Jest środa trwa jeszcze przerwa, ale już niedługo zadzwoni dzwonek. Siedzę przed klasą i gorączkowo powtarzam gramatykę. Kolejna lekcja to język polski, a niej zapowiedziany przed tygodniem sprawdzian. Obok mnie siedzi kilku moich kolegów, też próbują jeszcze czegoś się na uczyć. Korytarz jest pełen uczniów. Słychać muzykę puszczaną przez uczniów w szkolnym radiowęźle. Młodsze dzieci wymieniają się nalepkami i żołnierzykami, ktoś w kącie przepisuje zadnie domowe. Za oknem jest słonecznie. Słońce oświetla ściany korytarza i wiszące na nich kolorowe gazetki. Na korytarzu gdzie niegdzie widać porzucony niedbale plecak lub papierek po śniadaniu. Nauczyciel fizyki przechadzający się po korytarzy strofuje uczniów i prosi by je zebrać.

Nagle słychać dzwonek. Kilku siedzących obok mnie kolegów z przerażeniem spogląda po sobie. Agnieszka, która właśnie wróciła ze stołówki spogląda na schody, na których ma za moment przechodzić nasz nauczyciel z polskiego i szepcze "Może go nie ma." Chłopcy uskarżają się, że nic nie umieją. Tymczasem korytarz powoli pustoszeje. Uczniowie wracają do klas albo czekają przed salą na nauczycieli. Nagle zjawia się także nauczyciel polskiego. Wszyscy wzdychają z rezygnacją albo próbują jakoś się uspokoić. Wchodzimy do klasy i rozpoczyna się zapowiedziany sprawdzian.

Korytarz jest pusty, wraz z dzwonkiem umilkła także muzyka, a słońce przysłoniły chmury.