Po śmierci Rzeckiego i definitywnym rozstaniu z Izabelą nic już Wokulskiego nie zatrzymywało w Warszawie, dlatego opuścił miasto. Zatrzymał się w jednym z podwarszawskich miasteczek. Wiele dni spędził na rozmyślaniach, bowiem próbował dociec, jakie popełnił błędy w kontaktach z Izabelą, skoro został odrzucony. Czas spędzony na rozważaniach znacznie poprawił jego kondycję psychiczną i pełen nowych sił podjął decyzję o wyjeździe z kraju. Zrozumiał, że może być jeszcze szczęśliwy, ale daleko od Polski oraz wszystkich przykrych dla niego wspomnień. Pragnął radykalnie zmienić dotychczasowe życie i odkryć jego urok na nowo, dlatego wyruszył do stolicy Francji. W Paryżu odwiedził Geista, z którym od dawna miał dobry kontakt i zaoferował mu pomoc podczas badań nad metalem lżejszym od powietrza i wsparcie finansowe. Całe dnie Wokulski ciężko pracował pod opieką Geista, bo zdawał sobie sprawę z tego, jak ważne może się okazać ich odkrycie dla rozwoju mechaniki. Dzięki zaangażowaniu obu badaczy parce nad magicznym metalem szybko postępowały, jednak sukcesy naukowe bardziej cieszyły profesora niż Wokulskiego. Jako romantyk pragnął miłości, tęsknił za kimś, chciał wreszcie zasłużyć na miłość jakiejś kobiety i związać się z nią, wtedy miałby powód, by wrócić do pustego teraz domu. Tak na pracy w laboratorium Geista mijały kolejne lata, które nie przynosiły wielkich zmian w badaniach, ani jakichkolwiek przemian w życiu Stacha. Monotonne życie nużyło Wokulskiego i często zostawiał profesora w pracowni, a sam spacerował po ulicach uroczego Paryża, choćby po to, by odetchnąć świeżym powietrzem, zobaczyć innych ludzi i w chwilach zadumy powspominać stare dzieje. Pewnej nocy, podczas jednego ze spacerów Wokulskiemu zdawało się, że słyszy jakiś krzyk. Poszedł dalej i tuż za rogiem ujrzał ślepy zaułek, a w nim kobietę, która usiłowała oswobodzić się z ramion trzymającego ją łotra. Wokulski bez zastanowienia ruszył na ratunek. Chwycił za metrową rurę z metalu, nad którym pracuje, bowiem zawsze na wieczorne spacery zabierał ją na wszelki wypadek, by w razie napadu móc się obronić. Wymierzył kilaka ciosów w napastnika, zakręcił rurą, uderzając gdzie popadnie. Bandyta zemdlał, a Stach wziął kobietę na ręce i najszybciej jak mógł pędził do domu. Wbiegł z hukiem do pokoju i delikatnie położył kobietę na swoim łóżku. Zauważył, że jest bardzo piękna, toteż od razu mu się spodobała. Wokulski siedział przy niej całą nic, dlatego miał sporo czasu, by dokładnie przyjrzeć się jej delikatnej twarzy, zachwyciły ją również jej idealne kobiece kształty, ku zadowoleniu Stacha, dalekie od tych z obrazów Rubensa. Gdy kobieta na d ranem przebudziła się nie wiedziała, gdzie jest i przestraszyła się, widząc obcego mężczyznę obok siebie. Z trudem wstała i dobiegła do drzwi pokoju, chciała jak najszybciej wydostać się stamtąd. Szum obudził Wokulskiego, który postanowił natychmiast opowiedzieć kobiecie, jak znalazła się w jego mieszkaniu. Uwierzyła w relację Stacha i przedstawiła się jako Luisa Wallac. Długo opowiadała o losach swojej rodziny. Okazało się, że Luisa urodziła się w Polsce i tam pobierała nauki, stąd świetnie mówi po polsku, choć jej rodzice są rodowitymi Francuzami. Luisa i Stach zaprzyjaźnili się, byli niemal nierozłączni. Wokulski był szczęśliwy, że wreszcie ktoś rozjaśnił jego szare dotąd dni paryskiej tułaczki. Niestety, ucierpiał na tym zapał naukowy Stacha, bo dotąd obowiązkowy w laboratorium stał się gościem. Minęło kilka tygodni, a przyjaźń przerodziła się w miłość i została zwieńczona małżeństwem. Szczęście trwało jednak zaledwie rok. Luisa nie była szczęśliwa u boku mężczyzny, który całymi dniami siedział w laboratorium lub załatwiał ważne interesy, zaś w domu spędzał jedynie noce. Po odejściu Luisy Stach załamał się tak samo, jak niegdyś po rozstaniu z Izabelą. Tym razem zdecydował, że będzie unikał towarzystwa kobiet, a już na pewno nigdy się nie zakocha. Mijały kolejne dni, a on nawet na chwilę nie wychodził z laboratorium. Wydawało się, że praca nad wynalazkiem, to raczej szaleńcze hobby niż naukowy eksperyment, bo kolejne etapy pracy nie przynosiły żadnych rewelacji. Nadszedł jednak dzień, w którym eksperyment powiódł się i Geist wraz ze Stachem odkryli metal lżejszy od powietrza. Przysłana na miejsce komisja patentowa potwierdziła nowe odkrycie i opatentowała wynalazek. Radość okazała się przedwczesna, bo w euforii zapomniano o przeprowadzeniu testów, które później wykazały szkodliwość i radioaktywność metalu.
Dlatego podczas uroczystej prezentacji wynalazku wszyscy jego uczestnicy zachorowali na nierozpoznaną dotąd chorobę popromienną. Następnego dnia zmarli obaj wynalazcy Geist, a niedługo po tym również Wokulski. Nikt już później nie podjął się dalszego badania tej substancji. Zaprzestano wszelkich eksperymentów nad metalami lżejszymi od powietrza.
