Chyba nie ma potrzeby silić się na tłumaczenie faktu, że każda ludzka jednostka jest od siebie różna. Każdy człowiek ma w sobie coś unikatowego, niepowtarzalnego, różniącego go od innych. Każdy ma swój sposób na odbieranie i patrzenie na świat. dlatego też często zdarza się, że jedna rzecz jest tak zupełnie różnie odbierana przez dwoje ludzi. Każdy człowiek ma również swój własny sposób na przeżywanie określonych emocji, radzenia sobie z nimi. Jedni mają większą potrzebę wyrażania swoich nastrojów i emocji, inni mniejszą, a jeszcze inni zupełnie tego nie potrzebują. Ludzie różnie spędzają wolny czas, mają swoje własne, indywidualne sposoby na sprawienie sobie przyjemności, "rozerwanie się". Jedni mają potrzebę rozmawiania o tym co ich denerwuje, niepokoi, co sprawia, że zaczynają się bać, lub z czego się śmieją i szydzą. Często ludzie o tym po prostu piszą.

Może banalnie to zabrzmi, ale wydaje mi się, że właśnie taki sposób stosował Jan Kochanowski, renesansowy twórca, który również opisywał swoje niepokoje, sprawy, które go śmieszyły, bawiły, denerwowały... przykładem mogą być fraszki, które poeta tworzył niemal przez całe swoje życie. Fraszki są doskonałym wyrazem tego, jak zmieniał się stopniowo światopogląd autora. Spróbuje to udowodnić na przykładzie wybranych fraszek.

"Do gór i lasów" - utwór ten jest jednym z niewielu, który zawiera tak dużo elementów autobiograficznych z życia samego Jana Kochanowskiego. Możemy w nim wyczytać wspomnienia autora z odbytych podróży: mowa jest o Prusach (ściśle mówiąc o Królewcu), Włoszech (pojawia się sformułowanie "Sybilijne lochy"), Francja. Pojawia się również wzmianka o inflanckich wyprawach, które miały miejsce w 1568 roku. Kochanowski rozpamiętuje również to, jak służył na rożnych dworach. Nieoczekiwanie Kochanowski porównuje siebie do bożka Proteusa (opiekuna wodnego). Jego zaletą było to, że dowolnie mógł zmieniać swój wygląd. Poeta wspomina to wszystko będąc już starszym mężczyzną, dlatego mówi o swojej życiowej dewizie: "A ja z tym trzymam, kto co w czas uchwyci". Formuła ta jest ewidentnym odwołaniem się do słów Horacego, która brzmiała "carpe diem", czyli "chwytaj dzień". Autor namawia, aby nauczyć się korzystać z tego, co otrzymaliśmy od Boga. Mówi, że nie należy tracić czasu na smutek i użalanie się nad sobą.

We fraszce pojawia się również informacja o tym, gdzie Kochanowski zdobywał wiedzę. Poeta wyznaje, że będąc młodym człowiekiem zupełnie nie myślał o tym, jak będzie wyglądało jego życie w przyszłości, teraz już może patrzeć na nie z zupełnie innej perspektywy. Poeta mówi, że aby być szczęśliwym człowiekiem należy nauczyć się korzystać z uciech i przyjemności życia doczesnego. Mówi, że zawczasu nie należy rozmyślać nad swoim dalszym życiem, gdyż i tak nie wiemy jako ono będzie wyglądało, co przyniesie nam los. Przyszłość znać może jedynie Bóg, Pan wszystkiego. Fraszka ta jest wyraźnie optymistyczna i radosna.

W 1559 roku, autor często bywał na dworach, na których nie było mało uczt, zabaw, rozrywek. Gościł on między innymi na dworze króla Zygmunta Augusta. Był jego nadwornym sekretarzem. Wydaje się, że autor był osobą towarzyską i lubiącą dobra zabawę. Nie brak dowodów (choćby literackich) na to, że często bywał na zabawach, suto zakrapianych winem. Był osobistością, którą często zapraszano i liczono się z jego opiniami i uwagami - często ironicznymi i zabawnymi. Takie zabawy były często przyczynkiem do powstawania fraszek. Poeta obserwował jakieś sytuacje, a później je opisywał. Przykład fraszka zatytułowana "O doktorze Hiszpanie". Utwór ten opowiada o doktorze, który brał udział w alkoholowej zabawie. W pewnym momencie chciał już iść do swojego pokoju, lecz natrętni kompani absolutnie nie chcieli go wypuścić. Czytamy:

"Od jednego przyszło aż więc do dziewięci,

A doktorowi mózg się we łbie mąci".

Na samym końcu czytamy zaskakującą i niezwykle śmieszną pointę:

"Trudno - powiada - mój rząd z tymi pany:

szedłem spać trzeźwy, a wstanę pijany".

Kiedy król Zygmunt August zmarł, poeta nie przebywał na dworze już tak często. Osiadł na stałe, w odziedziczonym domu w Czarnolesie i tam spędził swoją resztę życia. Ożenił się z Dorotą Podlodowską. Od tego czasu prowadził stateczne, spokojne życie w zaciszu swojego wiejskiego domu i rodziny. Jest to również znakomity okres jeśli chodzi o pisanie. Właśnie w Czarnolesie powstają wybitne treny Kochanowskiego. Poeta wielokrotnie powtarzał, że tylko tam czuje się w pełni szczęśliwy. Potwierdza to fraszka "Na dom w Czarnolesie"- pojawia się tu sformułowanie "w gniaździe ojczystym". Poeta prosi Boga, aby jego życie zawsze było takie szczęśliwe. Mówi, że nie potrzebuje do szczęścia dóbr materialnych, majątków, ale bożego błogosławieństwa i szczęścia w rodzinie.

Innym przykładem może być fraszka zatytułowana "O żywocie ludzkim" - utwór ten określa się jako egzystencjalno - refleksyjny. Poeta porusza w nim niezwykle częsty motyw, który swój początek ma w średniowieczu - motyw świata jako teatru, a człowieka jako aktora. Reżyserem w teatrze - życiu był oczywiście Bóg, człowiek miał za zadanie jedynie odegrać w nim z góry określoną rolę. Pojawia się w tym momencie porównanie człowieka do kukiełki w rękach Stwórcy, gdyż to On o wszystkim decyduje - np. kiedy człowiek - aktor ma "zejść" ze sceny życia. Poeta powie nawet, że Bóg się śmieje z poczynań ludzi. Oto słowa świadczące o tym:

"Naśmiawszy się nami i naszym porządkom,

Wetkną nas w mieszek, jako czynią łątkom".

Jan Kochanowski zaleca, aby człowiek nauczył się korzystać z życia i podchodził do niego ze stoickim i epikurejskim spokojem.

Optymizm Kochanowskiego ulega całkowitemu unicestwieniu w momencie tragicznym dla całej jego rodziny. Dzieje się tak wówczas, kiedy to umiera jego córka Urszulka, mająca zaledwie dwa i pół roku. Poeta tak bardzo przeżywa tę śmierć, że całkowitej zmianie ulega jego podejście do życia. Wówczas powstaje cały cykl trenów (było ich dziewiętnaście). Wyrażają one ogromny ból, rozpacz, załamanie poety - ojca. Pojawia się uczucie gniewu i odwrócenie się od Boga, aż pod koniec cyklu zgoda na boskie wyroki i decyzje co do naszego życia.