1. Pomnik króla Zygmunta Wazy, popularnie zwany Kolumną Zygmunta.
Któż będąc w polskiej stolicy nie podziwiał na placu zamkowym Kolumny Zygmunta. W pobliżu tzw. krakowskiej bramy, dokładnie w miejscu zetknięcia się ze sobą dwóch, polskich szlaków handlowych (tj. biegnącego z Krakowa oraz z pola elekcyjnego na warszawskiej Woli), dokładnie na Przedmiejskim Rynku, syn ufundował pomnik ojcu. Nie był to jednak syn jakich wielu, nie był to także zwyczajny ojciec, i jak można się domyślać, pomnik też nie był byle jaki. Fundatorem dzieła był król Władysław IV, który Zygmunta III - swego rodziciela, upamiętnił wystawiając mu pomnik w postaci kolumny. Niecodzienność tego wydarzenia była nader wymowna. Kolumny stawiano w starożytnym Rzymie wielkim postaciom, nierzadko zwycięskim i odważnym w boju, władcom, cezarom. Tym wyróżnieniem przyrównywano ich do bogów. Z biegiem lat, wraz z kolejnymi epokami, znaczenie kolumny, jako pomnika uległo zmianie. Niemniej jednak wciąż była ona atrybutem wielkości, znaczenia, sławy, a nade wszystko poważania i szacunku potomnych. W czasie gdy na przykład, na Półwyspie Iberyjskim kolumny zdobiły postaci Jezusa Chrystusa, Matki Bożej czy innych osób uznawanych za święte, w Rzeczpospolitej na cokole stanęła figura świeckiego. Można więc zapytać: Czy nie było to posunięcie rewolucyjne? A może lepiej zastanowić się: Czym Zygmunt III zasłużył sobie na takie wyróżnienie? Adnotacja umieszczona na pomniku głosi: Król Zygmunt III, wyróżniający się pobożnością i orężem słusznie zasłużył na podwójną chwałę. Atrybutem pobożności jest trzymany przez władcę w jednym ręku krzyż, z kolei symbolem oręża, a więc odwagi i waleczności, jest miecz. Po części, poprzez osobę Zygmunta III, Władysław IV, chciał podkreślić i pokazać wyjątkowość i wielkość ówczesnej Polski, Polski niezależnej zewnętrznie, i rządzącej się swoimi prawami wewnątrz. Wyrażając autorytet i znaczenie jednostki, kolumną usiłowano naznaczyć chwałę i prestiż Rzeczpospolitej końca XVI i początków XVII wieku.
2. Dlaczego stolicą kraju wybrano Warszawę?
Decyzją wspomnianego wyżej króla Zygmunta III, przeniesiono stolicę polskiego państwa do Warszawy. Zanim odpowiemy sobie na pytanie: Jakie były powody, że wybór padł właśnie na Warszawę, powiedzmy o specyfice tegoż miasta choćby w II połowie XVI wieku. Mam tu na myśli uwarunkowania polityczne. Po pierwsze z woli Sejmu w Lublinie, kolejne sejmy na ziemiach Rzeczpospolitej miały zbierać się właśnie w Warszawie. Po drugie, po śmierci króla Zygmunta Augusta, i wobec obradującego Sejmu Konwokacyjnego, posłowie tegoż sejmu postanowili, iż każda kolejna konwokacja także miała odbywać się w Warszawie. I dopiero po trzecie, Zygmunt III, zdecydował o przeniesieniu do miasta Warszawa - stolicy państwa.
Pytanie: Jakie inne, pominąwszy polityczne, warunki spowodowały podjęcie tejże decyzji przez króla? Można pokusić się o hipotezę tzw. gospodarczą. Jak już podano we wstępie, w Warszawie stykały się ze sobą ważne dla polskiej koniunktury gospodarczo-handlowej trakty. Fakt ten stanowił o lepszym rozwoju ekonomicznym miasta. Pozostaje zastanowić się na ile Warszawa była prężniejsza gospodarczo od innych ośrodków miejskich ówczesnej Rzeczpospolitej. Wydaje się, że niewiele. A skoro tak, trudno sądzić, że warszawskie skrzyżowanie dróg handlowych, krajowych, było warunkiem przesądzającym o uczynieniu zeń stolicy. Skoro nie hipoteza ekonomiczna, to być może dotycząca polityki zewnętrznej kraju wyda się bardziej zasadna. Mówiąc o polityce zagranicznej Zygmunta III, należy pamiętać o wątku tzw. szwedzkim. Król nie zapominał o swoich aspiracjach w tym kierunku. Nie zniechęcał się pomimo ośmieszenia, doznanego w związku ze staraniami o ujarzmienie tamtejszej opozycji protestanckiej, ośmieszenia wzmocnionego detronizacją (uchwaloną przez sejm kraju) i osadzeniem w charakterze panującego, na jego miejscu, Karola Sudermańskiego. Wszystkie wydarzenia rozgrywały się w ciągu wielu lat, wiara w ostateczne zwycięstwo musiała słabnąć nawet u samego Zygmunta III. Stąd przekonanie, że z Warszawy miałby on bliżej do Szwecji, jest błędne. Bo i po co miałby się Zygmunt III do Szwecji wybierać? Na pewno nie po władzę.
Trzecia hipoteza głosi, iż o przeniesieniu stolicy do Warszawy zadecydowały względy geograficzne. W bardzo dużym uproszczenie można powiedzieć, że miasto umiejscowione było niemal w centrum kraju. Posłowie czy senatorowie przybywający (na przykład na sejm) do Warszawy, z Litwy, musieli pokonać odległość podobną do posłów i senatorów, zmierzających tu z Rusi. Tak bowiem oto, Kraków i Wilno, znajdowały się na peryferiach państwa, a droga choćby z Litwy na Małopolskę, lub z Rusi na Wielkopolskę, była niezwykle długa. Wybór Warszawy na stolicę, niewątpliwie w obu przypadkach ją skrócił.
No i wreszcie alternatywa numer cztery. Miała ona niewątpliwie podtekst polityczny. Jak wiadomo w czasach, o których mowa, nasza ojczyzna była Rzeczpospolitą Obojga Narodów, tj. Litwy i Polski, tworzących jeden, wspólny organizm państwowy. Unię tę określano mianem związku równych z równymi, wolnych z wolnymi. Gdyby jedno z miast, a więc Kraków lub Wilno, utrzymać w randze stolicy, to naruszyłoby to ową równość (a poniekąd i wolność). Lepszym więc rozwiązaniem było podniesienie do rangi stolicy innego ośrodka. Warszawa w tej sytuacji, wydawała się miejscem nader właściwym. Co więcej, biorąc pod uwagę wspomniane wyżej względy: polityczne, gospodarcze, geograficzne, a nawet strategiczne, to właśnie ona, Warszawa uzyskała ostatecznie statut stolicy kraju.
Reasumując, Zygmunt III swoją decyzją umiejscowienia posiadłości królewskich w Warszawie, zakończył nie tylko proces upolityczniania miasta, ale i jego ustołeczniania.
3. Elekcja króla Zygmunta III Wazy.
Jak wiadomo, wraz ze śmiercią Jagiellona, Zygmunta Augusta, w Rzeczpospolitej nadszedł czas wprowadzenia prawnych zasad; zasad wolnych elekcji. I choć rodzimej szlachcie wydawało się, że ustrój państwa uwzględniający podobne procedury, jest niemal doskonały, to było to niezwykle mylne i nieuzasadnione twierdzenie. Jak bardzo, pokazała historia drugiej połowy wieku XVII, osiągając swój punkt kulminacyjny w wieku XVIII, w momencie III rozbioru Polski i jej całkowitego upadku.
O pewnej niedoskonałości wolnych elekcji, świadczą także wydarzenia z roku 1587. Wówczas to właśnie, część szlacheckiej braci, opowiedziała się za kandydaturą Zygmunta Wazy na tron polski, z kolei pozostali - optowali za Maksymilianem Habsburgiem. Wobec braku rozstrzygnięcia, zdecydowano się interwencję wojskową. Jej przebieg miał się następująco. Środowisko magnackie - Zborowskich, opowiadało się za kandydaturą Maksymiliana Habsburga, z kolei hetman Jan Zamoyski, upatrywał króla w osobie Zygmunta Wazy. Jako że jedni, jak i drudzy (obawiając się przegranej), przybyli na elekcję w asyście wojska, wzbudzając tym samym zaniepokojenie posłów i senatorów, prymas Karnkowski, zarządził wycofanie tej armii, która znajdowała się w mniejszej odległości od szopy senatorskiej. Po dokonaniu stosownego pomiaru, okazało się, że bliżej szopy znajdowało się wojsko Zamoyskiego. Niemniej jednak, dumny hetman nie zamierzał tracić godności w sporze, i wyrzekł: Niech szopa ustąpi, nie hetman. I jak powiedział, tak też się stało. A dokładnie, w ciągu nocy, w miejscu spalonej szopy, postawiono nową, bliższą wojskom Zborowskich. Fortel okazał się tyleż sprytny, co skuteczny.
Z kolei na elekcji roku 1632, z pełnym uzbrojeniem (tj. z 10 działami) oraz licznym wojskiem (2 tysiące dragonów i tyle samo piechoty), pojawił się biskup Płocka Stanisław Łubieński. Jak można się spodziewać, nie wzbudziło to entuzjazmu zgromadzonych. Krzysztof Radziwiłł głosił: (...) ani święty Piotr, ani święty Paweł nie jeździli z taką okazałością. W konsekwencji niechęci do stosowania podobnych praktyk, biskup wycofał wojsko z pola elekcyjnego.
Sytuacje podobne do fortelu Zamoyskiego, czy interwencji Łubieńskiego, nie były pojedynczymi i sporadycznymi. Wręcz przeciwnie. Senatorowie skryci za karetami, czy pod ławami, przedstawiali obrazek, tyleż zabawny, co zupełnie niegroźny.
Warto zauważyć jeszcze jeden bardzo ważny aspekt elekcji w czasach Wazów. A mianowicie, wybory synów Zygmunta na polski tron, należały do najspokojniejszych w dziejach praktyki elekcyjnej na ziemiach Rzeczpospolitej. I choć sejm nie zgodził się, by prawnie inni reprezentanci europejskich domów panujących, zostali wykluczeni z udziału w elekcji, to i tak potomkowie Zygmunta, mieli w nich zapewnione zwycięstwo. Jak bowiem mówiono w ówczesnych czasach (...) nie żeby ci mieli jakie prawo do korony, lecz że dobry i wdzięczny naród, póki staje potomków panujących familii, daje im pierwszeństwo przed cudzoziemcami.
Na marginesie, dzisiaj pamiątką po elekcjach jest uratowany z pożaru wizerunek Matki Boskiej Elekcyjnej, przechowywany w kościele Św. Stanisława Biskupa.
4. Cuda
W dobie baroku, wydawało się, że świat przepełniają cudowne objawienia, nadprzyrodzone zjawiska, niecodzienne odkrycia z pogranicza snu i jawy. I prawdopodobnie nie byłoby w tym nic dziwnego (jako że i dziś tego typu przekonania bywają powszechne), gdyby nie skala i rozmiar wspomnianych zjawisk.
a) Krucyfiks Jurgo Baryczki
W nagłówku nazwano krucyfiks mianem Jurgo Baryczki, gdyż to za jego sprawą krucyfiks znalazł się w Warszawie. Prawdopodobnie w Norymbergii, opanowanej naukami Marcina Lutra, miał ulec zniszczeniu i spaleniu, będąc ewidentnym przykładem przedmiotu religijnego, wykorzystywanego przez katolików w kultywowaniu ich wiary. Wówczas to, za sprawą Jurgo Baryczki, krucyfiks ocalał pierwszy raz. Do kolejnego "cudownego wydarzenia", doszło gdy przebywał w kolegiacie w Warszawie. W 1602 roku, wiosenną porą, nad stolicą rozpętała się straszna burza. Zawaleniu uległa wieża kolegiaty, niszcząc nawę oraz zgromadzone w niej przedmioty. Tam też znajdował się krucyfiks, krucyfiks, któremu jako jedynemu nic się nie stało. O całej sprawie dowiedział się Zygmunt III. Postanowił on o przeniesieniu krucyfiksu do sali obrad kapituły, i o ulokowaniu go na specjalnym ołtarzu.
Tradycja związana z krucyfiksem głosiła, że jeszcze w Norymbergii, na głowie Jezusa pojawiały się włosy. Gdy tak się działo dziewica miała je skracać nożycami wykonanymi ze szczerego złota. Za sprawą Lutra i jego nauk, włosy nie rosły. Cud zdarzył się po przywiezieniu przez Jurgo krucyfiksu do Warszawy. Włosy znowu pojawiły się na głowie Chrystusa. I wówczas kobieta udająca dziewicę, zbliżyła się do figurki. Włosy już nigdy więcej nie odrosły.
b) Ładysław z Gielniowa
W XVI wieku na sławę w Warszawie zasłużył zakonnik, niejaki Ładysław. A to za sprawą cudów jakich doświadczali ludzie przebywający w jego towarzystwie, tak za życia, ale i po jego śmierci. Niebywałego zdarzenia doświadczył również on sam, a działo się to w Wielki Piątek roku pańskiego 1504, podczas kazania, traktującego o męczeństwie Zbawiciela. Wzniósł się bowiem wówczas Ładysław w górę, ponad kazalnicę. Potem na blisko sto lat zapomniano o Ładysławie, oraz o jego sławie. Zakonnik dał o sobie znać ponownie, w roku 1610, kiedy to w Kościele Świętej Anny, cudownie i niespodziewanie otwarciu uległa trumna z jego zwłokami. Wydarzenie to uznano za działanie Bożej Opatrzności, interwencję Niebios w życie ówczesnych ludzi. Historia Ładysława stała się powszechnie znana, a on sam (a dokładnie jego szczątki) spoczął w niezwykle wartościowym relikwiarzu. Na tym nie koniec. Podjęto bowiem starania o kanonizowanie i beatyfikowanie zakonnika. I choć wszelkie próby zwieńczył sukces, to był to dopiero osiemnastowieczny sukces. Ładysław z kolei, konsekwentnie o sobie przypominał, regularnie do roku 1620, otwierając swój grób. Dopiero złożenie relikwii w odrębnej kaplicy, zakończyło ten proceder.
Jak wyżej wspomniano współbracia Ładysława, Bernardyni podjęli starania o jego kanonizację i beatyfikację. Tak było w rzeczy samej. Sprawa ta miała znaczenie symboliczne i podniosłe nie tylko dla zgromadzenia, ale i dla miasta Warszawa. Dlaczego? Otóż, do tej pory ośrodek ten nie miał swego świętego patrona. Uszczypliwi mówili, że święci zwyczajnie omijali Warszawę. Nie ulega jednak wątpliwości, że znanych relikwii, w mieście nie było. Pewne starania w tym kierunku podjęli między innymi bracia Dominikanie, przenosząc część relikwii św. Jacka do stolicy. Zabieg ten był jednak jedynie działaniem zastępczym. Powszechnie wiedziano, że patron zgromadzenia Dominikanów, w życiu nie odwiedził Warszawy. Inaczej było z Ładysławem. Nie tylko w mieście żył, pracował, ale działał cuda, tak za życia, jak i po śmierci. Stąd tak wielkie starania o wyniesienie go do godności świętego.
c) Wizerunek Matki Boskiej Bolesnej
Innym przykładem cudownego, boskiego i nadprzyrodzonego działania były wydarzenia związane z kościołem przy ulicy Piwnej, kościołem w którym znajdował się wizerunek Matki Boskiej Bolesnej. Obraz ten wywodził się z wieków średnich, i był przykładem malarstwa tzw. tablicowego. Słynne wydarzenie miało miejsce w wieku XVII, podczas pożaru, który trawił wspomnianą wyżej ulicę Piwną. Ogień obejmując pobliskie budynki, docierał także do Kościoła św. Marcina. Wszelkie próby wydobycia wizerunku Matki Boskiej z płomieni, okazały się daremne. Jakież było zaskoczenie, gdy po ugaszeniu pożaru, jedynymi zabudowaniami, które ocalały na ulicy, były zabudowania klasztorne wraz z kościołem. Świadkowie twierdzili, iż w dniu pożaru, nad świątynią unosiła się Matka Boska Bolesna osłaniająca ją niczym płaszczem. Ocalenie kościoła nie było jedynym cudem zdziałanym przez Matkę Boską Bolesną, a dowodem na prawdziwość tegoż twierdzenia, były wota dziękczynne zdobiące wizerunek.
d) Obraz Najświętszej Panny Łaskawej z Faenzy
Kopię obrazu Najświętszej Panny Łaskawej z Faenzy, król Jan Kazimierz otrzymał wraz z błogosławieństwem ze Stolicy Apostolskiej. Władca postanowił przekazać wizerunek ojcom Pijarom. Zaraz po koronacji obrazu, dokonanej w marcu 1651 roku, w czerwcu tegoż roku, polskie rycerstwo odniosło spektakularny sukces na polu walki (pod Beresteczkiem). Natychmiast ówcześni połączyli ze sobą oba zdarzenia. Na marginesie warto podkreślić, że tego typu związki i wzajemną zależność działalności boskiej i ludzkiej w walce, dostrzegano nie pierwszy raz. Bardzo wymownym przykładem była zauważona korelacja pomiędzy bitwą chocimską i objawieniem Matki Boskiej i św. Stanisława Kostki. Cudu doświadczył ksiądz Tomasz Oborski, który celebrując mszę świętą, widział jak wspomniani święty i Madonna, biorą w opiekę i ochronę polskie wojsko potyczkujące się z Turkami. Co więcej, wizję księdza upamiętniono na płótnie i ozdobiono nim jedną z komnat zamkowych.
Wracając do wizerunku, w rok po sukcesie pod Beresteczkiem, nakładem drukarni Piotra Elerta, wydano opis aktu koronacji (sporządzony w języku łacińskim) wraz z przybliżeniem kultu jakim cieszy się obraz. Jeden egzemplarz przekazano także do Włoch, do biskupa Faenzy. W podziękowaniu za cudowny obraz, do broszury dołączono także wotum w postaci proporca.
Obraz miał w przekonaniu ówczesnych nie tylko, opiekować się rycerstwem na polu walki. Najświętsza Panna Łaskawa miała także chronić wiernych w czasach katastrof morowego powietrza. Takowe spadały w XVII wieku na Warszawę bardzo często, dlatego też w sytuacjach zagrożenia wizerunek "wędrował" od domu do domu, i "wypraszał" potrzebne łaski. Tym samym obraz z Panną Łaskawą był niejednokrotnie, jedyną nadzieją i ostatecznym ukojeniem dla cierpiących, strapionych czy obłożnie chorych. Tak w czasach wojen, jak i chorób czy zarazy, kult obrazu oraz samej Marii Panny Łaskawej kwitł.
Decyzją sejmu z roku 1644, Najświętszą Pannę Łaskawą, wyniesiono do godności patronki miasta stołecznego Warszawa. Postanowiono także, że każdego roku dobywać się będzie uroczysta procesja. Pijarzy włączyli do grona swoich dotychczasowych patronów także Najświętszą Panną Łaskawą. Z kolei sam wizerunek powieszono na Bramie Nowomiejskiej. Miał tym samym strzec Warszawę przed zarazą.
e) Inne przedstawienia świętych, uznawane w XVII wieku, w Warszawie za cudowne:
- krucyfiks złożony u Jezuitów
- wizerunek Madonny w kościele w Ujazdowie
- rzeźba Madonny w kaplicy loretańskiej przy klasztorze bernardynów na Pradze
- figura Matki Boskiej z Dzieciątkiem we wsi Kamień
- przedstawienie Najświętszej Panny u Dominikanów na Freta (znana jest historia szwedzkiego
żołnierza, który profanując obraz, strzelając do niego, nie tylko że go nie zniszczył, ale wystrzelona kula, po odbiciu od płótna pozbawiła życia Szweda).
f) Wota dziękczynne złożone w stolicy, z tytułu cudownej Bożej działalności:
- Kościół Reformatorów, puszka wykonana i złożona przez króla Zygmunta III
- obraz Madonny w Czerwińsku ukoronowany przez Stanisława Baryczkę
- relikwiarz na drzewo krzyża świętego, z woli Jadwigi Mińskiej, złożony w kościele Dominikanów
- srebrny relikwiarz (dodatkowo zdobiony kamieniami szlachetnymi) na drzazgę krzyża pańskiego
ofiarowany przez anonimowego ofiarodawcę herbu Topór, o inicjałach B.D.C.K.; relikwiarz ten po dziś dzień znajduje się w kościele Świętego Krzyża
- fundacja królewicza Karola Ferdynanda na wykonanie ołtarza ze srebra w kościele Jezuitów
- trzy srebrne obrazy złożone w wotach Siostrom Wizytkom przez parę królewską, Ludwikę Marię i
Jana Kazimierza.
Tytułem podsumowania.
Wstępując na tron król Zygmunt III, zastał Warszawę jako miasto tzw. drugiej kategorii. Porównywano ją do Czerska czy Rawy, była też bardziej małomiasteczkowa niż Płock. Wspomniany Zygmunt III diametralnie zmienił tę sytuację i przeniósł posiadłości królewskie do miasta. I choć nie miał miejsca żaden akt prawny traktujący o ustołecznieniu Warszawy, to właśnie owym wymownym gestem, gestem przeniesienia rezydencji panujących, podniesiono ją ostatecznie do rangi stolicy państwa. Nikt nigdy nie miał odwagi raz podjętej decyzji zakwestionować. Ale ustołecznienie było tylko pierwszym krokiem, na drodze wiodącej Warszawę do świetności. Drugim był niewątpliwie jej rozwój, rozwój wieloetapowy i wielopłaszczyznowy, rozwój niekwestionowany.
Warszawa końca XVI i początków XVII wieku, tętniła życiem politycznym, gospodarczym, religijnym, ale nade wszystko codziennym i obyczajowym. Będąc centrum politycznym, rozszerzała swoje znaczenie w kraju, jak ośrodek legislacyjny, ustawodawczy i uchwałodawczy. Jako punkt ekonomiczny, wyznaczała trendy handlowe oraz wymiany kupieckiej. Ale nade wszystko w Warszawie pulsowało życie, kwitła kultura i kształtowała się obyczajowość dnia codziennego. Niemal każdego dnia do stolicy ściągały rzesze osób, chcących szybko się wzbogacić, niewiele się napracować, a do tego świetnie się bawić. Kwitło więc życie towarzyskie, niejednokrotnie niewiele mające wspólnego z boskimi naukami, pokutą czy postępowaniem zgodnie z przykazaniami kościoła. Obok tego na każdym niemal kroku wybuchały epidemie, szerzyły się choroby, pożary trawiły zabudowania i całe ulice. Zdarzały się także kradzieże, plądrowanie zbiorów narodowych przez obcych najeźdźców. Szczególnie dotkliwa okazała się okupacja Szwedów. Na zniszczenia, których dokonali, złożyły się:
- pożar biblioteki Bernardynów
- zniszczenie biblioteki Dominikanów
- do Szwecji wywieziono między innymi książki królewskie z zamku oraz woluminy królewicza
Karola Ferdynanda z Pałacu Ujazdowskiego
- kradzież malarstwa (np.. autorstwa Rubensa)
- spławiano Wisłą do Szwecji nawet futryny okienne czy posadzki wykonane z marmuru .
Pierwszy Waza zasiadł na tronie polskim po śmierci Stefana Batorego. Był rok 1587. Rzeczpospolita była krajem silnym, potężnym terytorialnie, łączącym dwa narody - polski i litewski. Niemniej jednak Waza nie spotkał się ani z odrzuceniem, ani z pogardą mieszkańców Rzeczpospolitej. Wręcz przeciwnie, po pewnym zamieszaniu na polu elekcyjnym zaraz po śmierci Zygmunta Augusta w 1573 roku, po wyborze Henryka Walezego a później Stefana Batorego na króla Polski, Zygmunta Wazę przyjęto niemal z otwartymi rękami. Uznano go za kontynuatora polityki Jagiellońskiej, a tym samym dano wyraz uznania i szacunku.
Wystarczyło zaledwie 80 lat by sytuacja diametralnie się odmieniła. Jan Kazimierz abdykując powiedział: "(...) podobno tęskno Waszmościom, że tak długo na tym tronie siedzę; wierzcie mi, że i mnie drugie tyle z Wami". Gorsze jednak od tego co powiedział Waza, było to, w jakim stanie zostawiał Rzeczpospolitą i Warszawę. Z dawnej świetności nie pozostawało nic. Bogactwo stolicy zamieniło się w szkielety okradzionych, złupionych budynków, sal czy skrzyń. Chwała z osiągnięć kultury kraju przemieniono w hańbę z jej podeptania przez obcych okupantów. Świątynie i miejsca katolickiego kultu religijnego, Szwedzi przekształcili w zgliszcza po licznych pożarach. Pełny niegdyś skarb świecił pustkami. A polityczną poprawność zastąpiono rokoszami, konfrontacją ugrupowań politycznych.
A wszystko to w ciągu 80 lat. Jak wiele zmieniło się od wstąpienia na tron Zygmunta III Wazy do abdykacji Jana Kazimierza. Jak wiele Rzeczpospolita straciła w tym okresie (od 1586 do 1668). Jak bardzo zaprzepaszczona jej los. I jak wiele musiała jeszcze przecierpieć. Poniekąd z winy przedstawicieli dynastii Wazów, ich nieudolnej polityki, także w stosunku do stolicy.