Plan:

1. Zamek w gruzach.

2. Ocalenie.

3. Palny na przyszłość

4. Schronienie na przedmieściach.

5. Nowy dom.

6. Szkolny internat.

7. Działalność filantropijna.

8. Czyżby miłość?

9. Lekarz dla miasteczka.

10. Losy sąsiadki.

11. Kolejna porażka.

12. Wokulski nie żyje.

Sądząc po huku wydawało się, że z tak silnej eksplozji nikt nie mógł wyjść żywy. Cudem obecny na miejscu wybuchy Stach przeżył. Kiedy otworzył oczy, to nie wiedział, co się z nim dzieje. Długo spoglądał przed siebie, był w szoku, jakby chwilowo utracił pamięć. Próbował sprawdzić, czy nic mu się nie stało, dlatego podnosił i opuszczał rękę, potem nogę, klaskał w dłonie. Zaczął się śmiać z radości, bo ujrzał już ogrom zniszczeń i nie mógł uwierzyć, że jest cały i zdrowy. Niestety, euforia minęła, kiedy poczuł w ustach smak krwi. Prawdopodobnie to szok stłumił pulsujący ból. Okazało się, że upadając na ziemię stracił dwa zęby. Wyprostował się, otarł krew rękawem i zaczął rozmyślać, szukać sensu w tym wydarzeniu. Wiedział, że ocalał po coś, nie przez przypadek. "Muszę skierować swoje losy na nowe tory. Chcę się zmienić, zerwać z przeszłością. To nie przypadek, to przeznaczenie pozwoliło, bym dalej żył". Nawet chętnie poddawał się rozmyślaniom, bo nie czuł przeszywającego go bólu, przecież upadł z dużej wysokości na twarde kamienie. Mocno potłuczony, kulejąc szedł przez gęstwinę drzew. Nie chciał, by ktoś go wypatrzył. Postanowił, że dojdzie najdalej jak tylko może, najlepiej do odległego miasteczka. Tam będzie kimś nowym, anonimowym, zmieni swa tożsamość.

Szedł kilka godzin i dotarł do niewielkiej mieściny w okolicach Lublina. Miasteczko szczyciło się tym, że ma na swym terenie renomowaną szkołę biznesu. Przyjeżdżali tutaj pobierać nauki synowie zamożnych arystokratów, ale też dzieci bogatych mieszczan. Ci ostatni jednak musieli każdego dnia pokonywać trasę z Lublina, bo nie było ich stać na wykupienie noclegu u bogatego gospodarza. Stach wpadł na doskonały pomysł. Wygrał konkurs na zagospodarowanie gmachu po byłej mleczarni i z ruiny uczynił spory, nowoczesny jak na owe czasy internat. Nikt nie mógł z mieszkańców w to uwierzyć, bo były nawet plany zrównania tej budowli z ziemią. Wokulski niczym zbawca pojawił się ze sporą gotówką w odpowiednim momencie i ze świetnym pomysłem. Ceny noclegów były tam znacznie niższe niż w prywatnych kwaterach, a najbiedniejsza młodzież miała zapewniony darmowy posiłek. Wokulski został głównym dobroczyńcą w miasteczku, a nawet sponsorem szkoły. Poznawszy jego talent do interesów władze szkoły zapraszały go do wygłoszenia wykładów o przedsiębiorczości i etyce w finansach.

Wiele w miasteczku było wdów, ale też samotnych panien, które chętnie gościły u siebie Wokulskiego i adorowały go. Żadna nie była w stanie zawrócić mu w głowie, choć dla każdej był miły, jednak nie angażował się w znajomości. Taka postawa Stacha stała się źródłem plotek i domysłów. Jedni mówili, że to zatwardziały kapitalista, który kocha jedynie własne pieniądze, a inni, że kocha wiernie tylko tę jedną. Nawet nie wiedzieli, jak bliscy byli prawdy, ale Wokulski skreślił swą przeszłość. Przynajmniej to sobie wmawiał. Teraz żył własnym życiem i nie musiał już przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji zastanawiać się, co powie na to Łęcka. W tym sensie był wolny i niezależny. Sceptycznej myślał o miłości, bo już nie tak, jak romantyk, ale znacznie dojrzalej. Dotarło do niego przykre rozczarowanie tym uczuciem, wiedział już, że Izabela jedynie gardziła nim, nic nie czuła. Obecnie, pomagając innym miał satysfakcję, a nie wrażenie, iż uczynił coś dla przypodobania się niewdzięcznej wybrance serca.

Do miasteczka Wokulski sprowadził lekarza, by ten czuwał nad zdrowiem miejscowej ludności, ale też służył przyjezdnym. Coraz bardziej ludzie uzależniali się od Stacha, wzrastał też ich dług wobec niego. Dobroci Stacha doświadczyła mieszkająca w sąsiedniej kamienicy wdowa, gdy jej syn uległ wypadkowi przy budowie domu. Ciężka bela drewna zmiażdżyła mu stopę i stracił też czucie w nodze. Tylko on po śmierci ojca był jedynym żywicielem sporej rodziny, bo miał cztery o wiele młodsze od siebie siostry. Dziewczynki zaczęły już żebrać, a kobieta siedziała po niedzielnej mszy z puszką przed kościołem. Tak wypatrzył ją Wokulski i gdy poznał jej historię, postanowił pomóc. Przez lekarza skontaktował ją z doskonałym szpitalem ortopedycznym w Lublinie. Zapłacił za pobyt chłopaka w szpitalu i rehabilitację. Wszyscy w miasteczku, ale też personel szpitala byli zachwyceni hojnością Wokulskiego. Wszelkie złośliwe plotki o nim ustały.

Wdowa to zaledwie jedna z osób na długiej liście ludzi wspieranych przez Stacha. Przychodzili do niego sąsiedzi, których nie tylko wspierał finansowo, ale też doradzał w codziennych sprawach. Wokulski zatopił się w problemach otaczających go ludzi. Rozdawał swój czas, pieniądze i stracił kontrolę nad swym zaangażowaniem. Rozdawał, dzielił, lecz nie pomnażał, a w tym tkwił jego zasadniczy błąd. Skoro każdy liczy na Wokulskiego, to kto pomoże Wokulskiemu, gdy ten będzie w potrzebie? Mieszkańcy mieściny, choć szczerze oddani swemu wybawcy nie mieli środków, a z dawnymi znajomymi w stolicy Stach od lat nie miał, bo nie szukał, kontaktu. W ciągu kilku miesięcy podupadł na zdrowiu, ale nie miał go, kto leczyć. Lekarz, którego kiedyś zatrudnił wymówił coraz słabiej opłacana posadę i wyjechał do innego miasta. Nie remontowany internat przeradzał się znowu w ruinę do tego stopnia, że nie dało się już dłużej mieszkać w budynku. Dziurawy dach, brak wody i rozbite szyby w oknach odstraszały nawet najmniej wymagających. Wokulski załamał się tez psychicznie. Znowu poniósł klęskę. Ponownie coś źle zaplanował. Pewnego wieczoru ktoś z sąsiadów zastał go leżącego bez ruchu w fotelu. Zawołany z pobliskiego miasteczka lekarz stwierdził zgon.