Po odcierpieniu nieszczęść przysporzonych przez Drugą Wojnę Światową, zarówno na scenie politycznej, a także kulturowej, pojawiły się całkiem nowe trendy. Przede wszystkim dają się zaobserwować tzw. zjawiska masowe. Pojawiają się pojedyncze postacie, które poprzez swoje dokonania w niemal wszystkich dziedzinach życia, zaczynając od polityki a na muzyce i sporcie kończąc, zdobywają wciąż kolejne rzesze fanów i wielbicieli stając się ich idolami. Za schyłek okresu tych kultów można uznać lata osiemdziesiąte, ze swoimi nowymi odkryciami (dajmy na to komputery) i nowymi władzami państwowymi (na przykład Reagan czy Gorbaczow). Od tego momentu przekonuje się o wszechobecnej demokracji i erze światowego pokoju, pomimo nieustających konfliktów militarnych w wielu rejonach świata.

Zjawiska masowe są szczególnie mocno zauważalne w muzyce. Występy muzycznych gwiazd przyciągają wielkie rzesze sympatyków z wszystkich zakątków świata. Zaczyna się od twórczości Elvisa Presley'a, króla rock'n rolla, który w 1956 r. pierwszy raz występuje w widowisku telewizyjnym "Toast of the Town Show". Warto zaznaczyć, iż został on wypromowany do tego stopnia, że nikomu nie potrzeba nawet nazwiska, żeby mieć pewność o kim mowa, a przecież nie był on na świecie jedynym Elvisem.

Lata sześćdziesiąte przynoszą rozwój, bodaj największego zespołu muzycznego w historii "The Beatles". Zespół w ciągu kilkunastu lat istnienia zyskuje taką sławę, że zaczyna pojawiać się w filmach, odbywa koncerty w najsłynniejszych salach największych metropolii. Od nazwy grupy tworzy się pojęcie szału ogarniającego publiczność na koncertach, tzw. "beatlemania". Najwięksi zapaleńcy są skłonni zapłacić każde cenę za choćby kawałek uszkodzonego grzebienia, który był używany przez jednego z członków zespołu, czy za połać ziemi, na której stanął.

Grupa powstała w Liverpoolu w roku 1960 i początkowo nazywała się Quarry Men. Kilku zbuntowanych młodzieńców (Paul McCartney, John Lennon, George Harrison i Ringo Starr, a de facto Richard Starkey) założyło zespół, który u progu swej kariery, mało, że nie odnosił żadnych sukcesów, ale był przy tym zupełnie nieznany w najbliższej okolicy. Inauguracyjne występy nie przyciągały zbyt dużej widowni. Nikt nie wierzył, że czterech, znacznie różniących się od siebie chłopców, a wówczas nawet jeszcze nie przyjaciół, mogłoby wspólnie stworzyć coś wyjątkowego. George był nieco młodszy od pozostałych, Johna miał reputację miejscowego łobuziaka, natomiast Paul był znakomitym uczniem i doskonale wykształconym młodym człowiekiem. Sama ciotka Lennona, pod dachem której przebywał on odkąd ukończył pięć lat, uważała pomysł stworzenia zespołu za poroniony, mówiła do chłopca: "Możesz bawić się tą gitarą, lecz na życie nigdy nią nie zarobisz". John uczęszczał do Szkoły Plastycznej w Liverpoolu, gdzie uczył się malarstwa, żeby zostać ilustratorem. Jednak na szczęście dla niego oraz dla ogromnej rzeszy fanów plany te nie wypaliły. Sposób zarabiania na chleb poprzez śpiew okazał się całkiem realny. Paulowi, który dotychczas należał do najlepszych uczniów w swoim Liverpool Institute, nauka powoli przestawała wystarczać. Wkrótce poznał Johna i rozpoczęły się regularne spotkania i pierwsze próby.

Z początku nazwa zespołu i skład ulegały ciągłym zmianom. Do Beatlesów przyłączali się coraz to nowsi instrumentaliści (na przykład Stuart Sutcliffe, czy Pete Best), którzy byli albo wyrzucani, albo zniechęceni początkowymi kłopotami i niepowodzeniami sami odchodzili chcąc zakładać własne formacje. Później pewnie żałowali, bo któż dziś o nich pamięta, żaden nie odniósł nawet w połowie tak spektakularnego i niepowtarzalnego sukcesu jak grupa The Beatles.

Kilka lat po zgonie matki Lennona, w roku 1961, zespół odnotował swój pierwszy profesjonalny występ w lokalu The Cavern Club, w którym jak się później okaże będą jeszcze występować niemal 300 razy!!! Jednak ten pierwszy raz nie zakończył się oszałamiającym sukcesem. Zespół wyruszył jeszcze w niewielką trasę koncertową do Niemiec, gdzie wystąpił chociażby w Hamburgu, ale i tam młodzi liverpoolczycy nie zdobyli popularności wśród mas, pieniędzy, ani sławy, o co przecież tak zabiegali. Paradoksalnie to właśnie w mieście swoich przykrych niepowodzeń, czyli w Hamburgu, Beatlesi nagrali parę swoich wczesnych przebojów. U progu roku 1962 zespół został wypromowany przez szefa znanego liverpoolskiego sklepu muzycznego - Briana Epsteina. Podczas gdy The Beatles znowu mierzyli swoje siły na hamburskiej estradzie w roku 1962, Epstein wyprosił dla nich umowę z wpływową wytwórnią płytową. Od tej pory rozpoczęło się pasmo spektakularnych występów. Grupa zyskała wierną publiczność, po każdym koncercie ludzie, a zwłaszcza piszczące fanki gotowe były oddać wszystko, żeby choć przez moment móc zobaczyć swoich idoli "na żywo".

Specyficzne poczucie humoru Lennona dodatkowo nasycało atmosferę w czasie każdego występu. Gdy w The Cavern Club psuła się instalacja, co zdarzało się tam często, John przysiadał do pianina, po czym samodzielnie anonsował występy swoich przyjaciół z zespołu. Podczas jednego z większych koncertów zwrócił się do widowni: "Chciałbym poprosić państwa o wzięcie udziału przy naszym ostatnim kawałku: widzowie z tańszego sektora - proszę rytmicznie klaskać..., a pozostali, niech chociaż grzechoczą biżuterią". Wyzywający styl życia beatlesów, długie niespotykane wówczas włosy, a także skórzane stroje nie podrażniały ludzi. Wręcz odwrotnie The Beatles zyskiwali coraz to szersze rzesze sympatyków.

Pierwszą płytę Beatlesi, pod kierownictwem londyńskiego EMI i przy pomocy Epsteina, wydali w roku 1963. Znalazły się na niej między innymi takie przeboje jak: "Please please me", czy "Love me do". Ogromny sukces, jaki przyniósł zespołowi ten album, pozwolił na zajęcie wysokich miejsc na europejskich listach przebojów, a także na podbój Ameryki. Odpowiedzi udzielane przez członków zespołu w jednym spośród setek przeprowadzonych wywiadów utwierdziły amerykańską publiczność w przekonaniu, iż chłopcy nie tylko świetnie wyglądają i śpiewają, lecz na dodatek potrafią jeszcze coś ciekawego przekazać. Od tamtej chwili Beatlesi mogli spokojnie liczyć na wielką liczbę zwolenników także w Ameryce.

Swoje apogeum beatlemania osiągnęła w 1965 roku. Zmęczeni sławą, bezustannymi występami, koncertami i wywiadami Beatlesi postanowili odpocząć. Męczyły ich fanki przychodzące na występy tylko, żeby móc zobaczyć na żywo swoich idoli, ciągłe podróże, brak wolnego czasu i fani zagłuszający dźwięki. Wyjechali na zasłużone wakacje, po czym postanowili się ustatkować. Ringo się ożenił, a John każdą chwilę wolną od pracy spędzał ze szkolną przyjaciółką, Cyntią. W tamtym okresie Beatlesi, w związku z niezaprzeczalnymi zasługami dla brytyjskiego przemysłu muzycznego, zostali jeszcze wyróżnieni jako kawalerowie słynnego Orderu Brytyjskiego Imperium.

W 1966 roku zmęczony niemalejącą sławą John postanawia obejrzeć wystawę prac znanej awangardowej artystki rodem z Japonii, Yoko Ono. Z pewnością nie przypuszczając, że wkrótce ona właśnie stanie się jego nową weną, inspiracją do tworzenia tekstów o zupełnie innej treści, muzyki dojrzalszej nie traktującej wyłącznie o miłości. Tym bardziej nie mógł domniemywać, że w późniejszym okresie spowoduje ona rozpad całej formacji. Yoko rychło będzie dla Lennona ważniejsza od przyjaciół z zespołu i to w ostateczności zadecyduje o nieuniknionej przyszłości grupy.

Wraz z nowym albumem Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band zespół przechodzi do tworzenia całkowicie nowych utworów, których dzieje powstania nie do końca są jasne. Istnieją przypuszczenia, iż John mógł napisać teksty będąc pod wpływem silnych narkotyków, choć sam regularnie temu zaprzeczał. Jednak według jego przyjaciółki Cyntii teksty Johna niejednokrotnie rodziły się "pod wpływem", o czym poinformowała ona w którymś z wywiadów utrzymując także, że John jest już teraz innym człowiekiem. Nowe kompozycje Johna z płyty Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band są mniej rytmiczne, nie wpadają w ucho, jak te z wcześniejszych płyt, ale z kolei autor porusza w nich ważne tematy, a utwory są bardziej dojrzalsze.

Równocześnie John, George i Paul zaczynają się interesować transcendentalną medytacją hinduską, a sam John zaczyna zaliczać dalekie podróże w towarzystwie swojego nowego guru, Yogiego. Jednak niebawem straci doń zaufanie, a do jego życia ponownie powróci Yoko Ono.

W roku 1968 John, po spędzonej nocy z Yoko oświadcza swojemu osobistemu współpracownikowi, Pete'owi Shottonowi, że zamierza zamieszkać razem z nią. Cyntia Lennon wówczas już małżonka Johna, nie zamierza stawać na drodze rozpalającej się miłości: "Nie obwiniam Yoko ani Johna - rozumiem ich uczucie. Nie mogłabym rywalizować z jednością ducha i ciała, jaka panowała pomiędzy nimi...". W postawie Yoko John najbardziej cenił niekomercyjność, czyli coś, czego od lat brakowało zarówno jemu, jak i jego twórczości. Od tej chwili postanowił, że jedynym jego natchnieniem do ustawicznego tworzenia będzie właśnie ona. Jeszcze w 1968 r. John zaczyna powoli odpychać od siebie dotychczasowych kolegów, przyjaciół z zespołu i ich żony, rezerwując wyłączność swojego czasu jedynie dla Ono. W marcu roku 1969 doszło wreszcie do ceremonii małżeńskiej Johna z Yoko na Gibraltarze. Panna młoda nie mogła wcześniej wyjść za mąż, ponieważ długo załatwiała formalności rozwodowe wynikłe z poprzedniego małżeństwa. Następne tygodnie przerodziły się w jedną wielką konferencją prasową znaną z hasła "Give peace a chance". Yoko i John cały tydzień spędzili w łóżku udzielając odpowiedzi na pytania zadawane przez natrętnych i dociekliwych dziennikarzy, nie mogąc poradzić sobie z całym tłumem ludzi dobijających się do drzwi apartamentu hotelowego, w którym zatrzymali się nowożeńcy.

W kolejnych latach John zdecydował poświęcić się karierze solowej, na co w końcu zdecydują się też pozostali członkowie Beatlesów. Utwory z tamtego czasu powstają albo dla Yoko, albo o Yoko. U progu lat siedemdziesiątych Lennon zaczyna krytykować pozostałych członków swojego dawnego zespołu. Zwłaszcza Paula, którego uważa za nieporadnego wyszydzając go, że pozwala swojej ówczesnej żonie Lindzie kierować całym swoim życiem.

W 1973 roku zmęczona kaprysami męża Ono wyrzuciła go za próg ich domu. Po chwilowym załamaniu, na pomoc Johnowi ruszył jego dobry przyjaciel z dawnych lat, Ringo Starr i razem zaczęli topić smutki zaglądając do kieliszka. Wkrótce John znalazł nową "muzę", która pomogła mu przetrwać trudny okres. May Pang, bo tak się nazywała, doprowadziła do skomponowania przez Johna następnych utworów i wydatnie pomagała mu przy pracy nad nowym albumem.

W 1975 roku Yoko Ono urodził się syn, którego ojcem był John. Lennon chciał być odpowiedzialnym ojcem i kolejne cztery lata spędził w domu opiekując się dzieckiem. Starał się naprawić wszelkie krzywdy, jakie wyrządził żonie. Spędzając teraz mnóstwo czasu w domowym zaciszu, John znowu zaczyna pisać wiersze i rysować. Przestaje koncertować, a zaczyna czytać książki i oglądać telewizję. W tym okresie John nagrywa co prawda jedną kasetę demo, na której znalazły się zupełnie nowe piosenki na różnorakie okazje, ale generalnie rozwija swe ulubione hobby, czyli leniuchowanie.

W 1980 r. John przeprasza Paula za swoje postępowanie i ujawnia, że ma poważny zamiar powrócić do przerwanej przed kilku laty kariery muzycznej. Ciągle jeszcze ma siłę do tworzenia kolejnych projektów chcąc tworzyć coś nowego. Napisał nawet kilkanaście piosenek w czasie swojej podróży z 1979 roku odbytej po Bermudach.

Nagrana w listopadzie w roku 1980 ostatnia wspólna płyta Yoko i Johna zatytułowana "Double Fantasy" była wspaniałym świadectwem ich wzajemnej miłości. Nowy album sławnej pary ogłoszono wśród sterty prezentów i kwiatów nadesłanych z okazji rocznicy urodzin Johna. Śmierć Lennona w dniu 8 grudnia roku 1980 udaremniła ambitne plany odnoszące się do jego dalszej działalności. Na pytanie zadane przez któregoś z licznych znajomych Yoko Ono "Czy wiesz, co zrobiłeś?", szaleniec, który zastrzelił byłego beatlesa odpowiedział: "Tak, właśnie zastrzeliłem Johna Lennona".

Beatlesi są jednym z nielicznych zespołów, który zakończył swą działalność na tyle szybko (a do tego z tak oszałamiającą karierą na koncie), iż fanom nie było dane obserwować, jak ich idole się starzeją. W pamięci wszystkich The Beatles z pewnością na zawsze pozostaną zespołem pełnym zapału i werwy. Łatwo się domyślić, jak gwałtownie skończyłby się mit o zespole wszechczasów, gdybyśmy musieli spoglądać na The Beatles, jak na kwartet starszych panów powoli wychrypujących swoje nieśmiertelne przeboje. Prawdopodobnie tragiczną śmierć Lennona w roku 1980 można przyjąć za szczęśliwe zakończenie działalności zespołu, który nie miał już nic nowatorskiego do zaoferowania swej, ciągle spragnionej nowej muzyki, widowni. Formacja The Beatles i tak na zawsze pozostanie grupą, której płyty sprzedawały się najlepiej w dziejach muzyki rozrywkowej, a dla sympatyków Johna, Paula, Georga i Ringo nigdy nie będzie dostatecznie ważne, czy zespół rozpadł się z tego, czy z innego powodu.