Odkąd w starożytności wysunięto filozoficzną teorię na istnienie bóstwa, które odpowiedzialne jest za powstanie świata, toczą się zaciekłe wojny i debaty pomiędzy zwolennikami, a przeciwnikami takiego sposobu myślenia. Zgodnie z zasadą - "Co kraj, to obyczaj"- w każdym narodzie panuje inna wizja Boga. Może występować on w kilku osobach albo w jednej, jego wyznawcy opierają się na relacjach wybrańców losu, którzy doświadczyli objawienia. Ludy pierwotne posiadają swoich czarowników, którzy - w zależności od rodzaju problemu z jakim się zwracają - przeprowadzają "konsultacje" z konkretnymi bożkami. Inni szukają swych fetyszów w naturze, w przedmiotach martwych lub zjawiskach. Bez względu jednak na rodzaj wyznania, ludzie z całego świata, od najdawniejszych czasów aż do chwili obecnej, nieprzerwanie szukają Boga, modlą się do Niego i odczuwają potrzebę wiary w rzeczy pozaziemskie. Widzą cuda - zjawiska rozumowo niewytłumaczalne - ponieważ tylko w taki sposób mogą pielęgnować swoją nadzieję na inny, lepszy świat, na przetrwanie.
Apogeum bałwochwalczej wiary w jednego, wszechmocnego Stwórcę przypadło na wieki średnie. Zapanował wówczas teocentryzm, który negował potrzebę rozwoju nauki, ponieważ to Bóg stał się odpowiedzią na wszystkie pytania, nie pozostawiając żadnych wątpliwości swoim wyznawcom. Średniowiecze jest więc triumfem scholastyki - właściwej filozofii chrześcijańskiej - której prekursorem był święty Anzelm. Jednym z jej odgałęzień jest tomizm, który stara się pogodzić wiarę z rozumem. Drugim, powszechnie panującym nurtem, jest augustynizm odznaczający się iluminizmem, woluntaryzmem i ascetyzmem. Króluje również franciszkanizm, głoszący ideę radosnej wiary, miłości i ubóstwa. Ludzie średniowiecza żyją tak, jakby każdy dzień był ich ostatnim, trwają w obawie, iż śmierć przyjdzie z zaskoczenia, a ich dusze nie zostaną zbawione. Unosi się w powietrzu nieprzerwanie dźwięczące memento mori, które przypomina o najważniejszym. Bóg jawi się im, jako Pan świata - groźny i surowy, który za złe karze, a za dobre wynagradza.
Warto porównać tu dwa charakterystyczne utwory, a mianowicie: Legendę o świętym Aleksym oraz Kwiatki świętego Franciszka. Pierwszy z nich jest skrajnym przykładem filozofii świętego Augustyna. Opowiada o człowieku, który posiadał największe dobra materialne oraz uczucia najbliższych mu ludzi i poświęcił to wszystko dla Boga. Jego postępowanie przypomina w pewnym stopniu zachowanie biblijnego Hioba, z ta różnicą, że Aleksy sam poszukiwał cierpienia i przyjmował je z pokorą, hartując swoje ciało, aby nie stało się ono przeszkodą w rozwoju duchowym. Życiu bohatera towarzyszyły cuda, niezwykłe uzdrowienia i niewytłumaczalne zjawiska. Rozgrzeszają one męczennika, który unieszczęśliwił własną rodzinę i najbardziej oddanych mu przyjaciół, by pomóc obcym biedakom i by jego miłości do Boga nie krępowały sprawy mniejszej wagi. Nie bez powodu oświadczył święty Augustyn: "Pragnę poznać Boga /- I nic więcej?/ -Nic więcej".
W opozycji do takiego sposobu na życie stoi filozofia świętego Franciszka. Charakteryzuje się ona miłością do wszelkiego stworzenia. To życie zgodne z naturą, wyznaczone cyklem pór roku oraz rytmem przyrody. Franciszkanin cieszy się każdą chwilą i najmniejszym drobiazgiem. Jest pogodny, pracowity, otwarty, skromny, współodczuwający, a przy tym odważny, bohaterski, szczery i pełen dobroci dla każdego potrzebującego pomocy człowieka. Niech dowodem będzie choć jeden fragment legendy o świętym Franciszku: "Uprzejmość jest siostrą miłosierdzia, potrafi ugasić nienawiść, a podtrzymać miłość."
Koleje historii potoczą się wkrótce dla religii mniej przychylnie, a następnie - tytułem równowagi - ponownie powróci chrześcijańska żarliwość. Epoki fanatyków i libertynów będą przeplatać się i - wymieniając argumentami - polemizować ze sobą. Przykładem na to niech będzie epoka młodopolska, która potwierdza dodatkowo, iż religia nigdy nie była wolna od faktów zachodzących w historii świata. Kryzysy polityczne i społeczne sprzyjają dekadentyzmowi i postawom ateistycznym. Niekończące się tragedie może znieść tylko Hiob, natomiast zwykli śmiertelnicy poddają się, załamując ręce. Załamanie to epatuje w słowach K. Przerwy - Tetmajera: "Łamiąca myśl jest, że ludzie tak muszą/ ginąć, jak ginie zwierzę i roślina;/ że to, co we mnie nazywa się duszą,/ to jest czująca i myśląca glina". Grzmi także jego bezlitosne wyznanie: "Nie wierzę w nic […]", które sformułowane jest na miarę młodopolskiego wieku. Wciąż pragnie poeta, uciec od przyziemności, poprzez nirwanę. Jest ona, bowiem zjawiskiem eskapistycznym, drogą do kraju wiecznej szczęśliwości, do wolterowskiego Eldorado, oświeceniowej krainy Nipu albo Zaginionej Atlantydy. Nirwana działa jednak niczym alkohol - pozwala na złudną chwilę zapomnienia po której boleśnie uderzamy o ziemię. Mimo to, zauważa się nieustanną wędrówkę artysty do sensu życia. Nie są to, bowiem wersy człowieka skończonego i wyzutego z pragnień, lecz jedynie zagubionego i sfrustrowanego otaczającą go sytuacją. Mówi przecież: "Szukają bóstwa: jedni z nich w popiele/ nurzając głowy i ścieląc się w kurzu/ przy marmurowych posągów podnóżu/ albo w posępnym, milczącym kościele; […] tak od początku swojego istnienia/ wszędzie szukają bóstwa bez wytchnienia,/ tylko go w własnej nie szukają duszy."
Charakterystyczne dla modernizmu jest również przejście poetów od złorzeczeń i bluźnierstw wobec Boga, aż do cichej pokory oraz ponownych inspiracji filozofią franciszkańską. Metamorfozę tą zauważa się analizując Hymny J. Kasprowicza, a następnie przechodząc do utworu L. Staffa pod tytułem: Przedśpiew. Pisze Kasprowicz: "Mą duszę pali wieczna, niezamknięta rana!/ Któż mi lekarstwo poda?/ Ojcze rozpusty! Kyrie elejson./ Nic, co się stało pod sklepieniem niebiosów,/ bez Twej się woli nie stało! Kyrie elejson!/ O źródło zdrady! Kyrie elejson! Przyczyno grzechu/ i zemsty, i rozpaczy szaleńczego śmiechu! Kyrie elejson!". W opozycji ogłasza Staff: " A jednak śpiewać będę wam pochwałę życia". Obrazy groźnego, bezlitosnego Stwórcy zamieniają się powoli w poddanie biegowi czasu, zaakceptowanie świata takiego, jakim jest, aż do optymistycznego korzystania z każdej najmniejszej chwili, powrotu do renesansowego humanizmu i głębokiej kontemplacji rzeczywistości.
Wahanie między Niebem, a Piekłem przetrwa jeszcze cały okres międzywojnia, by wybuchnąć wreszcie wraz z drugą wojną światową. Wierzących dopadły wątpliwości, niedowiarków ogarnęło pragnienie modlitwy - wszystkich jednak trzymała przy życiu nadzieja, bo kiedy odchodziła nadzieja, przychodziła śmierć.
Literatura wojenna posiada wiele przykładów religijnych ludzkich postaw. Niezwykły fragment - przedstawiający obozowego więźnia - prezentuje G. Herling - Grudziński w Innym świecie: <
Kolejnym przykładem może być dialog z warszawskiego getta, zawarty w Zdążyć przed Panem Bogiem H. Krall: "[…]Jakie niebo? jaki Bóg? Ty nie widzisz, co się dzieje? Ty nie widzisz, że Boga już dawno tu nie ma? A jeżeli nawet jest - […] to on jest po ICH stronie[…]". Niektórzy wierzyli, że naprawdę zostali sami, zagrodzeni grubym murem za którym nikt nie jest w stanie ich usłyszeć. Byli pewni, że są zdani tylko na siebie - zupełnie, jakby potwierdziły się słowa F. Nietzschego, że "Bóg umarł". Filozofia nietzscheańska przemawia również przez utwór T. Różewicza pod tytułem Gotyk 1954, gdzie czytamy: "[…]Bóg/ jest niebieski/ nabity na tysiąc iglic wież/ katedr banków/ ocieka krwią/ ludzi/ nie własną/ z worem złota u szyi/ ciągną go/ na swoje dno/ skazani". A przecież pisał twórca nadczłowieka w Tako rzecze Zaratustra: "I Bóg ma swe piekło: jest niem miłość do ludzi". Ma tu swoje odzwierciedlenie charakterystyczny różewiczowski katastrofizm, pełen pesymizmu i mrocznych obrazów, będących psychologicznym następstwem wojny.
Okres powojenny odznacza się już w tym względzie nastrojami mniej radykalnymi lub mieszanymi. Kwestia wiary i niewiary staje się zwykłym tematem, jak wszystkie inne, poruszanym od czasu do czasu przez literatów. Bardzo nowoczesnym utworem, napisanym przez E. Lipską - poetkę Nowej Fali, jest Jeśli istnieje Bóg. Przedstawia on ewentualny przebieg pośmiertnego spotkania autorki z Bogiem. Wizja zawiera liczne elementy współczesnego świata, neguje stereotypowy, powszechnie ustalony obraz Stwórcy. Ponadto istnienie jakiegokolwiek bóstwa nie jest dla poetki sprawą oczywistą, o czym świadczy już pierwsze słowo utworu, który odznacza się, więc odwagą poddawania w wątpliwość wartości świata, uznawanych dotychczas za immanentne.
Dla przeciwwagi pragnę zaprezentować twórczość księdza J. Twardowskiego, który znów sięga do korzeni, wcielając w życie i odwołując się nieustannie do filozofii świętego Franciszka. Jego - pełna pokory - poezja, emanuje chęcią życia i zaraża radością z najmniejszej chwili. Poeta był niestrudzonym obserwatorem przyrody oraz zjawisk naturalnych, epatował miłością do życia i ludzi, a także odznaczał się niebanalnym poczuciem humoru. Adresatem wielu z jego dzieł jest sam Bóg, jak na przykład w wierszu Podziękowanie: "Dziękuję Ci że nie jest wszystko tylko białe albo czarne/ za to że są krowy łaciate/ bladożółta psia trawka/ kijanki od spodu oliwkowozielone[…]", czy też: "Więc to Ciebie szukają gdy kupują kwiaty/ by na serio powtarzać romantyczne słowa/ wierność innym ślubując gdy biegną po schodach/ roznosząc swoje serce pod różne adresy/ gdy patrzą sobie w oczy by siebie nie widzieć/ więc to Ciebie szukają nic nie wiedząc o tym[…]". Jan Twardowski to skromny, niepozorny i bardzo religijny człowiek, który jednak nigdy nie zapomniał, co oznacza prawdziwe człowieczeństwo, nie rzucał na wiatr frazesów wzniosłych i nic nieznaczących, nie nosił w sobie pychy i nie czuł się zwolniony z samokontroli ze względu na to, iż był księdzem. W swoich naukach przypomina, w pewnym stopniu, biskupa Ignacego Krasickiego. Obaj potrafili dostrzec ludzkie przywary i napisać o nich nie ośmieszając przy tym konkretnych ludzi, jak w Rachunku dla dorosłego: "Jak daleko odszedłeś/ od prostego kubka z jednym uchem/ od starego stołu ze zwykłą ceratą/ od wzruszenia nie na niby/ od sensu/ od podziwu nad światem/ od tego co nagie a nie rozebrane […] od tajemnicy nie wykładanej na talerz/ od matki która patrzyła w oczy żebyś nie kłamał/ od pacierza/ od Polski z raną/ ty stary koniu". Dobrze wiedział także, co oznacza prawdziwa równość, a wynika to jasno miedzy innymi z wiersza Do kaznodziei, który trafia w sedno i nie potrzebuje dodatkowych komentarzy: "Na rekolekcjach nie strasz śmiercią -/ bo po co/ za oknami bór pachnie żywicą/ pszczoły z pasiek się złocą/ w abecadłach dzieci oczy mrużą/ Nie dręcz babek, dziadków czcigodnych,/ oblubienic w kapeluszach modnych/ rozmodlonych przed poślubną podróżą/ Mów o częstej komunii z Chrystusem -/ złotych sercach bijących w ukryciu,/ z katechizmu o cnotach najprościej,/ i że grzechy przeciwko nadziei/ są tak ciężkie jak przeciw miłości/ Nie o śmierci mów z ambony - o życiu -/ o żonie szukającej z lampą w ręku/ igły zagubionej w ciemny wieczór,/ żeby mąż nie miał skarpet podartych-/ wczesnej wiosny na piętach nie czuł[…]". Jeden z jego byłych uczniów, znany dziś redaktor i felietonista - Tomasz Jastrun - pisał o nim: "Mówił o Matce Boskiej/ Łagodnie tak bardzo łagodnie/ jakby była płochliwą sarną/ zamknięty w swojej czarnej sutannie/ patrzył na mnie z góry/ a ja mnożyłem swoje siedem lat/ przez dziesięć wątpliwości […] od tamtego czasu/ przychodzi często do mnie/ płochliwa sarna/ spogląda łagodnie/ i wątpi we mnie." Poeta nazywany był żyjącym świętym - warto tutaj przytoczyć wypowiedź księdza Adama Bonieckiego: "Kiedyś przed laty, chyba nawet jeszcze nie byłem klerykiem, może byłem, nie pamiętam, stałem na ulicy Krakowskie Przedmieście z księdzem Bozowskim, moim mistrzem duchowym. Z szumem sutanny przejechał na rowerze ksiądz Twardowski, którego nie znałem. I ksiądz Bozowski powiedział: <
W taki oto sposób minęły wieki całe, aż dotarły koła czasu do naszego pokolenia, które ktoś raz po raz nazywa Pokoleniem Ojca Świętego. Jest ono zbiorowiskiem ludzi, jakich jeszcze na Ziemi nie było. Potrafią, bowiem jednocześnie toczyć wojnę, mordować i kraść, po czym kochać się, pomagać głodującym i brać udział w pochodach tolerancji. Człowiek XXI wieku jest człowiekiem, który w skrajnej rozpaczy klęczy na środku Starego krakowskiego Rynku, śpiewając religijne pieśni i modląc się żarliwie. Z chwilą wybicia 21. 37 zapala zawsze symboliczne świece w oknach, minuta ciszy musi być. Trudno powiedzieć czy jednak jest to prawdziwa pobożność, szczere modlitwy za duszę zmarłego, zamierzone przesiadywanie w kościołach w jego urodziny, czy też zwyczajny, ludzki podziw i szacunek dla człowieka który odszedł, oddawanie mu czci, które nie ma, mimo wszystko, nic wspólnego z wiarą w Boga. To my - ludzie współcześni - ani gorący, ani zimni.