W ciągu przeszło stulecia - a dokładnie 123 lat - Polski nie było na mapach Europy. Oczywiście przez krótki czas triumfów Napoleona czy krakowskiej autonomii Polacy mieli prawo mówić a nawet uczyć się w swoim języku, czytać polskie książki czy głośno przyznawać się do swojego pochodzenia. Jednak na większości obszarów dawnego państwa polskość była przestępstwem. Publiczne używanie języka polskiego było co najmniej źle widziane, nauka języka polskiego lub w języku polskim zakazana a wszelka polska aktywność intelektualna zwalczana. Trudno się dziwić władcom państw zaborczych, że chcieli pozbyć się ze swych granic takich niepokornych poddanych jak Polacy. Władze zwalczały polskość i usiłowały zatrzeć w pamięci Polaków ich świadomość narodową. Z tego właśnie względu "konspiracyjna" kultura polska obfitowała w wiele mitów tyczących się narodu, chwały i historii. W ich tworzeniu celowali oczywiście rozmaici literaci i artyści wciąż tworzący "ku pokrzepieniu serc".

Nareszcie, po ponad wieku bytu narodu bez państwa Polska wróciła na mapy. Oczywiście dotąd także istniała w sercach Polaków, głównie za sprawą literatury i narodowych mitów. Gdy państwo istniało znowu literaci mieli kolejną kwestię do rozwiązania. Skupia się ona w zaledwie dwóch słowach - co teraz? Nie było dobrze wiadomo, o czym powinni teraz pisać poeci i pisarze niedawno skupieni na podtrzymywaniu ducha narodowego. Innym problemem były rozliczne mity narodowe datujące się w większości na epokę romantyzmu. Co z prometeizmem i mesjanizmem? - W końcu Polska i Polacy nie cierpią już za miliony. W ciągu dwudziestu lat rozwoju Polski, przed kolejną wojną i kolejnymi rozbiorami, charakterystyczną częścią twórczości były dzieła rozrachunkowe - z zaborami, z mitami narodowymi, z historią w ogóle.

Poeci zadają sobie pytanie, czy wszystkie te nagromadzone w ciągu stulecia są jeszcze przydatne dla nowoczesnego, państwowego narodu polskiego. Czy będą wzbogacać kolejne, wolne już pokolenia czy przeciwnie - stanowić będą ciężar ograniczający rozwój? Dwa spośród międzywojennych tekstów - wiersze Antoniego Słonimskiego "Czarna wiosna" i Jana Lechonia "Herostrates" - próbują odpowiedzieć na to pytanie.

Pierwszy z wyżej wymienionych tekstów rozprawia się z mitami tyczącymi się tego, jak winna wyglądać odzyskana ojczyzna. Pierwsze słowa wiersza zaczynają wywód od ciekawego sformułowania - "Papuga wszystkich ludów - w cierniowej koronie". Nie jest to bezpośredni cytat, lecz wyraźna aluzja do dwóch utworów romantycznych - wiersza Juliusza Słowackiego "Grób Agamemnona" oraz dramatu romantycznego - III części "Dziadów" Adama Mickiewicza. Takie sformułowanie może wydawać się obraźliwe i trudno ocenić, na ile to prawdziwy pogląd autora na odzyskaną ojczyznę, a na ile drwina z poglądów romantyków. Daje jednak wyraźnie do zrozumienia, że efekt działań wyzwolicieli kraju odbiega od marzeń. Słonimski odżegnuje się od mitu mesjanistycznego, jakoby cierpiąca Polska miała kiedykolwiek wyzwolić inne narody. Również Lechoń w "Herostratesie" uwypukla aspekt teorii mesjanistycznych związany z cierpieniem - koronę cierniową. To także nacisk przede wszystkim na cierpienia ludzi a nie na wyzwalanie czy zbawianie innych. Cierpienia spowodowały, że cała idea Polski sprowadzona została właśnie do tego - "kaleki" kraj bez przerwy "ze łzą wieczną chodzi po świecie". Kraj jest biedny, ale nadal chce żyć ideą i pamięcią dawnej chwały. Polska nie jest Chrystusem, jest jedynie Żywym trupem, który zamiast samemu próbować poprawić sytuację w jakiej się znalazł "czeka trwożny chwili, gdy ciało odmieni".

Słonimski, co dokładnie widać w jego wierszu, obala wartość narodowych mitów, uznaje je za ciężar, który jest piękny, lecz zupełnie nieprzydatny w odbudowywanym kraju. Dalsza część poetyckiego wywodu skupia się na zadaniach, które wypełniać powinna nowa literatura wolnego, a nie okupowanego, kraju. Dawniej literatura tworzona była "ku pokrzepieniu serc". Teraz taki cel jest już niepotrzebny. Trzeba znaleźć nową funkcję, której literatura ma służyć i sprawić, by była przydatna i przyjemna dla nowego odbiorcy. Polacy nie potrzebują już i nie chcą zagrzewających do powstania poematów czy opowiadających o dawnych bohaterach powieści. Teraz potrzeba poezji lżejszej, której tematyką może być na przykład przyroda. Sam autor ma dość pisania o ojczyźnie, pisze: "A wiosną - niech wiosnę, nie Polskę zobaczę".

Jan Lechom także odrzuca dalszą potrzebę tworzenia poezji patriotycznej. Podobnie jak Słonimski - nie chce więcej mitów, cierpiętnictwa, literatury rozdrapującej rany czy zagrzewającego do walki tyrteizmu. Sam pisze wyraźnie odwołując się do "Dziadów" Mickiewicza - "Zrzucam z ramion płaszcz Konrada". Rzuca także nowe tematy - rozwój, praca, miasta, codzienność czy nawet lokomotywy - byle nie cierpiąca Polska. Także doprowadzona przez romantyków do perfekcji strofika ma posłużyć nowoczesnej, nie - męczeńskiej, poezji:

"W daktyle, jamby i trocheje

Zleję gwar miasta, mętny szum,

Szaleję!".

Nawet taka świętość jak język ojczysty nie jest już w nowoczesnej poezji koniecznością. Kraj odzyskał życie, Polska "Dźwiga się, wznosi, wstaje wolna". To samo powinno spotkać poezję.

Także i dziś stoimy przed perspektywą nowej, wolnej Polski. Czy więc trzeba ciągle przypominać kajdany i rany? Poeci dwudziestolecia chcieli zapomnieć o cierpieniach, co nie znaczy, że odrzucali historię. Nawet absurdalne wydawałoby się mity narodowe są w końcu częścią polskiej kultury. Tak w dwudziestoleciu jak i dziś mity narodowe romantyków i pozytywistów traktowane są i były nieco z przymrużeniem oka - jako część historii literatury, a nie słowo objawione. Jednak, tak jak i w przypadku wszystkich aspektów narodu i państwowości, literatura także musi być od nowa przemyślana.