Słownik Język Polskiego wydawnictwa PWN w definicji "obrzędu" mówi o czynnościach, często określonych przepisami, które mają wymowę symboliczną i są związane z jakimiś uroczystościami o różnorodnym charakterze. Obrządki są więc swego rodzaju rytuałami: mają określony przebieg, każdy z uczestniczących pełni podczas obrządku wyznaczoną funkcję, najczęściej odbywają się też w ustalonym czasie i są cyklicznie powtarzane. Obrzęd może mieć różny charakter, może się wiązać z wiarą i religią, z życiem społecznym lub rodzinnym. Odgrywa dla uczestniczących w nim ludzi bardzo ważną rolę, najczęściej ma jakieś wyższe znaczenie, jest symbolem czegoś, np. przypomina jakieś przeszłe istotne wydarzenie, może stanowić ceremonię włączenia w jakąś strukturę (jak na przykład chrzciny) kiedy to przez różne czynności symbolicznie ktoś dostaje pewne prawa.

Społecznością, w której życie obrzędowe jest bardzo istotne, tak istotne że wyznacza porządek egzystowania jest gromada chłopska ukazana w powieści Władysława Reymonta Chłopi, za którą autor dostał nagrodę Nobla w 1924 roku. Akcja tego czterotomowego dzieła rozgrywa się we wsi Lipce w końcu wieku XIX. Jest tu ukazana społeczność chłopska żyjąca w gromadzie nas przeciągu roku. Ludzie ci żyją w społeczeństwie zhierarchizowanym a bieg ich życia wyznacza kalendarz liturgiczny, obrzędowy oraz kalendarz pór roku. Reymont wykazał się niezwykłym zmysłem obserwatora, bowiem ukazuje życie tej gromady w sposób dość dokładny, nie pomija żadnych istotnych świąt związanych z egzystencją wsi. Można nawet powiedzieć, że jest on kronikarzem polskiej wsi.

Zajmując się życiem obrzędowym ukazanym w tej powieści należy wyróżnić trzy główne wątki: pierwszy jest związany z życiem religijnym, drugi z rytmem natury, a trzeci z obyczajowością chłopów. Nakładają się więc na siebie trzy porządki: liturgiczny, następnie porządek wyznaczany przez przyrodę i w końcu porządek obyczajowy.

Kalendarz liturgiczny wyznaczają takie święta jak: Boże Narodzenie, Wielkanoc, do tego dochodzą chrzciny, śluby, pogrzeby. Czasem obrzędy liturgiczne związane z kościołem katolickim przenikają się z tymi, których pochodzenie jest pogańskie.

Kościół i osoba księdza były dla ludu wiejskiego bardzo ważne. Ksiądz cieszył się wielkim autorytetem i jego zdanie było niesamowicie istotne. Często odczuwano przed nim lęk, bano się go, gdyż mógł z ambony mówić o kimś i jego przewinieniach. Kościół w Lipcach znajdował się w ważnym miejscu wsi. Były w nim witraże, obrazy Matki Boskiej, organy, oczywiście ołtarz, ambona ­- wszystkie istotne rzeczy związane z funkcjonowaniem kościoła. Obok znajdował się dzwon, który odzywał się w każdej ważnej dla wsi chwili oraz sygnaturka, czyli mały dzwon kościelny. On odzywał się co ranek, dając sygnał do pracy oraz do porannej modlitwy.

Niedziela była dla chłopów dniem świętym - starano się nie pracować, a odpoczywać. Oczywiście wizyta w kościele była obowiązkowa. Zakładano wtedy piękne świąteczne stroje i wyruszano na msze. Reymont umieszcza wiele opisów strojów ludu wsi - wiele z nich dotyczy właśnie strojów do kościoła. Kobiety zakładały na przykład czarne trzewiki z czerwonymi sznurowadłami do tego gorsety i koszule z bufiastymi rękawami. Kościół w Lipcach był miejscem, gdzie na msze przyjeżdżali też z okolicznych wsi. Każda wieś miała odrębne stroje - różniły się między innymi kolorami gorsetów lub spódnic.

Jako że społeczność wsi była zhierarchizowana każdy miał w kościele wyznaczone swoje stałe miejsce. Przed samym ołtarzem zasiadali najbogatsi gospodarze, na przykład Maciej Boryna ze swoją rodziną albo wójt. Biedota zajmowała z tyłu boczne nawy lub wejście do kościoła. Kazanie odbywało się tradycyjnie na ambonie. Reymont opisuje jak bardzo wpływano ono na bohaterów, często powodowało gorący płacz i westchnienia. Słowa księdza były zawsze bardzo żarliwe, nawołujące do poprawy. Nie bał się on wytykać palcem grzechów, których dokonywali mieszkańcy wsi. Podczas mszy miało też miejsce tradycyjne zbieranie "na tacę". A podczas podniesienia rozchodził się zapach kadzidła. Często po nabożeństwie odbywała się procesja. Podczas niej również zachowywana była odpowiednia kolejność. Używano wtedy pięknego baldachimu, śpiewano nabożne pieśni, palono świece. Po nabożeństwie gromadziła się pod kościołem biedota, żebrząca o jakiś datek. Było to już zwyczajem, że rozdziela się pieniądze dla biednych. Potem odwiedzało się cmentarz oraz spędzało czas wspólnie pod kościołem na rozmowach.

Po mszy w domach zjadano wspólny, niedzielny obiad. Oczywiście bardzo różne były to posiłki, zależne od zasobów rodziny. U bogatych obywateli wsi jadło się na przykład: rosół, ziemniaki okraszane słoniną, mięso z kapustą i grochem. O posiłek i jego podanie dbała gospodyni domu. Często zdarzało się, że bogatsi zapraszali na obiad jakiegoś biedaczynę. Po obiedzie siadano przed domem jeśli pogoda dopisywała. Rozkoszowano się wolnym od pracy dniem. Czekano też wieczora, kiedy to wybierano się do karczmy aby użyć sobie nie tylko duchowo podczas niedzieli ale też cieleśnie. Na początku było tam dość cicho, dopiero po czasie zaczynała grać orkiestra, zaczynano tańczyć, weselić się, śmiać, plotkować i oczywiście popijać. W karczmie też chłopi bardzo często się namawiali, podejmowali różne postanowienia związane z ogólnym życiem wsi.

Świętem liturgicznym, które obchodzono na jesień był Dzień Zaduszny. Już od poranka dzwon kościelny bił i dawał znak mieszkańcom aby pamiętali o tym wyjątkowym dniu. Dzwon ten był też sygnałem do wyruszenia na nabożeństwo. Napływali ludzie również z okolicznych wsi. Wszyscy zachowywali nastrój bardzo poważny, starali się skupić na doniosłości tego dnia - w końcu było to święto poświęcone tym, którzy już odeszli. Odbywała się msza za dusze zmarłych. Przybywało na nią tyle narodu, że nie mieścili się w kościele. Wierni dawali ofiary na wymienienie duszy zmarłych ze swej rodziny na wypominkach. Są to modlitwy odmawiane w kościele za dusze, które wymienia się z nazwiska i imienia. Spisywaniem wypominków zajmował się organista. Ksiądz czytał bardzo długą listę nazwisk, prosząc za nich o modlitwy, a w całym kościele panowała bardzo podniosła i żałobna atmosfera oraz odpowiadał mu głośny pacierz mówiony przez wszystkich za te zmarłe w czyśćcu ostające. Również i wtedy zbierali się koło kościoła biedacy, proszący o jakiś datek i obiecujący za niego modlitwę za zmarłą osobę. Tego samego dnia odbywały się też nieszpory oraz procesja z kościoła na cmentarz. Tutaj nadal się modlono, zapalano świeczki, składano ofiary. Jest to jeden z takich obrządków, w który widoczne są jeszcze pogańskie elementy: Kuba - parobek Macieja - idzie na groby nie odwiedzane przez innych i rozsypuje tam kawałki chleba. Jest to pożywienie dla dusz, znajdujących się w czyśćcu. Przez cały dzień ludzie są bardzo uważni, zdaje im się, że dusze ich zmarłych, dusze czyśćcowe przychodzą do żywych, że krążą po obejściu, wokół kościoła… Dlatego też często kobiety wystawiały przed dom jakieś jedzenie, aby zagubione dusze mogły się pożywić.

Istotnym elementem życia lipieckiej wsi był jarmark, który odbywał się w Tymowie. Był on wielkim wydarzeniem. Ludzie naradzali się w chałupach, co potrzeba kupić, a co sprzedać i za ile. Z ciężkim sercem oddawali na sprzedaż swój dobytek, zwłaszcza zwierzęta. Przed jarmarkiem raz do roku gospodarze musieli rozmówić się ze swoimi parobkami, czy przepracują dla nich następny rok. Wtedy można było się też targować o lepsze warunki. Jarmark był miejscem, gdzie można było kupić i sprzedać wszystko, a potem odpocząć, pożywić się i napić w karczmie. Oprócz zwierząt sprzedawano między innymi kolorowe cieszące oczy wstążki, korale, gorsety, koronki, różne stroje oraz obuwie, do tego zabaweczki, święte obrazki a także sprzęt potrzebny w domu.

Jesienny kalendarz obrzędowy wypełniają głównie zajęcia związane z uprawą roli. Jest to czas orki, wykopu ziemniaków oraz siewu. Praca zajmowała całe dnie. Jednocześnie była czymś, co łączyło wszystkich ludzi w gromadzie. Niezależnie bowiem od majątku, pracował każdy. Jeśli ktoś nie miał ziemi, to pracował u bogatego gospodarza w zamian za np. możliwość skorzystania z jego ziemi. Kobiety wykopując ziemniaki umilały sobie czas rozmowami, plotkami oraz przyśpiewkami. Obok leżały w kocach małe dzieci. Wtedy spożywano też wspólnie posiłki, które najczęściej pracującym przynosiły gospodarskie dzieci. W okresie jesiennym zbierano też kapustę. Później bogaty gospodarz (taki jak Maciej) organizował obieranie kapusty u siebie w domu. Wszyscy zbierali się wieczorem, pracowali, śpiewali przy tym, pili, bawili się. Była to okazja dla parobków aby poprzyglądać się pięknym dziewczętom ze wsi. Na koniec jedzono wspólną kolację.

Podobnie jak w gromadzie była pewna hierarchia, tak i wśród domowników panował pewien porządek. Najważniejszy był oczywiście gospodarz, on rozdzielał prace parobkom i komornikom, on siał i uprawiał rolę. Gospodyni zajmował się utrzymaniem porządku w obejściu oraz w domu, doiła krowy, wypuszczała zwierzątka na zewnątrz, karmiła je, zajmowała się praniem, jej zadaniem było również należyte przyrządzanie posiłków i dbanie o tradycję, na przykład ozdabiając dom wycinankami na święta lub robiąc pisanki. Gospodarskie dzieci musiały pomagać w pracach, na przykład przez noszenie posiłków pracującym, przez pomoc przy zdobieniu domów na różne okazje. Na gospodarstwie byli też parobkowie, oni zajmowali się wszelka możliwą pomocą, którą przykazali im gospodarze, na przykład paśli bydło, sprzątali stodołę, pomagali przy siewach.

Niemożliwością jest aby jakieś środowisko żyło bez utarczek. Tak też było w Lipcach. Ludzie kłócili się. Często kłótnie wynikały z jakiejś błahostki, na przykład, że jedna kobieta powiedziała coś na drugą. Zdarzały się jednak większe spory jak na przykład o kradzież prosiaka lub przez zdradę męża. Kłócono się tez bardzo brutalnie w rodzinie. Matka Jagusi pobiła się nawet ze swym synem, który chciał ożenić się i żądał należnego mu gruntu. Czasem sporów nie można było rozstrzygnąć na drodze sąsiedzkiej i wkraczano na drogę sądową. Sąd znajdował się w Tymowie (tam gdzie odbywały się jarmarki). Było to miejsce zawsze zatłoczone i gwarne. Na sali mogły znajdować się inne osoby niż sami zainteresowani, często też dorzucali oni do rozprawy swoje przysłowiowe trzy grosze dogadując w różny sposób, czasem bardzo złośliwy. Często więc musiał interweniować woźny, gdyż zdarzało się nawet, że dochodziło do bójek. W skład ławy sędziującej wchodził sekretarz, który zresztą mieszkał w budynku sądowym, gdyż z drugiej strony znajdowało się jego mieszkanie, następnie dziedzic i dwóch ławników. Sprawy rozpatrywali dość szybko, nie rzadko pozwalali sobie na różne uszczypliwe uwagi wobec zainteresowanych.

Na jesień w Lipcach odbyło się wesele Macieja Boryny i Jagny. Była to wielka uroczystość, bowiem Maciej był pierwszym gospodarzem we wsi, a i Jagusia nie była biedna, do tego uważana była za najpiękniejszą dziewczynę w Lipcach. Najpierw należało do domu panny wysłać swatów. Przychodzili oni do matki dziewczyny z wódką, rozmowa powoli schodziła na temat córki, dochodził do swego rodzaju targowania się. Jeśli matka nie odesłała swatów z wódką oznaczało to, że zgadza się na małżeństwo. Po tym wszystkim panna, matka oraz swaci szli od karczmy, gdzie czekał przyszły mąż. Tam ogłaszano zaręczyny oraz bawiono się z tej okazji. Potem należało załatwić wszystkie inne sprawy jak zapowiedzi w kościele. Dom na dzień ślubu był bardzo uroczyście przygotowywany. Robiono miejsce na zabawę, usuwano z domu wszystkie meble i sprzęty, które mogłyby zawadzać w zabawie. Najpierw schodzono się u Macieja, potem przechodzono do domu Jagny, a stamtąd do kościoła. Gospodynie chcąc okazać swoją wdzięczność za to, że zaproszono ich na ślub i wesele przynosiły różne podarki, na przykład jakieś ciasta, jajka, czasem pieniądze. Orszak weselny miał ustaloną kolejność, najpierw oczywiście szła para młoda, za nimi rodzice, ważniejsi goście, dzieci biegały na około. Przed ślubem konieczne było jeszcze błogosławieństwo matki panny młodej. Msza ślubna jest dość krótka, a po niej biesiadnicy udają się do domu Dominikowej. Zabawa jest huczna, przy bogato zastawionym stole. Pierwszy taniec był tańcem panny młodej. Tańczyła ona z mężem a potem z każdym biesiadnikiem. Po tym obyczaju wszyscy zjadali bardzo suty posiłek, podawano gościom na przykład rosół, mięso z okraszonymi ziemniakami i krupnik. Do tego oczywiście lał się alkohol strumieniami. Jednym ze zwyczajów było nagradzanie kucharek, jednak najważniejszym, centralnym punktem wesela były otrzęsiny, a więc zwyczaj oznaczający symboliczny koniec bycia panną, a rozpoczęcie życia gospodyni. Młoda żona musiała się na przykład wkupywać w łaski innych gospodyń. Wszystkiemu towarzyszyły tradycyjne przyśpiewki. PO całej upojnej nocy zabawy na drugi dzień miały miejsce bardzo uroczyste przenosiny: młoda żona zmieniał dom, przeprowadzała się od matki do domu swego męża. Tam znów bawiono się do upadłego.

Życie lipieckiej gromady podlega więc świętom wyznaczanym przez kościół, świętami i czynnościami związanymi z odpowiednią porą roku oraz świętami związanymi z różnymi obyczajami. Z jednej strony autor pokazuje nam życie całej gromady: jej rozrywki, pracę, hierarchię. Z drugiej strony mamy bardzo szeroki obraz życia, który jest wyznaczany przez kalendarz świąt kościelnych. Czasami mają one swoje źródła jeszcze w zwyczajach pogańskich. Takie obrzędy jak chrzciny, spowiedź, komunia, ślub i wesele, namaszczenie, pochówek są obrzędami, które stanowią porządek życia każdego człowieka. I w końcu Reymont ukazuje jak przyroda wyznacza rytm życia człowieczego. Wschody i zachody słońca określają dzień pracy. Pory roku nakazują odpowiednie czynności w gospodarstwie.

Życie gromady miało swój określony bieg, jakieś niespodziewane wydarzenie mąciło jego spokojny bieg, a jednocześnie martwiło mieszkańców i wywoływało niepokój. Życie w gromadzie wymaga podporządkowania się tym obrzędom i temu rytmowi egzystencji. Jeśli ktoś w sposób brutalny niszczy panujący porządek musi się liczyć z tym, że gromada będzie tego porządku bronić, nawet przez agresywne wyrzucenie ze wsi.