Powstanie Listopadowe, rozpoczęte w Królestwie Kongresowym było jedną z wielu rewolucji europejskich, które nawiedziły Europę z końcem lat dwudziestych oraz na początku trzydziestych XIX stulecia. Stanowiły one oczywiste zagrożenie dla trwającego od roku 1815 ładu ustalonego podczas obrad Kongresu Wiedeńskiego. Porządek ten został ustalony przez imperia, które w ówczesnym okresie odgrywały kluczową rolę na starym kontynencie. W swoim wypracowaniu postaram się nakreślić reakcję tych mocarstw na zajścia z lat 1830/31, które zaszły na terenie Królestwa Polskiego. Wspomnę także, o tym jak sami walczący powstańcy reagowali na deklarację owych państw oraz jakie nadzieje z nimi wiązali. Przywołując europejskie mocarstwa chodzi przede wszystkim o: Rosję, Prusy, Austrię, Anglię i Francję. Warto jeszcze zwrócić szczególną uwagę na sytuację w Belgii, której historia w owym czasie mocno sprężyły się z wydarzeniami związanymi z Powstaniem Listopadowym.

Stosunek Rosji wobec Powstania w Polsce jest oczywisty i jasny, ponieważ powstanie było zwrócone przeciwko niej. Car Mikołaj I będący jednocześnie królem Polski chciał, aby walki jak najszybciej ustały, powstanie zostało stłumione oraz żeby ukarani zostali wszyscy winni. Warto jeszcze zwrócić bliższą uwagę na reakcję rosyjskiego społeczeństwa na wydarzenia mające miejsce na terenie Królestwa Polskiego.

Wiadomość o rebelii odbiła się szerokim echem w Rosji. Pozwoliło to wystosować konkretne stanowiska wobec polskiej kwestii. Mikołaj I zdobył aprobatę i poparcie przede wszystkim kręgów urzędniczych. Ta konserwatywna część społeczności w sposób wyraźny i jawny okazywała poparcie dla zamierzeń cara prowadzących do stłumienia powstania. Jednak nie wszyscy trwali w zgodzie, co do kwestii słuszności poczynań rządu. Jak donoszą raporty tzw. Trzeciego Oddziału, w roku 1830 uformowały się już w Rosji ścisłe grupy mające niejednoznaczne poglądy na sprawę polską. Szef Oddziału Beckendorff wyróżnił trzy podstawowe grupy. Pierwszą byli patrioci, którymi określano zwolenników stłumienia powstania przy użyciu siły i zniesienia autonomii Królestwa. Druga warstwa to tzw. "bardziej Europejczycy aniżeli Rosjanie", którzy wypowiadali się za rozwiązaniem całej sytuacji w sposób bezkrwawy w wyniku rokowań z powstańczym rządem. Beckendorff najsilniej zaatakował jednak tych trzecich, czyli broniących Polaków "liberałów", którzy korzystając z zamieszania domagali się jeszcze zmian konstytucyjnych na terenie Cesarstwa Rosyjskiego.

Pomiędzy "patriotami", czyli zwolenników cara możemy znaleźć się nazwiska dwóch wielkich rosyjskich poetów Wasyla ŻukowskiegoAleksandra Puszkina. W momencie pojawienia się opcji, w świetle której państwa zachodnie mogłyby dokonać interwencji w polskiej sprawie, Puszkin stwierdził, że powstanie jest sprawą wewnętrzną, sporem między Słowianami, w który inne kraje powinny się nie mieszać. Jednak nie wszyscy myśleli podobnie, Piotr Wiaziemski osobiście przyjaciel Puszkina, a wcześniej kanclerz Nowosilcowa oznajmił, że spór polsko - rosyjski można rozwiązać wyłącznie za pomocą rozszerzenia niezależności państwowej Królestwa. Jednak najsilniej na zdarzenia w Polsce zareagowała moskiewska młodzież skupiona wokół Uniwersytetu Moskiewskiego. Studenci swój wyraźnie niechętny stosunek wobec poczynań władzy carskiej wyrażali podczas zebrań tajnych kółek. Najbardziej aktywną grupę założyli Aleksander HercenMikołaj Ogariow.

Poza Rosją również w Prusach stosunek wobec powstania był negatywny. Władza żywiła uzasadnione obawy, że kiedy Polacy odniosą sukces zaczną się upominać o tereny utracone względem swojego północnego sąsiada. Prusy były zatem żywo zainteresowane sytuacją w Królestwie dopingując oczywiście stronę rosyjską. Poza tym pruski król Fryderyk Wilhelm III był dla Mikołaja I teściem, a cały piętnastoletni period liczony od czasu Kongresu Wiedeńskiego, aż do wybuchu rebelii stał pod znakiem zacieśniającego się zbliżenia rosyjsko-pruskiego.

Wiadomość o rozpoczęciu działań powstańczych dotarła 3 grudnia roku 1830 do Berlina, a nadawcą jej był Juliusz Schmidt - pruski konsul generalny w Warszawie. Dla cesarza Fryderyka Wilhelma była to alarmująca wiadomość. Jak zapisał później w swych pamiętnikach generał Ignacy Prądzyński: "Polska niepodległa, skończywszy z Rosją nie omieszkałaby upomnieć się natychmiast o Gdańsk, Toruń i Poznań, bo to dla Polski jest kwestią życia...". Pruskie władze bardzo obawiały się, żeby powstanie przypadkiem się nie rozszerzyło na polskie ziemie wchodzące w obszar Wielkiego Księstwa Poznańskiego i Prus. W tym celu król postanowił nie czekać na rozwój wydarzeń i wysłał do poznania sześciotysięczny korpus wojska. Wzmocniono również twierdze pograniczne: Poznań, Toruń, Głogów i Kostrzyn. Obawiając się rozszerzenia powstania na Zachód, bano się także tego, że Rosja zaangażowana w sprawy Królestwa Polskiego nie będzie w stanie przyjść Prusom z pomocą w wypadku większego konfliktu. A takowa możliwość rzeczywiście istniała, ponieważ dla mającej swobodę działania Francji był to dogodny moment do uderzenia. Interesy obydwu tych krajów związane były z państwem belgijskim.

W takiej sytuacji zastanawiano się którędy podążą Prusy, czy w porozumieniu z mocarstwami zachodnimi przeciwko Rosji, aby ujarzmić jej rosnącą przewagę w regionie, czy jednak nie zrywając dotychczasowego sojuszu. Pierwsze rozwiązanie było jednak mało prawdopodobne zważywszy na konflikt pomiędzy Prusami i Francją o lewobrzeżne tereny Renu. Innym rozwiązaniem było wystąpienie zbrojne po stronie imperium carskiego, ale to z kolei zaowocowałoby wojną z Francją. Najrozsądniejszym wyjściem było zatem zachowanie neutralności i czekanie na rozwój wydarzeń.

Poruszając natomiast kwestię opinii publicznej w Prusach, to tu podobnie zresztą jak w to miało miejsce w Rosji nie była ona jednomyślna, dzieliła się na przeciwników i zwolenników powstania. Przeciwnikami byli głównie wyżsi urzędnicy oraz oficerowie wojskowi. Wraz z nimi kroczyła pruska prasa, a zwłaszcza "Breslauer Zeitung" i "Allgemaine Preussische Staats - Zeitung". Artykuły publikowane na łamach tych gazet były jednak pisane na zlecenie kliki rządowej i nie odzwierciedlały rzeczywistego stosunku pruskiego społeczeństwa do sprawy polskiej. W Prusach istniały bowiem grupy sympatyzujące z powstaniem. Identycznie jak w państwie rosyjskim były to kręgi liberalne, a także studiująca młodzież.

Prusy pomimo przyjętej postawy wyczekującej zdecydowały się na politykę "szkodzenia" powstaniu, czym oddały niemałe zasługi Rosji. Początkiem były rozporządzenia, które zakazywały wywozu na teren Królestwa, jakichkolwiek materiałów mogących okazać się przydatnymi dla powstańców. Chodziło w pierwszej kolejności o broń, konie, oraz inne materiały wojskowe. Konfiskowano wszystkie środki pieniężne wysyłane do Polski. W końcu zdecydowano się także wesprzeć armię rosyjską walczącą na obszarach Królestwa Polskiego, poprzez dostawy pożywienia. Ponadto korzystając z portu gdańskiego przekazywano Rosjanom wszelkie środki potrzebne do prowadzenia działań militarnych. Prusy ofiarowały również pomoc wszystkim oddziałom rosyjskim pokonanym przez powstańców i przyjmowały je na własne terytorium.

W czerwcu roku 1831 przybył do Berlina generał rosyjski Orłow. Podczas jego spotkania z przedstawicielami pruskiego rządu ustalono, że pruskie miasta będą zaopatrywać wojska rosyjskie. Zdecydowano, że na Wiśle zostanie wybudowany most, aby rosyjscy żołnierze mogli przedostać się na drugi brzeg. Most ów zresztą niebawem powstał nieopodal miejscowości Osiek koło Torunia. Podjęto także decyzję, że Toruń będzie miejscem gromadzenia zapasów amunicji i żywności dla armii rosyjskiej i pruskiej. Na koniec potwierdzono, że w razie porażki carskie wojska mogą znaleźć schronienie na obszarze Prus. Ta szeroko zakrojona współpraca prusko - rosyjska nie została niezauważona w zachodnich stolicach. Jednak władze w Berlinie stanowczo utrzymywały, że nigdy nie wspierały jawnie państwa rosyjskiego, a zaopatrzeniem carskiej armii zajmują się wyłącznie osoby prywatne.

W ostatniej fazie powstania w związku z narastającą przewagą nieprzyjaciela wojsko Królestwa Polskiego zostało zmuszone do złożenia broni i przekroczenia pruskiej granicy. W lipcu roku 1831 uczynił to jako pierwszy oddział generała Antoniego Giełguda. Po unieruchomieniu oddziały polskie zostały rozlokowane na terenie dwóch obozów, w Packmolinen i Schernen. Wkrótce w obozach znalazły się też oddziały Szymanowskiego i Rolanda. Dla pruskich władz była to wyjątkowo niesprzyjająca sytuacja. W dodatku po klęsce Warszawy (8.IX) główna polska armia pod komendą generała Macieja Rybińskiego licząca około 20 tys. ludzi również zdecydowała się na przekroczenie granicy pruskiej pod Brodnicą. Pierwszego dnia listopada roku 1831 Mikołaj I ogłosił amnestię dla szeregowców i podoficerów. A już 6 listopada pruski król wydał zarządzenie powrotu żołnierzy polskich do ojczyzny.

Zupełnie inną kwestią jest sprawa udziału w walkach powstańczych Wielkopolski, która jako część pruskiego państwa była nazywana Wielkim Księstwem Poznańskim. W momencie wybuchu powstania narosły obawy, że może ono ogarnąć także księstwo, dodatkowo potęgował je fakt, że składającą się z 30 tysięcy osób krajową obronę księstwa stanowili w większości Polacy. Liczba pruskich żołnierzy w Wielkopolsce była dwukrotnie mniejsza. Pomimo tego, księstwo nie potrafiło ani pod względem organizacyjnym ani militarnym, przygotować się do powstania. Władze księstwa w celu uspokojenia Berlina wydały w grudniu roku 1830 dekret, mocą którego wszyscy wyjeżdżający do Królestwa Kongresowego i biorący aktywny udział w walkach zostaną objęci karą konfiskaty swojego majątku. Groźby nie odniosły zamierzonego skutku, udział w walkach wzięło przeszło 2 tysiące mieszkańców Wielkopolski.

Kolejnym krajem, które odegrało pewną rolę w kwestii powstania była Francja. To właśnie z nią walczący Polacy wiązali olbrzymie nadzieje licząc na pomoc zarówno materialną jak i militarną. Pierwsze rozmowy pomiędzy francuskim ministrem spraw zagranicznych Sebastianim, a Leonem Sapiehą odbyły się już w grudniu. Sebastiani zapewniał Sapiehę o gorącym entuzjazmie dla powstania we Francji, jednak ten ostatni doskonale zdawał sobie sprawę, iż poważniejszej pomocy nie można się spodziewać. Minister francuski oznajmił także, że w takiej sprawie potrzebna jest jeszcze współpraca z monarchią brytyjską. Głównym założeniem francuskiej polityki było nie narażanie się na możliwość pogorszenia stosunków z Petersburgiem. Całą sytuację najlepiej obrazują cytaty przewodniczącego francuskiej Izby Deputowanych, który stwierdził, iż "Francja nie będzie Don Kichotem sprawy polskiej", a "krew francuska należy do Francji". Pomimo takich deklaracji Polska mogła liczyć na niemałe poparcie pośród oficerów i podoficerów gwardii narodowej oraz wszystkich warstw społecznych.

Wieści o wydarzeniach w Królestwie docierały do państwa Bourbonów głownie poprzez Berlin. Nie może więc dziwić, że zwykle były one bardzo przeinaczone. Podano miedzy innymi informację, że potyczka grochowska była zupełną klęską Polaków, dzięki czemu Rosjanie weszli do Warszawy. Polskim delegatom mimo starań nie powiodło się włączenie kwestii Królestwa do tematyki obrad pięciu państw w Londynie, gdzie przedyskutowywano sprawy Belgii. Potrzebna do tego była ścisła współpraca Wielkiej Brytanii i Francji, a to w związku z kwestią belgijską było znacznie utrudnione. Tak więc nadzieje powstańców związane z pomocą Francji okazały się płonne. Francja wymawiała się zasadą braku interwencji, dodając, iż pomoc dla Królestwa spowoduje wojnę z Rosją i Prusami, której nikt sobie we państwie francuskim nie życzy.

Kolejnym mocarstwem w mniejszym lub większym stopniu zaangażowanym w polsko - rosyjski konflikt było imperium brytyjskie. Tutaj analogicznie jak we Francji królewiacy mogli liczyć na spore poparcie pośród niższych grup społecznych oraz w prasie. Pierwszy dialog z polskiej strony podjął, podobnie jak to było w przypadku Francji, Leon Sapieha. W grudniu Sapieha spotkał się z szefem rządu lordem Greyem. Jednak i te rozmowy nie zakończyły się powodzeniem. Potem, w tym celu do Londynu przyjechał jeszcze młody arystokrata Aleksander Wielopolski, który słusznie podkreślał, że to kwestia Belgii jest główną przeszkodą w angielsko - francuskim porozumieniu na rzecz sprawy polskiej. Wielopolski nie wymagał od Anglii żadnej pomocy zbrojnej, chciał jedynie wsparcia dyplomatycznego i udostępnienia broni. Anglia jednak, ku zadowoleniu Petersburga nie odważyła się podjąć wraz z Francją żadnej akcji dyplomatycznej.

Pierwszy wniosek w polskiej sprawie do izby gmin został zgłoszony dopiero w sierpniu roku 1831. Uznano w niej, że skoro Belgia otrzymała pomoc, to również Polska na nią zasługuje. Jednak z drugiej strony minister Palmerston nie znalazł prawnych podstaw do wytłumaczenia interwencji. W następnych petycjach deputowani domagali się wszczęcia negocjacji, a nawet wysłania angielskiej floty na Bałtyk. Jednak w momencie kapitulacji Warszawy ostatnie nadzieje polskiej dyplomacji na pomoc zostały rozwiane. Nowy wysłannik polskiego rządu w Londynie Julian Ursyn Niemcewicz przyznał, że pośród angielskich ministrów spotyka się jedynie z grzeczną życzliwością.

Ostatnim spośród pięciu europejskich mocarstw tego czasu była Austria, która podobnie jak państwo pruskie zajęła względem powstania postawę niezdecydowaną i neutralną. W rzeczywistości Austriacy byli bardziej zajęci rozwojem wydarzeń we Włoszech, w których doszło do wybuchu walk wewnątrz państwa kościelnego. Kanclerz Metternich stanowisko władz austriackich tłumaczył koniecznością interwencji na korzyść władzy papieskiej, a z drugiej strony cieszyły go problemy Rosji w Kongresówce. W tenże sposób Austria zamanifestowała swoją dezaprobatę wobec rosyjskich poczynań na półwyspie bałkańskim. Jak przytacza Henryk Schmitt nastawienie Austrii do powstania było pozytywne, ponieważ nie na rękę jej była rosnąca potęga caratu. Co prawda kanclerz Metternich sprzyjał carowi Mikołajowi, ale nie przeszkadzał wewnętrznej opozycji, która udzielała pomocy polskim agentom przybywającym do Wiednia. W Królestwie zaczęto po cichu liczyć, że Austria być może wpłynie na Petersburg w kwestii Polski.

Stanowisko Belgii wobec Powstania Listopadowego było klarowne. W żadnym innym kraju nie okazywano takiej satysfakcji z polskich sukcesów, jak właśnie w Belgii. Pomimo olbrzymiego poparcia dla idei powstania rząd belgijski nie chciał przyjmować oficjalnego stanowiska, ponieważ los jego samego nie został jak dotąd zagwarantowany, a europejskie mocarstwa ciągle się wahały. Prasa belgijska, o Polsce wypowiadała się w samych superlatywach, natomiast Anglię i Francję oskarżała o obojętność i egoizm. Informacje o sytuacji w Królestwie napływały do Belgii najczęściej z Prus i dlatego bitwa grochowska została przedstawiona podobnie jak we Francji, czyli jako druzgocąca porażka powstańców. Obraz ten zmieniał się z czasem, wraz z napływem przedruków z prasy polskiej.

Pierwszym oficjalnym przedstawicielem dyplomatycznym Polaków w Brukseli został Roman Załuski. Celem jego poczynań było skłonienie szefa belgijskiej dyplomacji do podjęcia wspólnego działania na arenie międzypaństwowej. Pozycja królestwa belgijskiego była jednak niewystarczająco silna, gdyż o jego niepodległości, dopiero co decydowali deputowani pięciu mocarstw na zjeździe w Londynie. Mimo szczerych chęci, Belgia nie mogła wspierać w sposób oficjalny dążeń Polaków, walczących o odzyskanie niepodległości.

Przywódcy Powstania Listopadowego wiązali duże nadzieje z rządami państw Europy zachodniej, które niestety okazały się złudzeniami. Prusy od samego początku były nastawione wrogo, Anglia i Francja wyczekująco, Austria była niezdecydowana, natomiast Belgia za słaba. Dzięki temu car nie musiał liczyć się ze zdaniem mocarstw i mógł całą swoją uwagę skoncentrować na likwidowaniu buntu. Pomimo, że ów bunt zdobył wielkie poparcie wśród Europejczyków, ale niestety nie wśród rządów poszczególnych krajów. Taka postawa mocarstw była zatem wbiciem przysłowiowego gwoździa do trumny wobec walczącej Polski. Powstańcy w swojej walce mogli liczyć tylko na siebie.