Historia, którą opowiem, działa się w starożytnym Rzymie, w dobie istnienia Cesarstwa Zachodniego. W roku 43 p.n.e. Oktawian August, Marek Antoniusz oraz Marek Lepidus, zawarli porozumienie zwane II triumwiratem. W przeciwieństwie do I triumwiratu (z roku 60 p.n.e.), wspomniane porozumienie miało charakter oficjalny. Oktawian, Marek Antoniusz i Marek Lepidus, chcieli nie tylko uporządkować sytuację w Rzymie, zaistniałą po zamordowaniu Juliusza Cezara w Idy Marcowe (44 rok p.n.e.), ale pragnęli także pomszczenia jego śmierci i ukarania zabójców. Triumwirowie zrealizowali swój cel już w roku 42 p.n.e., gromiąc pod Filippi wojska zwolenników senatu oraz zabójców Cezara (Brutus i Kasjusz popełnili pod Fillipi samobójstwo). Konsekwencją wygranej, był podział ziem Imperium Rzymskiego pomiędzy zwycięzców. I choć podział ten ulegał kilkakrotnym zmianom, to ostatecznie ukształtował się w następujący sposób. W posiadaniu Marka Antoniusza znalazł się Wschód, Zachód przejął Oktawian August, zaś prawa do posiadłości w Afryce powierzono Markowi Lepidusowi. Italia miała być prowincją wspólną triumwirów. Porozumienie trzech rozpadło się po usunięciu z niego, w roku 36 p.n.e., Marka Lepidusa. Cztery lata później, w roku 32 p.n.e., rozpętała się wojna pomiędzy Markiem Antoniuszem a Oktawianem Augustem. Tak bowiem oto, Marek Antoniusz poślubił władczynię Egiptu - Kleopatrę. Jest rzeczą wielce prawdopodobną, że oboje marzyli o stworzeniu wielkiego, hellenistycznego i zupełnie od Rzymu niezależnego mocarstwa. Wizja niezależności, mocarstwowości i sprawowania imperialnej władzy doprowadziła Kleopatrę i Antoniusza do wspomnianej wyżej wojny z Oktawian Augustem, a w konsekwencji do bitwy pod Akcjum, zakończonej ogromną porażką oraz śmiercią obojga wielkich postaci starożytnego świata. Był rok 30 p.n.e. W tych okolicznościach, Oktawian August został jedynowładcą i pierwszym rzymskim cesarzem.
W czasach kiedy rozgrywały się opisane wydarzenia, żył Antoniusz - bohater naszej opowieści. Pochodził on z niezwykle bogatego rodu patrycjuszowskiego i wyróżniał się nadzwyczajną urodą ciała. Jak można się domyślić, wiele rzymskich kobiet zabiegało o to, by ten bogaty i przystojny młodzieniec, zwrócił na nie swoją uwagę. Antoniusz jednak konsekwentnie odrzucał zaloty zainteresowanych nim Rzymianek, nie dostrzegając zupełnie przymiotów ich urody fizycznej. Zwykł bowiem mawiać: Nie pragnę kobiety, która marzy o mym bogactwie i która czyni ze mnie jedynie obiekt swych westchnień. Chcę kobiety, która dostrzeż we mnie mężczyznę, a być może także przyszłego męża i ojca swych dzieci.
I choć Antoniusz wiódł szczęśliwe życie, angażował się w rzymską politykę, w sprawy miasta, czy pomnażanie majątku, to jednak coraz częściej i coraz dotkliwiej odczuwał, że brakuje w nim (życiu), czegoś istotnego, czegoś ważnego. Myli się jednak ten, kto uważa że Antoniusz cierpiał z powodu braku kobiety i rodziny. Nie, brakowało mu przygody. Czuł się skrępowany stałym przebywaniem w Rzymie. Pragnął opuścić miasto i wędrować po ścieżkach Imperium w poszukiwaniu upragnionych przygód.
Początkowo, Antoniusz usiłował realizować swoje marzenia o nieprawdopodobnych przygodach w szkole dla gladiatorów, w Avaricum. Niezwykle pociągającą była dla niego możliwość kontynuowania oraz kultywowania tradycji idących na śmierć, zapoczątkowanej przez dzielnego Spartakusa. Uczęszczanie do szkoły, zaowocowało także nawiązaniem przez Antoniusza szczerej przyjaźni z niejakim Adamusem. W gladiatorskich inscenizacjach, Antoniusz przybierał postać ciężkozbrojnego Samnity, Adamus zaś, zaopatrzony w zakrzywiony miecz oraz okrągłą tarczę, wcielał się w postać Traka. Przyjaciel, namiastka przygody, pasja, ekscytacja - oto elementy gladiatorskiej szkoły, które do głębi poruszały Antoniusza, i czyniły z niej niczym drugi dom naszego bohatera.
Antoniusz uchodził nie tylko za entuzjastę ciekawych zdarzeń oraz wyzwań, ale także za mężczyznę niezwykle inteligentnego i zdolnego. Z powodzeniem pisywał miłosne poematy. Ich bohaterką była wyimaginowana kobieta. Tak bowiem oto, pomimo rozrywek i pasji, w życiu Antoniusza wciąż brakowało ukochanej kobiety. Marzył o żonie i rodzinie, niemniej jednak, rzadko dzielił się z innymi swoimi ukrytymi pragnieniami.
O tęsknocie Antoniusza za kobietą i rodziną, wiedział jednak Adamus. Jemu bowiem Antoniusz miał odwagę powierzyć swoje marzenia, nie obawiając się kpin czy zdrady.
Adamus nie był człowiekiem równie majętnym co Antoniusz, niemniej jednak wiódł szczęśliwe i ustabilizowane życie. W Luce, w której mieszkał, utrzymywał się z posiadanej przez siebie plantacji, dwóch tartaków oraz z hodowli. Mieszkał w uroczej willi, zbudowanej na wzgórzu nieopodal miasta.
Któregoś dnia, kiedy przyjaciele wracali ze szkoły gladiatorskiej, Adamus zaproponował Antoniuszowi, by ten odwiedził go w jego domostwie. Antoniusz wahał się przez krótką chwilę. Zachęcany usilnymi prośbami Adamusa, zdecydował się jednak przyjąć zaproszenie swego przyjaciela.
Kiedy dotarli na miejsce, urok willi oraz otaczającego ją krajobrazu, urzekł Antoniusza. Z zachwytu zdołał jedynie powiedzieć Jak tu pięknie. Zachęcony przez przyjaciela wszedł do środka. W równie pięknym jak pozostała część domu atrium, słudzy umyli jego stopy, a następnie pomogli się przebrać.
Adamus widząc zachwyt Antoniusza, postanowił oprowadzić przyjaciela po całym domu. Wystrój i wnętrza willi łączyły w sobie monumentalność greckiej architektury z wyczuciem, skromnością i wyważeniem poszczególnych elementów. Każdy z sufitów domu zdobiły kolorowe aplikacje, na kolumnach poustawiano rzeźby, a drzwi wykończono marmurowymi detalami.
Przechodząc obok jednego z pokoi, Antoniusz dostrzegł kobietę. Była to żona Adamusa. Niewolnice przygotowywały ją do zejścia na dół. Jedna ze służących pieczołowicie układała część fryzury swojej pani. Druga podawała pierwszej rozgrzane w piecu kleszcze, za pomocą których włosy pani miały być misternie zakręcone. Trzecia z niewolnic rozczesywała grzebieniem zebrane w koński ogon włosy.
Minąwszy wspomniane pomieszczenie, przyjaciele dotarli do sali ozdobionej kwiatami, ze ścianami przyozdobionymi pięknymi freskami oraz podłogami wyłożonymi barwnymi mozaikami. Wówczas to Adamus zaproponował Antoniuszowi kąpiel. Ten pospiesznie odmówił. Adamus nie rozumiał powodów odmowy przyjaciela. Złożył więc Antoniuszowi kolejną propozycję. Poprosił Antoniusza aby zechciał wraz z nim spożyć wspólny posiłek. Antoniuszowi nie wypadało odmówić. Zgodził się więc. Z wielką radością Adamus poprowadził swego gościa do tablium, gdzie zamierzano ucztować.
Tablinum tętniło pięknymi kolorami, suto zastawionymi stołami, wesołą muzyką. Pomieszczenia wypełniła radość a także szczera przyjaźń dwojga Rzymian. W pewnej chwili, w tablinum rozległ się dźwięk symbolizujący zejście pani domu. Adamus wstając, przedstawił Antoniuszowi swą małżonkę. Liwia, bo tak miała na imię, była piękną, wręcz zachwycającą kobietą. Antoniusz zwrócił uwagę na misterną fryzurę, nad którą kilkanaście minut wcześniej pracowały trzy służące. Przypominała ona najdoskonalszą z rzeźb. Kobieta zachwycała także makijażem twarzy. Antoniusz spostrzegł, że jej usta są pomalowane na kolor, którego nigdy wcześniej nie widział. Podobnie oczy. Podkreślone kolorem w odcieniu smoły, nadawały twarzy Liwi, niespotykanego charakteru. Oszołomiony urodą żony swego przyjaciela, Antoniusz postanowił się przywitać, mówiąc: Nie wiedząc, że jesteś Pani, żoną mego Drogiego Przyjaciela, rzekłbym, że widzę Afrodytę. Niezwykła jest bowiem twa uroda. Witam Cię więc serdecznie. Nazywam się Antoniusz. Liwia dziękując za komplementy, którymi obdarzył ją gość, wyraziła radość, iż może poznać najbliższego kompana swego męża. Zabawa trwała dalej, niemniej jednak przez cały czas Antoniusz pozostawał pod urokiem Liwi. Był nią oczarowany.
Bawiąc się, Antoniusz rozprawiał ze swym przyjacielem o rzymskiej polityce, położeniu poszczególnym miast Imperium. Wiele miejsca podczas rozmowy poświęcili także romansowi Kleopatry i Marka Antoniusza, oraz możliwości wywołania wojny pomiędzy Wschodem Imperium a jego Zachodem. Dialog tak bardzo pochłonął przyjaciół, iż nie zorientowali się oni, że nastał wieczór, i że się ściemniło. Adamus zaproponował raz jeszcze, aby jego gość zechciał przenocować w jego willi, a w drogę wyruszy o poranku dnia następnego. Antoniusz definitywnie odmówił. Wówczas to Adamus zaoferował przyjacielowi, że wyprawi z nim 20 swoich najlepszych wojowników, aby eskortowali go dla bezpieczeństwa do samego Rzymu. Na tę propozycję Antoniusz przystał z radością. Adamus wydał więc swemu służącemu Andromachowi, stosowne polecenie. Chwilę później, przed Adamusem stanęło 20 wojowników. Byli oni uzbrojeni w długie i krótkie miecze oraz tarcze w kształcie okręgu. Ich ciała zdobił zbroje, hełmy oraz zabezpieczające nagolenniki i naramienniki. Prezentowali się wspaniale, nic więc dziwnego, że byli dumą swego pana. Ten rzekł do nich: Ponieważ jesteście moim najlepszymi i najbardziej zaufanymi wojami, waszej opiece powierzam mego serdecznego przyjaciela Antoniusza. Pamiętajcie, że kiedy wyruszycie w drogę to on będzie głównodowodzącym. W jego domu będziecie przebywać przez jeden dzień, po czym powrócicie na moją służbę.
To powiedziawszy, Adamus pożegnał przyjaciela. Ten z kolei, podziękował za gościnę żegnając Liwię oraz jej małżonka.
Strudzony dniem, Antoniusz niemal natychmiast zasnął w lektyce. Zbudził się po kilku godzinach. Za przesłoną lektyki ujrzał walczących żołnierzy Adamusa. Przerażony wybiegł na zewnątrz, zbliżywszy się zaś do przypadkowego wojownika, zapytał: Co się dzieje? Żołnierz wyjaśnił, że na lektykę napadli złodzieje, i że jest ich o wiele więcej, niż wojów Adamusa. Nie dokończył wypowiadanego zdania, kiedy włócznia śmiertelnie zraniła go w bok. Antoniusz niewiele się zastanawiając, chwycił miecz żołnierza, ruszając do walki i mobilizując do odważnego starcia z wrogiem pozostałych wojowników Adamusa.
Wkrótce na polu bitwy ostał się jedynie Antoniusz wraz z trzema żołnierzami. I choć byli oni lepiej uzbrojeni, i doskonale władali bronią, to przeciwnik przewyższał ich liczebnie. Atakował ich z wielką zaciętością, mściwością i dzikością.
W kanionie, okalanym z obu stron przez zalesione wzgórza, walka dobiegała końca. Antoniusz nie miał złudzeń, że on i jego kompani przegrają. Wtem, jeden z ciężko ranionych żołnierzy Adamusa podniósł się i resztkami sił ruszył szalonym biegiem, w kierunku wroga. Po chwili odcięta głowa jednego z rabusi runęła na ziemię, a jego hełm poturlał się aż do stóp dzielnego Antoniusza.
Zdziwienie i podziw dla heroizmu i woli walki z wrogiem, okazane przez wojownika Adamusa, była tak wielka, że Antoniusz nie spostrzegł kiedy w oddali zamigotały światełka i kiedy rozległy się legionowe okrzyki. Nie minęła dłuższa chwila, gdy w kanionie zjawili się rzymscy legioniści na koniach. Najpierw, rozgromili oni łuczników ostrzeliwujących żołnierzy Antoniusza ze wzgórz, a następnie złodziei walczących w samym kanionie. Walka dobiegła końca. Antoniusz zaś zwrócił się z podziękowaniami do przywódcy legionistów. Okazało się, że jest on rzymskim senatorem, nazywa się Urneasz, i że udaje się do Alezji. Poinformowany przez swe wojska o bitwie toczącej się w pobliżu drogi, postanowił interweniować. Antoniusz podziękował Urneaszowi raz jeszcze, i zaprosił go do swego domu kiedy tylko senator będzie w Rzymie. Wzruszony wdzięcznością Antoniusza Urneasz odrzekł, że nie wykluczone, że obaj Rzymianie jeszcze się spotkają. Wypowiedziawszy te słowa pożegnał się i oddalił z pola boju.
Po powrocie do Rzymu, dnia następnego po opisanych wyżej wydarzenia, Antoniusz udał się do Akademii, po nauki Wenaniusza z Delf. Tego dnia, nie mógł się jednak skupić na wykładzie nauczyciela, gdyż jego myśli zaprzątały wspomnienia walki jaką stoczył z rabusiami poprzedniej nocy. Udział w potyczce sprawił Antoniuszowi nie tylko wielką frajdę, ale i ogromną satysfakcję. Uświadomił też sobie, że bitwa niezwykle go pociąga i jest rodzajem przygody, której pragnął od tak dawna. Od tego dnia, a właściwie od nocy stoczonego pojedynku, Antoniusz ćwiczył sztukę walki do upadłego. Wyczerpany wielogodzinnymi ćwiczeniami, nie odstępował od postanowienia nawet na dzień, nawet na chwilę.... Do czasu kolejnej podróży do szkoły gladiatorów.
Tym jednak razem, przezorny Antoniusz wybrał się z wizytą do Avaricum, wspierany i eskortowany przez 40 rzymskich żołnierzy. Droga upłynęła w spokoju, niemniej jednak, niepokój ogarniał duszę i ciało Antoniusza. Nim Antoniusz dotarł do szkoły w Avaricum, postanowił odwiedzić dom swego przyjaciela Adamusa w Luce.
Adamus spodziewając się odwiedzin Antoniusza, oczekiwał go u progu swego domostwa. Kiedy gość dotarł wreszcie, Adamus pozdrowił go serdecznie i począł wyrażać swoje zadowolenie oraz swoją radość z powodu odwiedzin przyjaciela. Wspomniał także o historii, która niegdyś przydarzyła się Rzymianinowi. Antoniusz wyraził wdzięczność Adamusowi, za eskortę, którą przyjaciel wysłał wówczas razem z nim. Niedługo później obaj wyruszyli w dalszą drogę do szkoły gladiatorów.
Droga do Avaricum była niezwykle trudna i męcząca. A to przede wszystkim poprzez ogromny upał, i spiekotę dnia. Kiedy przyjaciele dotarli do szkoły, powitali mistrza, a następnie udali się przebrać. Niedługo później, spożyli przygotowany dla nich posiłek, po czym udali się na odpoczynek. Idąc do pokoi, Antoniusz dojrzał na placu głównym szkoły zjawę. Przypominała ona kobietę o urodzie tak pięknej i oszałamiającej, że porównywalnej jedynie z urodą rzymskich bogiń. Zwabiony jej czarem Antoniusz, pragnął pobiec za zjawą. Z letargu wyrwał go Adamus. Kiedy Antoniusz kolejny raz spojrzał w kierunku dziedzińca, kobiecej zjawy już nie było. Poszedł więc za przyjacielem do pokoju. Adamus spostrzegł, dekoncentrację Antoniusza. Zapytał więc: Co się stało? Po chwili dodał od niechcenia: Czyż byś zobaczył Afrodytę? Tej nocy Antoniusz nie mógł spać. W myślach powracała do niego niewyobrażalnie piękna zjawa z dziedzińca szkoły. O poranku zaś, Antoniusz odczuwał ogromne zmęczenie spowodowane brakiem snu.
Podczas śniadania Antoniusz czuł się inaczej niż dotychczas. Potrawy w postaci gotowanego bobu, placków z mąki, cebuli, czosnku czy wina zmieszanego z wodą, smakowały w wyjątkowy sposób, były lepsze, smaczniejsze, bardziej wyborne. Wyobrażenie kobiety z placu głównego oraz podniecenie, spowodowane mającymi wkrótce nastąpić ćwiczeniami, spowodowały tę niecodzienną zmianę.
Nastał upragniony czas ćwiczeń. Rozpoczęto od rozciągnięcia ciała, po którym przeprowadzono trening siłowy. Nim spożyto drugi posiłek, gladiatorzy zażyli kąpieli i przebrali się w nowe szaty. Po wspomnianym posiłku, nastał czas krótkiego odpoczynku, a następnie kolejna tura ćwiczeń siłowych. Tym jednak razem, gladiatorzy podzieleni zostali na grupy, z których każda ćwiczyła w innych koszarach, określanych mianem ludi. Antoniusz wraz ze swymi kompanami, doskonalił gladiatorską sztukę posługiwania się drewnianym mieczem. Po zakończonych ćwiczeniach, wszyscy gladiatorzy udali się na wspólny posiłek.
Wracając do swego lokum, Antoniusz ponownie zobaczył zjawę kobiety, zjawę którą dostrzegł poprzedniego wieczora na dziedzińcu. Niemniej jednak, wiedział już, że nie jest to duch kobiety, a kobieta z krwi i kości. Kuszony jej wdziękiem, podbiegł, pytając kim jest. Ona zaś przedstawiła się jako Kilo, córka senatora Urneasza i uciekła. Na nic zdały się prośby i wołania Antoniusza by się zatrzymała i zaczekała.
Wspomnienie kobiety zaprzątało myśli Antoniusza przez kolejny wieczór. Nie mógł bowiem zrozumieć co tak piękna kobieta robi w miejscu takim jak to. Zmęczony fizycznymi ćwiczeniami, oszołomiony widokiem pięknej Kilo, Antoniusz, tej nocy zasnął niemal natychmiast. Tej też nocy, przyśnił mu się nader rzeczywisty sen. Walczył na morzu, z liczącą sobie setki żołnierzy armią wroga.
Kolejnego dnia, plan zajęć w szkole dla gladiatorów przedstawiał się w sposób analogiczny do poprzedniego. Ale kiedy gladiatorzy ćwiczyli w ludi, stało się coś niespodziewanego. Zostali bowiem wezwani, wraz ze swymi nauczycielami, na główny dziedziniec szkoły. Utworzywszy zwarty szyk, spostrzegli, że na plac wkracza mistrz wraz z czterema rzymskimi legionistami. Chwilę później przełożony odczytał list Oktawiana Augusta, informujący o tym, że każda z rzymskich gladiatorskich szkół, ma obowiązek utworzenia i wystawienia jednej familii gladiatoria. W skład każdej z jednostek, miała wejść minimum połowa uczniów kształcących się w placówce. Wspomniane familia gladiatoria, miały zasilić wojska cesarza Oktawiana, udającego się na wojnę z dawnym przyjacielem, choć dzisiaj wrogiem - Markiem Antoniuszem. Oddelegowani do cesarskiej armii gladiatorzy, zgodnie z brzmieniem listu, mieli się stawić w okolicy rzymskich koszar, gdzie mieli zostać uzbrojeni, a następnie skierowani do konkretnego oddziału. Każda familia miała stanowić element spójny, i nie mogła zostać rozdzielona. Nie zastosowanie się do wspomnianego rozkazu, było zagrożone stosowną karą.
Wysłuchawszy cesarskiego list, do gladiatorów przemówił mistrz szkoły. Poinformował zebranych, że udział w familii gladiatoria, to jednocześnie wielki zaszczyt, jak i ogromne niebezpieczeństwo walki w otwartym polu z realnym przeciwnikiem. W przekonaniu mistrza, jego wychowankowie winni wyruszyć do Rzymu, a następnie z godnością i męstwem wziąć udział w wojnie u boku Oktawiana Augusta. Nie po to bowiem, byli kształceni na gladiatorów, by unikali potyczek, a po to, by z dumą i odwagą brali w nich aktywny udział. Gdy swoją przemowę zakończył mistrz, głos zabrał jeden ze szkolnych nauczycieli. Zwrócił się on do zgromadzonych z pytaniem: Kto chciałby wyruszyć na wojnę? Nie zgłosił się nikt. Tym samym nauczyciel zmuszony został do dokonania odgórnego wyboru gladiatorów do familia gladiatoria.
W czasie odczytywania listu oraz podczas mów wygłaszanych przez mistrza oraz nauczyciela, tysiące myśli oraz tysiące emocji, targały Antoniuszem. Z jednej strony, udział w wojnie mógł się dla niego stać szansą na zaznanie upragnionej, a wręcz wyśnionej przygody. Z drugiej zaś strony, Antoniusz zwyczajnie się bał. Lękał się, że nie sprosta wymogom wojny. Rozdarty i nie pewny swej decyzji, postanowił zawierzyć swój los przypadkowi. Jeśli zostanie wybrany, wyruszy na wojnę z Oktawianem, jeśli nie, zostanie w Italii.
Podczas gdy kolejni gladiatorzy byli wcielani do familia, nazwiska Antoniusza nikt nie wyczytywał. Po chwili okazało się, że wszyscy członkowie familia są niewolnikami, i że w grupie tej nie ma ani jednego gladiatora, który wstąpiłby do szkoły na własne życzenie. Zaniepokojony takim obrotem wypadów, Antoniusz zwrócił się do nauczyciela tymi słowami: Dlaczego skazujesz na udział w wojnie, a nie wykluczone, że i na śmierć, jedynie tych, których czynisz gorszymi od siebie? Czyż nie obowiązuje w szkole zasada, iż każdy gladiator jest sobie równy? Czyż udział w chwale należy się jedynie tym, których naznaczasz piętnem niewolnictwa, czy też jak powiedział mistrz, każdemu z nas? Rozwścieczony słowami Antoniusza nauczyciel, kazał mu milczeć. Zamierzał także wymierzyć mu policzek, nie zdążył jednak tego uczynić, gdyż powstrzymały go słowa mistrza, przysłuchującego się rozmowie z pobliskiego balkonu. Chwilę później mistrz zjawił się na dziedzińcu i przepędził nauczyciela. Do Antoniusza zwrócił się zaś tymi słowy: Dobrze prawisz młodzieńcze, czy zatem także pragniesz udać się na pole walki? Antoniusz odpowiedział twierdząco. Po chwili dołączył do wybranej wcześniej przez nauczyciela, familii gladiatoria. Jakież było zdziwienie Antoniusza, gdy w ślad za nim poszli i inni gladiatorzy z wyboru. Do szeregu przystąpił także Adamus. Przyjaciel usiłował przekonać go, że nie powinien udawać się na wojnę u boku cesarza, gdyż w domu w Luce, czeka na niego żona, gospodarstwo i obowiązki. Adamus wzruszony troską Antoniusza, nie dał się jednak odwieść od raz podjętej decyzji. Tak więc na wojnę z Kleopatrą i Markiem Antoniuszem, "u boku" Oktawiana Augusta wyruszyli i Anoniusz, i Adamus.
Po dotarciu do Rzymu, familia gladiatoria z Avaricum udała się we wskazane w cesarskim liście miejsce, aby odebrać broń, oraz zostać przydzieloną do stosownego rzymskiego oddziału. Na miejscu okazało się, że familia z Avaricum jest nie tylko jedną z liczniejszych, ale że osobą wydającą broń gladiatorom, jest dawny znajomy Antoniusza. Zaskoczony jego widokiem, podejrzewał, że Antoniusz znalazł się w grupie jedynie przez przypadek lub ze zwykłej ludzkiej ciekawości. Kiedy zaś Antoniusz opowiedział mu, że otaczający go gladiatorzy to część familii do której i on przynależy, wydający broń patrząc na Antoniusza z pogardą, a być może i z politowaniem, pozwolił sobie na niezwykle szyderczą i uszczypliwą uwagę. Brzmiała ona w następujący sposób: Przyjacielu czy nie lepiej byłoby brać udział w wojnie jako obywatel Imperium, zamiast w charakterze gladiatora-niewolnika? Antoniusz uciszył swego rozmówcę i odszedł.
Gladiatorzy zostali uzbrojeni. Wyposażono ich bądź w długie, dwumetrowe oszczepy, bądź w miecze chowane w drewniane pochwy, bądź w sztylety. Niemal każdy uczestnik kampanii, otrzymał tarczę w kształcie prostokąta. Była ona wysoka na 6 piędzi, szeroka zaś na 4. Tarczę konstruowano z drewnianych listewek, nadając jej wypukłą postać. Drewniany stelaż pokrywano skórą, zaś na środku tarczy umieszczano umbo, za pomocą którego odbijano pociski wroga. Hełm rzymskich legionistów, posiadał osłony tak na uszy, jak i na szyję. Zabezpieczał on więc szyję, a także barki walczącego. W pancerz byli wyposażani głównie ciężkozbrojni principes.
Przyjaciele, Antoniusz i Adamus, zostali przydzieleni do rzymskiej jednostki Welitów. Była to formacja lekkozbrojnej piechoty, wyposażonej w miecze, tarcze oraz w dwa oszczepy. Rzym opuścili już następnego dnia po przybyciu z Avaricum.
Podróż nie należała do najprzyjemniejszych. Po trwającym dwa dni rejsie, legioniści przybili do portu. Był tłoczny i gwarny. Rybacy wyładowywali w nim swoje połowy. Kupcy dokonywali przeładunku zboża, fig, daktyli oraz oliwek. Legioniści maszerowali przez port, kierując się w jedno, tożsame dla wszystkich załóg, miejsce.
Antoniusz z zaciekawieniem i zainteresowaniem przyglądał się napotkanym legionistom. Było to możliwe, gdyż z portu wojska skierowały się do miasta, a następnie poza jego "mury". Żołnierze maszerowali kamienistymi ścieżkami, podążając się ku polanie, na której znajdowało się ufortyfikowane obozowisko. Po przydzieleniu poszczególnym familiom i jednostkom ich namiotów, oraz po trwającym około 1 godzinę odpoczynku, legioniści przystąpili do prac budowlanych na terenie obozowiska.
Antoniusz i Adamus wraz z ośmioma towarzyszami, udali się do lasu po gałęzie drzew, które następnie ostrzyli, przerzucali do obozu, łączyli w większych rozmiarów segmenty, by ostatecznie wbić je do ziemi.
Następnego dnia, tuż po śniadaniu jednostki podzielono na mniejsze kohorty. Wyodrębnione kohorty skierowano w różne miejsca, w których to poddawano je wysiłkowi fizycznemu i ostremu treningowi. Podczas ćwiczeń, wielu legionistów nie radziło sobie z krótkim mieczem rzymskim, zwanym gladiusem. Podczas treningu wypróbowywano także rzut oszczepem. Rzut nie należał do najprostszych, gdyż wykorzystywano do niego specjalne amentum, czyli pas. W godzinach popołudniowych, tuż po posiłku, kohorty ponownie przystąpiły do ćwiczeń. Centurionowie wybrali dziesiętników. Dzięki posiadanej sprawności fizycznej oraz umiejętnościom, Adamus został wybrany dziesiętnikiem. Antoniusz nie.
Obóz Antoniusza i Adamusa, niewiele różnił się od innych, rzymskich obozów. Jego integralnymi elementami były preatorium, forum i quaestorium. Wzdłuż głównych obozowych dróg ciągnęły się namioty: Rzymian (w środku) oraz sprzymierzeńców (po obu bokach). Obóz zabezpieczono obronnym wałem, zwanym agger, natomiast nie zastosowano umocnień w postaci fos. W wale znajdowały się specjalne przejścia oraz bramy wjazdowe. Fortyfikując swoje obozy, Rzymianie stosowali trzy rodzaje wałów obronnych (clavicula, agricola i tutulus).
I tej nocy Adamusa i Antoniusza nie wybrano do pełnienie nocnej warty, mogli więc spokojnie odpocząć po całodziennych ćwiczeniach, pracy i trudach. Tej właśnie nocy, Antoniusz śnił o pięknej kobiecie z dziedzińca szkoły dla gladiatorów. Choć nie do końca znał jej tożsamość, oraz nie do końca rozumiał co urocza dziewczyna robiła w miejscu takim jak to, nie mógł o niej zapomnieć i przywołał ją do swych snów. Z uroczego snu, wyrwał go intensyfikujący się dźwięk obozowej trąbki. Nie był to jednak sygnał zmieniającej się warty, a znak stawienia się bojowej gotowości. Alarm ten był tak niespodziewany, że nieco przestraszył Antoniusza. Dziwił się on nawet, że legioniści przywdziewają pełny rynsztunek. Z niewiedzy wyrwał Antoniusza jego dziesiętnik Patrocjoniusz. Wyjaśnił: Wały obstawili już triarii i hestati. Jeśli wróg przedostanie się przez pierwszą linię obrony i wedrze się do obozu, my ruszymy przeciw niemu. Nie wcześniej i nie później, tylko wtedy. W obozie wciąż trwała krzątanina. Następowały przegrupowania i sytuowanie legionistów. Antoniuszowi wyznaczono pozycję na wale od wschodu, niemal na przecięciu z wałem północnym.
Walka rozgorzała na dobre. W miejscu ulokowania Adamusa wróg przedarł się przez jednostki rzymskich hestati, zatrzymując się dopiero na włóczniach żołnierzy tworzących formacje triariich. W tym samym czasie, na pozycji Antoniusza nie działo się nic specjalnego. Do czasu... Wkrótce bowiem i od strony wschodniej, do obozu usiłował wedrzeć się wróg. Antoniusza zaintrygowało to, kim może on być. Zapytał więc jednego z kompanów. Ten odpowiedział, że prawdopodobnie są to tutejsze plemiona, które niezadowolone z panowania na ich ziemiach Imperium Rzymskiego, występują przeciw niemu, napadając na italskich legionistów. Antoniusz uznał, iż jest to wielce rzeczywista teoria. Nie ulegało bowiem wątpliwości, że przeciwnik odznaczał się pewną dzikością a nawet nieokrzesaniem, niespotykanym u rzymskich wojowników.
Już po kilku minutach od rozpoczęcia starcia polała się krew. Wróg padał powstrzymywany przez Rzymian. Ciała zabitych wypełniały wały, ponabijane na ostrza triarii, blokowały i utrudniały żywym dostęp do obozu. Wkrótce wróg wdarł się także za pierwszą linię obrony, usiłując szturmować obozowisko znajdujące się w dole.
Do akcji przystąpili ludzie Patrocjoniusza. Rządny walki Antoniusz, mężnie rozprawiał się z
wrogiem. Zadawał ciosy, pozbawiając życia kolejnych barbarzyńców. Niemniej jednak, popełnił zasadniczy błąd. Od samego początku boju, skupił się bowiem Antoniusz jedynie na tych przeciwnikach, których dostrzegał na wprost siebie. Zapomniał o bokach. Za ten błąd mógł zapłacić najwyższą cenę, a mianowicie mógł stracić życie. Na szczęście na polu walki znajdował się Patrocjoniusz, i kiedy zobaczył biegnącego w stronę Antoniusza barbarzyńcę z wyciągniętym do ataku mieczem, natychmiast zareagował. Miecz dziesiętnika odciął głowę wroga, zaś Antoniusz bezwolnie opadł ze strachu na ziemię. Nie zdołał podziękować Patrocjoniuszowi za uratowanie życia, gdyż chwilę później ten padł na ziemię śmiertelnie raniony. Śmierć dziesiętnika wyzwoliła w Antoniuszu najgorsze uczucia. Pragnąc zemsty, nienawidził wroga z całych swoich sił. Ruszył więc do boju ze zdwojonym entuzjazmem, chcąc pozbawić życia jak największą liczbę przeciwników. Nagle Antoniusz spostrzegł, że po stronie północno-wschodniej rzymskiego obozowiska linia obrony została przerwana. Nie zastanawiając się długo, rozkazał jednemu z legionistów wezwać posiłki, sam zaś pośpieszył na pomoc wspomnianym żołnierzom. Inicjatywa Antoniusza choć godna podziwu na niewiele się zdała. Legionistów otoczyli barbarzyńcy, nie dając im większych szans na przezwyciężenie szturmu. Wtem do boju wkroczył Adamus (wraz z pokaźnym wsparciem) i pokonał przeciwników. Legioniści walczyli jeszcze około 3 godzin, po czym bój dobiegł końca.
O poranku następnego dnia, legioniści przystąpili do usuwania szkód, oraz usypywania nowych fortyfikacji i uzupełniania przerwanych podczas walki palisad.
Tego dnia, zostali także wezwani do stawienia się w zwartym szyku w centrum obozowiska. Jako że brakowało marynarzy, spośród legionistów miano skompletować załogę rzymskiej galery. Antoniusz będąc doskonałym pływakiem został skierowany na wspomniany okręt, Adamus zaś, miał pozostać na lądzie. Kapitanem galery był niejaki Dacynius, w roli pilota osadzono zaś marynarza o imieniu Zewenius. Statek Antoniusza podlegał naczelnemu dowództwu Marka Agrypy.
Z obozowiska legioniści-marynarze wyruszyli w kierunku portu, z którego wypłynęli na pełne morze.
Do zbrojnej konfrontacji pomiędzy stronami, doszło w okolicach Zatoki Ambrakińskiej. W Zatoce stacjonowało blisko 230 statków wroga. Zostały one podzielone na trzy mniejsze części, z których dwie pozostały na czele, a jedna na obwodzie. Rzymianie dysponowali blisko 260 lekkimi i zwrotnymi liburnami, i podobnie jak przeciwnik, dokonali podziału okrętów na trzy zasadnicze części. Różnica w ustawieniu statków pomiędzy Rzymianami i Markiem Antoniusz, polegała jednak na tym, że italskie liburny stały w jednej linii. Kiedy walka trwała, Agrypa nakazał marynarzom z prawobrzeżnego szyku zbliżyć się do okrętów przeciwnika, a po chwili insynuować ucieczkę. Kiedy Marek Antoniusz "połknął haczyk", do boju ruszyły liburny umiejscowione w samym środku rzymskiego szyku. Okręty te zbliżyły się więc do statków dowodzonych przez Marka Antoniusza, następnie marynarze przerzucili kruki (czyli corvus), przystępując tym samym do abordażu. Załoga liburny Antoniusza ruszyła do zażartego boju. On także.
Tego dnia, gdy Antoniusz wraz z załogą wyruszył na pełne morze, w obozie trwały dalsze prace usprawniające funkcjonowanie obozowiska oraz zabezpieczające je. Po ciężkim dniu, przyszedł czas na upragniony sen. W środku nocy legionistów zbudził przeraźliwy dźwięk trąbki. Wojska Marka Antoniusza zbliżały się do obozowiska. Strach przedzierał się przez oczy rzymskich żołnierzy, wiedzieli bowiem, że przyjdzie im stoczyć niezwykle niebezpieczny i ryzykowny bój, walkę na śmierć i życie. Wielu z nich po tej konfrontacji, miało już nie wrócić do swych domów, rodzin, najbliższych przyjaciół. Gotowi byli stawić czoła wyzwaniu, gdyż wiedzieli, iż czynią to w imię ojczyzny - Imperium Rzymskiego oraz ku chwale cesarza Oktawiana Augusta.
Kolejno w gotowości i pełnym szyku ustawieni zostali rzymscy hastati, principes, triarii oraz welici. Niemal natychmiast po dotarciu w okolice obozowiska, do szturmu przystąpiły wojska Marka Antoniusza. Z obu stron posypała się salwa oszczepów. Wśród pozostających w biegu wrogów, padło wielu zabitych. Znaczniej mniej szkód "ostrzał" poczynił wśród Rzymian, a to głównie dlatego, że zdołali oni osłonić się tarczami. Po pierwszym, nastąpił kolejny atak z wykorzystaniem oszczepów. Nieprzyjaciel zbliżał się ku wałom, zaś obrona Rzymian koncentrowała się po wschodniej stronie obozowiska. Z minuty na minutę przewaga liczebna wojska Marka Antoniusza wyraźnie dawała o sobie znać. Na nic zdawały się wysiłki legionistów by wszelkie ubytki w żołnierzach, rekompensować nowymi posiłkami. Adamus i jego współtowarzysze przegrywali. Co więcej, na skutek karygodnego błędu, wróg wdarł się niemal niezauważony do serca obozowiska. Na szczęście w pobliżu znajdował się dzielny Adamus, który natychmiast zagrodził drogę nieprzyjacielowi, a następnie pozbawił go życia. Zahartowani tym niewielkim, ale jakże ważnym zwycięstwem, kompani Adamusa, i on sam, wrócili na główne pole toczącej się walki. Kiedy wydawało się że nic i nikt nie jest już w stanie uratować Rzymian od przegranej, przez tyły wojsk Marka Antoniusza, zaczęli przedzierać się italscy kawalerzyści, a za nimi kohorta legionistów. Ich przybycie okazało się zbawienne. Tak bowiem oto, szturmujący rzymskie obozowisko wróg, został uwięziony w potrzasku, nie mając najmniejszych szans na wydostanie się z pułapki.
Kiedy Adamus z kompanami, stawiał czoła nieprzyjacielowi na lądzie, Antoniusz brał udział w bitwie na morzu. Właśnie kiedy jego okręt dokonywał abordażu na statek wroga, inna galera nieprzyjaciela, staranowała liburnę Antoniusza. Pomimo liczebnej przewagi wojsk Marka Antoniusza, Rzymianie ze statku Antoniusza odnieśli zwycięstwo. Niestety wielu dzielnych Rzymian straciło życie, wśród nich dowódca okrętu.
Podczas gdy Antoniusz dokonywał oglądu statku i szacował straty, jego oczom ukazał się przerażający widok. Tak bowiem oto, do liburny dowodzonej przez Marka Agrypę, zbliżały się dwa okręty nieprzyjaciela. Natychmiast rozkazał popłynąć w kierunku atakowanego statku. Co więcej, nakazał marynarzom rozkuć niewolników-wioślarzy, aby i ci pomogli w boju. Na chwilę przed przystąpieniem do pojedynku, Antoniusz zwrócił się do wioślarzy tymi słowy: Wierzę, że mnie nie zawiedziecie, że chwytając za miecze złożone na pokładzie, przystąpicie do walki po właściwej stronie. Nim Antoniusz zdołał dokończyć, któryś z marynarzy rzekł: Jakim prawem nakazujesz rozkuć wioślarzy? Przecież to zwyczajni niewolnicy, nie wiesz, że nie są godni tego, aby im zaufać? Na to Antoniusz zbliżył się do krnąbrnego marynarza, chwycił go za szyję i odparł: Albo zamilkniesz przyjacielu, albo będzie to ostatnie zdanie, jakie wypowiedziałeś. Mówi ci to Antoniusz, gladiator. Chwilę później wioślarze zostali rozkuci. Żaden nawet nie zawahał się i stanął w boju po stronie Antoniusza. Kiedy okręt dotarł do statku Agrypy, ten ostatni był już w rękach nieprzyjaciół. Antoniusz wdarł się więc na pokład, jednego z napastników pozbawił życia odcinając mu głowę, drugiego zaś zasztyletował. Później, Antoniusz zasłonił swym ciałem, ciało Agrypy, broniąc go przed kolejnymi atakami. Nim nadbiegła straż, miecz wroga przebił ciało dzielnego Antoniusza. Opadł bezwolnie na kolana, a potem na ziemię i zmarł.
Z dwójki wspaniałych przyjaciół, po zakończonej wojnie, do domu i do rodziny, powrócił jedynie Adamus. Ponieważ podczas konfliktu Oktawiana Augusta z Markiem Antoniuszem, nie wahał się i uratował życie jednemu z rzymskich oficerów, został odznaczony wysokim wojskowym odznaczeniem, oraz podniesiony do rangi centuriona.
Adamusowi wiodło się także w życiu prywatnym. Z małżeństwa z Liwią, urodziło mu się dwoje dzieci: córka Tucylia i syn Mantonius. Objął też Adamus w posiadanie majątek Antoniusza. Dobrze nim gospodarował, a służącym nadał wolność.
Antoniusza także odznaczono, tyle że pośmiertnie. Jego bohaterstwo inspirowało wielu wspaniałych, rzymskich pisarzy. Sławiąc jego odwagę, nigdy nie pozwolili mu odejść i o nim zapomnieć.
Antoniusz zmarł nie wiedząc do końca kim była kobieta, która tak bardzo zachwyciła go na dziedzińcu szkoły dla gladiatorów.
W miejscowości Luca Adamus stworzył szkołę gladiatorów. Chcąc upamiętnić odwagę i bohaterstwo swego przyjaciela Antoniusza, wejście do szkoły opatrzył historią jego życia oraz tablicą z napisem: OTO DZIEJE RZYMIANINA KTÓRY CHOĆ NIE WIÓDŁ ŻYCIA O JAKIM MARZYŁ, POLEGŁ ŚMIERCIĄ BOHATERA, ŚMIERCIĄ JAKIEJ PRAGNĄŁ.