Marek Aureliusz (Marcus Aurelius Antonius) urodził się w 121 a zmarł w 180 roku naszej ery. Cesarzem rzymskim został w 161 roku. Od 169 roku dobrał sobie współrządcę, Lucjusza Werusa. Właściwie całe jego życie było wypełnione pracą. Jako cesarz wsławił się tym, że był wyjątkowo skutecznym wodzem (za jego panowania Rzym walczył i zwyciężał na wielu frontach, zwłaszcza brytyjskim). Jednak został zapamiętany tak naprawdę dlatego, że łączył w sobie szczególne cechy: wodza i filozofa. Dziełem jego życia były "Rozmyślania", świadectwo intensywnego życia intelektualnego, które nie jest aż tak częstym zjawiskiem na tronach świata.

"Rozmyślania" można potraktować jako rodzaj przesłania. Autor zdradza swoje przemyślenia na temat tak zwanego życia. Przyznam, że przeczytałem fragmenty "Rozmyślań" z musu - szkoła nie jest instytucją, która pozwala na dowolność ruchów. Nie mogę tak dobierać lektur, jak tylko bym tego chciał. Zdecydowana większość uczniów buntuje się przeciwko takiej polityce kanonu, z którym trzeba, koniecznie, się zapoznać, ale ja nie mam właściwe nic przeciwko temu, ponieważ w ten sposób wiem, na jakie książki warto zwrócić uwagę. Dzięki takiemu kanonowi wiem, ze trzeba zapoznać się z czymś, żeby potem móc się o tym czymś wypowiedzieć. Zdecydowanie wolę taki system, niż błądzenie w ciemnościach, a to przypomina mi szukanie lektur metodą intuicyjną. Przeczytałem więc "Rozmyślania" i po tej lekturze nasunęły mi się następujące wnioski.

Po pierwszy Marek Aureliusz twierdzi, że podstawowym zadaniem każdego człowieka jest myślenie. To ważne sformułowanie, ponieważ dla Marka Aureliusza sam proces myślenia daje już gwarancję, zmniejszymy prawdopodobieństwo potencjalnego błędu. Marek Aureliusz rozmyślał właściwe nad wszystkim, choć doceniam to, że jednocześnie zabierał się ostro do pracy, nie zajmował się wyłącznie rozmyślaniem, ale również działa - nie bez powodu jest jedynym spośród cesarzy rzymskich, którzy zasłużyli sobie na dobrą pamięć. Marek Aureliusz był stoikiem - w myśl tej doktryny filozoficznej stworzonej przez Greka, Zenona z Kition, podstawowym warunkiem, który daje nam szansę na dobre życie (które filozof rozumie jako szczęście) jest wyzbycie się emocji poprzez kontemplację. Obiektywność wydawała się stoikom szansą na uniknięcie cierpienia. Z cnota, pojęcie, które dziś straciło już swoje pierwotne znaczenie, wymagała ciągłego rozwoju duchowego. Cnotliwość według stoików oznaczała uczciwość, przestrzeganie zasad oraz - co chyba najważniejsze - chłód i wyważenie emocji.

Nie potrafię zgodzić się z tymi twierdzeniami. Nie rozumiem, co to znaczy, ze ma się wyzbyć wszelkich emocji, że mam tylko myśleć i tyle. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak miałbym zamienić się w cyborga, dla którego mózg jest wskaźnikiem dobrego czy złego działania. Nie chcę tak żyć i nie mógłbym zostać stoikiem ani na chwile. Dla mnie miarą mojego człowieczeństwa są wszystkie te emocje, których doświadczam na co dzień. Nie chcę nawet sobie siebie wyobrażać, kiedy nie umiem odpowiedzieć emocjami na emocje , kiedy najpierw musze wszystko przemyśleć, żeby zacząć działać. Myślę, że nawet cierpienie (wynikające z szeregu zawodów życiowych) jest znakiem, że wszystko z nami w porządku. Dla mnie chore i niewłaściwe jest właśnie zobojętnienie i taka nieczułość, którą tak wychwalają stoicy.

To dzielenie za pomocą rozumu wszystkiego, co się dzieje i wszystkiego, co mnie otacza na to, co dobre i na to, co złe, nie wydaje mi się dobrym pomysłem. Są takie sprawy, które przekraczają granice rozumu i nie sądzę, żeby rozumowanie coś pomogło w takich niuansach uczuciowych. Wiem, ze cesarz miał tu na myśli cnotliwość opartą na pneuma, głowie wewnętrznym, odpowiedniku dzisiejszego sumienia, ale ja myślę, że sumienia z rozumem ma niewiele wspólnego.

Niepokoi mnie takie postrzeganie ludzi, przez które dzielimy ich na mądrych i głupich a ci głupi są ludźmi złymi. Marek Aureliusz (za Sokratesem) mówi wyraźnie, ze wszelkie zło na tym świecie bierze się wyłącznie z braku rozsądku, Myślę, że i mądrzy ludzie czynią zło, a nawet więcej zła i większe zło może uczynić ktoś mądrzejszy, bo lepiej, znacznie lepiej zdaje sobie sprawę z tego, jak swój plan wprowadzić w życie.

Również to, ze Marek Aureliusz stawia dobro ogółu ponad dobro jednostki uważam za zjawisko niepokojące. Wiem, ze on był cesarzem i myślał w innych kategoriach niż ja, ale nie potrafię się zgodzić a tym, żebym własne plany i ambicje podporządkowywał tak zwanym interesom ogółu.

Z Markiem Aureliuszem mam kłopot. Bo wiem, dlaczego on wypowiedzą swoje sądy - wiem, ze był stoikiem i cesarzem, więc potrzebował takich kanałów myślowych, dzięki którym mógłby wytłumaczyć wszystko, co robił w życiu, co było mu potrzebne w działaniu. Ale ja nie umiem go poczuć, ponieważ moje życiowe drogowskazy są zupełnie inne od tych, którymi posługuje się Cesarz. Szanuję jego osiągnięcia, ale nie potrafię się z nimi utożsamić, ponieważ dla mnie to emocje są najważniejsze i nie wyrzeknę się ich za żadną cenę, za nic w świecie, za największy nawet spokój.