Istotnym celem niniejszego wstępu jest objaśnienie pewnych pytań, zagadnień, wypowiedzi, które pojawią się w toku całości przedstawianego tematu. Pierwotnie praca ta miała być pewnego rodzaju próbą zwięzłego i klarownego rysu historycznego, który bezpośrednio dotyczyłby zaistniałego w nagłówku problemu. Jednakże dylematy, które pojawiły się w toku jej powstawania, spowodowały, również zmianę jej charakteru i wymusiły przeniesienie punktu ciężkości rozważań na nieco inny grunt. Powody tego postępowania powinno wyjaśnić się w następujący sposób.

W ramach 17. Zjazdu Historyków Polskich odbył się również panel studencki. Wyniki jego nie były optymistyczne. Pojawiły się głosy, że głównym problemem, związanym z zawodem historyka jest ogólna niezrozumiałość dla poszczególnych kwestii historycznych, zwłaszcza ze strony społeczeństwa, brak ogólnego zainteresowania, czy wreszcie istotę powołania do wykonywania zawodu. Przyczyn tego upatrywano przede wszystkim w niewłaściwym, nastawionym głównie na fakty i daty, przedstawianiu historii zarówno dawnej jak i najnowszej, braku nawiązania do ogólnych, a niezwykle istotnych zagadnień społeczno - kulturowych i religijnych. Powodów takiego patrzenia na historię szukano między innymi w sposobie wykładania tego przedmiotu na studiach wyższych. Do tego problemu przyjdzie nawiązać w toku dalszych rozważań. Temat, bowiem niniejszego, niezwykle krótkiego i zwięzłego rysu, ma tyczyć się kwestii powstania styczniowego, a zwłaszcza przedstawiania go w polskich, powojennych podręcznikach uniwersyteckich. Aby nieco uprościć tę kwestię, postanowiono odwołać się tylko do dwóch właściwych skryptów przeznaczonych dla studentów, oraz do niezwykłego opracowania, które pojawiło się na rynku polskim w końcu lat osiemdziesiątych, a którego autorem nie był Polak a obcokrajowiec.

Oczywiście nie należy tu pomijać innych, niezwykle znanych i cenionych autorów: Czubińskiego[1] i Topolskiego, Gierowskiego[2], czy Zielińskiego[3]. Jednakże z przyczyn istotnych, o których zaraz zostanie napisane, to właśnie pierwsze trzy zasłużyły na największe uznanie. A zatem wymienić tu trzeba "Historię Polski 1795 - 1918" Stefana Kieniewicza[4], "Historię Polski 1795 - 1918" Andrzeja Chwalby[5] i "Boże igrzysko" Normana Daviesa[6]. Powyższe opracowania są istotne z jednego powodu. Pierwsze z nich jest jednym z najstarszych i najlepszych pod względem faktograficznym podręczników dotyczących tego okresu. Stanowi on zwięzłą i klarowną analizę dziejów, przez to jest ceniony zarówno przez wytrawnych i znanych w środowisku badaczy, jak i przez studentów, którzy niejednokrotnie wykorzystują pisarstwo Kieniewicza nie tylko do usystematyzowania posiadanych wiadomości, ale także do ich poszerzenia. Nieco inaczej jest z opracowaniem A. Chwalby. Umieszczono je tutaj, ponieważ jest stosunkowo najświeższą pozycją z tego tematu, opartą często o nowe i istotne badania, zwłaszcza o te z zakresu literatury, sztuki, problemów społecznych i gospodarczych. Natomiast "Boże igrzysko" Daviesa, to spojrzenie Anglika na losy Polski, często nie pozbawione kontrowersyjnych sądów i wniosków.

Andrzej Chojnowski, dziennikarz tygodnika Wprost, recenzując "Europę" Normana Daviesa, wprowadził istotny podział na trzy typy badaczy historii. Pierwszy z nich, to historyk dokumentalista, układający szczegóły w chronologiczną całość, drugi to historyk - detektyw, poszukujący przyczyn zachodzących zdarzeń i faktów. I wreszcie trzeci model, to impresjonista, barwnie malujący miniony i otaczający go świat[7]. Jak widać, jeżeliby pójść tym tropem, to Stefan Kieniewicz byłby skupionym na faktach dokumentalistą, Andrzej Chwalba poszukującym przyczyn zachodzących zmian detektywem, a Norman Davies przedstawiającym historię w nieco krzykliwych barwach impresjonistą. Powstaje pytanie, od czego zależy podejście tych badaczy do przedstawianego zagadnienia. Zapewne wynikać to może z ich przygotowania naukowego, przestrzegania przyjętych przez siebie zasad, może nawet z przemian politycznych, które zachodziły w okresie pisania poszczególnych skryptów. A zatem rację mają autorzy "Dydaktyki historii": "...Usytuowanie społeczne badacza, jego światopogląd poglądy polityczne, postawa wobec aktualnych problemów życia społeczno - politycznego - wszystko to wywiera istotny wpływ na tok postępowania badawczego historyka i konstruowany przez niego obraz przeszłości."[8] Warto w tym miejscu zaznaczyć, że niejednokrotnie opisane przyczyny stają się powodem braku obiektywizmu, zbyt emocjonalnego podejścia do przedstawianych informacji, czy wreszcie osobistego zaangażowania w proces badawczy. "... Do obowiązków historyka należy, zatem czuwanie, by jego wiedza, która ma się stać narzędziem wychowawczym (...), była wiedzą rzetelną, nie zaś spreparowaną."[9]

Nic, zatem dziwnego, że zacytowany w powyższym wersie Stefan Kieniewicz, oparł się przede wszystkim, i to zarówno w swojej "Historii Polski", jak i w "Powstaniu styczniowym", na udokumentowanych, konkretnych faktach. W jego dziele uwidoczniony został doskonale warsztat historyczny, olbrzymie oczytanie i przede wszystkim głęboka znajomość tematu. On sam uważał "Powstanie styczniowe" za dzieło swojego życia. "Nad historią powstania styczniowego pracuję od lat przedwojennych. Korzystałem z życzliwej pomocy wielu zarządów archiwów i bibliotek w kraju i za granicą. Czuję się dłużnikiem tych setek badaczy dawniejszych i dzisiejszych, którzy mieli swój wkład do historiografii powstania."[10] Nic zatem dziwnego, że w powyższej książce autor opisał nawet najdrobniejsze daty, opracował drobiazgowo przebieg walki powstańczej, nieobce mu były też zatargi na najwyższych szczeblach władzy. Wydaję się również, ze jako pierwszy starał się pokazać powstanie styczniowe niejako heroiczną walkę bohaterów, z góry skazaną na niepowodzenie, ale przede wszystkim wynik pewnych społeczno - politycznych czynników, które niejako wymusiły jego rozpoczęcie. Co więcej, aby uniknąć pokutujących w narodzie polskim stereotypów, wielokrotnie pomijał drażliwe tematy, ograniczając się do zwięzłych, syntetycznych wypowiedzi. To właśnie dzięki obiektywizmowi autora poznać można na nowo postać samego Wielopolskiego, który odarty z mitu narodowego zdrajcy, stał się politykiem poszukującym własnych i korzystnych dróg wyjścia z zaistniałej sytuacji. Poza tym S. Kieniewicz bez wątpienia jako pierwszy wskazywał na problemy społeczne, gospodarcze i ekonomiczne narodu polskiego, stąd też liczne wykresy, tabele i grafy ilustrujące te zagadnienia. Oczywiście profesorowi wielokrotnie zarzucano, że nie udało mu się powstrzymać od panującego w tym okresie czasu modelu "poprawnej historii", że miał lewicowe skłonności, co więcej próbował oczyszczać Moskali z popełnionych przez nich wykroczeń i win. Współczesnych raziły nawiązania do klas, burżuazji, systemu, które nieodparcie miały kojarzyć się z marksizmem i leninizmem. Zapominano, że Kieniewicz był przede wszystkim historykiem faktu politycznego, że jako pierwszy zdecydował się napisać dzieło na taką skalę i to dzieło, choć może nie pozbawione błędów, ale zdecydowanie wybitne, bo wybijające się ponad powstałe w tym okresie opracowania. A warto zaznaczyć, że w okresie zachodzących w latach 80 - tych przemian politycznych, na rynkach wydawniczych masowo zaczęły pojawiać się nowe studia i podręczniki historyczne, których autorzy na wielką skalę rozpoczęli "poprawianie historii", bardzo często nie dbając przy tym o odpowiednie zaplecze badawcze. Rozpoczął się okres zamętu i chaosu, a niektórym uczonym nieobca była nawet zmiana dotychczasowych poglądów na przedstawiane wcześniej wydarzenia. "Historia Polski" Stefana Kieniewicza, wychodzi zwycięsko z tych pokojowych konfrontacji - napisał w przedmowie do "Historii Polski" Jerzy Skowroński[11] - Jest to niewątpliwie zasługą i pośmiertnym sukcesem autora tej książki - najwybitniejszego badacza dziejów porozbiorowych (...) Profesor Kieniewicz był bez żadnej przesady tytanem świetnie zorganizowanej pracy, świetnym stylistą i precyzyjnie formułującym swą myśl uczonym. Każda z jego publikacji i wszelkie recenzje jego książek, potwierdzają niniejszą opinię. Swą uwagę koncentrował na epoce powstań narodowych, a szczególnie na dziejach powstania styczniowego 1863 - 1864 i przeobrażeniach narodu polskiego w XIX wieku. Stworzył obraz powstań, który na długo pozostanie powszechnie przyjętą wykładnią fragmentu naszych dziejów ojczystych." Warto przy tym zaznaczyć, że profesor wielokrotnie bronił swojej postawy wobec wykładni dziejowej, jego system wartości pomimo przemian politycznych, pozostawał niezmienny. Zacytować można w tym miejscu jego własne słowa: "Jeden z mych amerykańskich znajomych, młody człowiek interesujący się historią Polski, zadał mi pytanie nieoczekiwane, że też wy, Polacy musicie zawsze oceniać każde zdarzenie dziejowe z punktu widzenia narodowego! Są ważniejsze sprawy... Trudno mi było, rozmawiając w obcym języku, znaleźć na poczekaniu właściwą odpowiedź. Pomyślałem sobie: i owszem, można brać pod uwagę mierniki wartości - na przykład Dziesięcioro Przykazań, albo sprawiedliwość narodowa, albo Postęp, albo Demokracja - albo czemu nie? Zdrowy Rozsądek? Albo interes - własny, czy też klasowy? Jedno nasuwa się "ale". Mieszkaniec Polski, świadomy swej narodowości musiał w XIX wieku stawiać sobie zasadnicze pytanie: Czy pod obcym jarzmem zdołam pozostać sobą? Pozostać Polakiem?"[12]

Przemiany polityczne, zachodzące w Polsce w końcu lat 80 -tych i na początku lat 90 - tych, o których już wspomniano, doprowadziły także do próby weryfikacji treści zawartej w podręcznikach akademickich. Wielokrotnie zatem dochodziło do tego, że na półki biblioteczne, bezpowrotnie odchodziły pozycje, które do tej pory były przez studentów używane. Dokonywała się także zmiana pokoleniowa wśród badaczy. I tak bardzo szybko stare podręczniki Wyrozumskiego, Wójcika, Kieniewicza, zostały zastąpione przez nowsze, niejednokrotnie rozszerzone o dodatkowe badania skrypty Szczura, Markiewicza, czy Chwalby.

"Przez wiele dziesiątków lat istniało zapotrzebowanie na heroiczny, martyrologiczny i wyidealizowany wizerunek dziejów Polski" - napisał w swej, skierowanej do studentów pozycji Andrzej Chwalba[13] - Spełniał on istotne zadania dydaktyczne, obywatelskie. Dzisiaj na progu nowego stulecia, w nowej sytuacji historycznej, nie ma już potrzeby powielania dotychczasowej wizji dziejów. Polska historiografia nie musi już pocieszać strapionych rodaków, może natomiast narodowym sukcesom i porażkom nadać realne rozmiary, odwołując się do szerokiego kontekstu historycznego." Z powyższych stów wynika, że autor już na wstępie, staje niejako w opozycji do przedstawianego przez Kieniewicza modelu historii. Podobnie czytelne jest to w samej konstrukcji podręcznika. Autor odszedł od propagowanej wcześniej poziomej kompozycji, tzn. opartej na chronologii wydarzeń. Nie oparł jej również na strukturze pionowej, to jest na problemowym ujęciu poszczególnych zdarzeń. "Niniejsza propozycja nie opiera się ani na jednej, ani na drugiej zasadzie. Jest - w pewnej mierze - kompromisem między alternatywnymi koncepcjami."[14]

Opis powstania styczniowego, opiera swą konstrukcję na podobnej zasadzie. Wydarzenia nie są ograniczone - tak jak to było w przypadku Kieniewicza, tylko do zaboru rosyjskiego - ale także szeroko wychodzą poza jego granice, sięgając nawet ziem ruskich. Duży nacisk został położony na przyczyny powstania. Rozruchy społeczne je poprzedzające, zostały bardzo dokładnie zanalizowane, a ich przebieg drobiazgowo opisany. W związku z tym problemy obywatelskie, wcześniej jedynie sygnalizowane, zyskały nowy wymiar. Co więcej, w toku rozważań, autor wymienił osoby do tej pory stojące na uboczu lub też pobieżnie wymieniane, które jak się okazało miały istotny wpływ chociażby na kulturę ówczesnej Warszawy. Stąd też wymienić można chociażby Żmichowską i Orzeszkową, ale pojawiła się również dotychczas zapominana Ćwierczakiewiczowa. Inny wymiar ma postać Wielopolskiego, którego uczłowieczanie poczyniło w stosunku do poprzedniego podręcznika istotne postępy: "Margrabiego posądzano o wspólne knowania z "białymi", o wallenrodyzm."[15] Niekonwencjonalny charakter zyskał również opis Wielkiego Księcia Konstantego, który "... marzył o Warszawie jako jednej ze stolic europejskiej kultury, mieście uczonych i artystów, teatrów, galerii, muzeów, pięknie urządzonych parków."[16] W przebiegu powstania, zwrócono uwagę na wielki wysiłek organizacyjny Polaków ich zaangażowanie i walkę konspiracyjną. Zaznaczono, że " Powstanie styczniowe było najbardziej romantycznym polskim powstaniem narodowym. Od początku nie miało widoków na powodzenie militarne. Zwyciężyły tylko imponderabilia powstańców: wolność i niepodległość nie znają ceny, a naród ma obowiązek przypominania sobie i światu, że żyje i nie wyraża zgody na ćwierćśrodki, nie akceptuje rozbiorów."[17] Ponadto przeprowadzono dogłębną analizę zysków i strat, zaznaczono rolę Kościoła, a także podano po raz pierwszy liczbę przeciwników powstania, wskazując na powody jakimi się kierowali w swoim sprzeciwie.

Podręcznik A. Chwalby " Przybliża (...) bardziej niż inne, warunki życia Polaków w okresie niewoli narodowej, przynosi pełniejszy obraz dziejów Polski w tym okresie."[18] I rzeczywiście. Skrypt ten z powodzeniem stanowić może uzupełnienie i poszerzenie wiadomości przedstawionych przez S. Kieniewicza. Sam zaś autor, jako historyk - detektyw, wydaje się odnalazł wiele nowych i istotnych zagadnień. Cytując zaś Edwarda A. Carra, potrafił napełnić puste worki faktów i ustawić je pionowo, zgodnie ze swoją koncepcją.[19]

"Jest oczywiste, że historia się nie powtarza. To tylko historycy powtarzają swoje własne słowa."[20] - zaznaczył w jednym z wywiadów Norman Davies, postać w polskiej historiografii niezwykła. Z pochodzenia Walijczyk, mieszkający w Polsce, autor "Bożego igrzyska", "Europy", a ostatnio także "Powstania warszawskiego", uhonorowany wieloma nagrodami i honorowymi tytułami naukowymi, współpracownik licznych uniwersytetów, w tym także Uniwersytetu Jagiellońskiego. Drogę do sławy otworzyło mu właśnie "Boże igrzysko". "(...) pragnę wyjaśnić, dlaczego swoją książkę zatytułowałem "Boże igrzysko". (...) Boże igrzysko wybrałem jako tytuł, dlatego, że oddaje moje podejście do historii Polski (...) gdzie Pan Bóg się bawił(...) Ja przez ten tytuł chciałem wskazać na centralną rolę religii chrześcijańskiej w historii Polski i jak mi się zdawało na kapryśne i nieracjonalne działanie Opatrzności."[21] W innym miejscu napisał: "Polska była mikrokosmosem prądów europejskich."[22] "Boże igrzysko" jest zatem próbą swoistego opisania historii Polski widzianej okiem historyka - obcokrajowca. Jest dziełem przekrojowym, obejmującym dzieje narodu polskiego począwszy od jego powstania, a skończywszy na końcu lat 80 - tych XX - ego wieku. Jeden z rozdziałów obejmuje swym zasięgiem czasy powstania styczniowego. Sam tytuł, zaczerpnięty ze stów cara Aleksandra II, oznacza w tłumaczeniu z języka francuskiego marzenia. Niepodległość według Daviesa, już na samym początku, niejako w tytule, oznaczona została zatem jako coś nierealnego, nierzeczywistego, nie możliwego do spełnienia. Co więcej, język historyka nie jest już ani językiem Chwalby, ani tym bardziej Kieniewicza. Jest natomiast stylem malarza, impresjonisty. On sam mówił "nie chodzi o to, aby odtwarzać w sposób dokumentacyjny wszystkie strony ludzkiego życia, lecz o to by czynić atmosferę, mieć zapach przeszłości w sobie."[23] Nic zatem dziwnego, że sięgając po "Boże igrzysko", w poszukiwaniu informacji na temat powstania styczniowego, trudno będzie odnaleźć same fakty. Zaczynają one bowiem żyć własnym życiem, a bohaterowie dotąd jedynie papierowi, potrafią czuć i myśleć. I nie jest to tylko wymysł autora, jego pogoń za sensacją, ale przede wszystkim oparta na źródłach relacja. I tak, ostatni wielki przywódca powstania Traugutt, to w chwili odczytywania wyroku śmierci, ubrany w granatowy trencz i pogrążony w spowiedzi człowiek[24], natomiast Wielopolski "(...) był arystokratą starej szkoły. Łączył wigowską politykę księcia Czartoryskiego z temperamentem starszego sierżanta."[25] Davies z wielką dokładnością starał się również opisać reakcje społeczeństwa na zachodzące przemiany polityczne, podkreślić jego pomoc w powstaniu, wskazać na poprawne i błędne działania obozu Czerwonych, czy Białych. Podobnie jak i poprzednicy, wskazywał na dużą rolę sytuacji międzynarodowej, która miała znaczący wpływ na rozpoczęcie i przebieg powstania. Ponadto w tekście pojawiły się liczne źródła, czasem, tak jak to było w przypadku wyroku na Traugutta, cytowane niemal w całości. Nie brakowało nawiązania do literatury, sztuki, czy ważnych dla Polaków symboli narodowych. Doskonale opisane zostały podziemne struktury władz powstańczych, bitwy, czy wreszcie represje wobec całego narodu. Z resztą i obraz Polaków, obecny w prozie Daviesa wydaje się być nie pozbawiony słuszności: "Głównie za sprawą tradycji ukształtowanej przez demokrację szlachecką byli indywidualistami, którzy w poszukiwaniu kryteriów dobra i zła uparcie odwoływali się do własnego sumienia. Byli żywym wyrzutem dla wszystkich mitów i legend, na jakich zostało zbudowane imperium rosyjskie."[26]

Wielokrotnie jednak, badacze zarzucali Daviesowi nadinterpretację niektórych faktów, wyolbrzymianie tych, które wydawały się nieistotne z punktu widzenia uczonych. On sam zaś wielokrotnie podkreślał, że "Boże igrzysko", to etap do dalszych prac, że sam tworzy historię skierowaną do społeczeństwa, a jego książki są literaturą popularną. Na pytanie o to, czy jedna z jego najnowszych książek[27] będzie książką popularną, odpowiedział "Mam nadzieję. Nie chcę by przypominano o jej istnieniu, tak jak to bywa z tym, co wy piszecie."[28]

Jak widać, każdy z przedstawionych tu autorów ma inny sposób patrzenia na otaczającą go rzeczywistość historyczną. Już w prezentacji zaledwie niewielkiego odcinka, jakim niewątpliwie było powstanie styczniowe, uwidoczniły się istotne, a wskazane powyżej różnice. Tym, co stanowiło podobieństwo, były znane od dawna postacie, fakty polityczne, sytuacja międzynarodowa i społeczno - polityczna Królestwa. Różnił się natomiast sposób ich opisywania, podejście do przedstawianych zagadnień. O ile na przykład o Stefanie Kieniewiczu, można powiedzieć słowami Dickensa "Liczą się fakty, sir, tylko fakty", to prozę Chwalby i Daviesa określić myślą Actona: "Fakty dostępne są dla historyka (...) niczym ryby w sieciach rybackich. Historyk zabiera je do domu, po czym gotuje i podaje zainteresowanym tak, jak mu się akurat podoba."[29]

A zatem, wracając do początkowych rozważań, czy rzeczywiście należy ograniczać się tylko i wyłącznie do faktów? Czy może lepiej przedstawiać związki przyczynowo -skutkowe i zaznaczyć szczególnie zmiany w społeczeństwie, odchodząc stopniowo od polityki? A może wykorzystać na większą skalę środki audiowizualne i w ten sposób dotrzeć do ludzi i zainteresować ich przeszłością? Odpowiedzią na te zagadnienia wydaje się być kolejny cytat z Carra "Najpierw poznaj niezaprzeczalne fakty, a potem zanurkuj w lotne piaski interpretacji."[30]

[1] A. Czubiński. J. Topolski, Historia Polski, Wrocław 1985,

[2] J. Gierowski. Historia Polski, t. 3, Warszawa 1988,

[3] H. Zieliński, Historia Polski 1864 - 1939, Warszawa 1969,

[4] W ramach Historii Polski, także i Powstanie Styczniowe tego samego autom.

[5] A. Chwalba. Historia Polski 1795 - 1918, Kraków 2001,

[6] N. Davies, Boże Igrzysko; Historia Polski. Kraków 1991,

[7] A. Chojnowski, Wprost, nr.20, 1999.

[8] J. Matemicki, Cz.Majorek, A. Suchoński, Dydaktyka historii. Warszawa 1994, s. 122,

[9] S. Kieniewicz, Historyk, a świadomość narodowa, Warszawa 1982, s. 222,

[10] S. Kieniewicz, Zamiast przedmowy, w: Powstanie styczniowe, Warszawa 1972, s. 5,

[11] J.Skowroński, Przedmowa, w: S Kieniewicz, Historia Polski, Wyd. 8, Warszawa 1996,

[12] S. Kieniewicz. Tradycje XIX wieku w polskiej świadomości narodowej; w: S. Kieniewicz, Historyk, a świadomość narodowa. Warszawa 1982, s.333,

13 A. Chwalba, Dz. Cyt; s. 10

14 Tamże, s. 12.

[15] Tamże, s.337

[16] Tamże,

[17] Tamże, s.339

[18] Fragment recenzji W. Molika, umieszczony w książce A. Chwalby, Historia Polski 1795 - 1918

[19] E. H. Carr, Historia. Czym jest, Poznań 1999, s. 20

[20] Cytaty z wywiadów z Normanem Davisem pochodzą ze strony internetowe poświęconej temu autorowi: www.davies.pl

[21] N. Davis, Boże igrzysko, Kraków 1991, s. 460

[22] Zob. www.davies.pl

[23] Tamże

[24] N. Davies, Boże igrzysko, s.457,

[25] Tamże, s.440,

[26] Tamże, s.462

[27] Chodzi tu o "Europę"

[28] www.davies.pl

[29] E. H. Carr, dz.cyt., s. 18,

[30] Tamże.