Literatura polska niejednemu z nas kojarzy się przede wszystkim z lekturami, przykrym obowiązkiem ich czytania i męczenia swojego wzroku nad tekstami, które w naszym odczuciu, zamiast przynosić przyjemność, sprawiają, iż ogarnia nas znużenie i zniecierpliwienie. Natomiast filmowa ekranizacja jakiegoś dzieła literackiego, nasuwa nam na myśl podobne skojarzenia - to również tortura dla naszych oczu, jednak znacznie krótsza niż poprzednia, więc może warto się tym zainteresować?
Tak najczęściej polska młodzież odbiera rodzimy dorobek literacki oraz jego adaptacje filmowe. Lecz są i takie dzieła oraz ich filmowe odpowiedniki, których nie można zaliczyć do wcześniejszej grupy. Utwory są zwykle wyborem indywidualnym każdego, z kolei filmy mają jednego bezsprzecznego autora - Andrzeja Wajdę.
Co w tym człowieku takiego wyjątkowego? Ten reżyser nie jest przecież "człowiekiem z żelaza", ani z marmuru. Nie stanowi on pustej, monumentalnej persony, którą trzeba podziwiać, oglądać, zachwycać się nią. To jego dorobek jest tutaj przesłaniem, jakie powinniśmy zrozumieć. Jednak czy jesteśmy w stanie temu podołać? Dzisiejsza generacja ludzi, wyznaje inne wartości i zasady, niż ci odbiorcy, do których kierowane były początkowe dzieła reżysera. Myślę jednak, iż dokonał on, w pewnym sensie, czegoś ponadczasowego, a my - Polacy powinniśmy umieć zrozumieć alegorie, które zawarł w swoich filmowych dziełach.
Andrzej Wajda przyszedł na świat w Suwałkach, dnia 6 marca 1926 roku. Cała jego rodzina wywodzi się ze wsi o nazwie Szarów. Ten wiejski rodowód wydaje mi się dość istotne, ponieważ z tej właśnie niewielkiej wioski, z tego właśnie miejsca, z tejże rodziny pochodziło czterech młodzieńców i każdy z nich wyrósł na inteligenta. Tym młodym ludziom wychowanym w wiejskim środowisku, udało się zdobyć coś, czego pragnie niejeden członek zamożnej rodziny. Andrzej to potomek jednego z takich ludzi - zawodowego oficera, służącego w Wojsku Polskim, który został zamordowany w Katyniu. Lecz pęd tych niedoświadczonych chłopaków, aby uciec gdzieś, aby nie zostać w tym miejscu, przekonanie o tym, iż życie jest jeszcze gdzieś dalej, przed nimi, zachowało się po części i nim. Sam powiedział: "…nigdy nie chciałem mieszkać tam, gdzie przypadkowo rzucił mnie los, tylko tam, gdzie mnie się wydawało, że jest miejsce, do którego powinienem dążyć". Podczas okupacji przebywał razem z matką, która była z zawodu nauczycielką w mieście Radom. Tam był uczniem tajnych kompletów, a także kształcił się w konspiracyjnej szkole rysunku oraz rzeźby; jego opiekunem był prof. Wacław Dąbrowski.
W 1946 roku, Wajda rozpoczął studia na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, ponieważ myślał, iż to właśnie malarstwo jest jego przeznaczeniem. Jednym z jego ówczesnych wykładowców była m. Inn. Hanna Rudzka - Cybisowa. Wajda był także członkiem Grupy Samokształceniowej, a przewodził jej Andrzej Wróblewski. W ówczesnych czasach, Wajda odbierał samego siebie, jako malarza. Niestety, zabrakło mu samozaparcia, wytrwałości, odpowiedniego charakteru oraz - co chyba najistotniejsze - talentu. Potem, w 1949 roku przenosi się do innego miasta, mianowicie do Łodzi, ponieważ to w tutaj istniała Szkoła Filmowa - pierwsza i jedyna, która wówczas powstała. Wajda odnosił wrażenie, że to właśnie Łódź jest miejscem dla niego najwłaściwszym. Podjął studia reżyserskie. Po jakimś czasie został między innymi asystentem i pomocnikiem Aleksandra Forda, w trakcie kręcenia filmu pt. "Piątka z ulicy Barskiej" (powstałym w 1953 r.). Lecz w Łodzi nie na długo zagrzał miejsca. Przeniósł się do stolicy, ponieważ to tam zapadały wszelkie decyzje, związanie z kręceniem filmów. Po jakimś znów czasie, ponownie wrócił do Krakowa, gdyż w tym mieście znajdował się Teatr Stary.
Ostatnie 30 - lecie XX stulecia, minęło Wajdzie na dużej aktywności społecznej. Był on między innymi kierownikiem artystycznym tzw. Zespołu Artystycznego "X" ( był m.in. opiekunem młodych reżyserów, którzy tworzyli nurt zwany "kinem moralnego niepokoju"); pełnił również funkcję prezesa Stowarzyszenia Filmowców Polskich, a także Polskiej Federacji Dyskusyjnych Klubów Filmowych. Natomiast w 1988 roku, Lech Wałęsa powołał go do składu Komitetu Obywatelskiego, istniejącym przy przewodniczącym ugrupowania NSZZ "Solidarność". Czas pomiędzy 1989 a 1991 rokiem, był okresem, kiedy Wajda sprawował funkcję senatora, do 1994 roku był przewodniczącym Rady Kultury przy urzędzie Prezydenta RP. Wajda jest także inicjatorem oraz jednym z paru fundatorów (dzięki przyznanej mu w 1987 r. nagrodzie Kyoto), muzeum Centrum Sztuki i Techniki Japońskiej, mieszczącym się w Krakowie.
Jednak polskie społeczeństwo ceni go głównie za jego dokonania reżyserskie. Jest zaliczany go grupy najwybitniejszych i największych twórców naszej rodzimej sceny powojennej. Jeśli chodzi o teatr to Wajda debiutował (w charakterze reżysera i scenografa) w 1959 roku, sztuką autorstwa Michaela Gazzo, pt.: "Kapelusz pełen deszczu", która była wystawiona w Teatrze Wybrzeże mieszczącym się w Gdańsku. Ilość jego wyśmienitych sztuk jest imponująca, a tworzył między innymi w krakowskim Teatrze Starym, warszawskim Teatrze Ateneum, Teatrze Powszechnym oraz na Woli, potem we wrocławskim Teatrze Polskim, a także poza granicami naszego kraju: w Yale Repertory Theatre, Deutsches Nationaltheater, mieszczącym się w Weimarze, w moskiewskim Teatrze Sowriemiennik, Teatro Stabilne Friuli, który mieści się w Trieście oraz w tokijskim Teatrze Benisan.
Przyjrzyjmy się teraz jego najważniejszym osiągnięciom, a mianowicie filmom. Wajda jest reżyserem ponad 35 filmów, a każdy stanowi dzieło wyjątkowe oraz niezapomniane. Już po dwóch latach nauki w łódzkiej "filmówce", nakręcił swoje pierwsze dzieło fabularne, zatytułowane "Pokolenie" (w 1954 r.), opowiadające o skomplikowanych losach młodych ludzi ze stołecznych przedmieść w czasie okupacji hitlerowskiej. Roman Polański napisał potem we własnej autobiografii: "Dzieło Wajdy nie przypominało żadnego filmu nakręconego dotąd w Polsce Ludowej".
Wówczas też odnalazł swój olbrzymi temat kinowy: dzieje pokolenia wplątanego w wojenne wydarzenia, które poszukiwało dla siebie przystani w nowej i całkiem obcej rzeczywistości. Wajda sam zaliczał się do tej generacji ludzi. Wówczas, temat ten nie był prosty, cała prawda nie mogła być ujawniona, ponieważ wszystko poddawano cenzurze. Jednak przecież Wajda zdołał przekazać całą prawdę emocjonalną. Przeglądając jego filmy, jesteśmy w stanie je zrozumieć poprzez rozmaite symbole, scenografię, muzykę, nastrój i oczywiście kreacje aktorskie.
Nakręcony w 1957 roku "Kanał", a także rok później film "Popiół i diament", stały się punktem zwrotnym w historii polskiej kinematografii i usytuowały Wajdę na pozycji jednego z najwybitniejszych reżyserów w Europie. To dzięki naszemu reżyserowi zaczęto na świecie rozmawiać na temat "szkoły polskiej". Następnymi wybitnymi filmami są: "Lotna", "Samson", "Popioły", "Bramy raju", "Wszystko na sprzedaż", "Polowanie na muchy", "Brzezina", "Krajobraz po bitwie", "Wesele", "Ziemia obiecana", "Smuga cienia", "Człowiek z marmuru", "Bez znieczulenia", "Panny z Wilka", "Dyrygent", "Człowiek z żelaza", "Danton", "Kronika wypadków miłosnych", "Biesy", "Korczak", "Pierścionek z orłem w koronie", "Panna Nikt", "Pan Tadeusz", "Zemsta".
Większa część filmów Andrzeja Wajdy to adaptacje głośnych i niezwykle wtedy aktualnych dzieł literackich. Wybitnej literaturze rodzimej oraz zagranicznej, Wajda pozostaje wierny aż do dzisiaj. Tylko garstkę filmów nakręcił na podstawie oryginalnych scenariuszy. Lecz nie jedynie o kwestie adaptacji tutaj chodzi, gdyż jego dzieła wypełnia bogata tradycja literacka, a świadczą o tym liczne cytaty oraz odwołania czy aluzje. Na dorobek literatury, spoglądał jednak Wajda ciągle oczami artysty - malarza, a do swoich filmów wprowadzał symbole, motywy oraz skróty wywodzące się wprost ze sceny teatralnej. Plan filmowy stanowił dla niego rozległą scenę, gdzie odpowiednio zestawione elementy będą się układać w uporządkowaną całość.
Spośród kilkunastu filmów Wajdy, wybrałem cztery ekranizacje polskich dzieł literackich, które według mnie są najwybitniejszymi dokonaniami tego twórcy.
Pierwszą adaptacją, która w moim przekonaniu warta jest wyróżnienia jest film "Kanał", który powstał w 1956 r. wówczas to zmniejszyła się siła komunistycznych rygorów, krępujących życie kulturalne i zaczęto poruszać kwestie do tej pory zatajane albo osnuwane milczeniem. Wolno już było więcej powiedzieć publicznie na temat walk żołnierzy należących do Armii Krajowej, a także podejmować kwestię Powstania Warszawskiego, bez obawy przed cenzurą albo narażeniem się władzom. I właśnie w ten sposób postąpił Wajda. Ramy czasowe, w których zamyka się akcja filmowa to dla Polaków dość przykrym okresem. Widzimy Warszawę w 1944 roku, powstanie chyli się ku końcowi. Historia nie potraktowała nas łaskawie. Ekranizacja ta, w oparciu o powieść Jerzego Stefana Stawińskiego, stanowi wizerunek dramatycznego heroizmu oraz nie przynoszącego efektów cierpienia grupy uczestników powstania, którzy po stracie pozycji, przemierzają śmierdzące kanału, aby dotrzeć do jeszcze toczącego walki Śródmieścia. Na początku wszyscy idą tym samym śladem, jednak w miarę upływu sił przez osłabionych albo rannych, oddział dzieli się na trzy małe grupki osób, błądzących po omacku po zatęchłych i cuchnących obrzydliwie podziemiach Warszawy. Niestety, wszystkich spotyka śmierć. Łączniczka o pseudonimie "Stokrotka" oraz ranny "Korab" zostają zatrzymani przez kratę przy końcu kanału; "Halinka" odbiera sobie życie; kompozytor Michał traci zmysły. "Mądry" wyłania się przy ulicy Dworkowej i trafia wprost na patrol Niemców. "Smukły" traci życie w wyniku eksplozji rozbrajanego granatu. Ostatni - "Kula" umiera najbardziej tragicznie. Zaraz po wyjściu z kanałów, będąc już w bezpiecznym, zostaje zastrzelony z powodu zdrady towarzyszy. Uśmierca go "Zadra"- dowódca oddziału, który pomimo istniejących dla niego szans na przeżycie, postanawia ponownie zejść do kanałów, aby ratować swoich ludzi.
Już na samum początku filmu, przedstawia nam się kompania porucznika "Zadry", zaś narrator powiada: "Oto ostatnie godziny życia tych ludzi, patrzcie uważnie…" Te słowa są niezwykle istotne dla przesłania całego filmu. W tym bowiem momencie, znika charakterystyczne dla spektaklu kinowego pytanie: "jakie będą losy bohaterów?", "przeżyją, czy też nie?". Oglądający otrzymuje informację o porażce. Po cichu słyszymy: "nie cel jest ważny, ale droga do niego". Zaczynają się pojawiać pytania tupu: "jak do tego doszło?", "czemu stracili życie?", "jak rysował się mechanizm katastrofy?". Takie uprzedzenie końca akcji, zostało tutaj umyślnie wprowadzone, aby oglądający skupił swoją uwagę nie jedynie na ogóle, nie na typowej tragedii typowych, tragicznych postaci, nie na następne wojenne wydarzenie, ale na detale. Główny wątek jest mu już znany - bohaterowie stracą życie, ale jak? Jak się zachowają w ostatnich chwilach swojego życia? To właśnie jest tutaj istotne. Reżyser idealnie ukazał to, co było w powieści trudne do uzyskania, mianowicie "uwalnianie ekspresji" krok po kroku. Akcja pierwszej części ekranizacji, toczy się jeszcze przed wejściem do kanałów, a skonstruowana jest na podobieństwo chłodnej, reportażowej relacji. Reżyser zamierzał oszczędnie i bez większych emocji ukazać bohaterów oraz sytuację wyjściową. Nie znamy charakterów postaci, jedynie ich przezwiska, stopnie lub pasje. Odbieramy ich, jako kolejnych powstańców bez precyzyjnie naszkicowanej osobowości.
Kompania "Zadry", skupiona zmierza do przodu. Obserwujemy ją z pozycji poruszającego się równolegle oka kamery. Co chwilę trochę zwalnia, patrzy prosto w oblicze i oczy bohaterów. Na ich twarzach maluje się skupienie, napięcie związane z kolejnymi wydarzeniami. Oschle brzmiąca narracja wymienia wszystkie ich nazwiska. Kamera porusza się swobodnie, powoli, jej ruch zdaje się być odpowiednio dozowany. Jest to niezwykle artystyczny zabieg reżyserski, którego zadaniem jest przybliżenie widzowi postaci, przydziela mu funkcję obserwatora, jakby był uczestnikiem tych wszystkich wydarzeń. W kanałach podnosi się nagle poziom ekspresji. Zbliżenia, specyficzne kąty spojrzenia kamery, światło, a bardziej jego niewystarczająca ilość, dźwięk - wszystko zaczyna działać ostrzej, silniej, atakuje oglądającego, kreśli mu z coraz większą wyrazistością atmosferę grozy oraz lęku. Wówczas następują trzy sceny, które kończą trzy wątki. W tej chwili Korab ze Stokrotką docierają do kraty, spoza której nie będą w stanie się wydostać; Mądrego chwytają Niemcy; Zadra wyłania się z kanałów, aby po krótkiej chwili ponownie tam wrócić. Stwarzają one kontrast (uwypuklony kontrastem bardzo jasnego światła) w połączeniu z przygnębiającą ekspresją scen wcześniejszych. Oddziaływają na odbiorcę, niczym silny cios. Ich rolą jest powiedzenie nam, iż ta cała wędrówka, walka toczona przeciwko samemu sobie i swoimi ułomnościami, była daremna. Przecież i tak dzieje postaci są z góry zaplanowane - muszą ponieść śmierć.
Realizując ten film, Andrzej Wajda pragnął ukazać jak ciężko było przetrwać w czasie powstania, jak okrutne były realia, a pomimo wielkich chęci, a także - mogło by się zdawać - wielu szans, patriotyczna i heroiczna walka spełza na niczym. Do walk w obronie swojego życia, godności oraz niezależności, stanęli zwykli ludzie, w najmniejszym stopniu nie przypominający posągowych herosów, przepełnieni wewnętrznymi rozterkami, wahaniami oraz zasadami. Widać wielki dramatyzm ich osamotnionej walki zsuwanej do piekieł warszawskich podziemi. Te oślizgłe korytarze, można przyrównać do piekła z "Boskiej komedii" Dantego, jak czyni to kompozytor deklamując fragment tego utworu, który opisuje podziemną rzeczywistość.
W tym dziele, reżyser wycofał się z jakichkolwiek analiz i ocen warszawskich wydarzeń, a przy tym uniknął także interpretacji sytuacji politycznej. Odrzucił wszystko to, co nie mogło się zmieścić w ciasnej rzeczywistości paru osób błąkających się w kanałach. Nie mając możliwości zobrazowania całego powstania, poprzestał na mikroświecie, którym dla bohaterów był ich oddział oraz jego dzieje. Postanowił przedstawić widzom dramat, zagłębiając się w psychikę postaci. Obserwujemy ich w kilku ostatnich momentach życia. Poznajemy wszystkie ich ukryte wewnątrz myśli, desperackie czyny, a także rozważania, jakie snują na temat własnego żywota. To właśnie stanowi przesłanie tego filmu: popatrz jak wielką cenę musieliśmy zapłacić za "wolność naszą i wasz?" nie chodzi już nawet o to, jak wielu spośród nas straciło życie, lecz w jaki okrutny sposób!
Podczas powstania warszawskiego, podchorąży "Ziętek", czyli Józef Szczepański, który był żołnierzem walczącym w batalionie "Parasol", stworzył wiersz. A oto fragmenty tego liryku:
"Czekamy ciebie...
Czekamy ciebie, czerwona zarazo,
Byś wybawiła nas od czarnej śmierci,
Byś nam - kraj przedtem rozdarłszy na ćwierci
Była zbawieniem - witanym z odrazą...
(...)
Nic nam nie zrobisz! Masz prawo wybierać,
Możesz nam pomóc, możesz nas wybawić
Lub czekać dalej i śmierci zostawić...
Śmierć nie jest straszna - umiemy umierać.
Ale wiedz o tym, że z naszej mogiły
Nowa się Polska zwycięska narodzi
I po tej ziemi ty nie będziesz chodził,
Czerwony władco rozbestwionej siły!"
"Ten wiersz mówi prawdę, prawdę i tylko prawdę... Czy przystępując do filmu nie miałem świadomości, że tej prawdy nie będę mógł powiedzieć z ekranu?
Miałem! Więcej, wiedziałem, że warunkiem powstania filmu jest właściwie ukrycie tej prawdy możliwie głęboko pod ludzkim dramatem powstańców... Czy byłem świadomym kłamcą?" - stwierdził na temat "Kanału" jego reżyser.
W czerwcu, w 1957 roku, twórca scenariusza "Kanału" - Jerzy Stefan Stawiński, napisał: …"Tu w kanale śmierć jest potwornym bezsensem. Na taką śmierć żaden z tych romantycznych bojowników nie może się zgodzić... Zepchnięci do piekła, pozostawieni bez pomocy i nadziei, giną w podziemiach miasta straszną szczurzą śmiercią. Byli wśród nich ludzie piękni; "Kanał" ma przypominać ich tragedię i złożyć im hołd."
Także w następnych swoich dokonaniach Wajda poruszał bolesne problemy narodowe, podobnie jak w "Kanale", przedstawiając obraz powstania warszawskiego, bezsensowną oraz bezowocną walkę mieszkańców Warszawy z Niemcami. Następnym był temat Armii Krajowej (tragedia Maćka Chełmickiego, który był partyzantem, na początku walczącym z Niemcami, zaś później z komunistami, młodego człowieka, który nie potrafił dokonać wyboru w kwestii politycznej - "Popiół i diament" z 1958 r.), a także kompleks września w 1939 r. (tragedia ułanów, którzy toczyli walki przeciw nowocześnie uzbrojonej armii niemieckiej - "Lotna" z 1959r.). Ukazał na ekranie osoby, które znalazły się w sytuacjach pozbawionych wyjścia, ludzi, którzy czynili "gesty romantyczne", heroiczne, ale pozbawione sensu. Wajda nie uciekał przed goryczą oraz pesymizmem.
Akcja przybiera odmienny obrót w utworze pt.: "Brzezina", który to bez wątpienia należy do zbioru największych dokonań Wajdy. To ekranizacja dzieła Jarosława Iwaszkiewicza, również noszącego tytuł "Brzezina". Wydarzenia mają miejsce w leśniczówce, którą otaczają cudne brzeziny, w okresie zimowo - wiosennym. U Bolesława zjawia się zarażony gruźlicą brat. Jest w bardzo ciężkim stanie i chce u brata spędzić ostatnie chwile swego życia. W zetknięciu z naturą zauważa wszelkie uroki żywota i umie się nim radować. Na tej podstawie dochodzi między braćmi do konfliktu.
Leśnik wiodący życie w osamotnieniu, strasznie cierpi powodu śmierci swojej małżonki, pomimo, iż od tego wydarzenia minęło już sporo czasu. Odrzuca od siebie nawet najmniejsze radości, nie pozwala sobie na swobodę - ciągle trwa pogrążony w żałobie. Takie jego zachowanie niekorzystnie wpływa na jego małą córkę Olę, która nie potrafi się uśmiechać cieszyć, zamyka się przed otoczeniem, nie ma w niej ani krzty energii życia. Wówczas przyjeżdża Stanisław. Wróciwszy ze Szwajcarii, jest zmuszony do całkowitego zmienienia trybu życia. Tam ciągle uczestniczył w wystawnych bankietach, obracał się wśród towarzystwa. Obecnie, będąc u brata, jest otoczony leśną głuszą, zaś jego jedyne towarzystwo to przyroda. Poprzez to, że jest chory, umie docenić wartość życia i wie, że mimo, iż często nie biegnie ono tak jak sobie wymarzyliśmy, to stanowi nasz największy skarb. Już zaraz po przyjeździe sprowadza do mieszkania brata fortepian. Grywa w tenisa, urządza sobie przejażdżki rowerowe, często chodzi na spacery. Stara się wprowadzić w przygnębiający świat Oli, choćby odrobinę szczęścia. Pragnie, by mała czerpała nauki z jego błędów, zaś mając w perspektywie jeszcze wiele lat życia, odpowiednio ten czas spożytkowała. Wkrótce, Stanisława i gosposię Malinę zaczyna łączyć uczucie. Lecz te wszystkie jednocześnie użyte zabiegi, które mają na celu uzmysłowienie wagi życia oraz czerpanie z niego jak najwięcej, wprowadzają chaos w do tej pory harmonijny żywot mieszkańców leśniczówki. Na początku Bolesław sprzeciwia się. Irytują go wszystkie wygłupy oraz dość hałaśliwe usposobienie jego brata. Lecz z biegiem czasu, także i on budzi się ze swojego "zimowego odrętwienia", które jest wynikiem utraty żony. Przedstawione są jego starcia z własnych charakterem, kiedy to nie mając pojęcia kogo obwinić za wszelkie zaistniałe zmiany, wyładowuje się na córce, mimo, iż ona nic nie zawiniła. Jest to kulminacyjny punkt jego wahań. Potem sytuacja znacznie się polepsza. Zaczyna pojmować motywy kierujące postępowanie brata, ale jest już niestety za późno. W końcówce filmu Stanisław umiera. Lecz odchodzi będąc szczęśliwym oraz spełnionym człowiekiem. To smutne wydarzenie, także radykalnie odmienia leśniczego. W jego wnętrzu zachodzi przełom. Zaczyna się cieszyć jazdą konną, pogłębia swoje serdeczne relacje z córką, zaczyna zwracać uwagę na różne kobiety, natomiast z ostatnich scen otrzymujemy wiadomość osnutych przez niego planach o wyjeździe. Reasumując, mimo, iż Stanisław zmarł w dość młodym wieku i nie zdążył jeszcze założyć rodziny, nie umiejąc jeszcze odpowiednio żyć, odniósł jednaj wielki sukces - ocalił własnego brata od otchłani samotności oraz odizolowania się od świata.
Przeciwnie do wcześniejszych dzieł reżysera, film ten wprost oślepia płynącym zeń światłem. Śliczne obrazy natury, jak np. wiosenna brzezina, zieloność pól uprawnych, łąki ukwiecone kaczeńcami, są tutaj głównym tłem. Mimo tego, iż jest to opowieść o losach mężczyzny cierpiącego na ciężką chorobę, nie można tu znaleźć pierwiastków grozy, tragizmu lub strachu. Wajda pragnie przedstawić piękno całego świata, który nas otacza, a dotąd, aż mamy nasz czas, dotąd powinniśmy się starać wykorzystywać go jak najpełniej. Subtelne oraz wolne poruszanie się kamery, wzmaga sielankowy klimat. Według mnie, prawdziwym majstersztykiem reżyserskim, jest ukazanie ostatniego dnia z życia Stanisława. Widzimy pokój. Panują ciemności. Okno zakrywa koc. Stanisław, pomimo choroby, podnosi się ze swojego łóżka i ściąga koc, zasłaniający mu ostatnie źródło jasności oraz łączność ze światem. Patrzymy przez moment jego oczami - jedynie naturę, jedynie brzezinę. Mamy wrażenie, iż zbliża się ku nam ten zagajnik, to nie my, ale właśnie on zmierza do nas z jakąś potrzebą. Nic innego nie ma znaczenia, poza tą cudowną, niezastąpioną naturą. Kiedy zjawia się przy nim Śmierć, nie dostrzega on wokół siebie ludzi, rzeczy, nie targa nim ani miłość, ani chęć posiadania, ani też zazdrość czy smutek. Dostrzegamy go w momencie, kiedy powstaje i "płynie" przez brzezinę, spokojnie, monotonnie, jakby był w "krainie mlekiem i miodem płynącej". Stanowi to dla niego nagrodę, którą otrzymuje zanim jeszcze całkowicie odszedł ze świata - jest to możliwość odbycia ostatniej przechadzki po ziemi. Po Ziemi, która jest matką tych wszystkich cudów, na której jeszcze raz jest mu dane zaczerpnąć głębokiego, pełnego wspomnień oddechu.
Reżyser, tak skomentował swoje dzieło: "... tworzyliśmy film inny, świeży i dla mnie samego zaskakujący. Chwyciłem w płuca powietrze, poczułem się lżejszy i ze zdziwieniem patrzyłem na ekran, jakby to był nie całkiem mój własny film. Coś z tej świeżości zostało, zarówno w grze aktorów, jak i w pracy kamery".
Albert Cervoni stwierdził podobnie: "Promień słońca ma tu taką samą wagę jak ostatni oddech. Ten film, pulsujący agonią, ostatnim gestem życia, pulsuje także życiem."
Dokonując podsumowania: "Jest to swoista medytacja o miłości i śmierci, o radości życia i pesymistycznej udręce, o heroizmie i postawie rezygnacji, z barwnym tłem wiosennej puszczańskiej przyrody (film nakręcono w leśniczówce w Puszczy Kampinoskiej), podporządkowanym koncepcji plastycznej wzorowanej na malarstwie Jacka Malczewskiego".
Podobny klimat można dostrzec również w kolejnej ekranizacji dzieła literackiego w reżyserii Wajdy, jaki pragnę tutaj zaprezentować. Chodzi tutaj o "Panny z Wilka" - ekranizację opowiadania Jarosława Iwaszkiewicza. Wydarzenia toczą się w miejscowości o nazwie Wilko. Blisko czterdziestoletni mężczyzna - Wiktor Ruben, który stracił przyjaciela, przybywa do tej miejscowości do wujostwa. W młodości spędził u nich jakiś czas, w otoczeniu kilku panien, teraz już dorosłych kobiet. Julia jest matką bliźniaczek, emancypantka Jola jest mężatką, Fela umarła zbyt wcześnie, bardzo zmieniła się również Zosia oraz Kazia, zaś z małej Tuni wyrosła piękna pannica. Przybycia Wiktora wprowadza zamieszanie w spokojną egzystencję panien zamieszkujących dworek.
Już od samego początku za sprawą reżysera poznajemy życiowe dylematy bohatera. Trapi go potężny bój, który spowodowała śmierć jego przyjaciela. Doktor podsuwa mu pomysł na wyjazd w celu podreperowania zdrowia. Czy faktycznie myślał tylko o podreperowaniu zdrowia fizycznego? Na pewno nie. Ruben zobrazowany jest jako osobowość złożona, którą dręczą wahania, dotyczące kwestii sensu jego życia. Wiktor zastanawia się czy dobrze spożytkował swój czas, dany mu na ziemi, ciekawi go jaką rolę spełniają w naszym istnieniu wspomnienia? Pragnąc uzyskać odpowiedzi na te oraz inne pytania, podejmuje decyzję o powrocie do miejsca, gdzie spędził swoją młodość, gdzie wydarzyły się niezapomniane oraz najweselsze chwile jego życia - do Wilka. Lecz przeciwnie do pierwotnego zamierzenia, jego przybycie do dworku wujostwa obnaża wiele niewyjaśnionych spraw z przeszłości, pogmatwane dzieje, tragedie, życiowe porażki. W ciągu piętnastu lat praktycznie wszystko uległo zmianie w jego Arkadii. Zachowane w pamięci pannice, to obecnie już dorosłe kobiety, rodzina powiększyła się o nowych członków. Niestety kilkoro także odeszło. Obecnie nadeszła pora na wyjaśnienie niektórych dawnych problemów. Lecz Wiktor nie przybył tutaj z tym zamiarem. Jego głównym celem była ucieczka przed wspomnieniami, lecz one same znajdują do niego drogę i nie zamierzają go zostawić w spokoju.
Można by zaryzykować stwierdzenie, iż jeden z czołowych wątków stanowi miłość. Lecz ktoś, kto miał styczność z dziełami Nicholasa Sparksa, który osiągnął mistrzostwo w opisywaniu tego najpiękniejszego uczucia, wykorzystałby tutaj raczej słowo erotyka. Ja właśnie posłużę się tym słowem. Czołowej roli nie pełni tutaj uczucie, ale niespełnione marzenia oraz płonne nadzieje. Żyjące w Wilku kobiety nie wydają się być szczęśliwe - albo inaczej - są szczęśliwe do momentu przybycia Wiktora, którego postawa zdaje się przemawiać: "Tak, jestem tym, co ci w życiu nie wyszło. Kochałaś się we mnie, ale ja tego nie odwzajemniłem. Byłem twierdzą nieczułą i nie do zdobycia". Andrzej Wajda, podejmując się sfilmowania tego opowiadania, pragnął przekazać tym samym coś więcej, aniżeli jedynie widok nieszczęśliwego uczucia, obojętności, a także rozczarowania ludzkiego. Zobrazował tutaj w jakimś stopniu rozprawę nad istotą egzystencji. Słowa te, potwierdzają już sceny zawarte na początku. Główny bohater ucieka w miejsce sielankowe przed kłopotami. Bohater doskonale zna drogę, a jednak targają nim wahania, czasem nie ma pojęcia czy iść dalej, a jeśli tak to w jakim kierunku, błądzi, ma chwile zwątpienia. Skłania to oglądającego do zadumy, nad powodem tak wielkiego wstrząsu bohatera. Zagadkową atmosferę wzmaga jeszcze akompaniament muzyczny Karola Szymanowskiego.
Za najbardziej przejmującą oraz odpowiednią do wcześniejszych rozmyślań, uważam w całym filmie moment dialogu Wiktora i jego wuja. Ukazany tutaj kontrast obu bohaterów. Stary człowiek, będący już u końca swojego żywota, cierpi na bezsenność. Nie powoduje tego jakaś przypadłość, ale chęć jak najdłuższego rozkoszowania się życiem. Wspomnienia stanowią dla niego bardzo cenny skarb, co chwilę do nich wraca, przypomina sobie obrazy przeszłości, by móc ponownie cieszyć się przeżytymi momentami. Stwierdza, iż przeżył je szczęśliwie, lecz niestety, to stwierdzenie wysnuwa dopiero po długim czasie. Wówczas myślał, iż szczęście jest czymś innym. Z kolei drugi bohater- młody człowiek, mający przed sobą większość życia, utracił nagle całą energię i chęci do dalszego istnienia. Traktuje wspomnienia niczym cierń zadający głębokie rany. To dla niego zaprzepaszczony czas. Bohatera trapi bezsenność, gdyż pragnie zatrzeć w pamięci to, co już było.
Podsumowując - Wilko jest miejscem, do którego nie docierają żadne wojny, ani burze wielkiego świata, zaś ludzie, przynajmniej pozornie potrafią czerpać radość z życia. W powietrzu daje się wyczuć klimat historii, natomiast przebywanie tutaj pociąga za sobą refleksje dotyczące przemijalności ludzkiego istnienia. Mimo, iż Ruben nie znajduje w Wilku niczego, co spodziewał się znaleźć, to jednak cały jego pobyt w wujostwa, pozostawia w jego umyśle pewien traumatyczny ślad. Wiktor podejmuje decyzję o powrocie do Stokroci oraz zajęciu się swoją przyszłością, czyli życiem. Może już nie tak pięknym oraz komfortowym, lecz na pewno prawdziwym.
Kończąc, chciałabym zacytować stwierdzenie Wajdy, które zawiera w sobie częściowo i moje własne refleksje: "Kiedy się zastanawiam, co jest treścią opowiadania "Panny z Wilka", myślę, że jest nią i to, i tamto, i jeszcze coś innego. I to jest właśnie precyzyjna odpowiedź. Jakaś cienka nitka łączy nas z tym opowiadaniem, jakbyśmy w sobie odgrzebywali coś dawnego, coś z dzieciństwa, coś lepszego, coś piękniejszego. W "Pannach z Wilka" pojawia się świat wartości. Te kobiety wiedzą dokładnie, czego nie wolno im przekroczyć. Ale wyrażenie tego na ekranie nie było łatwe".
Kolejnym dokonaniem naszego wielkiego rodaka, które pragnę tu jeszcze zaprezentować, jest adaptacja naszej epopei narodowej, pt.: "Pan Tadeusz". To mickiewiczowskie arcydzieło literackie, jest chyba najmniej zrozumiałym przez uczniów w szkołach, utworem. Dla młodego człowieka, który nie zna problemu braku przynależności narodowej, nie lada kłopot stanowi cofnięcie się o całe 200 lat oraz zrozumienie sposobów myślenia społeczeństwa tamtych czasów. Utwór opowiada o kłopotach w sferze międzyludzkiej, wywołanych przez zdradę, pragnienie zemsty, miłość pojawiającą się w rozmaitych postaciach, odbywanie pokuty. Wszystko to, rozgrywa się w świetle ciężkiej sytuacji politycznej kraju. Tymczasem reżyser skomponował z 12 ksiąg niejako scenariusz filmu akcji oraz romansu rozwijającego się w takt wzniosłego wojskowego marsza, którego autorem jest Wojciech Kilar. Po pewnym czasie nie zwracamy już uwagi na to, iż bohaterowie posługują się trzynastozgłoskowcem, wypowiadając swoje partie tekstu.
Sięgając po dzieło Mickiewicza, Wajda był zmuszony czerpać ze wszystkich wytworzonych przez siebie specyficznych stylów, a także kątów spojrzenia kamery. Z tego powodu, dla wielbiciela jego twórczości, stanowi to ponowne, porywające przeżycie fragmentów oraz wątków zawartych w innych jego filmach. W przypadku sceny, gdy Tadeusz podjeżdża swoją bryczką pod ganek dworku, daje się wyczuć atmosferę "Panien z Wilka", w całym filmie można zauważyć motyw chocholego tańca, ukazany dokładnie w "Popiele i diamencie" oraz "Weselu", zaś szarża szlachty przeciw rosyjskim bagnetom, nasuwa skojarzenia z kawalerzystami nacierającymi na potężne czołgi ukazane w "Lotnej". Z kolei tykanie zegara, który odmierza ostatnie chwile życia umierającego Jacka - Robaka, jest "zapożyczony" ze spektaklu "Nastazji Filipownej" z Teatru Starego.
Lecz czy ta ekranizacja mickiewiczowskiego dzieła jest w ogóle do czegoś potrzebna? Czy zainteresowanie utworem, po który sięga się jedynie w latach szkolnych (w dodatku zwykle z niechęcią), nie będzie jedynie chwilowe, wywołane reklamowym "szumem", towarzyszącym powstawaniu ekranizacji? Odpowiedzi na wszystkie te pytania, można odnaleźć w naszej codziennej rzeczywistości. Chyba najlepszy dowód żywotności adaptacji dzieła stanowi ilość wyrażeń, które weszły z filmu do codzienności. Przykładem niech będzie choćby: "Świątynia dumania", "kraj lat dziecinnych", "żołnierz tułacz", "młodzian piękny i posępny" - to wyrażenia, które znają nie tylko ci, którzy przeczytali dzieło parokrotnie. Ten utwór przemawia naszym językiem, wykorzystuje słownictwo znane wszystkim z codzienności. Tak więc, czy faktycznie jest on tak trudny do zrozumienia? Wajda udowodnił, iż jest to błędny tok myślenia. Nie nakręcił "Pana Tadeusza" w pozycji "na klęczkach". To, na całe szczęście stanowi największą zaletę filmu. Posiada on bowiem swój indywidualny charakter i wyraz.
Główny temat wielu filmów Wajdy, stanowi tragizm jednostki ponoszącej nieuniknioną porażkę w konfrontacji z historią. Dociekliwy reżyser, stawia pytania, które dotyczą dziejowych mechanizmów, tożsamości narodowej, a także idei, którymi trzeba się w życiu kierować. Zrozumienie wymowy filmu to osobiste doświadczenie każdego widza, z tego powodu Wajda nieraz tracił nawiązany kontakt z widownią. Było tak zwłaszcza po 1982 r. Kiedyś, w jednym wywiadzie dla prasy, reżyser szczerze powiedział, iż "stan wojenny był największym nieszczęściem, jakie zdarzyło się w Polsce. Wszystkie dzisiejsze podziały, wszystko, co jest dziś mętne w naszej polityce i naszej sztuce - to jest konsekwencja stanu wojennego. Polska się wtedy rozpadła i do dziś nie może się scalić. Dla mnie to były stracone lata. Wszystko, co zrobiłem po, uważam za filmy zmarnowanych możliwości. [...] straciłem wtedy talent do komunikowania się z widownią".
Przy wyborze przedstawionych tutaj wcześniej wspaniałych dokonań reżyserskich Andrzeja Wajdy, opierałem się w szczególności na swojej własnej opinii. Na przykładzie tychże osiągnięć Wajdy, można idealnie ukazać kontrast pomiędzy historią a współczesnością. Pierwszy film, który tutaj scharakteryzowałem podejmuje problematykę wojny, w pewnym stopniu opowiada również o polityce, lecz głównie obrazuje ludzkie tragedie oraz przeżycia. Analogicznie pokazana jest ta kwestia w następnych dziełach, których celem jest nawiązanie relacji z publicznością, a także skłonienie do zadumy. Reżyser słusznie stwierdził, iż ekranizacja dzieła literackiego to zadanie niezwykle trudne, gdyż są to głównie słowa tworzące jakieś obrazy w umysłach odbiorców. Film złożony jest z obrazów, z tego więc powodu ma za zadanie skłonić nas do refleksji, rozważań dotyczących rodzaju słów, jakie ilustrują dane kadry. Sytuacja przybiera nieco inny obrót w przypadku ostatniego z opisywanych przeze mnie filmów. "Pan Tadeusz" stanowi symbol naszej polskości, narodowej kultury oraz walki o niepodległość. Ciężko jest sprostać oczekiwaniom tysięcy rodaków, gdzie każdy odbiera to odmiennie. Pomimo tego, Wajda rozwikłał ten problem, dokonując stworzenia nie tylko filmowego odpowiednika utworu literackiego, lecz również obrazu nieprzeciętnego życia, jakie jest obecne w tej epopei. Z wykorzystaniem właściwego sobie sposobu, kładzie największy nacisk na ukryte wewnątrz, dzieje dusz postaci. Wielu z oglądających "Pana Tadeusza", posądzało Wajdę o styl charakteryzujący telenowele, ponieważ wiele tutaj porywów serca, namiętności oraz awantur. Ale w jaki sposób inaczej zobrazować prawdę, kryjącą się pomiędzy wersami mickiewiczowskiej epopei? Reżyser wspaniale oddaje gniew zakorzenioną w Gerwazym, namiętności i rządze targające Telimeną, skruchę Jacka Soplicy lub sielankowy żywot Sędziego. Przedstawione w filmie wydarzenia historyczne, stanowią tło dla faktycznych aktorów, którymi są tutaj ludzkie uczucia.
"Możecie myśleć o kinie, jak i co chcecie, ale jednego wam,
drodzy koledzy, nie wolno robić: myśleć z pogardą o widzu". - wypowiedź Andrzeja Wajdy, adresowane do studentów kształcących się w Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi.
Te słowa mogą posłużyć za podsumowanie dokonań reżyserskich Andrzeja Wajdy. Realizując swoje zamierzenia, stwarzając kolejne dzieła, przestaje on myśleć o sobie albo swojej sławie, lecz skupia się na wiarygodnym ukazywaniu historii Polski, usiłuje jak najlepiej przekazać ją kolejnym pokoleniom rodaków.