Któż z nas nie ma własnego, odrębnego wyobrażenia o tym kim były i jak wyglądały czarownice. O wiele częściej zastanawiamy się nad ich wyglądem zewnętrznym, niż nad tym dlaczego tak bardzo piętnowała je ludzkość. O wiele wygodniej jest nam porównywać czarownice do bajkowej Baby Jagi, wyobrażać sobie, że mieszkały w domach na kurzych łapkach, niż szukać odpowiedzi na pytanie kim w istocie były. I wreszcie, o wiele prostsze jest przyjęcie za obowiązującą teorię, że czarownice - brzydkie, szkaradne, zamieszkujące niedostępne dla zwykłego śmiertelnika ostępy leśne, były kapłankami diabła, strażniczkami ciemności, zła i podstępu, niż zainteresować się ich losami z historycznego punktu widzenia.
Przedmiotem poniższej pracy nie będzie więc pobieżne i subiektywne potraktowanie losu czarownic w historii. Wręcz przeciwnie. Spróbujemy dotrzeć do odpowiedzi na pytanie kim były czarownice i za jakie grzechy i przewinienia tak licznie płonęły na stosach nowożytnej Europy.
Pierwszym krokiem w prowadzonych przez nas rozważaniach niech będzie wyjaśnienie pojęć czary oraz czarownica. W przekonaniu Briana P. Levacka we wczesnym okresie nowożytnym, w Europie panowało przekonanie, iż o magii można mówić w dwóch jednoznacznych, ale bardzo odmiennych kontekstach. I tak, ówczesnym znane było pojęcie magii czarnej oraz magii białej. Ta pierwsza była synonimem zła. Wierzono, że uprawiający ją ludzie, wyrządzają krzywdę innym ludziom, ranią ich, zadają cierpienie, zarażają chorobami, a nawet zabijają. Uosobieniem wyznawczyni czarnej magii, była kobieta nakłuwająca szmacianą lalkę, szpilkami, a tym samym zadająca ból żywemu człowiekowi. Jak już wspomniałam, na przeciwnym biegunie znajdowała się magia tzw. biała. Uprawiano ją chcąc osiągnąć obfity plon podczas żniw czy mieć pewność, że podczas porodu dziecko urodzi się zdrowe i żywe. Biała magia miała moc uzdrawiającą.
Spróbujmy teraz odpowiedzieć na pytanie skąd i kiedy do Europy dotarła magia? Zauważmy, że praktyka uprawiania magii znana była średniowiecznej Europie. Wiele rytuałów zapożyczono z czasów starożytnych, z kultywowanych wówczas: mistycyzmu oraz rozważań filozoficznych. Magię "liturgicznej" (aczkolwiek zawsze magię), praktykowali w wiekach średnich duchowni oraz przedstawiciele kościoła katolickiego. Wreszcie, najbardziej popularną formą zachowań magicznych, były praktyki oparte na wierzeniach ludowych, nierzadko wywodzące się kultury pogańskiej. Magia ludowa odwoływała się do istoty dnia codziennego, zawierzała zdrowie, pomyślność oraz szczęście ludzi, zwracała się o opiekę, wypraszała łaski oraz przebaczenie za popełnione winy oraz występki. Niemniej jednak, ówczesne władze państwowe, jak również ( a może nawet a zwłaszcza) kościół katolicki, nie akceptując tego typu zachowań oraz praktyk, zakazał ich. Władcy oraz duchowni kierując się nietolerancją, ograniczonością umysłową oraz duchową, jak również wstecznictwem, postawili znak równości pomiędzy ludowymi wierzeniami, czy tradycyjnymi przesądami, a paktowaniem z szatanem i oddawaniu się czarnej magii.
Zakazanie magii ludowej, przypisanie jej konszachtów z diabłem, stało się punktem wyjścia do późniejszych, organizowanych na masową skalę procesów, prześladowań oraz mordów dokonywanych na rzekomych orędowniczkach kultu szatana, czyli na czarownicach. Pierwsze tego typu akcje, miały miejsce w Europie już pod koniec XIII stulecia. Niemniej jednak, apogeum sądów na czarownicach, przypada na wiek XVI oraz XVII. Warto pamiętać, że do masowego procederu eliminowania ludzi podejrzanych o czary, w wieku XIV czy XV, przyczyniła się ówczesna zła sytuacja gospodarcza Starego Kontynentu.
Europa wchodziła w epokę renesansu, w czas wojen religijnych, uwalniała się z pętli wieków średnich, głosiła, że "nic co ludzkie nie jest jej obce". Europa chciała poczuć się wolną oraz nieskrępowaną. Nie było to jednak takie proste. W poszczególnych krajach wielu było radykałów i konserwatystów, którzy nie mając dowodów, a opierając się na podejrzeniach, lub nawet symulacjach, zatrzymywali, torturowali wymuszając nieprawdziwe zeznania, a następnie palili na stosach "prawdopodobnych" magików czy sprzeniewierzające się woli bożej - czarownice.
Pierwszych sądów nad czarownicami dokonywano w południowej Francji. To właśnie we Francji, w miejscowości Pamiers, w roku 1321, sześciu albigensów oskarżono o uprawianie czarów. Dziewięć lat później (w roku 1330), zarzut pałania się czarami postawiono 19 osobom, wśród których aż 10 to kobiety, rzekome czarownice. W roku 1335 zorganizowano we Francji pokazowy proces inkwizycyjny. Na ławie oskarżonych zasiadło 63 osoby. Wyrokiem sądu na stosie spalono sześciu magów oraz dwie czarownice. W ciągu zaledwie trzydziestu lat (tj. w okresie od 1320-1350), przed obliczem inkwizycyjnego wymiaru sprawiedliwości w Carcassonne postawiono 400 osób podejrzanych o uprawianie magii. Wyrokami wspomnianego sądu, dokładnie połowę skazano na karę śmierci przez spalenie na stosie. Nie lepiej było w Tuluzie. Tam z 600 oskarżonych, na śmierć skazano 300.
Podobne pokazowe procesy na czarownicach organizowano także w latach 1460-1470 w Lombardii oraz w Piemoncie. W roku 1485, w miejscowości Bormio, pozbawiono życia, paląc na stosie 41 czarownic.
Jak już zaznaczyłam powyżej, ogromną rolę w walce z czarownicami odegrał kościół katolicki. Ale nie tylko on. Tak bowiem oto, duże zasługi w tej materii położyli także sędziowie świeccy. Ich gorliwej "pracy" doświadczyła wkrótce (bo na przełomie wieku XIV i XV), tak Szwajcaria, jak i Francja. To waśnie we Francji z inspiracji sędziów świeckich, w latach 1428-1447, na śmierć przez spalenie na stosie lub utopienie, skazano 110 kobiet oraz 57 mężczyzn.
A teraz przyjrzyjmy się przebiegowi procesu inkwizycyjnego. Oczywiście poprzedzało go zdobycie zeznań od osoby (względnie osób) oskarżonej. W czasie poprzedzającym trwanie procesu oraz w czasie samego procesu, osoba oskarżona przebywała w więzieniu. Miejscami przetrzymywania prawdopodobnego maga lub rzekomej czarownicy były piwnice, lochy, wieże, a zdarzało się także, że i spichlerze (głównie na wsiach). W miejscu uwięzienia osoba oskarżona była krępowana łańcuchami oraz powrozami, przybierając postać kozła (gdyż jej dłonie związywano ze stopami). Istotą uwięzienia było uniemożliwienie osobie oskarżonej wykonania jakiegokolwiek ruchu. Tak więc, popularną formą unieruchomienia więźnia było zamykanie jego rąk, względnie rąk i stóp w dyby. Praktykowano także przykuwanie osób więzionych do ścian lub do beli przypominających kształtem krzyż. Jeszcze inną formą przetrzymywania oskarżonych było wykuwanie w ścianach więzień specjalnych, okratowanych żelaznymi drzwiami - sal. Osoba umieszczona w podobnym "boksie" nie miała najmniejszej możliwości wykonania jakiegokolwiek ruchu. Oczywiście brak ruchu nie był jedyną niedogodnością w więzieniu. W piwnicach, wieżach czy spichlerzach mnożyło się robactwo.
W czasie trwania procesu, prowadzący je sędzia mógł orzec, iż na podstawie istniejących poszlak oskarżony winien być torturowany. Sam akt torturowania, powinien był być poprzedzony ostrzeżeniem lub uprzedzeniem podejrzanego o możliwości jego przeprowadzenia.
Jeśli idzie o sam proces, to rozpoczynał się on od skontrolowania ciała osoby oskarżonej pod kątem posiadania lub nie posiadania znaku lub szatańskiego piętna, niewrażliwego na jakikolwiek dotyk. Opisany zabieg kontrolowania ciała był niezwykle nieprzyjemny i bolesny. Nie komfortowa była już sama procedura rozebrania oskarżonej czy oskarżonego do naga. Później następowało strzyżenie wszelkiego owłosienie na ciele podejrzanej osoby, następnie jego opalanie, aż wreszcie nakłuwanie tępą igłą. Pierwsze dwie czynności służyły upodleniu oraz katowaniu osoby oskarżonej, ostatnia zaś dowodem na jej winę. Nakłuwanie ciała było procederem bardzo sugestywnym. Jego przebieg decydował o dalszym katowaniu ofiary. A ponieważ igła jaką się posługiwano była tępa, to na tym procederze męczenie oraz katowanie podejrzanego się nie kończyło. Wręcz przeciwnie, dopiero się zaczynało.
Podczas procesu bardzo często posługiwano się tzw. próbą wody (inaczej zwaną kąpielą czarownic). Istota próby polegała na tym, że czarownicy związywano ręce oraz nogi. Następnie ciało mocowano na linie i wkładano do wody. Dalszy los ofiary zależał od tego co stanie się z jej ciałem po zanurzeniu. Jeżeli ciało pozostawało niemal nieruchome i nie opadało na dno, jednoznacznie znaczyło to, że czarownicę wspiera diabeł i nie pozwala jej zginąć. Jeżeli zaś ciało bezwolnie opadało na dno, świadczyło to o niewinności oskarżonej o uprawianie magii. Jeśli dodatkowo podejrzana przeżyła próbę, stawała się osobą wolną. Jak we wszystkim co dotyczyło procesów inkwizycyjnych, istotą próby wody, było zachowanie się samego kata. Tak bowiem oto, to w jego rękach znajdował się koniec liny, mógł więc podtrzymać linę, a tym samym ocalić czarownicę przed śmiercią w wodzie, lub też mógł pozwolić jej utonąć.
Innym rodzajem inkwizycyjnej próby, była próba wagi. Polegała ona na podwójnym ważeniu osoby podejrzanej. Pierwsze ważenie miało charakter orientacyjny i dokonywano go w sposób przybliżony. Drugie ważenie było już bardziej precyzyjne. Ostatecznie zaś jeżeli waga przybliżona była tożsama z wagą dokładną, to świadczyło to o niewinności oskarżonej. Jeżeli zaś wagi przybliżona i dokładna rozmijały się ze sobą, to oznaczało to winę osoby podejrzanej.
Jeżeli z woli sędziego osoba oskarżona miała zostać poddana katuszom, to prowadzono ją do specjalnie w tym celu przygotowanego miejsca. Było ono "ukryte" tak by nie dochodził do niego choćby jeden słoneczny promień, i tak aby głosy męczonych i katowanych nie były słyszalne w świecie "żywych". Pierwszą próbą złamania oskarżonego o czary i paktowanie z szatanem człowieka, było pokazanie mu przez kata stosownych narzędzi tortur. Jeżeli działanie takie nie przynosiło spodziewanego rezultatu, to przystępowano do pierwszego, wstępnego katowania. Jeżeli i ono nie dało przewidywanego wyniku, oskarżonej osobie aplikowano tortury właściwe. Torturami właściwymi, najczęściej stosowanymi były: tzw. śrubowanie kciuków, tzw. hiszpańskie buty, sznurowanie ramion, rozciąganie ciała ułożonego na drabinie przy użyciu windy oraz przypalanie ciała.
Szczególnie bolesnymi torturami było sznurowanie ramion oraz hiszpańskie buty. Ta pierwsza tortura polegała na tym, że wyciągnięte ręce podejrzanego oplatano sznurem wykonanym z liny włosianej. Środek liny oplatał ręce, zaś końce sznurów trzymali kaci. Ciągnąc sznury każdy w swoją stronę, kaci przecinali mięśnie rąk, piłując przy tym kości ofiary. Wykonane z żelaza hiszpańskie buty, zakładano na goleń oraz na łydki osoby oskarżonej. Następnie buty śrubowano. Podczas śrubowania umieszczone w wewnętrznej ścianie buta, guzy i wypustki, wbijały się w ciało katowanej osoby, zadając jej niesamowity ból.
Reasumując warto pamiętać, iż to kobiety, częściej niż mężczyźni stawały się ofiarami pomówień o czary. Nie bez znaczenia była tu tradycja biblijna oraz kościelna, szerząca się przez całe wieki średnie. Pamiętając postać biblijnej Ewy, średniowieczni teologowie upodobali sobie przekonanie, że to właśnie kobiety grzeszą częściej, narażając jednocześnie na grzech mężczyzn. Dodatkowo, głoszone przez średniowiecznych teologów poglądy o ascezie i potrzebie wyrzeczenia się pokus cielesnych, których źródłem także miały być kobiety, czyniły te ostatnie jeszcze bardziej narażonymi na pomówienia, w tym na pomówienia o zabarwieniu magicznym. Najbardziej skrajni przeciwnicy "kobiecej magii", cytowali Pismo Święte, głosząc: "Czarownicy żyć nie dopuścisz."
W wieku XVII procesy przeciwko czarownicom, ich palenia na stosach i podejrzenia o paktowanie z diabłem, powoli wygasały. Nie oznacza to jednak, że wstecznictwo w kwestiach postrzegania magii, ludowych wierzeń czy przesądów, również stawało się zaszłością. Przez kolejne stulecia, włączając w to wiek XX, wielu było takich, którzy w magii widzieli szatana, zło, czy śmierć. W imię walki z opętanymi przez diabła, gotowi byli narażać życie niewinnych ludzi, skazując ich na cierpienia, a nawet utratę zdrowia czy życia. Podajmy przykłady. Otóż, w roku 1976, w Niemczech, sąsiedzi podejrzewali niejaką Elizabeth Hahn o praktykowanie magii i oddawanie się czarom. Chcąc poskromić jej domniemane pasje, sąsiedzi nie cofnęli się przed spaleniem domu Elizabeth, a ją samą narazili na ciężkie obrażenia ciała i zdrowia. Inny przykład. Meksyk, rok 1981, tłum kamieniując pozbawił życia kobietę, którą mąż pomówił o uprawianie czarów, mających na celu pozbawienie życia papieża. Jeszcze inny przykład. Niemcy, rok 1976, duchowni nie zdając sobie sprawy z choroby dziewczyny (epilepsja), uznali ją za opętaną przez samego diabła. Odprawione przez nich egzorcyzmy, pozbawiły studentkę życia.
Nie sposób przytoczyć wszystkich przykładów osób, pomówionych o uprawianie czarów, ludzi niesłusznie skazanych na najwyższą z kar, karę odebrania im życia. Przez wieki uprzedzenia, wstecznictwo, strach przed nieznanym i niepojętym, pozbawił życia setki tysięcy osób, w tym wielki odsetek kobiet. Postęp cywilizacyjny czy obyczajowy, niewiele mógł zdziałać w obliczu nietolerancji. A nietolerancja była, jest i będzie. I zawsze znajdzie się ktoś, kto inaczej wygląda, inaczej wierzy, inaczej żyje. Pytanie tylko czy jest to wystarczający powód aby oskarżać go o kult szatana, uprawianie czarów i magii. Historia pokazuje, że przez wieki inny wygląd, inna wiara oraz inny sposób życia wystarczały aby pozbawiać ludzi godności i życia, katując ich i paląc na stosie. W imię czego to czyniono? W imię nietolerancji, braku zrozumienia, strachu i własnych mentalnych ograniczeń. Oby współczesne społeczeństwa walczyły ze swymi ograniczeniami, i już nigdy nikomu nie kazały umierać w imię własnej małości oraz w imię własnego wstecznictwa.