Druga połowa dziewiętnastego wieku w literaturze polskiej to gwałtowny rozwój powieści i wyrażanego w niej realizmu. Tak konstruowane dzieło literackie starało się być jak najbardziej przystającym do rzeczywistości obrazem wielkich przemian w społeczeństwie i kulturze tamtych czasów, przy jednoczesnej krytyce wielu wynaturzeń i nieprawidłowości.
W Polsce lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte, najgwałtowniejszy moment pozytywizmu, upływały w cieniu klęski powstania styczniowego z roku 1863. To wydarzenie spowodowało frustrację Polaków i skierowało ich ku pracy na rzecz polepszenia państwa w dziedzinach gospodarki, ekonomi, kultury. Stąd tez zaczęto mówić o "trójlojalizmie", czyli takiego życia zawodowego, które pozostawałoby w zgodzie z polityka zaborców. Starano nie popadać z nimi w konflikty, lecz pracować nad polepszeniem życia w społeczeństwie. Głównymi hasłami stałą się "praca u podstaw' i "praca organiczna". Łączyły się one z poglądem, ze naród to wszystkie stany, niezależnie od pochodzenia i zasobności majątkowej. Był to wielki organizm, który by prawidłowo funkcjonować musiał mieć wszystkie części zdrowe. Wyrazem optymizmu i wiary w możliwość polepszenia sytuacji narodu przez naukę, kulturę i sztukę niech będą słowa Witolda Korczyńskiego z powieści Elizy Orzeszkowej "Nad Niemnem", charakterystyczne dla ówczesnych czasów:. "W szerokich zarysach kreślił demokratyczne idee i teorie, od których zależy odrodzenie narodów. Podporę dla najwyższych myśli, na które w wiekowej pracy zdobyła się ludzkość, widział on w ludzkim zbrataniu, (...), dotąd przez pychę, zawiść, chciwość z sobą rozdzielanych. Od abstrakcji mających dla niego urok, niespokojnie przebiegł do powszedniej, palącej go rzeczywistości". W młodych widziano szanse dalszej ewolucji, ku dobremu, społeczeństwa. To także czas wielkich osiągnięć w dziedzinie nauki, której wspaniały rozwój pozwalał często na daleko nawet idący optymizm i wiarę w lepsze życie. Bolesław Prus przedstawił w "Lalce" dwie postaci naukowców Ochockiego i profesora Geista. Poprzez nich mówi o doniosłości nauki i ważnym czynniku rozwoju cywilizacji. Wspaniały jest entuzjazm w słowach, które Ochocki kierował do Wokulskiego, dotyczące samolotów i wiary w ich dobro i użyteczność: "Czy pan rozumie, jaki nastąpiłby przewrót w świecie po podobnym wynalazku?... Nie ma fortec, armii, granic... Znikają narody, lecz za to w nadziemskich budowlach przychodzą na świat istoty podobne do aniołów lub starożytnych bogów... Już ujarzmiliśmy wiatr, ciepło, światło, piorun... Czy więc nie sądzisz pan, że nadeszła pora nam samym wyzwolić się z oków ciężkości?... To idea leżąca dziś w duchu czasu... Inni już pracują nad nią; mnie ona dopiero nasyca, ale od stóp do głów".
Patrząc na społeczeństwo jak na organizm, nie można z niego wyłączać żadnych elementów. Dlatego czasy pozytywizmu to również zajęcie się niezwykle drażliwą dla większość obywateli sprawą Żydów i ich asymilacji w społeczeństwie. Pozytywistyczni pisarze pokazywali w swoich utworach dużą wartość tej klasy i ich chęć zaangażowania się w życie Polski. Takim przykładem jest powieść Elizy Orzeszkowej "Meir Ezofowicz", dotycząca życia tytułowego bohatera, który odrzucany jest niestety i przez Polaków i przez własne środowisko i która zwraca uwagę na wielkie trudności w przeprowadzeniu asymilacji. Często przeszkodą dla tego była wielka niechęć Polaków dla Żydów. Bezsensowność takiego widzenia sprawy przedstawiła w "Mendlu Gdańskim" Maria Konopnicka. Warszawiacy nie mogąc znaleźć sobie wytłumaczenia dla swoich niepowodzeń, skupiają się przeciwko Żydom i w tak bezsensowny sposób zaczyna się ich pogrom. Niszczą oni bezmyślnie i okrutnie życie spokojnego człowieka, starego introligatora Mendla: "Coraz bliższa, coraz wyraźniejsza wrzawa wpadła nareszcie w opustoszałą uliczkę z ogromnym wybuchem krzyku, świstania, śmiechów, klątw, złorzeczeń. Ochrypłe, pijackie głosy zlewały się w jedno z szatańskim piskiem niedorostków. Powietrze zdawało się pijane tym wrzaskiem motłochu; jakaś zwierzęca swawola obejmowała uliczkę, tłoczyła ją, przewalała się po niej dziko, głusząco". Stary Żyd przyjmuje całą te sytuację ze stoickim spokojem, jedyne, co mu porusza duszę to poczucie żalu, gdyż nie rozumie, dlaczego przepędza się jego, który całą swoją praca służył innym i który chciałby tylko w spokoju nadal prowadzić swój zakład. Nie chce on litości. W tę nowele jest wpisany wielki tragizm. Na końcu noweli, mówi on studentowi, który go ochronił przed tłumem: "Pan powiada, co u mnie nic nie umarło? Nu, u mnie umarło to, z czym ja się urodził, z czym ja sześćdziesiąt lat żył, z czym ja umierać myślał... Nu, u mnie umarło serce do tego miasto!".
Nie zapominano również o potrzebie emancypacji kobiet. Ten ostatni pogląd wzbudzał różne zdania wśród samych pozytywistów. Komicznie ukazał je Bolesław Prus w "Emancypantkach". Wielką obrończynią ważnej roli kobiety w społeczeństwie byłą jednak Eliza Orzeszkowa, która ogłosiła artykuł zatytułowany "Kilka słów o kobietach", zaś najpełniej zrealizowała powzięte tam założenia w powieści "Marta".