(I)

Agnieszka siedziała na oszklonej werandzie. Za oknem siąpił deszcz. Było chłodno, więc dziewczyna miała na sobie ciepły czerwony sweterek, a nogi przykryła pledem z wielbłądziej wełny, który jej rodzice przywieźli z jednej ze swoich zagranicznych podróży. Agnieszka leniwie przewróciła kartkę "Żaby" Małgorzaty Musierowicz, swojej absolutnie ulubionej autorki. Miała przed sobą całe popołudnie i zamierzała spędzić je na czytaniu tej powieści. Wieczorem wybierała się na trening siatkówki. Wysoka, szybka i wysportowana była najlepszą siatkarką w szkole. Trener wróżył jej wielką przyszłość. Nagle za jej plecami zabrzęczał telefon.

- Tak, słucham?

- Cześć Aga, tu Ulka. Słuchaj, mogę do ciebie wpaść? Mam niesamowite plotki, nie uwierzysz!

- Ok, ok, wpadaj!

Agnieszka z westchnieniem odłożyła książkę, złożyła pled w zgrabną kostkę i poszła do kuchni by przygotować ciasteczka i nastawić wodę na herbatę. Po chwili dzwonek do drzwi wesoło zabrzęczał i do przedpokoju wpadła Ula. Ula była najlepszą przyjaciółką Agi od pierwszych lat podstawówki. Drobniutka blondyneczka z loczkami, wesoła plotkarka. Także teraz nie zdjęła jeszcze butów, a już zaczęła opowiadać Agnieszce o tym, że Piotrek z ich klasy chyba jednak podkochuje się w tej rudej, długonogiej Sylwii. Agnieszka zbladła. Nigdy nikomu o tym nie mówiła, ale Piotrek bardzo jej się podobał. Był taki inny od pozostałych chłopców. Często zamyślony, poważny, zawsze mający swoje zdanie i chętnie zabierający głos w dyskusjach na lekcji. Agnieszka zaczęła myśleć o jego ładnych oczach ukrytych za szkłami okularów.

- … i wiesz, i wtedy on, i powiedział jej…. Aga, ty mnie nie słuchasz - zorientowała się Ulka.

Agnieszka otrząsnęła się z zamyślenia.

- Słucham, słucham. Zdejmuj buty i chodź do kuchni!

Dziewczęta siadły przy ogromnym dębowym stole, Aga podała herbatę i ciasteczka. Tak się zagadały, że dopiero bijący głośno zegar w przedpokoju uświadomił im, że są spóźnione na trening. Ulka, chociaż niewysoka, również lubiła siatkówkę. Agnieszka w pośpiechu zapakowała rzeczy i ubrała buty.

- Nie ma sensu wlec się drogą. Chodźmy na skróty, przez las. Co prawda trzeba będzie przejść przez skrzyżowanie… Ale przecież nie możemy się jeszcze bardziej spóźnić!

Deszcz padał coraz mocniej. Dziewczęta biegły. Gdy dotarły do skrzyżowania, deszcz był tak gesty, że prawie nic nie było widać. Agnieszka pospiesznie spojrzała na ulicę i wybiegła na jezdnię. Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Jaskrawe światło reflektorów, pisk opos, głuche uderzenie. Agnieszka poczuła, że unosi się w powietrzu. Nie wiedziała, co się dzieje, ale zaczęła się modlić. A potem nastąpiła biała pustka.

(II)

Agnieszka spróbowała otworzyć oczy. Było trudno - potwornie bolała ją głowa, a powieki wydawały się ciężkie, jakby były z ołowiu. Gdy tak walczyła sama z sobą, jak przez mgłę usłyszała szept:

- Och, popatrz, rusza się! Bogdan, ona się budzi!

Bogdan to tata, więc szept należy prawdopodobnie do mamy. Ale gdzie ja jestem? I dlaczego oni tu są? Jęknęła.

- Córeczko, jak dobrze, że się wreszcie obudziłaś - tym razem był to głos taty. - Nie ruszaj się. Mama pobiegła po lekarza.

Agnieszka wreszcie zdołała otworzyć oczy. Ze zdziwieniem zobaczyła, że jest w zupełnie obcym, niewielkim, białym pokoiku. Chciała zapytać, co to za pokój, ale słowa ugrzęzły jej w suchym jak pieprz gardle. Zobaczyła, że na stoliku obok łóżka, w którym leżała stoi wazon pełen niebieskich kwiatów oraz cała masa pluszowych misiów.

- Tak, kochanie, dobrze się domyślasz, jesteś w szpitalu. Może tego nie pamiętasz, ale miałaś wypadek, zostałaś potrącona przez samochód. Była mgła, kierowca nie zdążył zahamować. Przez tydzień byłaś w śpiączce. Patrzysz na kwiaty? To od Piotrka, twojego kolegi z klasy. Bardzo się przejął twoim wypadkiem, codziennie tu jest. Zresztą inni też, tylko popatrz na te wszystkie przytulanki.

Agnieszka nagle zdała sobie sprawę, że tata płacze. Pierwszy raz w życiu widziała go płaczącego, na dodatek były to łzy szczęścia. Tymczasem do pokoju wszedł lekarz.

- No, nareszcie! Ja cię znam już od tygodnia, ale ty nie znasz mnie. Jestem doktor Leszek Wierzbicki, będę się tobą przez najbliższy czas opiekował.

Agnieszka chciała coś odpowiedzieć, ale nie mogła.

- Nie, jeszcze nie czas na rozmowy. Twój organizm wiele przeszedł, musisz się teraz bardzo oszczędzać. Spróbuj się zdrzemnąć, Agusiu. Porozmawiamy jutro.

Agnieszka posłusznie zamknęła oczy, ale nie mogła usnąć. Lekarz zaczął tłumaczyć cos rodzicom. Nie bardzo rozumiała, o co chodzi. Mówił o kryzysie, kręgosłupie i nogach. Mama szlochała, a tata ją uciszał. Nagle Agnieszka poczuła się bardzo śpiąca. Zasnęła.

Gdy się obudziła, w pokoju zamiast rodziców była Ulka. Miała czerwone oczy i włosy w nieładzie.

- Aga, dziewczyno, jak dobrze, ze znów jesteś z nami!

- Przecież nigdzie nie wyjeżdżałam…

Ulka zaśmiała się nerwowo.

- Cała ty! Nawet teraz żartujesz… nawet teraz

Agnieszka ze zdziwieniem spostrzegła, ze jej koleżanka płacze. Czy oni wszyscy zamienili się przez ten tydzień w histeryków? Przecież Ulka nie była beksą. Wręcz przeciwnie, słynęła ze swej niczym niezmąconej pogody ducha i optymizmu.

- Ula, co jest grane? Co jest nie tak?

Przyjaciółka wzięła ją za rękę i poważnie spojrzała w oczy.

- Wszystko jest w porządku. Ja tylko… ja tylko myślałam, że się już nigdy nie obudzisz. I że to wszystko moja wina. Najpierw cię zagadałam, a potem namawiałam na ten skrót…

- Oj, Ula, przestań. To nie twoja wina.

Ula skinęła głową i uśmiechnęła się do przyjaciółki swoim ciepłym, wspaniałym uśmiechem. Agnieszka wiedział, że w ten sposób Ula dziękuje jej za przebaczenie.

Agnieszka czuła się z dnia na dzień coraz lepiej. Wesoło rozmawiała z rodzicami i przyjaciółmi ze szkoły, którzy codziennie ją odwiedzali. Zawsze był wśród nich Piotrek z ogromnym bukietem kwiatów. Agnieszka nie mogła doczekać się powrotu do domu. Zniecierpliwiona pytała rodziców, kiedy to się stanie, ale oni udzielali jej wymijających odpowiedzi. Również Wierzbicki tylko patrzył na nią poważnie.

Pewnego popołudnia rodzice powiedzieli Adze, że muszą z nią porozmawiać. Zaczęła mama:

- Córeczko, będzie ci trudno uwierzyć w to, co teraz powiemy. My też w to nie wierzyliśmy, kiedy pierwszy usłyszeliśmy to od doktora Wierzbickiego, jednak to prawda…

Agnieszka poczuła w gardle wielką kulę. Nie miała pojęcia, do czego zmierza mama. Jednak była pewna, że wieści nie będą dobre.

- Mamo, nie męcz mnie. Powiedz wprost, o co chodzi.

- Kochanie - zabrał głos tata. - Nigdy już nie będziesz chodzić. Masz złamany kręgosłup, lekarze ledwie zdołali ocalić ci życie.

Agnieszka nie słuchała dalej. Świat zawirował jej przed oczami, Chyba płakała. Myślała o tym, jak bardzo lubiła tańczyć. Myślała o grze w siatkówkę - przecież miała zostać sławną siatkarką! Myślała o spacerach po lesie i o przebieraniu palcami u nóg w gorącym piasku.

- Mamo, tato, zostawcie mnie samą… Chcę być przez moment sama….

Mama nachyliła się nad córką, chciała jej coś powiedzieć, ale tata potrząsnął tylko głową i wskazał podbródkiem drzwi. Wyszli.

(III)

Agnieszka leżała w swoim pokoju. Wierzbicki wreszcie zadecydował, że można ją wypuścić do domu. Była wiosna, od feralnego wieczoru minęło pół roku. Aga niedbale przerzucała kartki leżącej przed nią ksiązki. Miała zaczerwienione oczy. Do pokoju weszła mama.

- Agusiu - zaczęła nieśmiało. - Dzwoni Ula…

- Nie.

- Ale kochanie, nie możesz odgradzać się od ludzi…

- Powiedziałam NIE.

Mama wyszła. Minęło kilka godzin.

- Agusiu, masz gościa.

- Ile razy ci mówiłam, że nie chcę widzieć nikogo z klasy, ani z rodziny, ani, tym bardziej, sąsiadów - Agnieszka krzyczała. - No ile razy?

- Twój gość nie podpada pod żadną z wymienionych kategorii. Pan Redecki to psycholog, przyjaciel doktora Wierzbickiego. Pomoże ci wrócić do normalnego życia.

- Moje życie już nigdy nie będzie normalne - krzyknęła Aga, ale umilkła, bo w drzwiach ukazała się twarz młodego wąsacza o miłym uśmiechu.

- Może jednak dasz mi szansę? A przede wszystkim, dasz szansę sobie. Pogadamy?

Nie można było mu odmówić. Odtąd Redecki przychodził codziennie. Agnieszka powoli uczyła się żyć ze swoją chorobą, ze swoim kalectwem. Zaczęła się akceptować taka, jaka teraz była i jaka miła pozostać do końca życia. Po mniej więcej miesiącu poprosiła mamę, by przyniosła jej telefon.

- Halo?

- Cześć, Ulka. Tutaj…

- Aga! Nie żartuj, poznaję cię przecież.

- Ula, masz chwilę, możesz do mnie wpaść?

- Zawsze!

Po kwadransie przyjaciółki były zatopione w rozmowie. Ulka miała do opowiedzenia tyle plotek! Najważniejsza dotyczyła Piotrka. Przystojny chłopiec najwyraźniej był w kimś zadurzony. Tyle że nikt nie wiedział, w kim. Chodził blady i z podkrążonymi oczami, na dziewczęta z klasy nie zwracał uwagi.

- Może jakaś piękna nieznajoma zawróciła mu w głowie - nie mogła przeboleć własnej niewiedzy Ulka. Aga tylko uśmiechnęła się tajemniczo i bezwiednie pogłaskała stojący obok łóżka bukiet niezapominajek. Ula nie wiedziała, że była druga w kolejności osobą, do której zadzwoniła Agnieszka. Pierwszą był Piotrek.

(IV)

- Aga, kocham cię.

- Jesteś pewien?

- Bardziej niż czegokolwiek innego w życiu.

- Ale ja… Wiesz, że nigdy nie będę chodzić?

- Wiem. Ale nie ma to żadnego wpływu na moją decyzję. Kocham cię i chcę spędzić z tobą całe życie.

Agnieszka uśmiechnęła się łagodnie. Nie, to nie był sen. Była jesień, druga rocznica jej wypadku. Tym razem było ciepło i słonecznie. Gdyby wtedy, dwa lata temu była taka pogoda, może nie doszłoby do nieszczęścia… Stop, nie warto wracać do tego. Czyż teraźniejszość nie jest piękna? Oto klęczał przed nią Piotrek i wręczał jej bukiet herbacianych róż, jej ulubionych. Na kolanach przykrytym pledem z wielbłądziej wełny miała malutkie, aksamitne pudełeczko, które położył tam przed chwilą Piotr. W środku migotała w świetle jesiennego słońca pierścionek z malusieńkim diamencikiem.

- Ja też cię kocham. Wiem, że będzie nam ciężko, ale myślę, że warto spróbować. Czym byłoby życie bez ryzyka?

Piotrek położył głowę na jej kolanach.

- Dziękuję ci - powiedział po prostu.

Agnieszka nagle zrozumiała, że nawet bez mistrzostw świata w siatkówce, tańca i gorącego piasku między palcami stóp człowiek też może być szczęśliwy.