Narratorem i bohaterem „Ziela na kraterze” Melchiora Wańkowicza jest on sam. Swoją opowieść zaczyna od momentu, kiedy na świat przychodzi pierwsze dziecko jego i żony Zofii. Jest rok 1919. Narodziny Krystyny to wyjątkowo szczęśliwy dzień dla całej rodziny, natomiast Wańkowicz wspomina, że poprzedza je niestety bardzo smutna historia. W lipcu w trzytygodniowym odstępie umierają bowiem wujkowie Krystyny, a więc bracia żony Wańkowicza – Zofii. Te wydarzenia mają ogromny wpływ na nią, opiekuje się ona dziewczyną więc w sposób bardzo uważny. Boi się o jej zdrowie i życie.
Zmartwienia te nie są bezpodstawne. Niestety Krystyna nie zostaje obdarzona mocnym i silnym organizmem. Od momentu narodzin jest wyjątkowo chorowita, cierpi na duszności. Często dostaje też ataków wysokiej gorączki. To wszystko spędza jej rodzicom sen z powiek. Starają się więc szukać pomocy dla córki. Szukając sposobu na poprawę jej zdrowia, kontaktują się z różnymi lekarzami. Wielu z nich kompletnie nie ma jednak pomysłu, co powoduje te wyniszczające organizm dziewczynki ataki. W końcu jednak przyczynę odkrywa pediatra Szenajch, według którego duszność jest skorelowana z nerwicą, która rozwija się u dziewczynki. Znajduje jednak na nią lekarstwo. Sprowadza je dla niej z Paryża. Okazuje się, że jego stosowanie przynosi rezultaty i dziewczynka w końcu zaczyna odzyskiwać siły.
Niedługo po tych wydarzeniach na świat przychodzi druga córka Melchiora i Zofii – Marta. Dziewczynka rodzi się w majątku Tola, brata Wańkowicza, gdzie na krótki czas z Warszawy przenosi się rodzina Wańkowicza. Krysia pieszczotliwie nazywała siostrę Tili. Siostry zupełnie nie były do siebie podobne pod względem charakteru i osobowości. Marta od początku szła przez życie jak burza. Przede wszystkim była bardzo energiczną, pełną emocji, gotowości do działania dziewczynką. Nigdy nie brakowało jej pomysłów i chęci do różnego rodzaju zabaw. Psocić także lubiła.
Wańkowicz tłumaczy, że jego brat – Tol za udział w wojnie otrzymał w dzierżawę posiadłość w Jerce. W niej to właśnie przez pół roku wychowywało się razem aż sześcioro dzieci, w tym dwie córki narratora, które dorastały z dziećmi Tolów. Pobyt w Jerce skończył się jednak po sześciu miesiącach. Wtedy to też rodzina Wańkowicza wróciła na ulicę Elektoralną w Warszawie. Powrót ten nie był pełen entuzjazmu i radości, szczególnie że małżeństwo cały czas zmagało się z problemami finansowymi. Krysia także nadal nie była najmocniejszego zdrowia, zdarzały się jej nawroty choroby, które wyczerpywały organizm dziewczynki.
Melchior pracował jako sekretarz redakcji, co oznaczało, że bywał w domu bardzo rzadko. Zdecydowaną większość dnia spędzał z dala od rodziny. Wychodził wczesnym rankiem, wracał wieczorem. Mimo wymagającej pracy i zmęczenia, chłodnego mieszkania, wspólny czas ożywiały dziecięce zabawy, które dodawały Wańkowiczowi energii do dalszej pracy. Córki stały się inspiracją do jednego z pomysłów zarobkowych. Przesiąknięta dziecięcymi zabawami atmosfera mieszkania zachęciła Wańkowicza, aby zarabiać na życie tworzeniem sloganów i haseł reklamowych oraz pisaniem tak zwanych michałków. To wszystko sprawiło, że pensja Wańkowicza znacznie wzrosła. Sytuacja finansowa rodziny bardzo się poprawiła. Wielu właścicieli sklepów czy fabryk było gotowych wiele zapłacić, aby wymyślił dla nich chwytliwe, przyciągające uwagę hasełka. Rodzina poczuła wreszcie stabilizację, skończyło się nerwowe łatanie finansowych dziur i drżenie o każdy kolejny dzień. Chodziło jednak nie tylko o stabilizację finansową, ale i zawodową. Dzięki rosnącej popularności swojej twórczości Wańkowicz mógł sobie pozwolić na spędzanie większej ilości czasu z ukochanymi córkami. Wspólne zabawy mogłyby się dla niego nie kończyć. Wśród różnego rodzaju wspólnych aktywności nie mogło oczywiście zabraknąć również czytania. Melchior sporo czytał swoim córkom, był bowiem przekonany, że dzięki temu wpłynie na ich kulturę i wiedzę.
Dziewczynki bardzo ciekawie się rozwijały. Szybko zaczęto także dostrzegać różnice ich charakterów, choć nie brakowało także łączących je podobieństw. Dziewczynki zdecydowanie były nad wyraz ciekawskie, lista pytań nie kończyła im się właściwie nigdy. Rodzice wpadli więc na pomysł, aby obie nazywać „pytonami”. W nieustającym dociekaniu przodowała jednak Krysia, co znalazło odzwierciedlenie w epitecie „pytona nienasyconego”. Marta od samego początku bardziej energiczna, pełna radości i beztrosko pochodząca do wielu rzeczy nazywana była przez rodziców „Chłopkiem-Roztropkiem”.
Wańkowicz przypomina, że na Chełmszczyźnie zamieszkiwała ich ciotka – Mania Lechnicka. W jej Bezku dziewczynki spędziły sporo wakacyjnego czasu. Miały tutaj bowiem możliwość zabawy na świeżym powietrzu, w otoczeniu przyrody, a nie dudniącego hałasem miasta. Sama Mania była podoficerem artylerii. Walczyła w powstaniu śląskim w okresie walk o niepodległość. Była kobietą pełną energii, nieustraszoną, a do tego – jak na tamte czasy – niekonwencjonalną. Nie martwiło jej to, że Krysia albo Marta gdzieś podarły sukienkę, ubrudziły się lub obtarły skórę. Ciotka wspierała je w różnego rodzaju eskapadach i aktywnościach, te więc bez żadnego zawahania oddawału się pływaniu, wspinaczce, bieganiu. Potem do tego zestawu dołączyła także jazda konna.
Wańkowicz wspomina jednak nie tylko o Bezku, ale i Jodańcach – miejscowości na Litwie. Te okolice także narrator wraz z rodziną odwiedzał często, ponieważ mieszkała tutaj jego siostra – Regina. Była to jednak zupełnie inna kobieta niż Mania. Regina była bardzo wymagającą, surową kniahinią. Posiadłość, którą zarządzała, należała jednak właściwie do całej rodziny Wańkowiczów, także i Melchior czerpał z niej pewne korzyści finansowe.
Właśnie dzięki dość niespodziewanemu przepływowi środków finansowych Melchior podjął ważną dla całej rodziny decyzję. W Warszawie miał stanąć domek dla Wańkowiczów. Chodziło przede wszystkim o to, aby dziewczynkom zapewnić przestrzeń do rozwoju. Budynek zaprojektował architekt Tojłoczko. Domek miał powstać na Żoliborzu. Dzielnica ta dopiero na dobrą sprawę się budowała. Nie dojeżdżały tutaj jeszcze linie tramwajowe. Niełatwo było też ściągnąć tutaj ludzi do pracy – o dobrą kucharkę do pracy na Żoliborzu trzeba było naprawdę zawalczyć. Tutaj jednak powstawała przestrzeń umożliwiająca postawienie domu, o którym marzyli Wańkowiczowie. Melchior cieszył się, że jego rodzina będzie miała okazję z bliska obserwować, jak będzie powstawać nowa dzielnica stolicy.
Marzenie rodziny zostało spełnione. Powstał dom składający się w czterech poziomów. Oprócz parteru, dwóch pięter miał jeszcze suterenę. Był więc naprawdę przestronny i dawał rodzinie komfort mieszkania. Dziecięcy pokój zaplanowano na samym szczycie. W domu przewidziano także miejsce dla kucharki i pokojówki – kobiety zamieszkały bowiem razem z Wańkowiczami. Kucharkę określano mianem „Węża” i było to żartobliwe określenie, które wzięło się od zadanego przez nią pytania, czy szyja żyrafy jest „wonżem”. Pokojówkę nazwano z kolei „cielęciną”. W domu zamieszkały także i zwierzęta: Gaweł (pies) i Malwina (kotka).
W pobliżu mieszkania Wańkowiczów pojawiły się nowe zabudowania. Jedno z nich zajął klub sportowy. Melchior uwielbiał spędzać tutaj czas razem ze swoimi córkami. Razem grali w tenisa. W programie nieraz było także pływanie. Popularnością cieszyły się kajaki. Wańkowiczowie nazywali je kuwakami. Określenie to nie miało swojego szczególnego znaczenia, w rodzinie słowo to mogło oznaczać właściwie wszystko.
Dziewczynki miały swoją własną hierarchię ważności. Najważniejsze miejsce oczywiście przypadło rodzicom, których Marysia i Krysia nazywało King (to o tacie) oraz Królik (tak mówiły o mamie). Dla Wańkowicza niezwykle ważne było, aby jak najlepiej wspomagać rozwój i wykształcenie dziewczynek. Nie chodziło jednak po prostu o szkolną wiedzę, a o pobudzanie wyobraźni i rozbudzanie ciekawości otaczającego świata. Narrator podkreśla, ze jego celem była stymulacja kreatywności, ale przy okazji chciał wyrobić o córek duże poczucie samodzielności. Mama z kolei była dla Krysi i Marysi strażniczką porządku i to nie tylko tego domowego. To ona pilnowała przestrzegania przez nie wszelkiego rodzaju zasad.
Klub sportowy rozbudził u Wańkowiczów ogromną pasję do kajaków i spędzania na nich wolnego czasu. Chętnie wyprawiali się oni na kajakach w różne miejsca. Jednym z takich miejsc były Prusy. Po wyprawie do Królewca Marta napisała kilka felietonów. Już sama potrzeba przelania na papier tych doświadczeń pokazywała, jak te wyprawy były dla dziewczynki były ważne.
Samo pisanie nie było jednak tak proste, jak mogłoby się wydawać. Z takim tatą trudno było bowiem iść na skróty. Wańkowicz do każdego typu pisania podchodził bardzo na poważnie. Był ostrym recenzentem pracy córki, udzielał wskazówek, ale nie podsuwał pomysłów, nie redagował za nią także tekstu. Zależało mu na tym, aby praca dziewczynki była samodzielna. Wystarczyło kilka dni, aby teksty dziewczynki uzyskały zupełnie nowy kształt. Pomoc ojca okazała się nieoceniona, jeszcze ważniejsze jednak było, że ostateczny kształt tekstu był efektem pracy samej Marii, a nie naniesieniem poprawek ojca. Efekt był naprawdę satysfakcjonujący. Maria miała 8 lat, a jej felietony doczekały się publikacji w „Płomyku”. Dziewczyna dostała pierwsze w swoim życiu honorarium.
Rodzina coraz lepiej sobie radziła. Niedługo później wzbogaciła się o maszynę całkowicie zmieniającą ich życie. Był to samochód marki Ford, który pozwalał na znacznie wygodniejsze niż dotychczas podróżowanie. Dziewczynki nowego członka rodziny nazwały „Kacperkiem”. King nie od razu okazał się świetnym kierowcą, początki znajomości z „Kacperkiem” były dla niego trudne. Okazało się, że celujące stopnie w szkole nie gwarantują powodzenia w każdej dziedzinie życia. W końcu jednak udało się opanować umiejętność jazdy, co pozwoliło Kingowi zabrać rodzinę w podróż do południowej części Polski. Pierwszy przystanek to Częstochowa, potem przyszedł czas na Katowice i zwiedzanie tamtejszej kopalni. W końcu dotarli także do Cieszyna.
Po południowej części Polski przyszedł czas na Małopolskę. Wańkowiczowie zatrzymali się między innymi w Zawoi. Wańkowicz wspomina dumny z siebie, jak łowił tam pstrągi. Zmierzali jednak dalej. Celem było Zakopane. Po odwiedzinach w stolicy polskich Tatr ruszyli w kierunku Bieszczad. Planowali rozkoszować się pięknem podkarpackiej przyrody i się nie zawiedli.
Tego typu wyprawy świetnie działały na całą rodzinę. Dziewczęta zaczęły się coraz szybciej rozwijać. Widać było, że same czuły już, że kończy się czas zupełnej beztroski. Wszystko zaczęło się od lekcji tańca, kiedy to po raz pierwszy w życiu młodych córek Wańkowicza pojawili się chłopcy. Był to czas absolutnej zmiany dotychczasowego modelu rodzinnego życia. Wtedy rozpoczęły się wędrówki dziewcząt po lokalach, pierwsze miłości i uniesienia emocji. Dziewczęta jednak na rzecz zainteresowania płcią przeciwną nie porzuciły innych swoich zainteresowań. Kiedy tylko zaczęły się wakacje, Krysia, której prawdziwą pasją od jakiegoś czasu stało się rolnictwo, wyjechała do ojca chrzestnego, u którego pobyt dawał jej szansę na rozwój tych zainteresowań. Marta z kolei ponownie wyjechała z ojcem, tym razem ruszyli razem na Kresy. Kiedy Wańkowicz wrócił z córką do domu po tych wyprawach, okazało się, że Tila otrzymała od czytelników jednego z reportaży Wańkowicza – „Na tropie smętka” – prześlicznego pajacyka. Dla wielu czytelników tekstów Melchiora na zawsze miała już pozostać „Tirliporkiem” z tamtego tekstu. Nie było to jednak tylko marzenie czytelników. Także Zofia, jej matka marzyła o tym, żeby dziewczynki nie dorastały i na zawsze pozostały słodkimi dziećmi. One jednak nie słuchały. Z dnia na dzień rosły, dojrzewały, z dziewcząt zmieniały się coraz bardziej w kobiety. Zatrzymanie tego procesu było niemożliwe.
Kingowi pogodzenie się z tym faktem szło nieco lepiej niż jego małżonce. Postanowił on stopniowo, z rozsądkiem wprowadzać dziewczęta w świat dorosłych. Uznawał, że tego typu strategia jest lepsza i bardziej rozsądna niż próba ignorowania zmian, jakie zachodziły w ich życiu. Wańkowicz pozwalał więc na przykład swoim córkom próbować alkoholu. Zabierał je także ze sobą na różnego rodzaju wyjazdy. Zdawał sobie sprawę, że nadciąga trudny okres burz w ich życiu i tych zmian po prostu nie da się uniknąć. Nie wszystko jednak udało mu się przewidzieć.
Niedługo przed maturą Martę usunięto ze szkoły. Był to właściwie koniec szans na jej edukację. Przyczyną była przynależność dziewczyny do tajnej organizacji. Część rodziny uważała, że to King powinien interweniować. On jednak przekonał córkę, że sama powinna wyjaśniać i rozwiązywać swoje sprawy. Marta przyjęła wyzwanie, poszła do dyrektora, wyjaśniła wszystko i szybko została przywrócona do szkoły. Niedługo później obie córki Wańkowiczów mogły się pochwalić zdaną maturą. Rodzice nie byliby sobą, gdyby nie znaleźli sposobu, aby to uczcić. Nagrodą było sfinansowanie Marcie i Krysi wycieczki rowerowej, która miała prowadzić przez Belgię i Francję. Był rok 1938. Powoli czuć było rosnący wokół niepokój. Nikt jednak nie podejrzewał, jakie piekło czekało już za rogiem. Dziewczęta tym razem na wycieczkę pojechały bez ojca, ponieważ ten kończył kolejną swoją książkę – „Sztafetę”. Pisał ją na uczczenie 20-letnia polskiej niepodległości. Mimo że książka miała być wyrazem optymizmu odrodzonego kraju, Wańkowicz przeczuwał, że nad dopiero co odbudowany świat właśnie nadciąga kolejna burza. Wańkowicz uważał, że o ile mężowie stanu ani przedsiębiorcy się mogli do tego niepokoju nie przyznawać, o tyle serca kobiece wyczuwały niebezpieczeństwo. Jako otoczony trzema kobietami czuł wysyłane przez nie z każdej strony sygnały poczucia zagrożenia. Przeczuwały one nadchodzące niebezpieczeństwo i nie przekonywały ich zapewnienia dotyczące rzekomego spokoju.
Dziewczyny ruszyły jednak mimo wszystko na planowaną wyprawę. Było to w końcu niemałe wydarzenie w ich życiu. Zachód Europy to były regiony zupełnie jeszcze przez nie nieodkryte. Nad podróżującymi opiekę tym razem, niejako w zastępstwie za ojca, sprawowała Mam, która w strategiczne miejsca dojeżdżała pociągiem. Miejscem spotkania wieńczącym całą wyprawę było Monte Carlo. Stamtąd pani Wańkowiczówna i jej córki udały się do Fryburga. Tam bowiem swoje studia miała zaraz rozpocząć Marta.
King cały czas zastanawiał się nad przyszłością córek. Martwił się o nie, ale przede wszystkim chciał im zapewnić takie warunki, które gwarantowałyby spokój i możliwości rozwoju. Przypominał sobie przy tej okazji czas własnych studiów w Krakowie. Były to lata dla niego bardzo ważne. Wtedy bowiem wyjazd z zaboru rosyjskiego i przyjazd do Krakowa nie oznaczał wyłącznie zmiany miejsca zamieszkania, ale przede wszystkim szansę na autentyczne obcowanie z polską kulturą.
W tym samym czasie kobiety dotarły do Fryburga. Marta rozpoczęła studia na tamtejszym uniwersytecie. Krysia z kolei miała swoją edukację kontynuować, zgodnie z jej własnym życzeniem – na studiach rolniczych w Poznaniu. Ostatecznie jednak, pewnym zbiegiem okoliczności, trafiła do Jodańc, gdzie zamierzała oswajać się z zadaniami związanymi z uprawą ziemi. Rodzina się rozjechała. Do Warszawy Marta przyjechała dopiero na święta Bożego Narodzenia w grudniu 1938 roku. Co ciekawe, nie przyjechała sama. Razem z nią przyjechała jej przyjaciółka, Betty, która pochodziła ze Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Dziewczyna opowiadała u Wańkowiczów, jak dziwnym czasem jest dla niej pobyt w Polsce i jak wiele zamieszania wywołuje samym swoim pojawieniem się.
Zanim wybuchła wojna, King zdążył jeszcze wyjechać do Stanów Zjednoczonych. Został wysłany tam jako delegat na Kongres Pen Clubów, a więc stowarzyszeń zrzeszających literatów. Dopiero w amerykańskich gazetach miał okazję przeczytać wiadomości o zbliżającym się wejściu Hitlera do Pragi. Czuło się nadchodzącą wojnę. Wszyscy się jej właściwie spodziewali. Nie było jedynie wiadomo, kiedy do niej dojdzie. Amerykanie starali się zachować neutralność. Wańkowicz miał okazję na własnej skórze przekonać się, jak Amerykanie odcinają się od europejskiego zamieszania i twierdzą, że jeśli ostatecznie wojna wybuchnie, będzie to wyłącznie sprawa Europy.
We wrześniu 1939 roku nadszedł spodziewany kataklizm. Melchior wyemigrował do Rumunii. Tili, która błyskawicznie wróciła z Fryburga i zaciągnęła się natychmiast do pracy w szpitalu, była naocznym świadkiem ogromu ludzkiego cierpienia, jakie pojawiło się już w pierwszych dniach wojny. Krysia miała bardzo mieszane uczucia wobec wszystkiego, co się działo. Twierdziła, że nie potrafi po prostu nienawidzić Niemców. Wańkowiczowie uważnie śledzili rozwój sytuacji. Kiedy tylko okazało się, że porażka Polski jest właściwie przesądzona, podjęto decyzję, aby Tili wysłać do Stanów Zjednoczonych do jej przyjaciółki. Siostry na dzień przed wyjazdem młodszej z nich poszły do cukierni. Krysia z jednej strony zazdrościła siostrze, że spotkać ojca, do którego miała dołączyć w Rumunii. Z drugiej – sama jednak zdecydowała, że chce zostać w Polsce razem z matką. Poprosiła jednak, aby Marta przekazała ojcu ważną wiadomość. Okazało się, że córka tak bardzo chciała zostać w Jodańcach, ponieważ tam udzielała się na rzecz walki zbrojnej. Organizowała między innymi broń, pomagała żołnierzom. Nie była gotowa opuścić swojego stanowiska.
King na emigracji miał bardzo mocno utrudniony dostęp do wiedzy nie tylko o tym, co dzieje się w kraju, ale i w jego rodzinie. Wiadomości docierały do niego bardzo rzadko, a do tego były raczej skąpe. Krysia w korespondencji donosiła mu, że z komunikacji z siostrą wnosi, ze Tilusi jest ciężko. Uważała jednak, że ojciec podjął dobrą decyzję zachęcając ją do wyjazdu. Powinna się ona bowiem rozwijać. Krysia deklarowała, że również i ona nie zamierza się poddać. Obiecywała ojcu, że zajmie się sobą, zorganizuje sobie pracę, możliwości rozwoju. Starała się go uspokoić, przekonać, że na tyle, na ile jest to możliwe przy panujących warunkach, stara się mieć życie pod kontrolą. Krysia była przekonana, że do satysfakcjonującego życia potrzeba woli, wiary, talentów lub miłości. Była przekonana, że wybór jest kwestią indywidualną. Że tylko od niej zależy, co zrobi ze swoim życiem. Nie ma wpływu na to, że jest wojna, ale na to, jak ona się wobec niej ustawi – już tak.
Marta w Stanach podjęła naukę w college’u. Mama z Krysią w Polsce każdego dnia walczyły o dom, założyły ogródek warzywny, starały się zachować pozory normalności w wyjątkowo nienormalnych czasach. King natomiast przemierzał kolejne kraje. Podjął się bowiem pracy korespondenta wojennego. Zadanie to nie należało do najbezpieczniejszych, ale King był przekonany, że przynajmniej w taki sposób jest w stanie jakoś być może pomóc swojej ojczyźnie. Była natomiast wyjątkowo dumny ze swoich córek, które wybrały określone ścieżki życiowe i mimo że świat im tego nie ułatwiał, konsekwentnie trwały przy swoich wyborach. Każda z nich imponowała mu na swój sposób. Marta była ponadprzeciętnie pracowita, Krysia natomiast bardzo stanowcza i wytrwała w podjętych wyborach.
Trwała wojna. Nadzieje były coraz mniejsze, aż do momentu słynnej bitwy o Monte Casino, w której wziął udział również sam Wańkowicz. Opowieść o tym starciu stała się materiałem innej jego książki. Wśród polskich żołnierzy na obczyźnie pojawiła się nieśmiała nadzieja. Zupełnie inaczej sytuacja wyglądała w Polsce. Agresja niemiecka coraz bardziej się nasilała. Coraz częściej pojawiały się łapanki, przymusowe aresztowania, każdy z mieszkańców stolicy był zagrożony. Matka i Krysia mimo wszystko wytrwale wspierały walczących z Niemcami: w domu Wańkowiczów udzielano schronienia żołnierzom, tutaj częstokroć spotykali się także uczestnicy tajnych kompletów, a więc podziemnego nauczania. Krysia zdawała sobie sprawę, że za chwilę ona sama dołączy do organizacji podziemnej. Nie widziała dla siebie żadnej innej drogi. W końcu została przyjęta do grup szturmowych pod pseudonimem „Anna”.
24 lipca 1944 roku w domu odbywały się imieniny Krysi. Był to wyjątkowy dzień, w którym choć na moment starano się zapomnieć o tym, co dzieje się dookoła. Nawet coraz bardziej przygnębiona z dnia na dzień Mama była szczęśliwa i uśmiechnięta. Zwyczajne imieniny pełne śmiechu, zabawy i tańca – tak niezwykły jednak dzień w szarości wojny.
Tydzień później wybuchło powstanie warszawskie. W domu Wańkowiczów pojawiła się dzień wcześniej grupa żołnierzy „Parasol”. Po kilku kolejnych dniach było tam już bardzo wielu żołnierzy AK i AL. W dniu wybuchu powstania, matka Marty i Krysi wyszła do pracy bardzo wcześnie. Była łączniczką AK z Czerwonym Krzyżem.
Krysia ginie sześć dni po wybuchu powstania. Była członkinią oddziału walczącego na terenie Woli. Zginęła jak wielu jej przyjaciół z oddziału „Gryf”. Informacja ta nie dotarła od razu do matki. Wręcz przeciwnie – kiedy po długim czasie nie dostała ona od córki żadnych wieści, postanowiła jej sama poszukać. Dopiero wtedy udało się jej od jednej z łączniczek dowiedzieć, jaki los spotkał jej córkę.
Odnalezienie ciała jednak także nie było proste. Dzięki pomocy Zuli pani Zofia odnalazła jednak zbiorową mogiłę, w której spoczęło ciało jej córki. Mogiłą była jedna z warszawskich piwnic, w której spoczęło siedem ciał. Był to jednak wyłącznie grób tymczasowy. Stosunkowo szybko, jak na panujące wtedy warunki, udało się Krysię i innych żołnierzy jej oddziału przenieść na Powązki i pochować w krypcie „Parasola”.
Śmierć ukochanej córki była dla rodziny tragedią. Przede wszystkim dla matki, która z tą wiadomością przez dłuższy czas musiała mierzyć się sama. Niestety na tym nieszczęścia się nie skończyły. Zbombardowany, a w efekcie doszczętnie zniszczony został ukochany dom Wańkowiczów – po Domeczku zostało niewiele. Niemcy zniszczyli tym samym ukochane przez wszystkich domowników miejsce. Pani Zofia nie mogła więc dłużej zostać w Warszawie, choć byłoby to także niemożliwe w wyniku upadku powstania. Tym samym dołączyła ona do ogromnej grupy uchodźców, którzy w Polski ruszyli do Europy Zachodniej. We Włoszech po 6 długich latach rozłąki, spotkała się wreszcie z mężem.
„Ziele na kraterze” Melchiora Wańkowicza nie kończy się jednak informacją o śmierci córki. Narrator pisze do niej list, w którym zapewnia ją, że żyje i żyć będzie w ich pamięci. Przytacza także list, który Melchior i Zofia otrzymują od swojej drugiej córki. Tilia informuje ich, że wie o śmierci Krystyny, dlatego na cześć jej pamięci swoją niedawno narodzoną córkę powstania nazwać Anna Krystyna.
„Ziele na kraterze” Melchiora Wańkowicza rozpoczyna się od informacji o narodzinach córki Krystyny w 1919 roku. Wcześniej żona Wańkowicza – Zofia dowiaduje się o śmierci dwóch swoich braci. Rodzina mieszka w Warszawie, przy ulicy Elektoralnej. Krystyna jest dziewczynką bardzo chorowitą, więc przez pierwsze lata rodzice walczą o jej zdrowie. Na niedługi czas rodzina przenosi się do domu Tola – brata Wańkowicza. Tutaj rodzi się Marta, która nazwana zostanie przez starszą siostrę „Tili”. Wańkowicz sportretuje ją jako „Tirliporka” w „Na tropach smętka”.
Wańkowicz bardzo angażuje się w rolę ojca. Emocjonuje się wypowiadanymi przez nie słowami, spędza czas na zabawach. Niestety po powrocie do Warszawy musi zmierzyć się z problemami finansowymi. Te się jednak kończą, kiedy Wańkowicz zaczyna pisać slogany reklamowe. Doskonałą inspiracją jest dla niego świat wyobraźni córek, które śpiewają piosenki, tworzą zabawne wierszyki, bawią się w „lokomotywę”. Wańkowicz dba o ich edukację, czyta im książki.
Dziewczynki szybko dają znać o różnicy swoich charakterów. Krysia jest bardzo zdecydowana, uparta, konsekwentna, a przy tym bardzo ciekawska (stąd określenie „pyton” od nieustannie zadawanych pytań). „Tili” z kolei jest bardzo wesoła, beztrosko i odważnie podchodzi do życia, dlatego ojciec nazywa ją „Chłopkiem-Roztropkiem”.
Dziewczęta lato spędzają na wsi, bardzo często wyjeżdżają do ciotki, Mariii Lechnickiej do Bezka na Chełmszczyźnie, gdzie mogą szaleć do woli. Jeżdżą także do Jodańc – litewskiego majątku Wańkowiczów i ciotki Reginy. W pewnym momencie zapada decyzja o budowie przez Wańkowiczów domu w nowej dzielnicy Warszawy – na Żoliborzu. Mieszkanie jest naprawdę duże, zyskuje określenie Domeczek, oddające jak bardzo ważnym dla wszystkich mieszkańców jest miejscem. Razem z rodziną zamieszkuje tutaj kucharka, pokojówka, pies i kot. Dziewczynki są zachwycone nową okolicą, a jedną z najważniejszych atrakcji staje się Klub Sportowy.
Rodzice wychowują dziewczynki na dwa sposoby. Matka Zofia pilnuje porządku, zasad i reguł. On jako ojciec odpowiada za rozrywki dziewczynek, rozbudza w nich zainteresowanie literaturą, geografią, sportem. Dziewczynki bardzo lubią spływy kajakowe, które nazywają kuwakiem. Wyprawy są szczegółowo planowane. Marta po jednej z takich wypraw do Królewca pisze swoje pierwsze felietony. Na początku nie idzie jej to łatwo, ale konstruktywne uwagi ojca pozwalają jej dopracować teksty, które opublikowane zostają w „Płomyku”. Tili dostaje swoje pierwsze honorarium.
Kiedy zakupiony zostaje Ford zwany Kacperkiem, rodzina udaje się na podróż po południowej Polsce. Wańkowiczowie odwiedzają Częstochowę, Katowice, Jastrzębie-Zdrój, Zakopane.
Melchior jest bardzo dumny ze swoich córek. Z niepokojem i pewną ekscytacją obserwuje, jak dorastają, wchodzą w inny etap swojego życia, z urwisów przeistaczając się w młode kobiety. W domu Wańkowiczów panuje liberalny model wychowania. Rodzice uważają, że lepsze od radykalnych zakazów jest stopniowe testowanie zakazanych dotychczas im rozrywek. Niepokój wzbudza coraz mniej pewna sytuacja polityczna. Wańkowiczowie martwią się, że córkom przyjdzie żyć w bardzo trudnych czasach.
Próbkę mają już przed maturą Tili, kiedy na chwilę przed ukończeniem szkoły zostaje z niej wyrzucona za udział w tajnej organizacji założonej przez uczniów. Marta, wspierana przez ojca, sama rozwiązuje sprawę donosu i udaje się jej wrócić do szkoły. Obie córki wchodzą w dorosłość. Nagrodą za maturę jest wycieczka rowerowa po Belgii i Francji. Ojciec tym razem nie jedzie, bo kończy książkę. Opiekę sprawuje matka, która dojeżdża pociągiem do kluczowych miejsc trasy. Podróż wieńczy spotkanie w Monte Carlo. Stąd kobiety jadą do Fryburga, gdzie rozpoczyna swoją edukację Marta. Krystyna wraca z matką do Polski. Marta przyjeżdża na święta ze swoją przyjaciółką – Amerykanką Betty.
Wańkowicz w 1938 roku podróżuje do Stanów Zjednoczonych, gdzie dowiaduje się, jak bardzo realne jest niebezpieczeństwo wojny i ataku Niemiec. Widzi także bardzo zdystansowaną pozycję Amerykanów, którzy uważają to za problem Europy, do którego nie chcą się zupełnie mieszać.
Konflikt zbrojny w Europie jest coraz bardziej realny. Dosłownie w przeddzień wybuchu wojny Krystyna wraca do Warszawy z Jodańc, gdzie poszerzała swoją wiedzę rolniczą. Zaraz po wybuchu wojny do Polski wraca Marta. Wańkowicz wyjeżdża natomiast do Rumunii jako korespondent wojenny. Zofia z kolei jedzie do Lwowa, gdzie przechodzi szkolenie przysposobienia wojskowego kobiet. Ten wyjazd okaże się początkiem długiej, bo 6-letniej rozłąki między małżonkami. Krysia spotyka się z ojcem przy Święcicach i tam się z nim żegna.
Wańkowicz na emigracji pisze teksty zaangażowane w wojnę, przygotowuje „Wrzesień żagwiący”. Rodzina decyduje o wysłaniu Tili do jej amerykańskiej przyjaciółki. Córka najpierw przyjeżdża do Rzymu, aby pożegnać się z ojcem. Matka i Krystyna zostaną w Polsce. Starają się sobie radzić – uprawiają ogród warzywny, wynajmują pokoje w Domeczku. Kontakt między kobietami a pozostałymi członkami rodziny jest utrudniony. Wańkowicz zostaje się na Cypr – tutaj komunikacja się poprawia. Dzięki listom od córki dowiaduje się o trudnym położeniu mieszkańców Warszawy. Tili uspokaja ojca, że przynajmniej u niej jest bezpiecznie i zaczyna naukę w college’u w Rosemont.
Wańkowicz rozpoczyna pracę korespondenta wojennego. Uczestniczy w bitwie pod Monte Cassino. W Warszawie sytuacja jest coraz trudniejsza. Krystyna nie jest gotowa biernie się jej przyglądać, chce walczyć. Zostaje przyjęta do szturmówki pod pseudonimem „Anna”. 24 lipca 1944 hucznie świętowane są jej imieniny. Tydzień później wybucha powstanie warszawskie.
Przed jego wybuchem w Domeczku pojawiają się członkowie jednego z oddziałów batalionu „Parasol”. Krysia jako członkini oddziału „Gryf” ginie szóstego dnia powstania warszawskiego na Woli. Matka szczegóły śmierci córki poznaje od jednej z łączniczek, razem z nią odnajduje zbiorowy grób w jednej z piwnic. Potem Krysia zostaje pochowana na Cmentarzu Powązkowskim w kwaterze żołnierzy „Parasola”. Domeczek zostaje zbombardowany. Zofia opuszcza Warszawę i udaje się do Europy Zachodniej, gdzie spotyka się z Melchiorem w 1945 roku. Docierają do nich spóźnione listy Marty. Tili, która wie już o śmierci siostry, informuje ich, że swojej córce nadała imiona Anna Krystyna.