkę, rozdać swój majątek i rozpocząć życie tułacze. Wyjechał z kraju i żebrał pod drzwiami świątyni, cierpiąc upokorzenia i przytyki ze strony przechodniów. Po jakimś czasie jednak los skierował jego kroki do rodzinnego miasta. Wrócił do domu i spotkał się z własnym ojcem, ale ten go nie rozpoznał, potraktował go jak żebraka i dał mu jałmużnę. Ojciec Aleksego był dobrym człowiekiem i zaproponował spotkanemu ubogiemu ciepły kąt pod schodami swego mieszkania. Tam Aleksy przeżył resztę swoich dni, nie rozpoznany przez nikogo. Św. Aleksy był człowiekiem niezwykle silnie wierzącym, podobnie jak biblijny Hiob. Różnica między nimi sprowadza się do jednego - Aleksy sam wybrał tułacze i żebracze życie, ponieważ chciał w ten sposób lepiej służyć Bogu i zasłużyć sobie na szczęście wieczne w niebie. Dla niego ból i cierpienie były radością, którą przyjmował ze spokojem i pogodą ducha. Cierpienie uszlachetniło go i jeszcze bardziej zbliżyło do Boga.
Nie wszyscy bohaterowie literaccy czy twórcy literatury byli skłonni z takim oddaniem i poświęceniem przyjmować cierpienie lub nawet samemu się umartwiać. Już w epoce renesansu odnajdujemy przykład człowieka, który nie godził się na nieszczęście, jakie na niego spadło, a mowa tutaj o Janie Kochanowskim. Kiedy zmarła jego najukochańsza córeczka, Urszulka, Kochanowski pogrążył się w smutku i rozpaczy. Utracił nie tylko umiłowane dziecko, ale wiarę we wszelką dobroć i sprawiedliwość ziemską. Załamały mu się wszystkie systemy filozoficzne, których był gorącym zwolennikiem i propagatorem, zwątpił również w istnienie Boga. Poeta nie mógł zrozumieć, jak to możliwe, by małe i niewinne dziecko musiało umrzeć, podczas gdy on pozostał na świecie, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Zastanawiając się, gdzie może być Urszulka, wymieniał wszystkie możliwe miejsca szczęśliwości pozaziemskiej, wymyślone przez różne obrządki i różne religie. Ostatecznie jednak zwątpił całkowicie w jakiekolwiek życie po śmierci, co wyraził w słynnych słowach: "Gdzieśkolwiek jest, jeśliś jest". Wydaje się, że rozpacz Kochanowskiego jest uzasadniona - przecież nie zdążył nawet poznać swojego dziecka, a już musiał je żegnać na zawsze. Tym razem cierpienie złamało człowieka, być może dlatego, że dotyczyło najbliższej mu osoby, a nie jego samego. Być może Kochanowski nie rozpaczałby tak bardzo, gdyby sam zachorował. Jednak rozpacz ojca po śmierci dziecka zawsze jest ogromna i nie należy się temu dziwić. Trudno jest w takim przypadku zrozumieć sens cierpienia.
Ból jednak nie zawsze musi być fizyczny i dotyczyć naszego ciała. Równie mocno, a może nawet bardziej cierpi człowiek, który doświadcza udręki psychicznej. Marek Aureliusz powiedział kiedyś, że "Straszliwą jest rzeczą, kiedy dusza zmęczy się życiem szybciej niż ciało". Słowa te bardzo pasują do sytuacji kolejnego bohatera literackiego, a mianowicie Wertera z powieści Johanna Wolfganga Goethego. Werter był młodym i nieźle się zapowiadających człowiekiem o dużych ambicjach i niespotykanej wrażliwości. Całe jego życie zmieniło się jednak w chwili, kiedy poznał Lottę. Zakochał się w niej od razu, była to przysłowiowa miłość od pierwszego wejrzenia. Werter żył od tej pory nadzieją, że Lotta również go pokocha i będą mogli być razem. Wszystkie jego plany i marzenia legły w gruzach, kiedy okazało się, że dziewczyna jest zaręczona i nie zamierza rezygnować ze swojej pierwszej miłości, mimo że Wertera traktowała jak dobrego przyjaciela. Mężczyzna nie potrafił się pogodzić z doznaną porażką, coraz bardziej pogrążając się w smutku i zwątpieniu. Życie bez Lotty straciło swój sens, musiał zapomnieć o wszystkim, co do tej pory planował, a nie potrafił wyobrazić sobie swojego dalszego życia. Werter znalazł tylko jedno wyjście z sytuacji - samobójstwo. "W wyobraźni mej nie zjawia się żadna inna postać prócz niej - mówił - i wszystkie wkoło widzę w związku z nią. (...) Gdy tak przy niej posiedzę dwie, trzy godziny i upajam się jej postacią, jej obejściem, niebiańskim urokiem jej słów i stopniowo rozpalają się wszystkie me zmysły, w oczach robi mi się ciemno, ledwo co słyszę i coś mnie chwyta za gardło jak skrytobójca (...). Nie widzę cierpieniu temu kresu prócz grobu".
Należałoby wspomnieć o jeszcze innym rodzaju cierpienia, takim, które łączy udrękę fizyczną z rozpaczą duchową. Mowa tu mianowicie o cierpieniu wywołanym przez kataklizm wojny. O tego rodzaju bólu pisało wielu twórców literatury powojennej i międzywojennej, ponieważ doświadczenie wojny nie może zostać tak po prostu wymazane z pamięci i trwa w niej jeszcze przez długie lata. Jedną z powieści, jaka powstała w związku z II wojną światową był Inny świat Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Książka ta opisuje życie ludzi, którzy zostali zesłani do obozów pracy. Nie było tam miejsca na żadne ludzkie uczucia, człowiek zamieniał się w zwierzę, które myśli tylko o tym, jak przetrwać kolejny dzień i kieruje się podstawowymi instynktami. W obozie nie było miejsca na przyjaźń, na współczucie czy pomoc. Każdy współwięzień był potencjalnym zdrajcą, który mógł powiedzieć wszystko, byleby tylko dostać dodatkową porcję jedzenia i przeżyć kolejny dzień. Jedynym ich celem było czekanie na koniec kary, ale koniec nigdy nie nadchodził... W ostateczności doszło do tego, że więźniowie z utęsknieniem wyglądali śmierci, która mogłaby skrócić ich cierpienia. Sowieci bowiem zabili w nich jedyną iskrę, która mogła podtrzymać ich przy życiu, iskrę nadziei. Napoleon Bonaparte zwykł mawiać, że "Cierpienie wymaga więcej odwagi niż śmierć" i oczywiście miał rację. Z tym, że człowiek maltretowany psychicznie i fizycznie nie rozpatruje cierpienia w kategoriach odwagi bądź jej braku. Więźniowie, wyzbyci wszelkich ludzkich uczuć, nie są już w stanie myśleć racjonalnie, zapominają o swojej godności, dopóki mają jakąkolwiek nadzieję, chcą przetrwać, a jeśli i ona zgaśnie - umrzeć.
Przykłady cierpienia, jakie zostały wymienione powyżej, nie wyczerpują oczywiście całego tematu, Jest on zbyt rozległy i zbyt wielowątkowy, by móc z łatwością zebrać go w jednym miejscu, zestawić i podsumować. Należy jednak pamiętać, że cierpienie ma różne oblicza, może doprowadzić do zagłady całych narodów, może zniszczyć pojedynczego człowieka, a może naprawić czyjeś życie i przyczynić się do wzmocnienia tego, kto został nim doświadczony. W tym przypadku nie da się generalizować, należy rozważyć wiele aspektów, zanim oceni się dany przypadek cierpienia. Bez wątpienia jednak, gdyby na świecie nie było bólu i troski, nie potrafilibyśmy tak bardzo docenić czasów i chwil, kiedy jesteśmy szczęśliwi. Więc choćby z tego powodu powinniśmy być wdzięczni Stwórcy za to, że od czasu do czasu doświadcza nas różnymi przykrościami, ponieważ dzięki temu jesteśmy szczęśliwsi, gdy jest już po wszystkim. Oczywiście można by polemizować z tym poglądem, ale uważam, że jest w nim choć odrobina prawdy.
Można zastanawiać się, skąd bierze się cierpienie, można rozważać różne jego aspekty i skutki, jakie wywołuje. Nigdy jednak nie będziemy w stanie do końca zrozumieć sensu bólu i cierpienia. Człowiek jest istotą stworzoną do życia w radości i to właśnie pozytywne doznania sprawiają, że jesteśmy szczęśliwi i doceniamy wartość życia. Dlatego też nigdy nie będziemy w stanie zaakceptować zjawiska, które sprawia, że czujemy się niepewnie czy po prostu źle. Nie pogodzimy się z cierpieniem, nigdy się z nim nie zaprzyjaźnimy, możemy jednak spróbować je tolerować. Zdając sobie sprawę z tego, że istnieje, nie będziemy przynajmniej zaskoczeni, kiedy dotknie nas samych i być może uda nam się je pokonać.