Chciałem odpocząć i wybrałem się na łąkę. Nikt oprócz mnie nie wiedział o jej istnieniu. W lecie jest to miejsce cudowne - pełne błękitnych, czerwonych i żółtych kwiatów, nad którymi latają przepyszne, tęczowe motyle i złociste pszczoły. W słoneczny dzień powietrze nad łąką lekko drży i człowiek ma wrażenie, że przeniósł się do innego świata.
Położyłem się wśród kwiatów i zamknąłem oczy. Powoli ogarniał mnie przyjemny stan - byłem spokojny i zadowolony z siebie. Było mi cudownie ciepło, czułem, że za chwilę zasnę. Nagle coś się zmieniło. Może usłyszałem jakiś szelest, a może szóstym zmysłem odczułem, że nie jestem już na łące sam. Zerwałem się i rozglądnąłem dookoła. Przez chwilę nic nie widziałem, moje oczy nie były przyzwyczajone do oślepiającego słońca. A potem zobaczyłem dziewczynę.
Stała pod drzewami, spory kawałek ode mnie. Ubrana była w czerwoną, staromodną sukienkę. Na głowie miała śmiesznie zawiązaną czerwoną wstążkę. Była piękna, ale też przerażająca, obca. Jej cera była śmietankowa, a oczy wielkie, turkusowe i blade. Usta miała zaciśnięte, ale nosek zadarty i lekko piegowaty. Dłonie również miała zaciśnięte w pięści. Nie wiem czemu, ale nagle strasznie zacząłem się bać.
- Kim jesteś? - zdołałem wydusić z siebie. Nagle poczułem jakby uderzenie niewidzialną pięścią. Z powrotem leżałam na trawie. Potem nastała ciemność.
Obudziłem się pod niebem pełnym gwiazd. Na łące panowała śmiertelna cisza. Biegłem bez tchu, byłem przerażony. Odetchnąłem dopiero w domu. Obiecałem sobie, że już nigdy nie pójdę na tę łąkę.