Pozytywizm w Polsce przypada na lata poczynające się od upadku powstania styczniowego, aż po koniec lat dziewięćdziesiątych dziewiętnastego wieku. W Europie, był on oczywiście o kilkanaście lat wcześniejszy. Najwybitniejszymi polskimi pisarzami tamtych czasów byli Henryk Sienkiewicz, Bolesław Prus, Eliza Orzeszkowa, Maria Konopnicka i Adam Asnyk. Ze światowych warto wymienić chociażby Balzaka, Stendala i Dostojewskiego.

W Polsce w obliczu klęski powstania styczniowego, a tym samym upadku romantycznych ideałów, nastąpił zwrot ku pracy, która pozwoliłaby nie na wolność, ale przynajmniej na spokojne bytowanie państwa. Główne hasła pozytywistów wyrażały się w ich poglądach na pracę, która miała być "Praca u podstaw", w pojęciu "organicznym. Należało według nich traktować społeczeństwo jako organizm, w którym każda klasa spełniała ważne dla całości zadanie, przez co nie mogła "chorować", czyli być zaniedbana i nieproduktywną. Stad tez tak dużo w ówczesnej literaturze tematów zajmujących się oświeceniem wsi, wydobyciem chłopów z nędzy i braku poczucia godności. Mówiono także o potrzebie asymilacji Żydów w społeczeństwie, oraz o potrzebie emancypacji kobiet. Ten ostatni pogląd wzbudzał różne zdania wśród samych pozytywistów. Odrobinę wyśmiał je Bolesław Prus w "Emancypantkach". Wielką obrończynią ważnej roli kobiety w społeczeństwie byłą jednak Eliza Orzeszkowa, która ogłosiła artykuł zatytułowany "Kilka słów o kobietach". Podejmując te tematy w literaturze pięknej zwracano uwagę na jej funkcję utylitarne, czyli użyteczne, które miały mieć przewagę nad doskonałością artystyczną utworu.

Do sprawy kobiet nawiązała w "Marcie" Orzeszkowa. Tytułowa bohaterka po śmierci męża stara się znaleźć pracę dla siebie, gdyż jej i jej córeczce grozi głód i nędza. Jednak ani jej powierzchowna umiejętność gry na fortepianie i znajomość języka francuskiego, nie zapewniają jej powodzeniu zdobyciu środków na utrzymanie. Pracodawcy uważają, że nie nadaje się ona do pracy służącej, gdyż to, ze nosi dobre nazwisko, w ich oczach jest oznaką, że nie potrafiłaby się odnaleźć na tym miejscu. Marta z każdym dniem popada w coraz większe ubóstwo, aż w końcu przy próbie nieudanej kradzieży pieniędzy, ucieka przed policją i ginie pod kołami tramwaju konnego. Orzeszkowa pokazuje tutaj jak konieczna jest sprawa odpowiedniej edukacji kobiet, która pozwoliłaby im na niezależne życie.

Nie lepiej w społeczeństwie mieli Żydzi. Patrzono na nich jako na lichwiarzy i złodziei. A gdy nie można było znaleźć racjonalnego powodu do nienawidzenia ich, przypominano, ze to oni zabili Jezusa. Gwałtowny wyraz sprzeciwu dla takiego ich sadzenia dała Orzeszkowa w artykule "O Żydach i kwestii żydowskiej". Zaś Maria Konopnicka pokazała to zagadnienie w noweli "Mendel Gdański". Warszawski tłum pijaków i opryszków nie mogąc znaleźć sobie wytłumaczenia dla swoich niepowodzeń, skupia się przeciwko Żydom. Takie są podstawy ich pogrom. Niszczą oni bezmyślnie i okrutnie życie spokojnego człowieka, starego introligatora Mendla ("Gdańskiego" dla zmylenia cenzury), opierając się na zakłamanych założeniach, ze on im zagraża: "Coraz bliższa, coraz wyraźniejsza wrzawa wpadła nareszcie w opustoszałą uliczkę z ogromnym wybuchem krzyku, świstania, śmiechów, klątw, złorzeczeń. Ochrypłe, pijackie głosy zlewały się w jedno z szatańskim piskiem niedorostków. Powietrze zdawało się pijane tym wrzaskiem motłochu; jakaś zwierzęca swawola obejmowała uliczkę, tłoczyła ją, przewalała się po niej dziko, głusząco". Mendel ma tylko poczucie żalu, gdyż nie rozumie, dlaczego przepędza się jego, który całą swoją praca służył innymi, który chciałby tylko w spokoju nadal prowadzić swój zakład introligatorski. W tę nowele jest wpisany wielki tragizm. Mendel, stary i słaby, odważnie staje naprzeciw nienawistnego tłumu, by chronić małego wnuczka. Na końcu noweli, mówi on studentowi, który mu pomagał: "Pan powiada, co u mnie nic nie umarło? Nu, u mnie umarło to, z czym ja się urodził, z czym ja sześćdziesiąt lat żył, z czym ja umierać myślał... Nu, u mnie umarło serce do tego miasto!".

W swojej epopei "Nad Niemnem" Eliza Orzeszkowa pokazała jak potrzebna jest praca i jak poprzez nią można sadzić ludzi. Prawdziwym heroizmem w tej powieści nie jest walka zbrojna, lecz potrzebna już po przegranym powstaniu praca. To ona bowiem mówi czy człowiek jest dobrym Polakiem, czy szkodnikiem na łonie narodu. Przypomina o tym mogiła Jana i Cecylii. Za czasów króla Zygmunta Augusta osiedli w puszczy, zaczęli ją karczować i tworzyć w niej gospodarstwo. Z czasem ich potomstwo stworzyło spokojną i szczęśliwą osadę, której król nadał szlachectwo i nazwisko Bohatyrowicze. Bohaterstwo można było osiągnąć więc nie tylko w walce, ale i poprzez ciężką pracę. Za ciężka pracę król nadał im obywatelstwo szlacheckie, do którego doszli znojem, wyrzeczeniem się przyjemności a przede wszystkim wspomnianą ciężką pracą. W powieści tylko postaci, które poświęcają się pracy, myślą o niej w sposób odpowiedzialny, mogą być nazwane dobrymi. Są to cały ród Bohatyrowiczów, nadal pielęgnujący ideały swoich przodków, właściciel majątku Benedykt Korczyński, jego syn Witold, Justyna będąca rezydentką we dworze. Bez wątpienia negatywnie ukazani są dwaj "złoci młodzieńcy", Zygmunt Korczyński, nie pracujący i żyjący z majątku matki i Teofil Różyc, pozujący na angielskiego hrabiego morfinista, bawiący się i trwoniący majątek. Wspomniany Wicio Korczyński głosi typowe dla pozytywizmu poglądy, wiary w naukę i pracę. "W szerokich zarysach kreślił demokratyczne idee i teorie, od których urzeczywistnienia, zdawało się mu, zależy skrzepnienie i odrodzenie narodów, jego narodu nade wszystko. Podporę dla najwyższych myśli i podbojów, na które w ciężkiej, wiekowej pracy zdobyła się ludzkość - a którymi u szczytów miotały podmuchy chciwości i okrucieństwa - ratunek dla krwawych cierpień, które lasem rąk do nieba o pomstę wyciągniętych wyrastały z gruntu oranego przez złość i przemoc, widział on w ludzkim zrównaniu się i zbrataniu, (...), dotąd przez pychę, zawiść, chciwość, niewiedzę z sobą rozdzielanych. Od abstrakcji mających dla niego urok taki, że mówiąc o nich wyglądał jak człowiek w niebo zbawienia zapatrzony, niespokojnie przebiegł do powszedniej, palącej go rzeczywistości".

Z kolei wiarę w naukę zawarł Bolesław Prus w powieści "Lalka". Poprzez Ochockiego i profesora Geista mówi o jej doniosłości i ważnym czynniku rozwoju cywilizacji, bez którego pogrążyłaby się ona w marazmie. Wspaniały jest entuzjazm w słowach, które Ochocki kierował do Wokulskiego, dotyczące samolotów i wiary w ich dobro i użyteczność: "Czy pan rozumie, jaki nastąpiłby przewrót w świecie po podobnym wynalazku?... Nie ma fortec, armii, granic... Znikają narody, lecz za to w nadziemskich budowlach przychodzą na świat istoty podobne do aniołów lub starożytnych bogów... Już ujarzmiliśmy wiatr, ciepło, światło, piorun... Czy więc nie sądzisz pan, że nadeszła pora nam samym wyzwolić się z oków ciężkości?... To idea leżąca dziś w duchu czasu... Inni już pracują nad nią; mnie ona dopiero nasyca, ale od stóp do głów".