W doświadczeniu potocznym szczęście definiuje się jako swego rodzaj przyjemności, zadowolenia, które ogarnia człowieka w danej chwili jego życia. Może to być, oczywiście, również pewien trwały stan warunkowany posiadaniem takich, a nie innych dóbr, np. satysfakcjonującej, dobrze opłacanej pracy, kochającej rodziny, zdrowia, możliwości realizowania swych marzeń itd., itp. Jednakże aby ową definicje uczynić pełniejszą i głębszą, warto zajrzeć do pisma filozofów żyjących w starożytności, dla których szczęście było centralnym pojęciem ich etyk.
ARYSTYP Z CYRENY
Arystyp był fundatorem szkoły filozoficznej, którą określano mianem cyrenajskiej (właśnie z Cyreny pochodził Arystyp). Typ refleksji filozoficzno - etycznej, jaki w niej uprawiano, nazwano hedonizmem. Postawą filozoficzną Arystyp da się wyartykułować w pięciu punktach, które jednocześnie unaocznią nam, w jaki sposób pojmował on szczęście:
1. Przyjemność to jedyne dobro, do którego dąży człowiek.
2. Przyjemność ma naturę punktową, trwa ona ledwie tyle, ile oddziałuje na nas bodziec, który ją wywołał.
Arystyp utrzymywał, iż człowiek nie powinien wyrzekać się chwilowej przyjemności dla domniemanego szczęścia, które może osiągnąć w przyszłości. Można zatem rzec, że przyświeca mu horacjańskie (oczywiście, Horacy urodził się kilka wieków później niż Arystyp) "żyj chwilą, chwytaj dzień".
Nasuwa się tu również pewna refleksja dotycząca koniec końców nie tak odległych nam czasów, mianowicie lat sześćdziesiątych oraz osiemdziesiątych, wtedy bardzo popularnym był ruch hippisowski, który, podobnie jak Arystyp z Cyreny, opowiadał się za życiem z dnia na dzień, bez zbędnej troski o to, co się będzie działo jutro, pojutrze, za tydzień.
3. Przyjemność ma charakter wyłącznie cielesny.
4. Przyjemność jest tym, czemu przysługuje charakterystyka pozytywna.
5. Różnice zachodzące pomiędzy przyjemnościami wynikają z siły ich oddziaływania.
Mówiąc lapidarnie, najwyższym dobrem, do którego powinien dążyć człowiek, jest przyjemność, którą można scharakteryzować jako własną, cielesną, pozytywną oraz krótkotrwałą. Własną, gdyż nie jesteśmy w stanie odczuć przyjemności, którą doznaje inny człowiek. Cielesną, gdyż to, co duchowe nie jest odłącznym od tego, co cielesne. Pozytywną, gdyż przyjemność to, coś czemu przysługuje charakterystyka pozytywna - jest ona czymś, a nie negatywna - nie jest czymś. Krótkotrwałą, gdyż nie istnieje przyjemność, której czas trwania byłby nieograniczony.
W tym miejscu warto nieco uważniej przyjrzeć się filozofii Arystypa, który wszakże nie stworzył monolitycznej doktryny, jednoznacznej w swych przesłankach oraz wnioskach.
Z tego też powodu Teodoros utrzymywał, iż najwyższym dobrem, do którego winien człowiek dążyć, jest nie krótkotrwała przyjemność, ale stan permanentnej szczęśliwości. Inni zaś spośród uczniów Arystypa doszli do wniosku, iż "nie wszystkie duchowe przyjemności i przykrości dają się wywieść z przyjemności i przykrości cielesnych", dlatego też wyróżnili klasę przyjemności cielesnych oraz klasę przyjemności duchowych. Podług nich duchowa przyjemność polega na tym, iż radujemy się widokiem tego, co kochamy, co porusza nasze całe jestestwo, np. muzyka Liszta, bądź też Madonny. Oczywiście, aby duchowe przyjemności mogły mieć rację bytu, nieodzowne jest pośrednictwo zmysłów - trudno wszakże odczuć przyjemność ze słuchania muzyki, jeśli się jest głuchym. Filozofia Arystypa znalazła swe nieoczekiwane zwieńczenie w myśli Hegezjasza, który doszedł do wniosku, iż nasze życie jest tak nieszczęśliwe i wypełnione cierpieniem, iż lepiej popełnić samobójstwo, niźli pozostawać na tym świecie choćby dzień dłużej…
Epikurejskie rozumienie pojęcia szczęścia
Podług Epikura szczęście to tyle co doznawanie przyjemności, natomiast nieszczęście to tyle co doznawanie cierpienia. Mędrzec z Samos podobnie jak wszyscy filozofowie starożytności podzielał pogląd, iż celem, do którego urzeczywistnienia w życiu dąży człowiek, jest szczęście (eudajmonizm). Aby być szczęśliwym wystarczy zatem właściwie tyle, abyśmy w naszym życiu nie doznawali cierpień, abyśmy byli zdrowi na ciele i duchu.
Epikur wyróżnił dwa rodzaje przyjemności, mianowicie: cielesne oraz duchowe. W jego opinii charakter fundamentalny mają te pierwsze, gdyż bez ich istnienia trudno sobie wyobrazić istnienie tych drugi. Trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić, gdyż człowiek, który, powiedzmy, jest głodny, raczej nie będzie w stanie zachwycać się widokiem pięknego krajobrazu, bądź też w skupieniu wysłuchać jakiegoś utworu muzycznego, jego myśli bowiem będą się skupiały na ssaniu w żołądku i niczym więcej. Niemniej jednak to duchowe dostarczają nam większą gamę doznań, gdyż nie ograniczają się one jedynie do teraźniejszości, ale także do przeszłości oraz do przyszłości.
Epikur nie rozróżniał przyjemności ze względu na przysługującą im charakterystykę jakościową, ale ze względu na stopień ich intensywności.
Sądził on, że jeżeli w urzeczywistnianiu własnego szczęścia nie łamiemy praw ustanowionych przez naturę, nie jesteśmy na bakier z dobrymi obyczajami oraz nie krzywdzimy innych, to powinniśmy je realizować bez żadnego skrępowania i krygowania się. I w tym miejscu warto przywołać jeszcze raz wspomnianych już hippisów. Można powiedzieć, iż ludzie, którzy tworzyli ten ruch, mniej lub bardziej świadomie przejęli główne wątki myśli Epikura. Mimo jednak tego iż żyli, a przynajmniej starali się żyć, zgodnie z prawami natury, oraz programowo wyrzekali się agresji wobec innych, to jednak nie da się o nich powiedzieć, iż zwracali szczególna uwagę na dobre obyczaje oraz nie dbali przesadnie o zachowanie w zdrowiu własnego ciała. Przykłady: dość bezpruderyjne życie w komunach oraz zażywanie narkotyków, aby szerzej otworzyć "drzwi percepcji".
To, co jednak najbardziej zbliża Epikura oraz hipisów, to nie zamiłowanie do libacji i oddawaniu się uciechom ciała, ale "grono przyjaciół i kwiaty w ogrodzie". Dla epikurejczyków droga do szczęścia ni wiodła przez jakieś ekstremalnie wyrafinowane rozkosze, ale przez to, co najprostsze, przez to, co niejako naturalnie cieszy człowieka. Nie dziwi zatem, iż w hierarchii dóbr, które uszczęśliwiają człowieka, umieścili na wysokiej pozycji przyjaźń, wszakże nic tak nam nie poprawia nastroju jak doborowe grono przyjaciół.
Epikur wyróżnia dwie ścieżki, które prowadzą do szczęścia: cnotę oraz rozum. Wszakże "nie ma życia przyjemnego, które nie byłoby rozumne, moralnie podniosłe i sprawiedliwe, ani też nie ma życia rozumnego, moralnie podniosłego i sprawiedliwego, które nie byłoby przyjemne".
Jak już wcześniej wzmiankowałem jednym z najpewniejszych sposobów, aby być szczęśliwym, jest gromada wypróbowanych przyjaciół. Wszakże dzięki nim czujemy się bezpieczni, a to nieodzowny składnik poczucia szczęścia. W ujęciu Epikura przyjaźń jawi się zatem jako jeden z środków, które niezawodnie prowadzą do osiągnięcia szczęścia przez jednostkę, nie zaś jako wartość sama w sobie.
Szczęście jako takie nie może stać się naszym udziałem bez choćby minimalnego zaspokojenia naszych potrzeb fizjologicznych, a zatem koniecznym jest, abyśmy posiadali jakieś dobra materialne, które można wymienić na jedzenie. Oczywiście, przydatnymi w życiu są również przyjaciele, najlepiej dobrze sytuowani i ustosunkowani, władza polityczna oraz uroda. W tym ujęciu człowiek, który byłby samotny, chorym oraz ubogim, nie mógłby być szczęśliwym. Cóż, cała filozofia Epikura wpiera się na egoizmie.
By być szczęśliwym, należy kierować się w życiu wskazówkami rozumu, jednakże to nie wystarczy, gdyż aby zasługiwało ono było prawdziwie szczęśliwe, nie może w nim być bólu i cierpienia.
Być szczęśliwym…
W trakcie kroczenia naszą własną ścieżką, która ma nas niezawodnie zaprowadzić do osobistego szczęścia, powinniśmy pamiętać, aby nie deptać na niej innych. Nie sądzę bowiem, ażeby zasada "cel uświęca środki", mogła być uznawana przez jakiegokolwiek normalnego człowieka. Niemniej jednak, oczywiście, to że dążymy do sukcesu zawodowego, że chcemy, aby ludzie nas lubili, jest czymś normalnym i nie ma w tym nic niestosownego, że robimy wszystko, aby te wartości urzeczywistnić. Warto jednak pamiętać o tym, że to, co robimy jest tylko środkiem, nie zaś celem, którym dla każdego człowieka pozostaje szczęście.
Dla szczęście jest także charakterystyczne to, iż jest ono samowystarczalne, gdyż w hierarchii dóbr i wartości zajmuje ono najwyższą, nie podlegająca żądnemu warunkowaniu pozycję.
Każdy z nas posiada jakąś definicję szczęścia. Są zatem tacy którzy utrzymują, iż jest nim udany związek z inna osobą, są tacy, którzy twierdzą, iż dom oraz rodzina, inna zaś natomiast, iż wiedza oraz inteligencja w końcu zaś tacy, którzy sądzą, że wszelkiego rodzaju dobra materialne. Ja uważam natomiast, iż szczęście to kombinacja wartości duchowych oraz wartości materialnych.
Oczywiście, niezwykle istotnymi dla tego, czy osiągniemy szczęście, są warunki zewnętrzne, które nam bądź ułatwiają, bądź utrudniają urzeczywistnienie naszych zamierzeń. Oto te, które mi się nasuwają. Praca. Jeżeli jest, jeśli w ogóle jest, satysfakcjonująca i sprawiająca nam przyjemność, to raczej jesteśmy zadowoleni, a to się przekłada na poczucie szczęścia, akie odczuwamy. Posiadanie rodziny. Sądzę, że człowiek, który posiada kochającą rodzinę, jest o wiele bardziej szczęśliwy, niż ten, który jej nie posiada w ogóle. Obiektywnym czynnikiem determinującym to, czy osiągamy w życiu szczęście, wydaje mi się również być to, gdzie się urodziliśmy, w jakiej rodzinie i do jakiej rasy przynależymy. Zapewne biały mieszkaniec Nowego Jorku, wychowany w dobrej dzielnicy tego miasta, ma większe szanse na to, aby być szczęśliwym niż czarny mieszkaniec, powiedzmy, Zanzibaru. Oczywiście, pozostaje jeszcze kwestia zdarzeń losowych typu wygrana na loterii, bądź też wypadek który odbiera nam sprawność fizyczną. To z grubsza wszystkie obiektywne czynniki mogące mieć wpływ na szanse osiągnięcia przez nas szczęścia.