Jedną z często opisywanych tradycji szlacheckich był zwyczaj wspólnego ucztowania przedstawicieli różnych warstw społecznych. Na wystawnych kolacjach nierzadko zapadały ważne decyzje dotyczące losów ojczyzny. Taką ucztę opisał w "Potopie" Henryk Sienkiewicz. Na przyjęciu w Kiejdanach, zorganizowanym przez Janusza Radziwiłła (tom I powieści), książę wypowiada słowa: "Vivat Carolus Gustavus!", co sprawia, że część poddanych uznaje go za zdrajcę.

Początkowo bohaterowie przekonani byli, iż na uczcie ma być ogłoszony stan wojny pomiędzy Rzeczpospolitą a Szwecją. Uroczysta kolacja zaczyna się w momencie, gdy "marszałek dał znać, że czas do stołu siadać". Goście wchodzą do sali i zasiadają w ustalonej kolejności ("Hrabia Loewenhaupt szedł naprzód pod rękę z księżną (...) za nim baron Shitte prowadził panią Hlebiczową, tuż szedł biskup Parczewski z księdzem Białozorem"). Wejście par do sali porównane jest ze sposobem poruszania się węża ("I tak sunął cały szereg par jako wąż stubarwny i rozwijał się i mienił"). Towarzyszy temu dźwięk muzyki. Sala, w której odbywała się uczta, "wyglądała jak cały gmach osobny". Stoły ustawione zostały "w podkowę na trzysta osób i giął się pod srebrem i złotem". Goście siadali według ustalonej kolejności. Książę Janusz Radziwiłł z racji, iż był gospodarzem i "jako część majestatu królewskiego w sobie mający" zasiadał na miejscu najwyższym. Wchodzący do sali goście składali mu pokłon i zajmowali miejsca wedle ich godności. Podobny opis możemy znaleźć w epopei "Pan Tadeusz" Adama Mickiewicza. Świadczy to o konserwatywności, czy też umiłowaniu tradycji przez szlachtę, która na przestrzeni lat nie zmieniła nawet porządku towarzyszącego zasiadaniu przy wspólnym stole.

Wokół Janusza Radziwiłła zajęli miejsca posłowie szwedzcy, a także ksiądz biskup Parczewski i ksiądz Białozór. Świadczyło to o szacunku gospodarza do przybyłych gości i przedstawicieli duchowieństwa, tym bardziej, że sam nie był katolikiem. Jednak nastroje panujące u szczytu stołu były całkowicie różne od tych na jego końcach. Książę był najwyraźniej niespokojny, posępny. Przez prawie całą ucztę milczał, obserwując biesiadników. Pułkownicy i rycerze tłumaczyli jego zachowanie tym, że "łatwiej jest polec w wojnie, niż dźwigać odpowiedzialność za nią na ramionach", co musiałby uczynić Radziwiłł decydując się na walkę ze Szwecją. Dziwiło ich zachowanie księdza Parczewskiego, który siedział milczący i "blady jak kartka papieru". Zagłoba tłumaczył ten fakt tym, iż "siedzi za kalwińskim stołem i snadnie coś nieczystego połknąć może". Wśród większości biesiadników panuje nastrój sielankowy. Rycerze są dumni, że będą mogli stoczyć wojnę w obronie ojczyzny. Nie domyślają się, że książę Radziwiłł w ogóle do niej nie dopuści...

Inną ucztą opisaną w "Potopie" jest ta, urządzona po powrocie króla Jana Kazimierza do Polski. Bierze w niej udział Sapieha i Lubomirski. Ta uczta daje nadzieję na stoczenie zwycięskiej walki z oddziałami szwedzkimi. Gromadzą się na niej prawdziwi patrioci, gotowi walczyć za swoją ojczyznę.

Staropolska uczta spełniała więc bardzo ważną funkcję - to na niej zapadały decyzje dotyczące wojny i pokoju. Na biesiadzie w Kiejdanach nie chodziło więc tylko o wznoszenie toastów za "zdrowie" Rzeczypospolitej, lecz o opowiedzenie się po jednej ze stron - po stronie zdrajców ojczyzny lub jej obrońców.