Wiersz Zbigniewa Herberta zatytułowany "Apollo i Marsjasz" skłania do rozważań na temat etyki i estetyki. Grecka triada łączyła dobro, piękno i prawdę. Triada ta uzupełniała się wzajemnie, nie mogło być pięknym, co nie było dobrym, nie było dobrym, co nie było prawdziwe, a prawda była piękna. Jednak w postawie Apolla, z mitu o Marsjaszu piękno zdecydowanie kłóci się z dobrem. Wartości estetyczne nie idą w parze z wartościami moralnymi. Wiersz Herberta nie poddaje się łatwej analizie, należy go rozpatrywać w różnych kontekstach i potraktować jako wypowiedź o egzystencjalnym i moralnym aspekcie życia.
Herbert jak zwykle jest zdystansowany, w jego poezji niewiele jest emocji, autor nie wyraża ich wprost. Tak jest i tym razem, wiersz jest przykładem liryki pośredniej, przedstawia mitologiczna sytuacje, jednak robi to bardzo sugestywnie. Nie padają tu właściwie żadne słowa o moralności, a jednak wymowa utworu jest czytelna. Autor celowo nie ukazuje samego przebiegu pojedynku boga z sylenem, nie to jest tu bowiem istotne. Już sam wybór momentu, który jest przedmiotem lirycznej wypowiedzi, wskazuje na poruszany w nim problem. Rzecz zaczyna się tak naprawdę po faktycznym pojedynku, w chwili, gdy zwycięski bóg, doskonały artysta wymierza karę swemu rywalowi. Scena wymierzania kary jest drastyczna, kontrastuje z chłodnym stylem jej opisu, z dystansem, jaki stara się zachować relacjonujący ją podmiot liryczny. Podobny chłód, ale i obojętność zachowuje Apollo, egzekutor. Apollo jest spokojny, nieczuły, nie zdradza nawet satysfakcji, z zimnym okrucieństwem przygląda się obdzieranemu ze skóry Marsjaszowi. Sylen wrzeszczy, krzykiem próbuje bronić się przed bólem, z jego gardła wydobywa się tylko monotonny, ale przerażający wrzask, jednak tylko samogłoska, bez żadnej treści z ogromnym ładunkiem emocji. .
Etyka i estetyka okazują się odrębnymi kategoriami, bóg jest doskonałym muzykiem, potrafi jednak okazać wielkie okrucieństwo. W Apollinie nie ma piękna, bo nie w nim dobra. Pojedynek boga z sylenem od początku był przesadzony, Marsjasz nie mógł odnieść zwycięstwa nad bogiem sztuki, a w każdym razie, żadne jury nie mogło mu go przyznać, był skazany na przegraną, ale nie musiał ponosić kary śmierci i to śmierci tak okrutnej. Apollo sam miał wybrać karę dla swego przeciwnika, wybrał zamęczenie go poprzez powolne obdzieranie ze skóry.
Najbardziej przerażając jest chyba postawa Apolla, który jako jedyny ze świadków zajścia zachowuje chłodny spokój, obojętność, jak artysta może być tak niewrażliwy? Apollo, autor pieśni miłosnych!?. Cała natura współczuje biednemu sylenowi, nawet drzewa i ptaki cierpią, widząc jego mękę: " ...nagle pod nogi upada mu skamieniały słowik odwraca głowę i widzi, że drzewo do którego przywiązany był Marsjasz jest siwe zupełnie."
Apollo odchodzi, ale czy triumfuje, czy czuje się zwycięzcą, czy przeciwnie przegranym. Po pierwsze mimo wyroku jury Apollo nie może uznać się za zwycięzcę, sam przed sobą musi przyznać, że Marsjasz grał doskonale. Prawdopodobnie to właśnie przesądziło o jego losie. Być może Apollo zdobyłby się na wspaniałomyślność, gdyby przeciwnik był zdecydowanie gorszy, ale Marsjasz dotknął go do żywego, wzbudził jego zazdrość i uderzył w jego dumę. Za to właśnie poniósł karę.
Apollo odszedł: "żwirową aleją wysadzaną bukszpanem, zastanawiając się czy z wycia Marsjasza nie powstanie czasem nowa gałąź sztuki". Ale Apollo nie odniósł zwycięstwa, jego sztuka została skompromitowana przez jego postawę. Okazała się pusta, pozbawiona prawdziwego uczucia, człowiek niezdolny do uczuć, może tylko próbować śpiewać o miłości.
Bóg nie zna cierpienia, nie zna też miłości, nie potrafi współczuć ani przebaczać, a to oznacza, że nie potrafi odczuwać także sztuki, jest tylko estetą, klasycznym, doskonałym odtwórca, który nie rozumie tego, o czym śpiewa. Postawa Apolla jest też postawą klasyka wobec nowych prądów, których nie rozumie, ale jakaś siła destruktywna pcha go do zniszczenia tego, co nowe, co inne.
Sztuka nie jest tworem samym dla siebie, nie słudzy do ładnego wyglądania, sztuka musi nieść przesłanie, musi być prawdziwa, inaczej jest tylko namiastką sztuki. Piękno musi iść w parze z dobrem, by było prawdziwe.