Gustaw w czwartej części "Dziadów" Adama Mickiewicza mówi takie słowa:
"Kobieto! puchu marny! ty wietrzna istoto!
Postaci twojej zazdroszczą anieli,
A duszę gorszą masz, gorszą niżeli!...".
Pomijając zasadność tego, czego aniołowie mogą zazdrościć kobiecie, oraz racjonalność sądów Gustawa, da się wyodrębnić w tym fragmencie ważną własność, która od wieków jest przypisywana kobietom. Jest to swoisty dualizm jej natury, postaci, zachowania, gdzie z jednej strony może ona łączyć najlepsze cechy człowieka z nieokiełznanym temperamentem, z drugiej postępować źle i świetnie maskować to swoja urodą i obyciem. W literaturze trudno jednak znaleźć taki portret kobiety, który by można uznać za całościowy i do końca jednoznaczny jej obraz. Po prostu kobieta, jak i mężczyzna, to setki, tysiące różnych indywidualnych zachowań, które mogą łączyć się w podobne jednostki, zawsze jednak pozostając w opozycji do innych.
W swojej wypowiedzi chciałabym pokazać te kobiety, które cechuje wewnętrzne rozchwianie, niejednoznaczna natura i nieraz zaskakujące zachowania. Wybrane przeze mnie bohaterki łączy jednak wielka siła charakteru, rozmaicie wyrażana i różnym celom służąca, która pozwala im na drogę przez życie kierowana podług, często nie liczących się z innymi i otaczającym je światem, zasad.
Bez wątpienia na pierwszy plan kobiet silnych, choć o zaburzonej duszy wysuwa się tutaj postać Róży Żabczyńskiej z powieści Marii Kuncewiczowej "Cudzoziemka". Nawet sama dla siebie stanowi ona wielka zagadkę i nie może poradzić sobie z własna pełną niespełnionych ambicji i żalów naturą. Róże poznajemy u kresu jej życia, w momencie, gdy dana jest jej szansa przyjrzeć mu się i przynajmniej częściowo je naprawić. Ważna jest początkowa scena, gdy przygląda się ona sobie w lustrze, jakby próbując wejść w skomplikowane zakamarki swojej psychiki. Ważny jest tytuł powieści, bezpośrednio odnoszący się do niej. Czuła się ona bowiem cudzoziemką w każdym etapie swojego życia, a wiec wyalienowaną w społeczeństwie Polaków, pochodziła bowiem ze wschodu i nazywana była przez to "kacapką", nie potrafiła osiągnąć spokoju ani w muzyce ani w życiu rodzinnym. Swoje frustracje przelewała na innych widząc w nich wrogów. Będąc młoda dziewczyna przeżyła bowiem nieszczęśliwą miłość i porzucona zaczęła brać odwet nawet na swojej później już założonej rodzinie. Wyszła za maż za niekochanego, choć dobrego człowieka, jakby tylko po to by w ten sposób zemścić się na wszystkich mężczyznach. Muzyka, choć jej talent nie został prawidłowo rozwinięty, dawała jej siłę i pozwalała wznosić się ponad innych. Porażające są sceny w powieści, gdy swoja grą potrafiła wywierać wpływ na innych. Różę w codziennym życiu cechowała wielka chwiejność charakteru. Potrafiła być w jednych chwili prawdziwie oddana żoną, broniącą przed innymi swojego męża, by po chwili zamęczać go wyrzutami i oczekiwaniami. Do innych ludzi odnosiła się z pogardą, nie potrafiąc w nikim odnaleźć bliźniego. Czerpała wręcz satysfakcje z krzywdzenia ich, nawet fizycznego, jak wtedy, gdy idąc przez tłum ludzi kogoś popychała czy przydeptywała rozmyślnie w stopy. Wiele wybaczano jej z powodu niegasnącej przez długie lata urody. Można nazwać ją wręcz osoba chora psychicznie, w jej nieskoordynowaniu, ciągłej zmienności charakteru, gdzie jedyną stała rzeczą była nienawiść do wszystkich, a podświadomie i do siebie samej. Potrafiła dopuścić w sobie nawet myśli zabójstwa własnych dzieci, zastrzelenia syna i otrucia córki, co zbliża tę postać do antycznej Medei. Wzbudza ona jednak głównie litość, gdy patrzymy na jej szarpaninę w życiu. Jest jakby ćmą cały czas parzącą się w kontaktach z innymi. Dopiero na krótko przed śmiercią lekarz, powoduje jakby wydobycie się Róży z własnych kompleksów. Nazywając jasno jej zachowanie, wyzwala ja ze złości i daje szansę na spokojne życie. Już na łożu śmierci, starając się zrehabilitować Róża mówi do córki: "Ani ambicja, ani sztuka, ani podróże, ani bogactwo - uśmiech jest niezbędny do życia. Taki uśmiech, który z sytego serca płynie. Przecież nie samotność jest przeznaczeniem człowieka". "Cudzoziemka" to portret kobiety z jednej strony wspaniałej w swojej powierzchownej sile i dumie, z drugiej skrzywdzonej, wewnętrznie cierpiącej i słabej. Takie ujęcie postaci, porównywane do freudowskich koncepcji człowieka, zawiera się również w literaturze modernizmu i można powiedzieć, że powieść Kuncewiczowej po części łączy się z młodopolskim ujęciem kobiety.
Chciałbym też wspomnieć tutaj o podobnych, demonicznych ujęciach kobiety, jakie widujemy na setkach obrazów Jacka Malczewskiego. Zazwyczaj są to złe, kpiące, ironiczne chimery, nie dające mężczyźnie spokoju. Malowane są jednak z nutą nostalgii i smutku, poprzez co nie wydaje mi się by można oskarżać artystę o mizoginizm, czyli wstręt do kobiet. Na obrazie "Artysta i chimera" widzimy piękną pół-kobietę, pół-lwice leżąca na piersiach mężczyzny i jakby przygniatającą go do ziemi. Skoro to artysta, ona sama musi symbolizować natchnienie, wcale nie takie lekkie i przyjemne. Malczewski pokazał tutaj fatalna siłę natchnienia, symbolizowana po części przez kobietę.
Zanim jednak do niego przejdę chciałabym pokazać obraz kobiety, jaki wyłania się z wieków poprzednich. Jest to oczywiście zadanie przerastające rozmiar mojej wypowiedzi, dlatego skupię się tylko na kilku postaciach w miarę możliwości ukazując je w szerszym kontekście. Dwa portrety kobiety, które rzutowały później na jej odbieranie i ukazywanie w wiekach późniejszych zawiera Pismo Święte., Z jednej strony kobieta postrzegana jest poprzez Ewę, czyli matkę wszelkiego grzechu i zła, jakie zrodziło się na świecie (w mitologii greckiej podobne "zarzuty" przypisano Pandorze). W wiekach średnich traktowano ją, jako obywatelkę drugiej kategorii. Również dominacja mężczyzn w życiu politycznym i społecznym spowodowała, że kobieta stałą się bezwolną istotą, której przysługiwały niewielkie prawa, zaś określały liczne obowiązki. Drugim "typem" w cudzysłowie kobiety, z jakim zapoznaje nas Biblia jest Maryja. W każdym kontakcie z Jezusem, z innymi ludźmi cechuję ja wielka pokora i spokój. Stała się ona symbolem dobroci i miłości. To również do niej nawiązuje wiele wierszy, dzieł sztuki mówiących o matce, której to postać jakby archetypicznie, podświadomie zrosła się Matką Pana. Dla porównania chciałabym zestawić tylko dwa obrazy Józefa Mehoffera i Olgi Boznańskiej, na których pokazana jest matka z dzieckiem. I gdyby nie podpisy pod obrazami moglibyśmy nie zauważyć, że pierwszy przedstawia świętą rodzinę, zaś drugi jest daleki od ujęcia sakralnego.
Dlatego z niekłamanym podziwem możemy spoglądać na potężną w czynionym źle Lady Makbet z dramatu Szekspira. To ona bierze na siebie cała odpowiedzialność za zabicie króla Dunkana. Dla Makbeta, tytułowego bohatera tego dramatu, staje się siłą fatalną, Ewą, która przekonuje go do zła i towarzyszy mu w nim. ("Umiesz śmiało marzyć/ lecz na śmiały czyn to już cię nie stać?"). Jej mąż był bowiem zbyt słabym człowiekiem by porwać się na akt królobójstwa. To Lady Makbet, krzycząc, że ma w sobie więcej męstwa niż on, niejako zmusiła go do zbrodniczego czynu. Mówi on w pierwszym akcie, w rozmowie z mężem:
"A ty się cofasz? Wiem, jaką się miłość
Czuje do dziecka przy piersi - karmiłam
Nie raz - a przecież wyrwałabym sutek
Z bezzębnych dziąseł, z uśmiechniętych błogo
Warg, i strzaskała wargę niemowlęciu,
Gdybym przysięgłą wcześniej, że to zrobię,
Tak jak tyś przysiągł, ze spełnisz swój zamiar". [1]
Ten fragment pokazuje nam jeszcze jedna stronę charakteru Lady Makbet. Jak widać z niego miała ona kiedyś dzieci, Co z nimi się stało? jak zmarły? nie wiemy, lecz rodzący się może i z tego powodu jej ból, frustracja potrafi się zwrócić i przeciw nim. To moment, gdy Lady Makbet zaprzecza wydawałoby się sztandarowemu określeniu kobiety, jako matki. Potrafi zdobyć się na okrutne słowa negujące wartość dziecka. Jej "ogień wewnętrzny, co pali", ogień ambicji i niepohamowanych żądz, może mieć proste pochodzenie spowodowane niezrealizowaniem się na polu rodziny.
Świetnie potrafi przy tym grać dobrą i oddaną królowi podwładną, kiedy jej mąż w czasie uczty nie radzi sobie z tym. W końcu Makbet w pewnym momencie staje się jakby bezwolnym narzędziem w jej rękach, którym osiąga ona swoje plany. Zbrodnie na Dunkana nazywa zresztą "naszym wspaniałym mordem".
Jednak i szekspirowska bohaterka nie potrafiła unieść w sobie takiego obciążenia sumienia, jakim było morderstwo. Pod koniec swojego życia, błąka się ona we śnie po zamku próbując zmyć ze swoich dłoni krew. Jest już niekochana nawet przez swojego męża, który nie jest w stanie przejąć się nawet jej późniejszą jej śmiercią, kiedy mówi tylko, że stało się to w nieodpowiednim momencie. Ich zbrodnia doprowadziła do rozpadu rodziny, wynaturzenie zaprzeczyło ich może istniejącej początkowo miłości, zaś z Lady Makbet uczyniło kobietę zimną, wyrachowana i okrutną. Jedynym światłem w jej duszy są jakieś podskórne wahania, majaczenia, zbyt jednak słabe by mogły służyć jej za obronę.
Dalekim odbiciem kobiety kusicielki jest wiersz Bolesława Leśmiana "Taka cisza w ogrodzie...", przywołany przeze mnie z racji tego, iż pokazuje jak w kobiecie, mimo powierzchownej dobroci i spokoju, może bytować jej podskórne, nieujarzmione wnętrze. W tym utworze odsłaniające się tylko w momencie, bliskiego demoniczności, uśmiechu:
"Chwytasz owoc, zanurzasz w nim zęby na zwiady
I podajesz mym ustom z miłosnym pośpiechem,
A ja gryzę i chłonę twoich zębów ślady,
Zębów, które niezwłocznie odsłaniasz ze śmiechem".
W tym miejscu chciałabym powrócić do okresu modernizmu. Te bowiem czasy, i w literaturze i w sztukach plastycznych, dały kulturze ciekawe obrazy kobiety i kobiecości. Wtedy to przywrócona została jej seksualność i to od razu w dużej dozie. Za przykład chciałabym posłużyć się obrazem "Madonna" Edwarda Muncha, dla którego kontekstem niech będzie fragment z wiersza Kazimierza Przerwy - Tetmajera "Lubię, kiedy kobieta...":
"I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania
przyznać że czuje rozkosz, że moc pożądania
zwalcza ją, a sycenie żądzy oszalenia
gdy szuka ust, a lęka się słów i spojrzenia".
Obraz to zaskakujące połączenie madonny, w chrześcijańskim ujęciu, z aureolą i na świętym, czerwonym tle z lubieżna i rozwiązłą kobietą, której seksualność dodatkowo wyeksponowana została przez otaczające ja na ramie obrazu plemniki i płód. Madonna Muncha, jest "zwalczona przez moc pożądania": świadoma swoich potrzeb i jednocześnie w nich zatracona.
Jednak nie można w żądnym wypadku powiedzieć, że każda kobieta pokazana w literaturze, jeśli jest silna, to równocześnie musi być zła. Antygona tytułowa bohaterka tragedii Sofoklesa to przykład kobiety silnej i pewnej, potrafiącej jednak zachować pokorę wobec bogów, sił wyższych i wobec nich kształtować siebie i świat. Sposób, w jaki postanowiła się zmierzyć z nieuchronna przecież klątwą Labdakidów, cechują prawdziwe antyczne cnoty: męstwa, odwagi, sprawiedliwości i godności, jak widać nie koniecznie łączące się tylko z męska płcią.
Wybierając prawo boskie, nakazujące pochowanie zmarłego, Antygona decyduje się na trudną i z góry dla niej przegrana walkę z Kreonem. Może to jej królewskie pochodzenie, powoduje, że idzie z wysoko podniesioną głową. Nawet nie zastanawia się nad tym, żeby swój czyn ukrywać przed mogącymi ją pojmać i zabić żołnierzami: "Jam to spełniła zaprzeczać nie myślę". "Boska Służba" rodzi w niej niespodziewana w tak młodej dziewczynie siłę:
"Patrzcie na księżnę, ostatnią z Teb królów,
W ręce siepaczy ujętą,
Ile mąk ona, ile zniosła bólów
Za wierną służbę i świętą".
Nie przejmuje się swoim ziemskim losem, widząc nagrodę w innym, lepszym świecie, do którego zmierza. Zachowuje niestety przy tym pewną hardość i dumę. Nie potrafi przyjąć pomocy od swojej siostry Ismeny, gardząc nią jako kobietą poddającą się bezsilności i targaną wątpliwościami. Antyczny autor, w sposób niezwykle współczesny i zrozumiały dla czytelnika nawet dzisiaj, pokazał nam siłę kobiety, która potrafi przeprowadzić ją godnie przez najgorsze nawet przeszkody, nawet mimo wewnętrznych żalów. Antygona w ostatniej przedśmiertnej mowie wydobywa z siebie wielki żal, który jednak nie zawraca jej z raz obranej drogi:
"Schodzę tak sama i bez przyjaciela,
Nieszczęsna, żywa do grobowej groty.
Jakież to bogów złamałam ustawy?"
Siłę i dobroć kobiety, jej miłość do innych widzimy także w wierszu Wisławy Szymborskiej "Minuta ciszy po Ludwice Wawrzyńskiej".
Ludwika bez zastanowienia rzuca się w ogień z pomocą "cudzym" dzieciom. Nie myśli o tym, że może zginąć, do czego zresztą dochodzi, lecz tylko o to by pomóc im. Zapomina o sobie, ofiarując swoją pomoc innym:
"Nie żegnająca, nie żegnana na pomoc dzieciom biegnie sama, patrzcie, wynosi je w ramionach, zapada w ogień po kolana, łunę w szalonych włosach ma". Kończąc chciałbym przypomnieć, że wybrane przeze mnie kobiety stanowią tylko odprysk wielkiego świata ludzkich indywidualności. Wydaje mi się bowiem, że ile by tylko znaleźć bohaterek kobiecych, to każda z nich dodawałaby cos nowego do portretu kobiety, nie czyniąc go jednak przez to pełniejszym, lecz tylko coraz bardziej różnorodnym. Nie można bowiem zbudować na podstawie literatury, odpowiedzi na pytanie: Jaka jest kobieta? Można co najwyżej zastanawiać się nad tym, jaki bywa człowiek, gdy znajduje się w świecie na pozycji kobiety?[1] Tłumaczenie Stanisława Barańczaka.
Komentarze (0)