Gustaw Herling-Grudziński

Inny świat - streszczenie szczegółowe

Powieść „Inny świat” Gustawa Herlinga-Grudzińskiego otwiera cytat z „Zapisków z martwego domu” Dostojewskiego: „Tu otwierał się inny, odrębny świat, do niczego niepodobny; tu panowały inne, odrębne prawa, inne obyczaje, inne nawyki i odruchy; tu trwał martwy za życia dom, a w nim życie jak nigdzie i ludzie niezwykli. Ten oto zapomniany zakątek zamierzam tutaj opisać”.  

Część pierwsza

Witebsk – Leningrad – Wołogda 

Więźniowie w Witebsku czekali na rozstrzygnięcie ich losów. Kolejne dni wydawały się bardzo jednostajne, od posiłku do posiłku. W końcu jednak coś się zmieniło. Pewnego dnia pojawiła się informacja, że Paryż został zajęty przez Niemców. W październiku wywołano 50 więźniów, którym przedstawiono akty oskarżenia i wyroki. Wśród tej grupy był Gustaw. Wyrokiem nie był zdziwiony, bo na dobrą sprawę znał go od czasów pobytu w więzieniu w Grodnie, gdzie uznano go za Polaka na usługach Niemców. Wnioski takie wysnuto na podstawie pierwszego członu nazwiska (Herling), który miał wskazywać na pokrewieństwo z niemieckim marszałkiem lotnictwa i butów z cholewkami świadczących o byciu majorem w polskim wojsku. Z tych to dowodów wysnuto oskarżenie o przekroczeniu granicy sowiecko-litewskiej w celu działania na szkodę Związku Sowieckiego. Karą miało być 5 lat pobytu w rosyjskim obozie. W więzieniu Gustaw poznaje „bezprizornych”, czyli młodych Rosjan, członków półlegalnej mafii, prowadzących hulaszcze życie, którzy do więzienia trafiali, by odpocząć od niego. 

Gustaw rozmawia jedynie z Żydem – szewcem z Witebska, skazanym za niechęć do zelowania butów skrawkami skóry. Mężczyzna jednak nie martwił się o siebie, a o syna – kapitana lotnictwa. Wierzył, że dzięki synowi zostanie zwolniony z wyroku. Niestety jeden z młodych chłopców doniósł strażnikom o posiadanym przez Żyda zdjęciu oficera Armii Czerwonej, więc mu je odebrano. W listopadzie 1940 roku więźniów podzielono na grupy i wysłano do różnych obozów. Gustaw najpierw trafił do tzw. „Pałacu Zimowego” w więzieniu, a więc części przeznaczonej dla Rosjan, którzy popełnili drobne przestępstwa z karą do 18 miesięcy więzienia. Warunki tutaj były zupełnie inne niż te panujące w części dla więźniów politycznych, gdzie drugą osobą po dowódcy był urka – przestępca, którego siłę wyznaczała liczba morderstw i dni w izolacji.  

Kiedy Gustaw dostał się już do właściwej, „politycznej” celi nr 37, poznał pułkownika artylerii Szkłowskiego (wywodzącego się z rodziny powstańców styczniowych) i pułkownika Iwanowicza – byłego pracownika wywiadu. Potem Gustaw i Szkłowski trafili razem do jednego transportu razem z urkami grającymi o cudze rzeczy, w tym płaszcz Szkłowskiego. W Wołogdzie wysiadł tylko Gustaw, który po nocy w tutejszym więzieniu trafił do Jercewa koło Archangielska.  

Nocne łowy 

Obóz w Jercewie wybudowało 600 więźniów w 1937 rok przy minus 40 stopniach. Wielu zmarło podczas pracy. Przeżyli głównie Finowie, Bałtowie i Rosjanie. Kiedy przybył tutaj Gustaw był to już ważny ośrodek pozyskiwania drewna, w którym pracowało 30 000 więźniów. Nocne rządy, czyli „proizwoł” sprawowali tutaj najsilniejsi więźniowie. „Urkowie” rządzili od wieczora do świtu. Strażnicy nie byli w stanie im przeszkodzić m.in. w nocnych łowach na kobiety dopiero co przybyłe do obozu.   

Gustaw najpierw trafił do szpitala, ponieważ się rozchorował. Tutaj było czyste łóżko i szansa na odpoczynek. Ci, którym nie udawało się jednak pomóc, trafiali do baraku dla niepracujących, zwanego Trupiarnią. Podpowiedzi dyżurnego Dimki pozwoliły Gustawowi wkupić się w łaski urka rządzącego jego barakiem. Sprzedał mu bowiem swoje buty. Gustaw trafił do grupy tragarzy, którzy nie mieli normowanego czasu pracy, ale mieli szansę na zdobycie jakiegokolwiek dodatkowego pożywienia, co było bezcenne. Brygadą rządził Ukrainiec Kowal. Pewnego dnia poszli na nocne łowy. Zgwałcili dziewczynę, którą przywlekli następnie do obozu, aby dalej ją wykorzystywać. Następnego dnia dziewczyna do baraku przyszła z własnej woli, zaczęła całować Kowala i została na noc. Ta sytuacja trwała długo, ale kiedy reszta zorientowała się, że Marusia staje się coraz ważniejsza dla Kowala, zaczęli być jej niechętni. Jeden z nich próbował ją zaczepić, dziewczyna go więc opluła. Kowal chciał stanąć w jej obronie, ale kiedy zobaczył, że wszyscy są przeciwko niemu, kazał dziewczynie oddać się jego towarzyszom. Trzy dni później na własną prośbę opuściła obóz, a urkowie Kowala na nowo się zjednoczyli. 

Praca 

Każdy dzień wyglądał w obozie podobnie. Pobudka o 5.30. Jedynie ci, którzy mieli zwolnienia, mogli wstać trochę później. Następnie trzeba było ze strzępów ubrań stworzyć strój do pracy, najczęściej przez około 11 godzin. Nie było nadziei na zmianę. Doskonałym tego przykładem był kolejarz Ponomarenko z 10-letnim wyrokiem, który odliczał czas do jego końca. Kiedy jednak ten się zbliżał, okazało się, że kara została przedłużona. Pomarenko zaś niedługo po tym dostał ataku serca i zmarł.   

Na posiłkach były trzy kolejki: stachanowców wyrabiających 125% otrzymujących w nagrodę więcej kaszy i niewiele ryby; zwykłych pracowników z wynikiem około 100% normy otrzymujących posiłek już bez ryby; niepracujących oraz osiągających wyniki poniżej 100%, którzy dostawali resztki. Gustaw szybko się zorientował, że nawet jedna łyżka jedzenia więcej oznacza lepszą produktywność, dlatego więźniowie są w stanie zrobić za nią naprawdę dużo.  

Normę obliczano na brygadę. To sprawiało, że każdy każdego pilnował, aby wyrabiał jak najlepszy wynik. To uniemożliwiało poczucie solidarności i głębokich więzi. Najgorzej mieli pracujący przy wyrąbie lasów, ponieważ do miejsca pracy szli jeszcze 5-7 kilometrów. Istotną funkcję pełnił „dziesiętnik” obliczający normę dla brygady. Oczywiście można było próbować go przekupić. Na dobrą sprawę trudne, a czasami niemożliwe było osiągnięcie nawet 100%, nie mówiąc już o wyższych wynikach. Największe możliwości oszustwa mieli tragarze, ale trzeba było pamiętać, że karą za znalezienie przy kimkolwiek nie jego rzeczy, było stanie na mrozie przez kilka godzin. Rejestr zarobków był kolejną formą nacisku – Gustaw dowiedział się np., że po pół roku zarobił tyle, że ledwie pokryło to koszty jego pobytu w obozie.  

Ochłap 

W 1941 roku umiera Gorcew, który podobno wcześniej pracował w NKWD. Kiedyś podobno sam wykrzyczał, że on też kiedyś tak zabijał, jak zabija się w obozie. Na tej podstawie wywnioskowano, że jest on byłym oprawcą, więc szykowano na nim lincz. Jeszcze gorzej zrobiło się, kiedy jeden z nowych więźniów rozpoznał Gorcewa i opowiedział innym, jak to wbijał on ludziom igły pod paznokcie lub torturował w inny sposób. Gorcewa pobito do nieprzytomności, ale nie odpuszczono mu. Przydzielono do brygady pracującej, dostawał jedzenie z najgorszego kotła. Kiedy zemdlał podczas pracy, załadowano go na sanie, żeby odwieźć go do zony. Po drodze jednak spadł z sań. Pozostawiono go na śmierć.  

Zabójca Stalina 

„Wygrałem zakład, przegrałem życie” – to podsumowanie historii człowieka, który znajduje się w obozie już 7 lat. Trafił tutaj za to, że założył się z przyjacielem, że jednym strzałem wyceluje w obraz z podobizną Stalina. Po jakiejś scysji przyjaciel na niego doniósł. NKWD przyszło na oględziny obrazu, w efekcie został aresztowany. W końcu trafił do tragarzy, jak Gustaw, ale musiał o to długo zabiegać. Najpierw pracował dobrze, ale potem zaczęło się to zmieniać. Kiedy spadł na tory, okazało się, że cierpi na kurzą ślepotę. Pogarszanie się wzroku w ciemności w warunkach obozowych było właściwie wykluczające, jeśli chodzi o pracę tragarza. Musiał przenieść się do leśnej, co spowodowało pogorszenie jego zdrowia, a w końcu śmierć. Niewiele przed nią, kiedy spotkał go Gustaw, ten powiedział mu, że naprawdę jest zabójcą Stalina.  

Drei Kameraden 

Gustaw po dniu pracy, kiedy wreszcie mógł wrócić do bazy, udawał się do baraku „pieriesylny”, gdzie czekano na przeniesienie do innych obozów. Z Jercewa przerzucano więźniów do miejsc o jeszcze gorszych warunkach. W tym przechodnim baraku można się było jednak dowiedzieć, jak było gdzie indziej. Tutaj także handlowano. Od 1940 roku docierało tutaj dużo Polaków, Ukraińców, Białorusinów i Żydów. Potem pojawili się także Finowie. Im bardziej front przesuwał się na wschód, tym więcej można było spotkać Niemców. W 1941 Gustaw poznał trzech mechaników samochodowych: studenta Stefana oraz Hansa i Ottona, którzy wyemigrowali z Niemiec na Wschód. Cała trójka należała do niemieckiej partii komunistycznej. Niestety dotknęła ich tzw. Wielka Czystka. Oskarżono ich o szpiegostwo. Kiedy dowiedzieli się o pakcie sowiecko-niemieckim, rozpoczęli strajk głodowy. Rosjanie uwolnili większą część Niemców, ale zatrzymali kilkudziesięciu. W tej grupie byli Otto, Stefan i Hans. W 1940 usłyszeli 10-letnie wyroki. Wysłano ich do Jercewa. To z nimi dyskutował Gustaw o obozach koncentracyjnych w Niemczech i obozach pracy w Rosji. Następnego dnia Niemcy poszli do Niandomy.  

Ręka w ogniu 

System obozowy zakładał pełną eksploatację sił więźnia. Już na etapie więziennych przesłuchań starano się rozbić jego osobowość. Budzono w środku nocy, oślepiano, głodzono nęcąc jednocześnie zapachem kawy i papierosów, trzymano przez wiele godzin na twardym krześle – wszystko by wydobyć podpis pod przyznaniem się do winy. Nie chodziło jednak jedynie o podpis. Celem było doprowadzenie do takiego rozpadu osobowości, że nagle świadomość, pamięć, uczucia zaczynają się dekomponować. Nagle wina, która jeszcze przed chwilą wydawała się absurdem, nagle staje się w pełni realna. Nagle wszystko się zmienia, z człowieka uchodzi napięcie, a on sam zaczyna wierzyć w popełnione wykroczenia i przestępstwa. Dlatego właśnie więźniowie sami podpisywali akty oskarżenia. Tutaj nie było już racjonalnej oceny. Emocjonalne rozbicie umiejętnie wykorzystywał śledczy, pokazujący dowód na winę i wtedy przychodziło przyznanie się do zarzucanego czynu i skrucha. Do czasu wyroku i wyjazdu do obozu, więzień nie mógł z nikim rozmawiać. Po przyjeździe zaś zaczynały się liczyć jedynie praca i litość dla współwięźniów, która dawała poczucie człowieczeństwa. Obóz jednak zmieniał. Najpierw więźniowie sobie pomagali z czasem jednak, w miarę zmęczenia, przytłaczającej ilości pracy, braku jedzenia, sytuacja się zmieniała.  

Michaił Aleksiejewicz Kostylew przybył z Mostownicy. Trafił do grupy Gustawa. Był to komunista studiujący w Akademii Morskiej. Wierzył w komunizm jako drogą do wolności Europejczyków. Sytuacja zmieniła się, kiedy odkrył na drugim roku powieści francuskie, które pokazywały zupełnie inny świat. Doszedł do wniosku, że partia ukrywała przed nim prawdę. W 1937 aresztowano go, przyznanie się do winy wymusiły dopiero tortury psychiczne. Kostylew wszystko zmyślił, ale ostatecznie uznano go za wroga, chcącego obalić Związek Sowiecki. Najpierw skazano go na 10 lat obozu. Jako inżynier, człowiek wykształcony i przydatny, otrzymywał lekkie zadania do pracy. Kiedy jednak złożono na niego donos, trafił do leśnej brygady. Gardził swoimi współwięźniami. Aby się od nich odciąć, czytał książkę, która otworzyła mu oczy. Gustaw zorientował się, że Kostylew co wieczór wsuwa rękę do pieca, by uzyskać zwolnienie od pracy i móc czytać. Miała przyjechać do niego matka. Postanowiono go jednak przenieść na Kołymę, co oznaczało właściwie pewną śmierć. Chłopak przeżywał, że nie spotka się z matką. Oblał się więc wrzątkiem i zmarł w męczarniach. Matki nikt nie poinformował, więc kiedy przyjechała na wiedzenie, dostała tylko resztkę jego rzeczy. 

Dom Swidanij 

W Domu Swidanij więźniowie spotykali się z krewnymi. Te wizyty były możliwe bardzo rzadko, raz na rok, a większość i tak nie mogła z nich skorzystać. Trzeba było bowiem dostać na to zgodę, a o nią trzeba było walczyć czasem nawet kilka lat. Na takie wizyty mogli liczyć ci o 100% normy, nienagannej przeszłości politycznej, przestrzegający wszystkich reguł. Spotkania trwały trzy dni, przed nimi trzeba było podpisać deklarację milczenia o warunkach życia w obozie. Przed takim spotkaniem więzień dostawał zgodę na wizytę w łaźni, był u fryzjera, dostawał nowe ubranie. Sam dom był z sosnowych desek, były w nim firanki, a na czas odwiedzin każdy dostawał swój pokój.  

Zmartwychwstanie  

Wyjątkowym miejscem w obozie był szpital. Choćby kilkudniowy pobyt tam był szansą na złapanie oddechu i odpoczynek. Czyste łóżko przywracało godność. Szpital mieścił się obok Domu Swidanij. Szpitalem kierował lekarz z Jercewa, Jegorow oprócz niego było trzech lekarzy: Loevenstein, Zabielski i Tatiana Pawłowna. Także i oni byli więźniami, musieli więc przestrzegać przepisów. Często jednak po odbyciu kary dostawali propozycję pracy. Pobyt w szpitalu dla więźniów oznaczał możliwość skorzystania z łaźni, czystą bieliznę, co prawda najbardziej ubogi kocioł na stołówce, ale mimo to wszyscy chcieli tam trafić. Za samookaleczenia groziła jednak kara kolejnych 10 lat za sabotaż. Sam Gustaw wyszedł jednak pewnego dnia na 35 stopniowy mróz, aby trafić do szpitala. Dostał 2 tygodnie zwolnienia. Najpierw korzystał z ciszy i spokoju, potem jednak poznał bliżej swoich towarzyszy: Niemca S. i Rosjanina Michaiła Stiepanowicza W.  

Jegorow kierujący szpitalem związał się z pielęgniarką Jewgieniją Fiodorowną, która najpierw pracowała w lesie. Kobieta odczuwała jednak wyrzuty sumienia, ponieważ związała się z wolnym człowiekiem. Związek ten nie mógł przetrwać. Ona sama weszła w związek z innym więźniem – Jarosławem R.  Jegorow walczył o nią, doprowadzając do wysyłki Jarosława R do obozów peczorskich. Dzień przed jego wyjazdem kobieta zgłosiła się jednak z podaniem o analogiczne przeniesienie. Zmarła przy porodzie.  

Wychodnoj dień 

W obozie istniał wychodnoj dien, czyli dzień wolny od pracy. Najpierw był przypisany na stałe, z czasem jednak władze ustaliły, że będzie się pojawiał, jeśli obóz przekroczy górną granicę produkcji na kwartał. Obóz w takim dniu zmieniał się nie do poznania: była muzyka, śpiew, rozrywki i drobne przyjemności. Każdy spędzał go jednak na swój sposób. Gustaw odwiedzał innych więźniów. W czasie takich odwiedzin więźniowie wzajemnie opowiadali sobie historie. Jedną z nich była m.in. opowieść Fina, Rusto Karinena o nieudanej próbie ucieczki z obozu. Po własnych doświadczeniach dochodzi on do wniosku, do którego przekonuje także i innych, że z obozu nie ma ucieczki, nie da się uwolnić ze związku z tym miejscem, niezależnie od tego, jak wiele determinacji jest w człowieku.   

Część druga

Głód 

Niewątpliwie najgorszą sytuację w obozie miały kobiety. Wiązało się to bowiem z dwoma rodzajami głodu występującymi w obozie. Oprócz tego fizycznego, był jeszcze seksualny. Według przekonania wielu więźniów, jeśli kobietę złamie się głodem fizycznym, to można zaspokoić obie potrzeby. Nie ma bowiem takiej rzeczy, której człowiek nie zrobi, aby uniknąć bólu lub głodu. Kobiety w obozie pozwalały się wykorzystywać dla kawałka chleba. Ciąża dawała wolne od pracy na trzy miesiące przed porodem i 6 po nim. Kobiety nie broniły się więc przed zachodzeniem w nią.  

Pojawiły się jednak wyjątki, kobiety, które tym brutalnym regułom nie chciały się podporządkować. Jednym z takich wyjątków była młoda Polka. Dumna kobieta nie chciała zgodzić się na jakąkolwiek formę kontaktu z mężczyznami z obozu. Gustaw był gotowy założyć się z inżynierem Polenko, że kobieta się nie ugnie. Sromotnie przegrał jednak zakład już kilka tygodni później, kiedy kobieta złamana głodem, bólem i ciężką pracą podporządkowała się sile mężczyzn. Najdłużej opór tym regułom stawiała opór rosyjska śpiewaczka operowa Tania, w końcu jednak i ona się ugięła.  

Głód był największym wrogiem więźniów. Jak bardzo byli niedożywieni, widać był z łaźniach. Do tych jednak wstępowali jedynie raz na trzy tygodnie. To tutaj Gustaw poznał prof. Borysa Lazarowicza N. W obozie była także jego małżonka – Olga. Profesor niedługo później trafił do trupiarni. Olga pracowała w brygadzie żywnościowej. Ponieważ profesor już przymierał głodem, odesłano go do innego obozu. Olga z Gustawem natomiast starali się przemycić do obozu choć kawałki ciasta. Inny więzień był tak głodny, że w obawie przed śmiercią głodową zabił psa.  

Krzyki nocne 

Światło w barakach paliło się całą noc. Po pracy więźniowie mieli więc też chwilę dla siebie. Spędzali ten czas na pryczach, snując opowieści, grając w karty. Największym strachem były nawracające myśli o śmierci. Zaraz po swoim przyjeździe Gustaw dostrzegł starca, który siedział z pustymi oczami przy piecu. Modlił się już o śmierć. Był rolnikiem z Czeczeni, który w wyniku kolektywizacji popadł w skrajną biedę i nie chciał oddać worka pszenicy. Skazano go na 15 lat. Tylko on nie krzyczał przez sen. Innych dręczyły koszmary, myśli o anonimowej śmierci. Aby temu przeciwdziałać, wzajemnie obiecywali sobie, że ten kto przeżyje, poinformuje rodziny pozostałych o dacie śmierci, przybliżonym miejscu pochówku. Nikt nie wiedział bowiem, czy rodziny mają jakąkolwiek wiedzę o tym, co się dzieje ze zmarłymi więźniami. Około 22 rozmowy ustawały, obóz zasypiał, ale już po północy wszędzie było słychać jęki więźniów, czasami przerywane mocniejszymi krzykami.  

Zapiski z martwego domu 

Czasami w obozie organizowano pokazy filmu lub przedstawienie. Był do tego przeznaczony specjalny barak, którym opiekował się Kawecze, czuwający również nad biblioteką. Potem funkcję ten pełnił Kunin zamieszkujący tam z żoną. Jego pomocnikiem był Paweł Iljicz. Kawecze miał poczucie misji. Chciał dla więźniów zorganizować kursy doszkalające, natomiast pomysły te nie były najlepiej przyjmowane. To, co można było wypożyczać z biblioteki, zależało od paragrafu, za który więzień został skazany. Literatury propagandowej więźniowie polityczni nie mogli dostać od ręki. Pospolici natomiast nie mieli tutaj żadnych ograniczeń. Generalnie biblioteka nie cieszyła się zainteresowaniem. Zupełnie inaczej było z przedstawieniami. To był ważny dzień dla więźniów. Inaczej się oni nawet do siebie odzywali, mieli poważne, odświętne miny. Puszczano np. amerykańskie filmy, które zawsze poprzedzała jednak krótka sowiecka migawka. Obecnie organizowano pokazać „Wielkiego walca”. Film wzruszał przede wszystkim dlatego, że pokazywał życie ludzi wolnych. Obok Gustawa siedziała Natalia Lwowna z biura rachmistrzów, która płakała mówiąc, że nie może opanować się widząc, że za murami nic się nie zmienia. Dała mu książkę Dostojewskiego „Zapiski z martwego domu”. Gustaw czytał ją przez kolejne dwa miesiące. Przeżył wtedy coś na kształt oświecenia. Niestety wiedza ta prowadziła do myśli samobójczych. Śmierć jawiła się bowiem jako jedyna droga do wyzwolenia. Natalia, kiedy odbierała od Gustawa tę książkę powiedziała, że książka ta dała jej poczucie wolności. To w końcu ona jest panią swojego życia, decydującą kiedy i jak chce umrzeć.  

Następne przedstawienie zostało ogłoszone wcześniej. Trwały próby i intensywne przygotowania. Planowano bowiem koncert Tani, osadzonej w Jercewie śpiewaczki operowej. Na ten występ Gustaw poszedł w towarzystwie Natalii i Olgi. Oprócz Tani występował Zelik Lejman dając koncert skrzypcowy. Gustaw się zasłuchał. Zorientował się jednak, że Natalia wyszła w trakcie. Później dowiedział się, że próbowała ona targnąć się na swoje życie. Na szczęście sąsiadka z kolejnej przyczy przywołała wartowników i kobietę przeniesiono do szpitala. Była tam dwa miesiące. Po wszystkim dostała nowy przydział, więc Gustaw więcej jej nie spotkał.  

Na tyłach otieczestwiennoj wojny

Partia szachów

Kiedy wybuchła wojna rosyjsko-niemiecka, Gustaw przeszedł istotną zmianę. Przeniesiono go wraz z innymi cudzoziemcami i rosyjskimi więźniami politycznymi do pracy przy wyrębach leśnych. Była to znacznie cięższa praca niż ta, którą do tej pory wykonywał. Władze obawiały się tej wojny i jej możliwych skutków. Więźniowie między sobą o wojnie mówili mało, ale można było się zorientować, że przynajmniej część oczekuje nadejścia wojsk hitlerowskich. Wojna po części przyczyniła się także do zmian administracyjnych. Usunięto wszystkich więźniów politycznych z jakichkolwiek obozowych stanowisk. Na ich miejsce zatrudniono wolnych ludzi. Więźniów niemieckiego pochodzenia przydzielono oczywiście do brygad leśnych. Obwieszczono, że zwalnianie więźniów z obozu zostaje zawieszone, podwojono wyroki tym skazanym za szpiegostwo dla Niemców.  

Kiedy doszło w końcu do podpisania paktu Sikorski-Majski, sytuacja więźniów polskiego pochodzenia zmieniła się w ogromnym stopniu. Nagle zaczęli być oni uważani za sojuszników. To z kolei sprawiło, że Polaków władza rosyjska, przynajmniej przez chwilę, prezentowała jako walczących w imię wolności. To szczególne traktowanie, a także związana z tym i ogłoszona oficjalnie amnestia, sprawiły, że pozostali więźniowie odsunęli się od Polaków. Dotyczyło to tak cudzoziemców, jak i Rosjan. Patrzyli oni na Polaków jako swoich przyszłych prześladowców w więzieniach sowieckich. W grudniu 1941 roku do obozowiczów dotarła wiadomość, deklaracja Stalina, że Niemcy zostali zatrzymani na linii Moskwy i Leningradu. Nikogo ze skazańców ta wiadomość szczególnie nie pocieszyła.  

Wcześniej w obozie wydarzył się wypadek. Na terenie obozu stał tzw. barak techniczny. Pracujący tutaj wykonywali te same prace, którymi zajmowali się na wolności. Ich szczególne umiejętności sprawiały, że cieszyli się oni tutaj szczególnymi przywilejami, choć często zdobytymi kosztem donosicielstwa. Gustaw miał tutaj wielu znajomych, przychodził grać w szachy. Pewnej nocy, kiedy wspólnie z Weltmannem, Loevensteinem i Mironowem rozgrywali partię szachów, a Ormianin Machapetianow odpoczywał na pryczy, włączony był głośnik radiowy z informacjami z frontu. Jeden z pijanych techników stanął w drzwiach i po zakończeniu relacji, zapytał ile rosyjskich samolotów zostało zestrzelonych przez Niemców. Zapadła cisza, a inny technik Zyskind wyszedł z baraku. Nie minęło 15 minut, kiedy pojawili się oficerowie, zabrali pijanego technika i Machapetina, by potwierdził, co się wydarzyło. Zyskind wrócił chwilę później. Gustaw spojrzał na niego, a ten spokojnie stwierdził, że obył się trybunał. Słychać było strzał.  

Sianokosy 

Gustaw z całego pobytu w obozie najlepiej wspomina okres sianokosów, kiedy to praca do wykonania była daleko za obozem. Co prawda dotarcie na miejsce zajmowało trochę czasu, natomiast i tak było to jedno z najprzyjemniejszych zajęć, jakie musieli wykonywać więźniowie. Na czele brygady stał stary cieśla – Iganow, który nie był zainteresowany korzystaniem ze swoich przywilejów. Gustaw w tym czasie nawiązał także przyjaźń ze starym bolszewikiem Sadowskim. Jednocześnie oczekiwał na zwolnienie z więzienia w wyniku amnestii.  

Kiedy zakończono sianokosy, brygada Gustawa została przekierowana do wyniki drzew. Mężczyźni mieli piłować i ładować na wozy odpowiednio przygotowane klocki. Gustaw był bardzo osłabiony w tym czasie, więc praca ta była dla niego jeszcze trudniejsza. Wszystko wynikało z bardzo radykalnej zmiany warunków, co poskutkowało cyngą i kurzą ślepotą. Gustaw opadał z sił, Sadowski cierpiał na obłęd głodowy. Gustaw martwił się, że amnestia go ominęła. Rozmawiał z innymi Polakami wychodzącymi z innych łagpunktów, a on dalej siedział w obozie.  

W końcu pewnego wieczora w listopadzie Gustawa zaczepił inny więzień, który powiedział mu, że Rosjanie nie chcą go zwolnić, ponieważ ktoś doniósł im, że Gustaw rozpowiada o zwycięstwie Rosjan. Lepiej więc przenieść go do Moskwy jako szpiega, a nie wypuszczać na wolność. Okazało się, że te rewelacje władzom obozu przekazał – tak ważny dla Gustawa - Machapetian. 

Męka za wiarę 

Pod koniec listopada Gustaw stracił wszelką nadzieję, że amnestia obejmie również jego. Zdawał sobie także sprawę, że jego ciało jest już tak słabe i wyeksploatowane, że nie ma szans, aby przetrwał do wiosny. Uznał, że jedyne, co mu pozostaje, to głodówka protestacyjna. Wiedział, że z 200 Polaków w Jercewie zostało tylko 6, w tym on. Czuł ogromną niesprawiedliwość, natomiast zdawał sobie sprawę, że jeśli czegoś nie zrobi, to nic się już nie zmieni. Głodówka była więc aktem desperacji, tym bardziej że Gustaw był w tym czasie w ostatnim stadium cyngi. Współwięźniowie dawali mu pół roku życia. Głodówka była traktowana jako akt sabotażu, groziła śmiercią lub innym wyrokiem, Gustaw czuł jednak, że nie ma już nic do stracenia. Albo doprowadzi do zwolnienia albo umrze. Wiele osób odradzało mu ten pomysł, on jednak był uparty i postanowił do tego pomysłu przekonać pozostałych więźniów polskiego pochodzenia. Nie byli oni jednak skłonni przyznać mu racji, wydawało się, że będzie protestował sam. Przekonał ich dopiero ostatniego wieczoru, mówiąc o donosicielstwie Machapetiana i przywołując skuteczny protest niemieckich komunistów. Z akcji wyłączono jedynie inżyniera M., który miał przekazać informacje o buncie. Gustaw był wobec wszystkich bardzo podejrzliwy, coraz mniej w nim było tolerancji dla pozostałych. Każdy w końcu pragnął wyjść na wolność. Nawet jeśli miałoby to się odbyć kosztem innych. Po rozpoczęciu głodówki Polacy błyskawicznie zostali zebrani z baraków i osadzeni w izolatkach, najpierw jeszcze przesłuchani. Przynoszono im codzienne porcję chleba. Wieczorem do Gustawa dołączył inny więzień, który przy nim jadł swój posiłek. Gustaw jednak się nie ugiął. Starał się przez większość czasu leżeć bez ruchu na pryczy. W 4. dniu głodówki pojawił się NKWD, który zażądał zaprzestania głodówki. Gustaw odmówił. Dowiedział się też, że pani Z. zemdlała. Zyskind przyniósł mu kartkę od B., która informowała, że pozostała 3 głodujących jest w szpitalu. Rozstrzelano trzy zakonnice, które były w celi obok. Ciało Gustawa puchło, mimo że cierpiał strasznie. Razem z T. stali jednak na stanowisku, aby głodówki nie przerywać. 8 dnia zaprowadzono ich na wartownię, tam podpisali depeszę od ambasadora Rzeczypospolitej w Kujbyszewie. Odprowadzono ich do szpitala, gdzie lekarz zawalczył skutecznie o ich życie.   

Trupiarnia  

Trupiarnia stanowiła dla większości ostatni etap życia w obozie. Trafili tutaj wszyscy chorzy, którym nie dało się pomóc, starzy więźniowie, którzy nie mieli sił pracować, a także wszyscy inni niezdolni już do wykonywania pracy. Teoretycznie istniała szansa, że dzięki regeneracji organizmu więzień wróci do sił. Takie zresztą było pierwotne założenie przyświecające utworzeniu trupiarni. To się jednak szybko zmieniło i barak stał się miejscem oczekiwania na śmierć. Tutaj także obowiązywała selekcja. Więźniów dzielono na tych, którzy mieli jeszcze jakąkolwiek szansę powrotu do zdrowia i tych, którzy zmierzali już tylko w jedną stronę. Tym ostatnimi nie przysługiwał już dodatek żywnościowy, co oznaczało właściwie pewną śmierć.  

Po głodówce Gustaw na pięć dni trafił do szpitala na 5 dni, a potem przeniesiono go do trupiarni. Był zadowolony z tego rozwiązania, zamierzał czekać w spokoju, aż zwolnienie wreszcie nadejdzie. W Trupiarni mieszkało około 50 osób. Było tu stosunkowo czysto, panowała cisza, rozmawiało się szeptem. Kiedy pojawił się tutaj Gustaw, odnalazł wiele znajomych twarzy – Dimki, inżyniera M., Sadowskiego. Mieszkający w Trupiarni nieustannie walczyli o jedzenie, żebrali o resztki w kuchni, nie ukrywali nienawiści do innych współwięźniów. Gustaw dzięki pracy w kuchni mógł się jednego dnia najeść do syta. Widząc przez okno żebrzących Sadowskiego i Dimkę, poczuł odrazę do nich, mimo że kilka dni wcześniej robił właściwie dokładnie to samo.  

Mimo wszystko jednak atmosfera panująca w trupiarni sprzyjała nawiązywaniu przyjaźni. Jej wyrazem było na przykład to, że Dimka, mimo długiej znajomości, historię swojego życia opowiedział Gustawowi dopiero tutaj. Okazało się, że w okresie rewolucji Dimka był popem. Potem zrezygnował i zaczął pracować jako kancelista. Ułożył sobie życie, w 1930 wziął ślub, wyjechał na południe. Urodziła mu się dwójka dzieci. Niestety w 1936 cała rodzina została aresztowana, bo Dimę oskarżono o zbrodnię popostwa, która dla sowietów była bardzo poważna. Żonę i dzieci Dimki zesłano do Azji Środkowej, a jego samego skazano i przeniesiono do obozu. Mężczyzna sam odrąbał sobie nogę, aby trafić do szpitala. Przyznał się Gustawowi, że to właśnie mniej więcej w tym momencie ostatecznie przestał wierzyć, że Bóg istnieje.  

W Trupiarni Gustaw dowiedział się także więcej o M. Niektórzy więźniowie nienawidzili go, inni szanowali, a właściwie we wszystkich wzbudzał on taką niejednorodną mieszankę uczuć. Według niego samego jego zachowaniami kierowały myśli o Bogu, Polsce i żonie. Starał się nawet w obozie żyć godnie, nie narzekać. Był urzędnikiem w ministerstwie rolnictwa. Po aresztowaniu najpierw zasądzono mu karę śmierci, ale potem zmieniono ją na 10 lat więzienia. Od tamtej pory próbował się skontaktować z żoną, którą zesłano w głąb Rosji.  

Przed Bożym Narodzeniem wiara w możliwość wyjścia na wolność została w Polakach ostatecznie zabita. Musieli oni podpisać krótkie oświadczenie, co uświadomiło im, że nikt stąd ich dobrowolnie nie wypuści. Gustaw powoli zaczynał godzić się z tym, że musi się zadomowić w Trupiarni. Święta przebiegły w wielkiej konspiracji, oczywiście nieoficjalnie. Do baraku przyszli jednak pozostali Polacy. Połamano się na tę okazję chlebem. Pani Z. każdemu z mężczyzn dała chusteczkę. Kolacja wigilijna oznaczała kawałek chleba i kubek wrzątku. Mimo wszystko było uroczyście, a wszyscy płakali z tęsknoty za ojczyzną. Przy tej okazji B. opowiedział swoją historię.  

Opowiadanie B.  

B. wspomina o tym, jak zaraz po wybuchu wojny rosyjsko-niemieckiej, wybudzono go w środku nocy, kazano mu się ubierać, nie pozwolono nawet zrobić tego w pełni. Miał bowiem zaraz wrócić. U naczelnika, w kancelarii NKWD okazało się, że ma podpisać akt oskarżenia i aresztowania za powtórną zdradę Związku Sowieckiego. Mimo zastraszania B. się nie ugiął. Odprowadzono go do izolatora i nie pozwalając zabrać pozostawionych w baraku rzeczy. Niedługo po tym do izolatora przyprowadzono także innych więźniów z Jercewa. Słychać było, jak podejrzewają, że zostaną rozstrzelani. Do celi w końcu trafiły aż 22 osoby. Nie byli oni tylko więźniami z Jercewa, ale i innych łagpunktów. Rozpoczęły się śledztwa, które trwały przez kolejne dni. Więźniów przesłuchiwano, bito, katowano wręcz. Przesłuchania najczęściej odbywały się w nocy, co jeszcze bardziej rozbijało więźniów. O to zresztą chodziło przesłuchującym. Celem było doprowadzenie do tych fikcyjnych zeznań, podpisania przygotowanych już wcześniej protokołów. B. również był przesłuchiwany w nocy. Przewieziono go nawet do siedziby NKWD. Najpierw oficer demonstracyjnie przeglądał dokumenty z pierwszego śledztwa, potem zaczął pytać. Po wszystkim podsunięto B. gotowy dokument. Wynikało z niego, że B. był urzędnikiem w burżuazyjno-kapitalistycznej Polsce, zdradził Związek Sowiecki, opowiadając innym więźniom o życiu na Zachodzie. B. odmówił podpisania, co skończyło się ciężkim pobiciem. Odprowadzono go na wartownię, dbając przy tym by nie zasnął, co jeszcze bardziej wycieńczało organizm. Kilka godzin później zaczęło się kolejne przesłuchanie, które przeciągnęło się do rana. Nic nie dało. Tak minęły dwa tygodnie. Po tym czasie jeszcze raz przedstawiono mu protokół. Ponownie odmówił podpisu. Za kilka dni rozpoczęły się rozprawy. Więźniowie z wyrokami zostali przeniesieni do innej celi. Okazało się, że B. został sam. Tych, których skazano na śmierć, pewnej nocy zabrano i rozstrzelano. B. zaś kilka tygodni później został zabrany do sali sądowej, gdzie poinformowano go, że na mocy umowy rządu polskiego z rządem sowieckim nie będzie sądzony.  

Najpierw przewieziono go do Drugiej Aleksiejewki i tzw. zony izolacyjnej. Po dwóch tygodniach mógł przenieść się do wolnej zony, wybrał barak zamieszkany tylko przez Polaków. Ci pewnego dnia się wspólnie zbuntowali i odmówili wyjście do pracy. Chcieli zwolnienia na mocy amnestii. Wszyscy zostali wysłani do Kruglicy, a tylko B. trafił do Jercewa. Uznał, że wraca tutaj jak do domu.  

W końcu ciało Gustawa zaczęło strajkować. Mężczyzna był coraz bardziej obolały, ciało puchlo, co sprawiało mu jeszcze większy ból. Cały czas spędzał na pryczy, nie ruszając się. Wracał pamięcią do czasu, kiedy jako wolny człowiek żył z Polsce. Coraz częściej zdarzały się mu snu na jawie, z których przebudzenie się było wyjątkowo bolesne. Wspomnienia dawnego życia, rodziny – wszystko to wywoływało u niego ogromne cierpienie.  

Życie samej Trupiarni niewiele się natomiast zmieniało. Dalej toczyło się bardzo powolnym rytmem. Budziły go jedynie zupełnie nieoczekiwane wydarzenia, na przykład to, kiedy stary mieszkaniec obozu rzucił się w ogień, wieszcząc nadejście Chrystusa. Noc potrafiły przerwać także wykrzykiwane przez Sadowskiego listy wyobrażonych osób, które zostały skazane na rozstrzelanie. Tak upływały ostatnie dni Gustawa w trupiarni. 

Ural 1942 

W końcu w połowie stycznia 1942 roku jeden z podoficerów Trzeciego Oddziału przypomniał sobie o Gustawie. Następnego dnia wypuszczono go z obozu. Wszystko przebiegło błyskawicznie, miał jednak czas, aby pożegnać się z Dimką i panią Olgą. Po wyjściu ruszył po dokumenty do Drugiego Oddziału. Tam razem z dokumentami przekazano mu spis miejscowości, w których może przebywać. Udał się więc na dworzec kolejowy. Pierwszą noc jako wolny człowiek spędził w oczekiwaniu na pociąg do Wołogdy. Gustaw zdecydował, że przyłączy się do polskich wojsk. Mógł dotrzeć na Ural. Kiedy udało mu się w końcu dotrzeć na dworzec w Wołogdzie, spotkał wielu Polaków, który na podstawie amnestii opuścili rosyjskiej łady. Spędził tutaj kilka dni, podobnie jak inni zmuszony do żebrania o jedzenie. Gustawowi pomogła jedna ze staruszek. W końcu trafił do Ludowego Komisariatu Wojny, ale jego kapitan nie był gotowy udzielić Gustawowi informacji, gdzie tworzy się polska armia. Gustaw trafił do małego miasteczka Buj. Za kilogram gleba i talerz zupy zawiadowca chciał od niego wyładowania wagonu. Gustaw zaproponował miejsce w pociągu do Swierdłowska. Tej samej nocy zmierzał już więc w obranym przez siebie kierunku. Siedział na korytarzu, aż nieznajoma kobieta zaprosiła go do swojego przedziału. Nie tylko go tutaj ukryła, ale i podzieliła się jedzeniem.  

30 stycznia, 10 dni po zwolnieniu z obozu, Gustaw dotarł do Swierdłowska. Kupił notes i ołówek, aby móc robić notatki na bieżąco. Zamieszkał, podobnie jak inni Polacy na dworcu. Nikt jednak nie słyszał o polskiej armii. Gustaw się nie poddawał. Poszukał  rodziny Krugłowów – krewnych jednego z więźniów. Córka osadzonego generała przyjęła go bardzo miło, zaoferowała zupę. Niestety odmówiła mu noclegu, tłumaczać, że NKWD cały czas się nią interesuje. W końcu następnego dnia na dworcu pojawił się oficer polski z informację, że najbliższa polska misja mieści się w Czelabiuńsku. Wśród nich byli znajomi Gustawa z obozu. W końcu udało się zorganizować dokumenty. Pociąg zabrał ich do Kazachstanu. W końcu 12 marca Gustaw dołączył do dziesiątego pułku artylerii lekkiej. Spotkał tutaj kapitana K., któremu pomagał w więzieniu witebskim. Potem były przenosiny z Rosji do Persji, a następnie ostateczne opuścił Rosję na początku marca.  

Epilog. Upadek Paryża 

O tym, że Francja upadła więźniowie dowiedzieli się jeszcze w Witebsku. Stało się to dzięki więźniowi, który pojawił się w ich celi w czerwcu 1940 roku. Nikt nie zareagował, ale tylko dlatego, że nikt nikomu nie ufał i wszyscy bali się szpiegów w celi. Nieznajomy jednak powtórzył tę informację kilka razy. Rozpłakał się przy tym. Gustaw zaryzykował i postanowił zawrzeć z nim bliższą znajomość.  

Spotkał go jeszcze raz w swoim życiu. Był czerwiec 1945 roku, a Gustaw był już w Rzymie. Zajmował się tutaj redakcją pisma wojskowego. Spotkanie pozwoliło mu na poznanie dalszych losów żołnierza. Okazało się, że z Witebska wysłano go do obozu położonego nad Peczorą. Ponieważ miał żydowskie pochodzenie, amnestia go nie objęła. W 1942 przydzielono go do brygady budowlanej. Zwolniono jednak przed terminem, dwa lata później. Wcielono go do Armii Czerwonej. Brał udział w bitwie pod Budapesztem, gdzie został ranny, więc odesłano go do polskiej jednostki. Tak dostał się do Warszawy. Z Polski uciekł jednak do Włoch. Powiedział Gustawowi, że w ojczyźnie nie spotkał już nikogo znajomego. Próbował znaleźć również kogoś, kto przeżył sowieckie tortury i obóz. Szukał bowiem kogoś, kto powie mu „rozumiem”. Wyznał bowiem Gustawowi, że w czasie pobytu w obozie musiał złożyć donos na czterech Niemców przydzielonych do jego brygady. Miał wybór: albo wróci do ciężkiej pracy w lesie albo skaże niewinnych na śmierć. Wybrał siebie i postawił na siebie, poświęcając innych.  

Gustaw go cierpliwie wysłuchał. Był spokojny i milczący, wspomnienia jednak wracały ogromną falą. Nie był w stanie wymówić tego jednego słowa, którego tak bardzo pragnął rozmówca. Mężczyzna bez słowa wyszedł z pokoju hotelowego. Gustaw wstał, odwrócił się plecami, słyszał tylko jak wychodzi i przymyka drzwi. Gustaw z kolei podniósł żaluzje, żeby spojrzeć na Piazza Colonna. Obserwował przechodniów w słoneczny dzień, pijanych amerykańskich i angielskich żołnierzy, którzy zaczepiali napotkane dziewczęta. Miesiąc wcześniej skończyła się wojna. Stolice europejskie – Rzym, Bruksela, Paryż były wolne. Wyszedł z pokoju hotelowego i niczym ptak z przetrąconym skrzydłem zniknął w tłumie. 

Potrzebujesz pomocy?

Współczesność (Język polski)

Teksty dostarczone przez Interia.pl. © Copyright by Interia.pl Sp. z o.o.

Opracowania lektur zostały przygotowane przez nauczycieli i specjalistów.

Materiały są opracowane z najwyższą starannością pod kątem przygotowania uczniów do egzaminów.

Zgodnie z regulaminem serwisu www.bryk.pl, rozpowszechnianie niniejszego materiału w wersji oryginalnej albo w postaci opracowania, utrwalanie lub kopiowanie materiału w celu rozpowszechnienia w szczególności zamieszczanie na innym serwerze, przekazywanie drogą elektroniczną i wykorzystywanie materiału w inny sposób niż dla celów własnej edukacji bez zgody autora podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności.

Prywatność. Polityka prywatności. Ustawienia preferencji. Copyright: INTERIA.PL 1999-2025 Wszystkie prawa zastrzeżone.