Co kryje się dla nas pod pojęciem świętości? Jaką osobę nazywamy świętą? W jaki sposób kanonizowano ludzi? Jakie warunki musieli spełniać? Być może przywołanie kilku przykładów pozwoli odpowiedzieć na te pytania.
Warto zacząć od początku czyli od Starego Testamentu. Księga Hioba zawiera historię życia człowieka, który najprawdopodobniej żył w okresie po niewoli babilońskiej czyli około V wieku przed Chrystusem. Jako człowiek majętny cieszył się szacunkiem ludzi, ponieważ Żydzi wierzyli, że majątek świadczy o Bożym błogosławieństwie. Otoczenie widziało w nim człowieka sprawiedliwego, pobożnego i wiernego zasadom religii. Jednakże Bóg postanowił poddać go próbie. Pozbawił go wszystkich materialnych dóbr, ponadto spowodował śmierć jego dzieci, a samego Hioba doświadczył trądem. Mimo przeciwności losu wiara Hioba nie zmieniła się, nie odwrócił się od Boga, ale nadal uznawał go za swojego największego przyjaciela. Ludzka wytrwałość została nagrodzona - Bóg przywrócił Hiobowi najbliższych i majątek.
Zastanawiam się, czy tak powinien wyglądać święty. Mimo że Hiob nie został kanonizowany, w pełni zasłużył na to miano - jego sposób życia i postępowania był niezwykły i wymagał wielu cnót. Ale człowiek nie zwątpił w chwili bólu i ze spokojem przyjmował kolejne doświadczenia życiowe. Hiob pokazuje, że pierwszym wyznacznikiem świętości powinna być nieugięta wiara, która nie stawia żadnych warunków.
Wszelkich wzorców warto szukać w epoce średniowiecza, która obfitowała w postaci różnych osób "doskonałych". Jednym z nich był święty czyli asceta przedstawiony w "Legendzie o świętym Aleksym". Już sam tytuł wskazuje, że bohater uzyskał tytuł świętego, ale należy bliżej przyjrzeć się historii jego życia. Ojcem Aleksego był Eufamian pochodzący ze znakomitego i możnego rodu. Matka Aglias odznaczała się miłosierdziem i dobrocią. Jako 24-letni mężczyzna Aleksy pojął za żonę Famianę, cesarską córkę. Ale podczas nocy poślubnej opuścił żonę, aby w pełni poświęcić życie służbie Bogu. Zebrany majątek oddał biedakom. Poświęcił się kontemplacji i modlitwie, ale unikał rozgłosu. Kiedy tylko jego pobożne życie stawało się powodem ludzkiej czci, zmieniał miejsce pobytu. Żył w biedzie i nędzy, głodował i umartwiał się. Jego życie było naznaczone licznymi cudami: zejście Matki Bożej z obrazu, bicie dzwonów, uzdrowienia chorych.
Postawa Aleksego bez wątpienia zasługuje na uwagę i kanonizację, ale nie wszystko jest takie oczywiste. Brak rozgłosu był oczywistym plusem, ponieważ świętość nie musi być na pokaz. Ale nie podoba mi się podejście Aleksego do piątego przykazania: nie zabijaj. Wiem, że nie przyczynił się do niczyjej śmierci, ale zaniedbywał własne zdrowie, co mogło doprowadzić do agonii. Postawa Aleksego pokazuje, że drugim koniecznym warunkiem osiągnięcia świętości powinno być życie zgodnie z Bożymi Przykazaniami, ale nie dla rozgłosu i sławy. Świętość nie może konkurować z pychą. Egzystencji świętego mogą towarzyszyć cuda jako widomy znak działania Łaski Bożej.
Również średniowiecznym świętym, choć skrajnie różniącym się poglądami, był święty Franciszek z Asyżu. Był postacią historyczną, żył w latach 1182 - 1226. Jako młodzieniec chętnie spędzał czas na zabawach i przyjemnościach raczej ciała niż ducha. Jako syn majętnego kupca był rozrzutny i nie dbał zanadto o pieniądze. A mimo takiego swobodnego sposobu życia został świętym. Wszystko wskazuje na to, że Bóg go wybrał - Franciszek poczuł powołanie, dzięki któremu jego życie na zawsze się zmieniło. Młody człowiek przeszedł metamorfozę, majątek oddał ubogim, a swoje życie poświęcił Bogu i bliźnim. Potem stał się też inicjatorem założenia klasztoru. Światopogląd św. Franciszka był prosty, jego podstawą była radość z życia i płynąca z serca wiara. Oprócz nieskrępowanej radości św. Franciszek propagował także miłość do całego świata i wszystkich stworzeń. Historię niezwykłego życia tego świętego zawierają "Kwiatki świętego Franciszka". Nie jest to utwór propagujący ascetyczny sposób życia tak jak "Legenda o świętym Aleksym", ale ideę, że ludzkie ciało jest bratem każdego człowieka, dlatego należy o nie dbać. Jest to przykład na to, że także święci mogą cieszyć się pewnymi cielesnymi przyjemnościami, choć w umiarze.
Postać św. Franciszka każe dopatrywać się w byciu świętym powołania, z którego wypływa potrzeba zejścia na tę pobożną drogę. Prawdopodobnie każdy święty musi doznawać tego uczucia albo już w dzieciństwie, albo w trakcie dorosłego życia.
Święty Szymon Słupnik to asceta z Antiochii. Przez 27 żył w małej celi umieszczonej na piętnastometrowym słupie, gdzie większość czasu spędzał na stojąco. Wiersz napisany przez Stanisława Grochowiaka budzi wiele moich wątpliwości odnośnie życia tego świętego. Przede wszystkim nie wykazywał należytej dbałości o zdrowie, czym łamał piąte przykazanie. Ponadto nie rozumiem idei piętnastometrowego słupa - czy miał on przybliżyć świętego do Boga? Przecież równie dobrze mógł wieść ascetyczny styl życia bliżej ziemi. A może tym sposobem miał być lepiej widoczny? Ale jego wyczyn jest godny pochwał, ponieważ święty Szymon większą część swojego życia poświęcił na doskonalenie duchowe. Jestem przekonana, że to znakomicie mu się udało. Ale zastanawiam się, czy takie wyrzeczenie się ludzkiego życia jest niezbędne, aby być bliżej Boga. Przecież jako ludzie nie możemy zupełnie rezygnować ze zwykłej egzystencji, która jest naszpikowana pomyłkami i błędami. Ponadto być może asceta mógłby więcej osiągnąć, gdyby nauczał innych zamiast stać na słupie. Święty powinien pracować nad własnym wnętrzem, ale niekoniecznie zupełnie odcinając się od ludzi.
Zaskakuje mnie fakt, że wśród ludzi kanonizowanych jest tak wielu księży. Być może ci, którzy ślubują posłuszeństwo, czystość i ubóstwo, łatwiej radzą sobie z ziemskimi pokusami. Czasem wydaje mi się, że księża mają łatwiejszą drogę do pokonania, ponieważ śluby zakonne hamują część ponęt, na które narażeni są zwykli śmiertelnicy. Jednakże wcale nie sądzę, że wszyscy księża ślubują, aby ułatwić sobie drogę do świętości - niektórzy z pewnością robią to z przekonania i potrzeby serca. Przykładem mogą być dwaj księża żyjący na przełomie XVI i XVII wieku we Francji, która z powodu licznych wojen została zniszczona. Skutki wojen były opłakane: duża liczba żebraków, biedacy dopuszczający się kradzieży i innych przestępstw. W 1619 roku król Ludwik XIII mianował księdza Wincentego a'Paulo kapelanem galerników i długoletnich skazańców, którzy odbywali karę jako wioślarze. Ksiądz Wincenty znał doskonale warunki tej pracy, które były bardzo złe: często więźniów traktowano jak zwierzęta. Ksiądz był poruszony i wykorzystał swoje wpływy, aby poprawić los skazańców. Podczas jakiejś wizyty ksiądz Wincenty poznał jednego z nich, który dopuścił się kradzieży, aby móc nakarmić własną rodzinę. Ksiądz zdecydował się przebrać za skazańca i odpracować jego obowiązki galernika, a biedny człowiek mógł powrócić do domu. Choć ksiądz Wincenty mógł poświęcić swe życie na zdobywanie kolejnych szczebli kościelnej władzy, zdecydował się pomagać potrzebującym. Starał się robić wszystko, aby zapobiegać ludzkiej krzywdzie i cierpieniu: zaangażował się w budowę szpitali, schronisk dla ludzi starszych, noclegowni dla ubogich. Z tego powodu nazwano go "ojcem ubogich". Zmarły w 1660 roku ksiądz a'Paulo po kilkudziesięciu latach został kanonizowany i ogłoszono go patronem wszystkich katolickich stowarzyszeń miłosiernych.
Sądzę, że taka postawa powinna zostać doceniona i nagrodzona. Uważam, że chęć niesienia pomocy ludziom jest najważniejszym wyznacznikiem świętości. Ten, kto potrafi odpowiednio spożytkować swój czas dla potrzebujących, jest godny szacunku i pochwał.
Drugim księdzem, o którym chciałam napisać, jest święty Jan Vianney (bohater książki Franciszka Trochu "Proboszcz z Ars"). Ten ksiądz żył ponad sto lat temu we francuskim Ars, był tam wiejskim proboszczem. Od młodości Jan był wychowywany w wierze katolickiej. Choć nie miał specjalnych zdolności do nauki, spełnił swoje marzenia i został kapłanem dzięki ciężkiej pracy i Bożej pomocy. Jako ksiądz został przydzielony do małej, zapuszczonej parafii w Ars. Od początku skoncentrował się na poznaniu parafian, aby zrozumieć ich codzienne życie, poznać troski i radości. Po jakimś czasie plan proboszcza się sprawdził - nawiązał wspaniały kontakt z ludźmi. Potrafił trafić odpowiednio dobranym słowem do ich serc, a jednocześnie wyrażał się zwięźle i jasno. Wreszcie udało mu się osiągnąć główny cel - nawrócenie poprzez pokutę. Choć wielu ludzi obawiało się konfesjonału, przychodzili do proboszcza lękając się, z wyrzutami sumienia, niepewnie. Tymczasem każdy grzesznik uzyskiwał przebaczenie przewinień, otuchę i garść porad na przyszłość. Dlatego że proboszcz wszystkim tłumaczył, że dobry Bóg ciągle ich kocha, ludzie coraz chętniej kierowali swe kroki do wiejskiego proboszcza. Ksiądz Jan Vianney zmarł nagle w 1859 roku. Na pogrzebie pojawiły się tłumy, aby oddać hołd i podziękować nieugiętemu kapłanowi, który przez 40 lat nie opuścił swoich podopiecznych. Papież Pius X ogłosił księdza patronem proboszczów, ponieważ całe jego życie było przykładem nieustającej troski o religijność wszystkich parafian.
Sądzę, że takiego księdza słusznie można nazwać świętym. Dziś często brakuje takich kapłanów, którzy byliby prawdziwą opoką i wykazywaliby chęć zrozumienia codziennych problemów zwykłych ludzi. Takich, którzy byliby rzetelnymi łącznikami między człowiekiem a Bogiem.
Człowiekiem, o którym nie sposób nie wspomnieć pisząc tę pracę, jest święty Maksymilian Kolbe. Odważył się on na iście nadludzki wyczyn - poświęcił własne życie za innego człowieka. Zdecydował się ponieść męczeńską śmierć w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu, aby ocalić życie jednego ze współwięźniów.
Lektura eseju Jana Józefa Szczepańskiego "Święty" wywołała pewne rozterki odnośnie motywacji ojca Maksymiliana, ale najważniejsze są fakty - zdecydował się na głodową śmierć, aby ocalić kogoś, kogo nawet nie znał. Jego życie stało się ofiarą, która uratowała człowieka. Mimo cierpienia nie zawahał się, lecz do końca pozostał wierny Bogu, do którego kierował ostatnie słowa. Maksymilian Kolbe był człowiekiem świętym. Miłość bliźniego była dla niego największą wartością, co udowodnił oddając życie za życie.
Dziś słowo "święty" ma wiele znaczeń, czasem nawet obraźliwych. Z pobłażaniem i ironią mówi się: "ty świętoszku", "nie bądź taki święty". A szkoda. Ja uważam, że człowiek święty nie jest zwykłym śmiertelnikiem, ale jest to osoba powołana do świętości. Ktoś taki nie dba o sławę ani uznanie, ale działa w skrytości. Chętnie czyni dobro, niesie pomoc tym, którzy tego potrzebują. Największą wartość upatrują w poświęceniu się dla innych. Dzięki wzbogacaniu wnętrza i silnej wierze nawiązują bliższą więź z Bogiem. Znalezienie osoby spełniającej te warunki nie jest łatwe, ale nie niemożliwe. Uważam, że na miano świętej zasługuje Matka Teresa z Kalkuty. Nie sądzę, aby jakiekolwiek wyjaśnienia były potrzebne.