Adam Bernard Mickiewicz przyszedł na świat 24 grudnia 1798 roku prawdopodobnie w Zosiu, lub też Nowogródku, ale pośród jego rodziny popularna była wersja, która głosiła, że ani tu, ani tu, lecz w Karczmie gdzieś tak w połowie drogi pomiędzy tymi mieścinami. Inna rodzinna legenda mówiła, że akuszerka, która odbierała poród, chcą by dziecko było niezwykle mądre, przecięła pępowinę na jakiejś książce. Dzieciństwo spędził mały Adam w Nowogródku, gdzie jego ojciec, Mikołaj Mickiewicz, pracował na posadzie obrońcy sądowego. Niestety to stanowisko nie gwarantowało zbyt wielkich dochodów, można wręcz powiedzieć, że płaca była głodowa, szczególnie jeśli się weźmie pod uwag, że ojciec naszego przyszłego wieszcza narodowego musiał z niej utrzymać żonę, Barbarę z domu Majewską, oraz pięcioro synów. Mimo ubóstwa dom był prowadzony na przyzwoitym poziomie, a owe lata dziecinne pozostaną we wdzięcznej pamięci Mickiewicza na zawsze jako czas beztroski i szczęśliwy. Z jego zapisków i wspomnień wyłania się obraz ciepłej i troskliwej matki oraz surowego ojca, którego poeta, jak się zdaje, nieco się obawiał. Podobno pierwsze swe utwory napisał Adam pod wpływem czynu, którego dokonał jego rodzic. Otóż, wyniósł on z narażeniem zdrowia i życia wraz ze starszym synem Franciszkiem tajne dokumenty z płonącej cerkwi. Co zaś się tyczy samego pisania, a raczej umiejętności kaligrafowania, to Mickiewicz miał z tym niejakie problemy. Wspominał: "W dzieciństwie czułem wstręt do pisania. Uczono nas wtedy kreślić litery na deszczułce, na której te arabeski robiły mi wrażenie wnętrzności zgniecionego pająka (...). Matka mi raz powiedziała: Piszesz, jak kura grzebie. Gdybyś był wielkim panem, sekretarz by za ciebie machał piórem, a ponieważ jesteś ubogim szlachcicem, musisz sam sobie dać radę." W następnych latach jego życia nierzadkie były przypadki, że prosił swych znajomych o przepisywanie jego manuskryptów na czysto.
Rok 1812 przynosi Mickiewiczom tragedię rodzinną - umiera ojciec, który rozstał się z tym światem w wyniku przewlekłej choroby. Adam nie miał wtedy nawet ukończonych czternastu lat. Tenże rok przynosi także inne ważne wydarzenie w jego życiu. Do Wilna wkraczają wojska Napoleońskie, idące na Moskwę. Ich przemarsz robi na nim ogromne wrażenie, którego nie zatrze nawet ich późniejszy odwrót po przegranej kampanii, gdy obdarci żołnierze żebrzą na ulicach miasta o kawałek chleba.
Jeśli chodzi o edukację to młody Adam początkowo, podobnie zresztą jak jego bracia, pobierał ją w sześcioklasowej szkole prowadzonej przez ojców Dominikanów. Wyróżniał się tutaj ogólnymi zdolnościami oraz niezwykle drobną postacią i słabowitym zdrowiem. Zapewne dlatego w jednej ze szkolnych inscenizacji powierzono mu rolę kobiety.
W roku 1815 kończy naukę u Dominikanów i postanawia starać się wraz ze swym przyjacielem Janem Czeczotem o przyjęcie na Akademię Medyczną w Wilnie. Nie do końca wiadomo dlaczego nie udało mu się zrealizować tego planu. Nie przejąwszy się przesadnie porażką, kieruje swe kroki na Uniwersytet Wileński, który był w owym czasie niezwykle prężnym i szacownym ośrodkiem intelektualnym, przepojonym duchem oświecenia. Posiadał on cztery wydziały: fizyko-matematyczny, nauk moralnych, lekarski i filologiczny, na których studiowała niezwykle pokaźna jak na te czasy liczba studentów (około sześciuset). Mógł się on rozwijać głównie dzięki kurateli, jaką rozwinął nad nim książę Adam Czartoryski, pozwalającej na zachowanie stosunkowej niezależności myśli oraz na podnoszenie do poziomu ponadprzeciętnego jakości nauczania. Negatywne zmiany, przede wszystkim rusyfikacja Uniwersytetu, nastąpiły tu dopiero, gdy nastała era Mikołaja Nowosilcowa, nienawidzącego, ze wzajemnością, Polaków. Mickiewicz, jako stypendysta studium nauczycielskiego, musiał rozpocząć swą przygodę z Uniwersytetem na wydziale fizyko-matematycznym, gdyż takie były wymagania programowe. Dopiero w następnym roku mógł się przenieść na wydział filologiczny. Przyznane stypendium wiązało się z obowiązkiem odrobienia go w wymiarze - jeden rok studiów, dwa lata pracy w szkole.
Studia to nie tylko czas wypełniony nauką. Mickiewicz nawiązał podczas nich wiele znajomości i przyjaźni. Jeden z jego przyjaciół z tego okresu opisał go w następujących słowach: "Był on podówczas dość przystojny, z czarnym okiem, z długimi, lekko zwijającymi się ciemnymi włosy, z rumieńcem na twarzy i łagodnym uśmiechem na ustach. Łatwy w koleżeńskich stosunkach, skromny w obejściu się, częściej zamyślony i rozmarzony, nie wesoły, przyciągał do siebie wszystkich i wzbudzał ogólną sympatię."
Duży wpływ na jego rozwój duchowy mieli tacy profesorowie, jak: Ernest Groddeck, Joachim Lelewel i Leon Borowski. Najznakomitszym pośród nich był Lelewel i zdaje się, że to on wpłynął na kształtowanie się osobowości młodego Mickiewicza najbardziej. Będąc studentem trzeciego roku decyduje się on wraz z grupą przyjaciół na założenie tajnego stowarzyszenia. Przyjęło ono nazwę Towarzystwa Filomatów, a za cel postawiło sobie propagowanie postaw patriotycznych oraz samokształceniowych pośród młodzieży.
Nadchodzi pora na odrobienie zaciągniętego długu (stypendium). Mickiewicz udaje się do Kowna by rozpocząć pracę nauczyciela w tamtejszym gimnazjum. Jak wynika z listów wtedy przezeń pisanych ten pobyt "na prowincji" ciążył mu niemiłosiernie: "Nuda i nuda, i po trzecie nuda"; "same powolności i flakowatości w głowie". Nadejście zatem wakacji przyjął z ogromną ulgą, tym bardziej, że został zaproszony do Tuhanowic, gdzie przebywał jego przyjaciel Tomasz Zan. Pobyt ten okazał się być brzemiennym w skutki, gdyż bawiła tam i Maryla Wereszczakówna. Jak głosiła fama nim Mickiewicz spotkał się z nią osobiście, to zobaczył jej białą sukienkę przerzuconą przez poręcz krzesła, w której to zakochał się bez pamięci. Analogiczną scenę odnajdziemy w Panu Tadeuszu. Maryla jednakże nie była pierwszą miłością Mickiewicza, nawet nie drugą, gdyż wcześniej - jeszcze w Nowogródku - podkochiwał się on w niejakiej Józi, natomiast podczas studiów wybranką jego serc była Aniela. Nastrój młodzieży bawiącej Tuhanowicach nie zakłócały żadne niepotrzebne zmartwienia oraz troski, dlatego też atmosfera panująca tam była niezwykle wesoła i pogodna. Tomasz Zan opisywał ją w następujących słowach: "Jak najweselej cały tydzień przeszedł (...) z promienistą i najlepszą Marią, którą sam Adam uwielbia (...). Życie prawdziwie wygodne: gruszki są, kawa jest, jabłka są, wino jest, przednie obiady są, herbata jest, konie są, Maria jest". Nieszczęśliwie dla Mickiewicza w owym czasie była ona już po słowie z Wawrzyńcem Puttkamerem. Pomiędzy jednak bajki należy włożyć opowieść, że odrzuciła ona awanse do jej ręki czynione przez Mickiewicza, gdyż ten takowych kroków w ogóle nie przedsięwziął. Trudno powiedzieć co on w niej dostrzegł. W każdym razie Ignacy Domeyko, przyjaciel poety, opisał ją w sposób następujący: "prostotę i słodycz w obejściu (...) łączyła do tego staranne, nowsze wychowanie, znajomość muzyki, języków, jako też literatury ojczystej, włoskiej i francuskiej. Nie była piękna, w znaczeniu, jakie do tego wyrazu pospolicie ludzie przywiązują: niewysoka, okrągłej twarzy, dużych błękitnych oczu i światłych włosów, miała szczególniejszy urok w ustach i spojrzeniu, to ostatnie okazywało w niej żywą imaginację, pewien charakter duszy i głębokie uczucie. Jej piękność nie była w formie, ale w duchu.". Być może, zatem ten duch? Jakkolwiek by nie było Mickiewicz musiał wrócić do Kowna. Tu okazało się, że ta wakacyjna znajomość nie była tylko zauroczeniem, ale uczuciem znacznie głębszym. Poeta zamyka się w sobie. Czyta takie książki, jak Cierpienia młodego Wertera i Fausta Goethego oraz Zbójców Schillera. Gdy dochodzi do niego wiadomość, że jego ukochana wyszła za mąż, popada w jeszcze głębszą melancholię.
Z odrętwienia wyrwał go romans, jaki nawiązał z panią doktorową Karoliną Kowalską. Opisami swych podbojów miłosnymi nie omieszkał podzielić się z kolegami, ci jednak uważali, że "Adam nasz z niedostatku ubóstwianej Maryli upodobał sobie w Kowalskiej (...), Kowalska nawzajem w Adamie. Zakochali się jak koty." Romans rozwijał się w najlepsze do czasu pojawienia się nowego admiratora wdzięków pani doktorowej. Był nim szambelan Nartowski. Pewnego razu, w święta Wielkanocne, doszło do scysji pomiędzy obydwu panami. Prowokatorem był Nartowski, który czynił niedwuznaczne aluzje do zażyłości poety i Karoliny. Zdenerwowany Mickiewicz o mało nie roztrzaskał mu głowy srebrnym lichtarzem. Czekały go teraz dwa pojedynki - jeden z Nartowskim, drugi zaś z mężem Karoliny, który został uświadomiony przez usłużnego kandydata do łoża jego małżonki w zakresie wielkości rogów, jakie zostały mu przyprawione. Jednakże roztropna pani doktorowa wszystkiemu zaprzeczyła, zwalając całą winę na złe języki, i sprawa rozeszła się po kościach.
W roku 1820 umiera matka Mickiewicza, co jest dla niego niezwykle traumatycznym przeżyciem. Lecz to nie koniec niepomyślnych dla poety wieści. W tymże roku jego praca końcowa zostaje odrzucona, gdyż jak twierdzi jej promotor, Groddeck, zbyt wiele w niej błędów ortograficznych, poza tym w części jest nieczytelna ze względu na charakter pisma Mickiewicza. Wraca do Kowna. Tu zimą 1821 roku pisze Romantyczność. Ponownie nadchodzą wakacje i ponownie udaje się on do Tuhanowic. Miejsce to przypomina mu utraconą miłość. Ta wizyta będzie stanowić kanwę czwartej części Dziadów. Resztę wakacji spędza w Wilnie, gdzie raz spotkał się ze swą ukochaną. W miesiącach zimowych tego roku pisze drugą część Dziadów, jednocześnie zawiera umowę z wileńskim wydawcą Józefem Zawadzkim. Ma on wydać jego pierwszy tom poezji. Tymczasem zażyłość poety z Marylą zaczynała wzrastać, gdyż jej małżeństwo okazało się być zupełnym nieporozumieniem. Potajemne schadzki, listy miłosne, westchnienia. Tak żył Mickiewicz przez kilka miesięcy. W końcu jednak się pokłócili i zaprzestali dalszych spotkań.
Rok 1823 stał na Litwie pod znakiem rozprawy władz rosyjskich z polskimi tajnymi organizacjami. Uderzono także w członków Towarzystwa Filomatów. Mickiewicz został osadzony na pół roku w klasztorze bazylianów, który w owym czasie służył za więzienie. Obecnie można w nim zwiedzić słynną celę Konrada. Za poręczeniem Lelewela zostaje uwolniony, jednakże równocześnie otrzymuje nakaz udania się w głąb imperium Romanowów. Najpierw trafia do Petersburga, następnie zaś do Moskwy i Odessy. W stolicy Rosji zaznajamia się z takimi znamienitymi poetami i pisarzami, jak Kondratij Rylejew, Aleksander Bestużew, Aleksander Puszkin, Nikołaj Polewoj, Piotr Wiaziemski i innymi. Był częstym gościem salonu pani Wołkońskiej, uważanego za najlepszy w Moskwie. Często także wpadał do domu Marii Szymanowskiej, znakomitej pianistki, która miała dwie dorastające córki - Helenę i Celinę. To zapewne te wizyty były przyczyną niezwykłego snu, jaki go nawiedził. Joanna Knaflewska opisała go w następujących słowach: "W tym czasie miał też niezwykły sen, który zapamiętał do końca życia: nieznajomy mężczyzna wręczył mu kartę wizytową, na której przerażony poeta zobaczył narzędzia tortur. Potem znalazł się przed kościołem, gdzie czekały trzy panny, młode z zakrytymi twarzami. Towarzysząca im starsza kobieta zażądała od niego karty i przyłożyła ja do sukni jednej z panien, "do miejsca, skąd była wycięta". Zanim wybranka odsłoniła twarz, poeta obudził się. Następnego dnia spotkał przed kościołem panie Szymanowskie i goniąc zerwany przez wiatr kapelusz, dotknął sukni Celiny, na co jej matka zareagowała żartobliwie: "Cóż to, panie Mickiewicz, chwytasz mi Celinę?" Adam nie przypuszczał nawet, że wiele lat później właśnie Celina zostanie jego żona."
W 1829 roku Mickiewicz opuszcza Rosję, co mu się udaje dzięki wstawiennictwu swych licznych przyjaciół. W ten sposób rozpoczyna się jego niemal dwuletnia podróż po różnych zakątkach Europy. Odwiedza takie miasta, jak Hamburg, Berlin, Drezno, Praga, Karlove Vary, Weimar, Bonn, Wenecja, Florencja, Rzym, Neapol, Genewa i Rzym. Podczas tych podróży dane było mu poznać Goethego i Jamesa Feinmore'a Coopera. Wiadomość o wybuchu Powstania Listopadowego zastaje go w grudniu w Rzymie. Mickiewicz się waha: wziąć udział w walce, czy też nie? Miał świadomość przeciw jakiej potędze powstali Polacy i to wzbudzało jego niepokój. Ostatecznie, nie zdecydował się na wyjazd do walczącej Polski. Zamiast tego wyrusza do Paryża, w którym przebywała misja rządu powstańczego. Stąd pod przybranym nazwiskiem Muhl udaje się do Wielopolski. Przebywał tam przez kilka miesięcy, aż do wiosny 1832 roku. Gościny użyczali mu życzliwi właściciele miejscowych dworków (często zmieniał miejsce pobytu z obawy przed aresztowaniem). Gdy powstanie upada udaje się do Drezna, gdzie pisze trzecią część Dziadów. Podobno podczas tworzenia tego dzieła ogarnął go niemalże szał poetycki. Właściwie nie je i nie śpi, lecz ciągle pisze i pisze. Jeden z przyjaciół Mickiewicza tak oto relacjonował jego pracę nad tym dramatem: "Miał nadzwyczajne natchnienie. Przez trzy dni nie mógł się oderwać od pisania. Stół zasłany był czystym papierem, a on cały dzień leżał prawie na stole i pisał; zaledwie tyle tylko odrywał się od pracy, ile było potrzeba niekiedy zjeść cokolwiek" .
Po opuszczeniu Wielkopolski udaje się wraz z dziesięcioosobową grupą przyjaciół specjalnie wyszykowanym na tę okazję powozem do Paryża. Po przybyciu tam właściwie niemalże od razu życie emigracji skupia się wokół niego, tym bardziej, że niechętny Polakom rząd francuski internuje ich w odosobnionych zakładach, co wzmagało odruch jednoczenia się naszych rodaków i potrzebę szukania duchowego lidera.
W owym okresie zaczynają powstawać pierwsze strofy Pana Tadeusza. W roku 1833 umiera jeden z najlepszych przyjaciół Mickiewicza Stefan Garczyński. Mickiewicz pisał po jego śmierci: "(…) wiele mnie z nim ubyło; tak to coraz przyjaciele moi przeprawiają się na drugą stronę i coraz świat pod starość pustoszeje." W tymże roku docierają do niego wiadomości z Rosji, przekazuje je doktor Stanisław Morawski, że panna Celina Szymanowska została porzucona przez swego narzeczonego, gdy ten dowiedział się, że posag, który miał otrzymać od rodziców narzeczonej, jest niezbyt wysoki. Mickiewicz miał wtedy oznajmić Morawskiemu, co następuje: "[Jeśli] Panna Celina przyjmie jego wezwanie, to ją do ołtarza poprowadzi". Zdaję się, że on tą wypowiedź nie traktował zbyt poważnie, natomiast panna, jak się później okazało, wzięła ją za dobrą monetę.
W czerwcu 1834 roku Celina stanęła w Paryżu w celu, oczywiście, matrymonialnym. Mickiewicz nie przyjął jej z otwartymi ramionami, powiało raczej chłodem, ale trudno się dziwić, gdyż ostatnio widzieli się jakieś pięć lat temu. Ponieważ Mickiewiczowi nie brakowało zdrowego rozsądku, o czym świadczy niezwykle trafne rozpoznanie sytuacji życiowej swojej i panny wyrażone w zdaniu "Celina utraciła rodziców, moje ożenienie się z inna osoba do skutku nie przyszło", to po długich wahaniach zdecydował się, że nie ma co wybrzydzać i trzeba mu brać pannę, która się akurat trafiła. Ludzie nie są stworzeni do samotności. Ceremonia zaślubin miała miejsce 22 lipca 1834 roku. Pan młody dotarł na nią ze sporym opóźnieniem, ponieważ nie mógł się dostać do mieszkania, w którym pozostawił swe ślubne ubranie. Wydawało się mu, że gdzieś zapodział klucz do niego, ale koniec końców udało mu się ustalić, że znajduje się on w kieszeni jego własnego surduta. Ich rodzina zaczęła się szybko powiększać. Skończyło się ostatecznie na szóstce dzieci: Marii, Władysławie, Helenie, Aleksandrze, Janie Gwalbercie, Józefie. Mickiewiczowie mieli nieustanne kłopoty finansowe, gdyż żadne z nich nie pracowało (utrzymywali się z datków od przyjaciół). W roku 1838 pojawiła się szansa stałego zatrudnienia dla Adama jako wykładowcy literatury łacińskiej na uniwersytecie w Lozannie. Poeta wyjechał do Szwajcarii, gdzie podjął intensywne działania na rzecz uzyskania tej posady. Wkrótce doszły do niego niepokojące sygnały z Paryża - jego żona słabuje na umyśle. Naoczny świadek jej choroby opisywał ją w następujących słowach: "opanowały ją (...) dwie ideje: pierwsza, że ona jest powołana wskrzesić Polskę, a druga - zbawić Żydów. Jest więc Matką Boską Częstochowską i jej koronacja odbędzie się w Polsce, a jej Adaś, który nigdy Polski nie zdradził (...), będzie królem polskim". Mickiewicz natychmiast wrócił do Francji, gdzie zajmuje się żoną. Kuracja psychiatryczna w zakładzie dla obłąkanych na tyle poprawiła stan psychiczny Celiny, że w czerwcu 1839 roku mogli się oni udać do Szwajcarii.
Rok później otrzymuje Mickiewicz stanowisko profesora w Collège de France. Posiadamy następujący opis jego wyglądu i sposobu prowadzenia przezeń wykładu: "Wysoki, blady, chudy, całkiem czarno ubrany, Mickiewicz nosi na twarzy znamię moralnego cierpienia, uśmierzonego przez gorejący mistycyzm. Oczy, których wzrok przytłumiony i jakoby zamglony kryje się prawie zawsze pod długimi powiekami, głowa rozczochrana, z lekka pochylona w tył, to widocznie człowiek natchniony. Zabiera głos. Głos ten niski, głuchy, będzie za chwilę tak przenikający, że trudno znieść jego doniosłość." Poeta również intensywnie uczestniczył w życiu emigracji. Na różnego rodzaju spotkaniach spotykał takich ludzi, jak: Fryderyk Chopin czy Juliusz Słowacki - będący jego antagonistą ideowym i literackim. Do legendy przeszła uczta wydana przez Eustachego Januszkiewicza 25 grudnia 1840 roku, podczas której doszło do konfrontacji poetyckiej pomiędzy obydwoma wieszczami. Słowacki przemówił do Mickiewicza mową wiązaną, ten po chwili odpowiedział, jak donosili uczestnicy biesiady, wspaniałą improwizacją. Eustachy Januszkiewicz opisał ją tak: "było to coś wielkiego, przenikającego, mówił z dziwna płynnością i ślicznymi wierszami. Wszyscy płakali, ja ledwie się na nogach utrzymać mogłem (...) Słowacki, biedny Słowacki szlochał!"
Choroba psychiczna żony nie ustąpiła do końca, zdarzały się jej nawroty. W lipcu 1841 roku decyduje się Mickiewicz na spotkanie z "prorokiem" Andrzejem Towiańskim. Rozmowa z nim przeciągnęła się do późnych godzin nocnych. Jej konsekwencją jest dostrzeżenie i uznanie przez Mickiewicza człowieka bożego w kacerzu. Następnie pięć lat życia wieszcza upływa na działalności mającej na celu propagowanie idei mistrza. Tworzy on krąg wyznawców jego koncepcji, który zostaje nazwany Kołem Sprawy Bożej. Jego liczebność w najlepszych latach przekraczała liczbę sześćdziesięciu osób. Jego członkami byli, między innymi, Seweryn Goszczyński oraz Juliusz Słowacki (ten niecały rok). Popularność filozofii mistrza opierała się głównie na jej optymistycznym przesłaniu - cierpienie Polski i Polaków ma sens, które wkrótce zostanie wynagrodzone. Niektórzy wierzyli, iż "tego roku koniecznie wracamy i wrócimy do Polski. Ma to nastąpić (...) przez zdarzenie nadzwyczajne, niezawodne.", co skutkowało tym, że pozbywali się wyposażenia swych domostw, by być przygotowanym na nagłe wezwanie, które niechybnie z ojczyzny wkrótce nadpłynie. Oczywiście, nic takiego się nie wydarzyło. W Kole zaczęły się więc niesnaski i pomówienia o niezbyt wytężona pracę ducha, które koniec końców doprowadziły do jego ostatecznego rozpadu, aczkolwiek dość powolnego.
Rok 1848 w Europie stał pod znakiem Wiosny Ludów. Mickiewicz nie próżnuje. Wyrusza do Rzymu by na miejscu podjąć starania o utworzenie tzw. Legionu Polskiego, który miałby wziąć udział w walkach z zaborcami i w ten sposób zrealizować marzenie Polaków o wolnej ojczyźnie. Powstały oddział był niewielki i raczej licho wyposażony w broń - brakowało pieniędzy i poparcia władz. Nie było funduszy nawet na zakończenie drzewca sztandaru Legionu, którym miał być orzeł, dlatego Mickiewicz przytwierdził doń kopertą własnego zegarka. Oddział wyruszył z Rzymu do Mediolanu. Tu został podporządkowany władzom i użyty do walk z Austriakami. Na tym skończyła się jego "chlubna" historia.
Te doświadczenia nie zniechęciły poetę do dalszej działalności. Wróciwszy do Paryża w 1848 roku zakłada gazetę francuskojęzyczną La Tribune des Peuples (Trybuna Ludu), którą wspierać finansowo obiecał Ksawery Branicki. Skład redakcji jest wielonarodowy i, co tu ukrywać, mocno egzotyczny. Stanowili go: Włoch, aktywny rewolucjonista, Francuz zajmujący się kwestiami ekonomicznymi, Hiszpan, działacz partii socjalistycznych, Rosjanin, dyplomata, Niemiec, komunista, oraz pewien Chilijczyk. Premierowy numer wyszedł w marcu, ostatni zaś w listopadzie 1849 roku (łącznie ukazało się 158 numerów). Mottem, które przyświecało redaktorom gazety, było zdanie "Porozumienie braterskie z Niemcami; wyzwolenie Włoch; odbudowa Polski wolnej i niezależnej".
U żony poety wykryto raka. Choroba miała niezwykle ostry przebieg. Mickiewicz jednemu ze swych przyjaciół miał powiedzieć: "Ona, która rodząc nigdy krzyku nie wydawała, jęczała czasem tak przeraźliwie, że ją z ulicy słyszano..." Lekarze byli bezradni. Jej zgon nastąpił 5marca 1855 roku. Kilka miesięcy później poeta wyrusza z portu w Marsylii, nie bacząc na to, że w tym mieście odnotowano wiele zachorowań na cholerę, do Stambułu. Chciał on pomóc w formowaniu oddziałów polskich, które miały walczyć u boku Turcji z Rosją podczas wojny krymskiej. Właściwie od samego początku wyprawy czuł się nie najlepiej. Kasłał i bolało go niemal całe ciało. Stan jego zdrowia pogarszały znacznie niezwykle skromne warunki, w których przyszło mu żyć. Sprowadzani lekarze rozkładali bezradnie ręce. Była to cholera. Mimo tego duch w nim nie upadł. Miał wyrzec takie oto słowa: "Powiedziałem ja sobie: gdybym wiedział nawet, ze w Turcji gdzieś mam umrzeć na cholerę, jadę jednak, bo tam jest moja powinność; wolę bowiem być pisarzem w jakimś pułku Kozaków Polskich niż kanclerzem Instytutu Francuskiego". Po długiej chorobie umiera 29 listopada tuż przed dziewiątą.
Przyczyny jego zgonu nie są do końca jasne. Mówiono nawet o skrytobójstwie, aczkolwiek jest to mało prawdopodobna hipoteza. W każdy razie starano się nie rozgłaszać zbytnio, że wieszcz umarł na cholerę, gdyż zapewne władze francuskie nie zgodziłyby się na sprowadzenie jego zwłok do Francji w obawie przed wybuchem epidemii. Po kilku miesiącach ciało dotarło do Paryża, gdzie zostało pochowane na cmentarzu Montmorency. W roku 1890 udał się je sprowadzić do Polski, gdzie spoczęły na Wawelu.
Bezsprzecznie Mickiewicz był znakomitym, jeśli nie genialnym, poetą, którego imię można stawiać na równi z Horacym, Dantem, Goethem, Byronem, Puszkinem i z wielu, wielu, innymi. O żywotności jego twórczości może świadczyć to, iż kolejne pokolenia sięgają po nią i to nie tylko z przymusu szkolnego, ale dlatego że odnajdują w niej niewyczerpane źródło inspiracji do tego, jak żyć i po co żyć, a to już jest wartością samą w sobie.