Pewnej nocy, wędrując we śnie, znalazłam się na Olimpie. Rozglądałam się zadziwiona, rozpoznając uwiecznione na posągach twarze. Był i gromowładny Zeus, i szybkonogi Hermes, i władający morzami Posejdon. Nawet Hades - pan podziemnego świata zjawił się na świętej górze.

Chwilę po moim przybyciu rozpoczęła się narada. Nie do końca rozumiałam poruszane na niej tematy, ale chyba była mowa o urodzajach, którymi władcy Olimpu chcieli nagrodzić wiernych im Helleńczyków.

Po naradzie nastąpiła uczta. Brali w niej udział jedynie więksi bogowie. Hebe i Ganimedes roznosili wśród ucztujących nektar i ambrozję. Udało mi się skosztować boskiego pokarmu i przekonałam się, że to, co mówi się o jego cudownym smaku, nie jest ani trochę przesadzone. Kiedy już wszyscy napili się i najedli do syta, wystąpił Apollo z nieodstępnym orszakiem dziewięciu Muz. Ich pieśni umilały bogom czas aż do zachodu słońca. Gdy wszyscy rozeszli się do domów na spoczynek, również ja opuściłam świętą górę.

Chciałabym mieszkać na Olimpie, razem z Ateną, Artemidą, Herą i innymi bogami, od których nie różnimy się przecież aż tak bardzo.