Wiersz Zbigniewa Herberta ,,Apollo i Marsjasz" na nowo interpretuje grecki mit o muzycznym pojedynku pomiędzy bogiem artystów i sztuk Apollonem i sylenem Marsjaszem.

Marsjasz był dzieckiem natury i to ona nauczyła go szczególnej wrażliwości na jej dźwięki, które Marsjasz odtwarzał, cudownie grając na fletni, szczycił się swoją wspaniałą grą.

Dumny Apollo, który, jako bóg wszystkich muzyków, poetów i innych artystów postanowił udowodnić Marsjaszowi, że prawdziwy mistrz gry na instrumencie jest jeden i tym mistrzem jest Apollo.

Apollo ustalił, że ten, którego gra będzie gorsza i przegra pojedynek, zostanie żywcem obdarty ze skóry.

Gra Marsjasza była pełna ekspresji, odtwarzała dźwięki natury była piękna, a zarazem prawdziwa, ponieważ odtwarzała uczucia Marsjasza, jakie wywoływało w nim obcowanie z ukochaną matką i nauczycielką, czyli naturą.

Sposób w jaki grał Apollo znacznie różnił się od gry Marsjasza, jego gra była pełna harmonii, nie odtwarzała uczuć, była doskonała, ale brakowało w niej prawdy.

Ci, którzy przysłuchiwali się pojedynkowi uznali, że to właśnie Apollo powinien zostać uznany mistrzem.

Trudno powiedzieć, czy nie powodował nimi strach przed gniewem boga, gdyby pierwszeństwo zostało przyznane sylenowi. Wystarczy przypomnieć historię Midasa, który, jako jedyny odważył się uznać Marsjasza mistrzem, wówczas Apollo za karę ośle uszy.

Kiedy już Apollo wygrał pojedynek z lubością zabrał się do obdzierania Marsjasza ze skóry, przyczepiony do drzewa umarł w strasznych męczarniach.

Zbigniew Herbert w swoim wierszu twierdzi, że to właśnie w momencie, w którym Marsjasz przywiązany do drzewa obdarty ze skóry konał i wydawał z siebie ostatnie przedśmiertne jęki. Cierpienie sylena nie wywoływało w Apollu żadnego wrażenia. Choć był bogiem artystów, a więc powinien być szczególnie wrażliwy, okazał się bezduszny, pozbawionym jakichkolwiek uczuć.

Herbert ośmiesza Apollo, nazywa go "bogiem o nerwach z tworzyw sztucznych".

W jego wierszu Apollo czyści instrument podczas, gdy Marsjasz swoim jękiem "opowiada...nieprzebrane bogactwo swojego ciała".

W końcu Apollo nie mógł znieść tego drażniącego jego uszy hałasu, odszedł zastanawiając się czy z "wycia Marsjasza nie powstanie....nowa gałąź sztuki....".

Cierpienie Marsjasza było tak wielkie, że drzewo, do którego był przywiązany stało się siwe, a słowik skamieniał. Tylko natura potrafiła okazać współczucie wobec swego ukochanego syna. Nie potrafił okazać go sztuczny, pozbawiony uczuć bóg.