Parę dni temu skończyłem czytać książkę Pawła Czarneckiego zatytułowaną "Marii Ossowskiej nauka o moralności", która ukazała się nakładem WSFiZ w 2005 roku.
Doktor Czarnecki jest aktualnie adiunktem w Katedrze Filozofii Wyższej Szkoły Finansów i Zarządzania w Warszawie. W swym dorobku naukowym posiada ksiązki z zakresu filozofii, teologii oraz religioznawstwa.
W dziele tym prezentuje on poglądy znakomitej polskiej etyk i socjolog Marii Ossowskiej. Stworzyła ona według słów Czarneckiego program etyki naukowej, który konsekwentnie starała się wcielić w życie.
W niniejszej pracy chciałabym przedstawić, czym dla mnie jest etyka, jakie odczucia wiąże ze słowem moralność, a wszystko to w optyce, czy raczej w odniesieniu do teorii etycznej Marii Ossowskiej, do rezultatów, do jakich doszła ona, eksplorując zjawiska moralne.
Moralność jest tu definiowana jako nauka, która zajmuje się opisem ludzkich zachowań, jednakże nie wartościuje ich, gdyż to jest domena etyki. Sama zaś etyka to właśnie nauka, która za cel obiera sobie określenie co jest dobre, a co złe, jakie zachowanie jest godne człowieka, a jakie nie, co należy czynić, aby nasze życie było wartościowe. Wynika z tego, że etyka jako taka jest zależna od moralności i niejako jej się podporządkowuje.
Moralność jako taka stanowi jeden z systemów normatywnych. W ramach jednej kultury współegzystuje ze sobą wiele różnych systemów normatywnych, m. in.:
- prawo państwowe
- moralność religijna, którą postulują teologowie określonej religii
- moralność religijna, za którą werbalnie opowiada się większość wyznawców danej religii
- normy moralne, którymi rzeczywiście kieruje się w codziennym życiu.
W rozdziale I swej ksiązki Czarnecki prezentuje nam postać Marii Ossowskiej, Zapoznajemy się zatem z kolejami jej kariery naukowej, wytrwałości i determinacji, z jaką poświęcała się swej pracy naukowej, itp. Czytając te stronice czułam wzrastający podziw dla niej, dla wysiłku, jaki wkładała w swą działalność naukową, dla jej sposobu podejścia do studentów, czy ludzi w ogóle. Zaskoczyło mnie natomiast, podobnie zresztą jak i Czarneckiego, iż "Ossowska wyjątkowo tylko odwołuje się do wyników badań ankietowych, sama zaś nigdy takich badań na szerszą skalę nie prowadziła", moje zaskoczenie było tym większe, iż jako finansista jestem niejako uzależniona od wszelkiego rodzaju ankiet czy tez wyników badań statystycznych, bez nich właściwie nie mogłabym pracować. Ossowska i jako człowiek, i jako naukowiec, była osoba niezwykle niezależną, niechętnie chodzącą utartymi ścieżkami, jako taka dość otwarcie afirmowała swą niechęć wobec różnych modnych szkół oraz trendów w filozofii współczesnej. Czarnecki odnotowuje: "Jednym z najważniejszych problemów teoretycznych [...] był problem definicji moralności".
Czytając te słowa uświadomiłam sobie, iż rzeczywiście niezwykle trudną rzeczą jest powiedzenie, czym w rzeczywistości jest moralność, gdyż gdyby, jak się zdaje, każdy dysponuje jakimś odmiennym od innych poglądem na ten temat.
Pani profesor stawiała sobie za cel zachowanie naukowej bezstronności bez względu na to, jak bardzo były dla niej poruszające kwestię, którymi się zajmowała. Czarnecki pisze: "swych studentów usiłowała nauczyć beznamiętnej obserwacji zjawisk moralnych i umiejętności wyraźnego odróżniania opisów pewnych obiektywnych faktów od stwierdzeń wyrażających własne niechęci i upodobania".
Rozdział II ksiązki traktuje przede wszystkim o osiągnięciach naukowych pani profesor, o jej nieustannych próbach znalezienia jak najlepszej definicji pojęcia moralności. Roztrząsając ten problem zauważała, "iż definiując moralność postępować można w różny sposób. Można na przykład zajmować się jedynie tym, co ludzie rzeczywiście uważają za moralność i na podstawie potocznego wyobrażenia o niej podjąć próbę określenia ogólnych własności tego zjawiska. Można także postąpić w sposób odwrotny i badać jedynie to, co samemu pragnie się uważać za moralność".
W swej działalności naukowej Ossowska podejmowała dość szeroki zakres badań, gdyż orbicie jej zainteresowań była i moralność mieszczańska, i etyka jak taka, i etos, niemniej jednak jasno rozgraniczała te pojęcia, gdyż, jak sama podkreślała: "etyka to nazwa dyscypliny teoretycznej, która stara się ustalić, co się robić powinno, a czego nie powinno. Etos zaś to styl życia jakiejś społeczności".
Wydaje się tedy zasadnym stwierdzenie, iż dorobek naukowy Marii Ossowskiej należy do najwybitniejszy osiągnięć dwudziestowiecznej refleksji nad moralnością.
Cóż, ma to też taką konsekwencję, iż musiałam co najmniej kilkakrotnie wracać do tego rozdziału, gdyż nie wszystko było dla mnie jasne i zresztą wiele rzeczy nadal pozostaje takowymi.
W rozdziale III zostaje omówiona typologia norm moralnych, stanowiąca jeden z obszarów zainteresowań Ossowskiej.
W dziele zatytułowanym "Normy moralne - próba systematyzacji" pani profesor zajmuje się analizą norm moralnych: "świadomie pomija jednak analizowanie norm moralnych z perspektywy na przykład stosunku do Boga, prawie nie bierze też pod uwagę problemu religijnego lub metafizycznego uzasadnienia norm. Uwagę autorki zaprzątają w zasadzie wyłącznie normy związane ze stosunkiem człowieka do drugiego człowieka oraz do samego siebie". Ossowska wnikliwie przygląda się tu normie "nie zabijaj". Dużo uwagi poświęca również takim normom jak sprawiedliwość oraz tym, które służą obronie godności i prywatności człowieka. Istotne są także jej uwagi na temat potrzeby życzliwości wobec innych. Dla mnie ta norma stanowi jedną z najważniejszych zasad w życiu, której staram się być zawsze wierna. "Normę zalecającą życzliwy stosunek do ludzi spełnia, według Ossowskiej, ten, kto:
1. cieszy się z przyjemnych, aktualnych czy przyszłych przeżyć drugiej osoby;
2. doznaje przykrości, gdy taki stan przeżywa druga osoba;
3. łatwo wczuwa się w dążenia innych i pragnie je zaspokoić"
Rozważa również Ossowska grupę norm, które określa mianem humanistycznych. "Przez humanizm proponuje autorka pojmować pewien program etyczny" . Podług moralności humanistycznej to człowiek jest twórcą wszelkiego wartościowania etycznego i to na niego winy być ukierunkowane wszystkie dążenia takowej natury.
Kolejny korpus norm moralnych, którym zajmuje się Ossowska, stanowią te, które służą od organizowania życia społecznego.
W mej opinii prawidła każdego z systemów moralnych grupują się wokół jednej naczelnej zasady, którą można określić mianem "zasady zasad". Określa ona jasno cel naszego działania oraz wytycza normy, do których powinniśmy się stosować w trakcie dążenia do jego urzeczywistnienia. Dla mnie jako chrześcijanki takową "zasadę zasad" stanowi przykazanie mówiące, iż winniśmy "kochać bliźniego swego jak siebie samego". Staram się ową zasadę w pełni stosować w mym życiu, gdyż uważam, że tylko jej wypełnianie stwarza szansę na stanie się człowiekiem w pełnym słowa tego znaczeniu. Niestety w dzisiejszych czasach podchodzi się do niej, zresztą jaki i do większości innych zasad moralnych, jak do jakiejś przebrzmiałej pieśni przeszłości, która co prawda budzi w naszych duszach oddźwięk, ale w żadnym wypadku nie można jej samemu zanucić, gdyż to by nas narażało na to, iż otoczenie, w którym żyjemy, uzna nas za frajera.
W opinii Czarneckiego to, iż pani profesor normy moralne traktuje łącznie z innymi wartościami, może: "wynikać z faktu, że normom moralnym przypisuje się zadanie służenia obronie pewnych dóbr takich jak: życie, wolność, bezpieczeństwo". Ossowska utrzymuje, iż moralności nie należy traktować wyłącznie jako czegoś, co dotyczy kwestii relacji pomiędzy ludźmi, twierdz ona, że "z moralnością kojarzono zazwyczaj także normy mówiące o tym, w jaki sposób osiągnąć własną doskonałość moralną".
Rozdział IV niniejszej książki traktuje o psychologii moralności. Powstał o w oparciu o pracę uczonej zatytułowaną "Motywy postępowania". Było on dla mnie tym ciekawszy, że miałam możliwość zapoznać się z nią nieco wcześniej. Frapujące okazały się dla mnie te fragmenty, które dotyczyły kwestii hedonizmu oraz naszego odnoszenia się do przyjemności oraz cierpienia. Dopóki nie przeczytałam tej książki, uważałam, iż hedonizm to jakiś dział filozofii, który za swój przedmiot ma nie do końca dla mnie zrozumiałe i jasne kwestie etyczne. Po ty jak skończyłam lekturę wiedziałam już, iż jest to swego rodzaju postawa życiowa. Ossowska notuje: "Zajmowanie tego rodzaju postawy może być najzupełniej niezależne od wyznawanych poglądów, istnieją ludzie, którzy są hedonistami w tym właśnie sensie, że tego rodzaju postawę zajmują, choć nie wiedzą o jakichś stanowiskach teoretycznych zwanych hedonizmem".
Przejdźmy teraz do kwestii przyjemności oraz cierpienia. Czarnecki bardzo rzetelnie i dokładnie zreferował, co na ten temat miała do powiedzenia Ossowska. W jej opinii "cierpienie wydaje się ludziom obowiązkiem moralnym, który należy spełnić w określonych okolicznościach". Muszę się z tym stwierdzeniem zgodzić, gdyż sama zostałam wychowana w przeświadczeniu, iż cierpienie uszlachetnia, iż dzięki niemu możemy się dostać do "Królestwa Niebieskiego". Jednakże podczas ciężkiej choroby, która zaprowadziła mnie do szpitalnego łóżka, gdy wzbraniałam się przyjąć środki przeciwbólowe, usłyszałam od pielęgniarki: "kobieto jest XX wiek, są lekarstwa, nie musisz cierpieć tylko dla cierpienia, jeżeli Bóg będzie chciał to wyzdrowiejesz i tak".
Co zaś się tyczy przyjemności w ujęciu pani profesor, to Czarnecki pisze, co następuje: "zauważa [ona], że wiele przyjemności wynika z zaspokojenia jakiejś namiętności i że nie tyle samą przyjemność uważa się za grzeszną, ile namiętność, która do tej przyjemności prowadzi". Z tego passusu wynika, iż uczona uznaje za przyjemność każdą namiętność, nie tylko erotyczną. Autor ksiązki notuje: "Ossowska jest zdania, że moraliści, którzy usiłowali zwalczać przyjemność, brali pod uwagę tylko jeden jej typ".
Rozdział V oraz rozdział VI prezentują wyniki badań Ossowskiej nad realnymi zjawiskami moralnymi Omawiane są głownie jej dwie prace, mianowicie o "Moralności mieszczańskiej" oraz o "Etosie rycerskim". W opinii Czarneckiego "należałoby raczej mówić nie o moralności, a o moralnościach mieszczańskich".
W mej opinii szczególnie interesującymi fragmentami są te, które traktują o moralności mieszczańskiej, a dokładnie rzecz ujmując "drobnomieszczańskiej". Czarnecki zaprezentował komentarze pani profesor do dzieł Franklina, Defoe, czy Albertiego. Cóż, wiele z "cnót" drobnomieszczańskich, które owi autorzy gruntownie opisali w swych traktach, pozostaje aktualna po dziś dzień - wynoszenie pieniądza ponad wszystko, bigoteria, kołtuństwo. Co zaś najbardziej przykre i zastanawiające, to to, że ci ludzie nieraz mają wysokie wykształcenie, a mimo to nie potrafią zdjąć z siebie gorsetu dulszczyzny, w którym tkwią, a etos rycerski stanowi coś absolutnie obcego. Oddając się natomiast lekturze rozdziału VI z wielką przyjemnością wyruszyłam w podróż wraz Czarneckim poprzez czasy i przestrzenie, aby móc zapoznać się z kolejnymi wcieleniami etosu rycerskiego, poczynając od eposu homeryckiego, w którym "postać mężczyzny powinna zdaniem Ossowskiej, promieniować siłą", a kończąc na "poglądach T. Elyota, który wyraźnie przygotował gentelmena do objęcia w swoim kraju bezinteresownych funkcji kierowniczych". Moim marzeniem jest, aby mężczyźni, którzy żyją obecnie, wzięli sobie coś z rycerza, którego opisał Arystoteles, coś z Rolanda ze słynnej francuskiej chanson de geste i, oczywiście, co nieco z angielskiego gentelmana. Przypuszczam, iż wtedy powstałby mężczyzna idealny.
W rozdziale VII Czarnecki referuje wnioski, jakie się nasuwają po lekturze dzieł pani profesor poświęconych wzorom osobowym. Wzór demokraty to wzór człowieka, który wiedzie swój żywot w państwie rządzonym prawami demokratycznymi. " Demokracja w ujęciu Ossowskiej będzie, zatem wykluczała istnienie obywateli pierwszej i drugiej klasy". Pai profesor zaprezentowała kilkanaście cech, którymi podług niej winien charakteryzować człowiek, który żyje w państwie rządzonym prawami demokratycznymi.
Czarnecki z cała mocą zaznacza, iż pani profesor "zwraca uwagę, iż we wzorze porządnego człowieka wypracowanym przez ideologię mieszczańską, na plan pierwszy wysuwała się solidność pieniężna". Będąc księgową zgadzam się z tym stwierdzeniem w całej rozciągłości, gdyż i dla mnie tylko człowiek, który dysponuje odpowiednio solidnym kodeksem moralnym, jest w stanie w sposób poważny i odpowiedzialny podchodzić do kwestii finansowych.
W opinii Ossowskie każdy z nas jest zobowiązany do pracy nad swym charakterem. "W obecnych czasach, bowiem, podkreśla uczona, potrzebni są ludzie o mocnym kręgosłupie moralnym, z otwartą głową, z inicjatywą, z umysłem samodzielnym i krytycznym, odwagą, w obronie podglądów uważanych za słuszne". I tymi właśnie Czarnecki kończy swą książkę o Marii Ossowskiej.
W tym miejscu pragnęłabym zaprezentować kilka własnych przemyśleń na temat moralności oraz etyki.
Po skończeniu lektury " Marii Ossowskiej nauka o moralności" przez dłuższy czas biłam się z myślami, czy aby rzeczywiście powinnam się podejmować próby jej zrecenzowania? Wszakże jestem pięćdziesięcioletnią kobietą, której wcześniejszy kontakt z myślą filozoficzną i etyczną, był raczej akcydentalny, a tu książka człowieka, który cieszy się uznanie w środowisku naukowy, który ma za sobą wiele publikacji i to z przeróżnych dziedzin. Cóż, koniec końców postanowiłam, iż po prostu zaprezentuje treść poszczególnych rozdziałów, natomiast dopiero na końcu niniejszej pracy zaprezentuje swe poglądy (no cóż, przyznam, że kilka już mi się wcześniej "wymknęło").
Niemniej jednak książka Czarneckiego spowodowała to, iż zaczęłam się mocno zastanawiać nad swym życiem moralnym. Czy pod tym względem nie mogę sobie niczego zarzucić? Co przekazałam w tym względzie moim latoroślom? Czy moi podwładni zrozumieli, na czym polega etyka zawodowa? Biłam się z tymi myślami przez kilka dni, cały czas szukając jakichś pretekstów, aby nie usiąść i nie zacząć pisać niniejszej pracy. Tak się akurat złożyło, iż zaszłam do kościoła i usłyszałam w nim słowa, które we mnie przez cały ten czas były, lecz ja nie potrafiłam ich wyartykułować.
Wieki temu otrzymaliśmy od Boga za pośrednictwem Mojżesza kamienne tablice, na których zostało wyryte Dziesięcioro Przykazań. I właściwie to powinno nam wystarczyć, ale nie, my zaczęliśmy dorzucać własne trzy grosze do Dekalogu, dodawać doń normy i zasady, które były mu akurat na rękę. Tak więc chłop czcił Dziesięcioro Przykazań, ale jak mu ktoś zaorał choć o kilka centymetrów ziemię, to gotów był zabić, nie oglądając się na nikogo i na nic. Mieszczanie z kolei, choć przykładnie co niedziele, a nawet częściej, uczęszczali na mszę świętą, to nie przeszkadzało im to w pogoni za pieniądzem dopuszczać się najgorszych bezeceństw. Kupiec uznawał, iż zysk jest rzeczą najświętszą, dlatego też nie ma nic w tym zdrożnego, aby upchnąć klientowi przeterminowany towar, bądź też oszukać go na wadzę lub też przy wydawaniu reszty. Gdy natomiast jedzie się niektórymi Polakami za granicę, to trzeba się przygotować na to, iż można się najeść sporo wstydu, gdyż zachowują się tak jakby o kulturze osobistej słyszeli tylko w telewizji, uznając to przy tym za czystą niedorzeczność.
Oczywiście, wielki popis tego, jak należy naginać moralność pod siebie dają politycy, szczególnie w trakcie kampanii wyborczej, co mogliśmy zresztą niedawno obserwować (wybory do sejmu i senatu oraz prezydenckie). Do dziś przechodzi mnie dreszcz, gdy mój mąż włącza telewizor, wszakże może się w nim pojawić jakaś gadająca głowa, która będzie utrzymywać, iż jest nieskazitelnie czysta pod względem moralnym w odróżnieniu, oczywiście, od swych politycznych przeciwników.
Wystarczy jednak już tych gorzkich słów. W mej opinii człowiek jest istota, która może działać pod wpływem kaprysu, oddać się nastrojowi chwili i zrobić to, czego w normalnych warunkach nigdy by się nie zrobiło. Niemniej jednak uważam, iż jesteśmy stworzeniami racjonalnymi, które potrafią nadać swemu życiu jakąś trwał formę, sprawić, aby nie było ono wyłącznie serią przypadkowych zdarzeń które niosą nas raz tu, raz tam, że jesteśmy w stanie wyznaczyć sobie jakiś cel, który chcemy osiągnąć, a jednocześni przyjąć pewne zasady, których będziemy się trzymać w trakcie dążenia do niego.
W związku z tym uważam, iż skoro człowiekowi zostało przykazane "Nie zabijaj", to powinien pozostać wierny temu nakazowi bez względu na okoliczności, nawet wtedy, gdy wydaje się, że śmierć jest wybawieniem o cierpienia, które przekracza ludzkie możliwości. Podobnie zresztą w miej opinii powinno być z pozostałymi przykazaniami. Choćby na przykład czwarte "Czcij ojca swego i matkę swoją". Mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach mocno ono staniało. Dzieci wychowywane w taki sposób, aby nie być niepotrzebnie stresowane oraz, o, zgrozo!, obarczane jakimiś obowiązkami, nie szanują swoich rodziców, nawet jeśli ich kochają. Przykazanie siódme oraz dziesiąte również przez wielu nie jest brane zbyt do siebie, szczególnie gdy chodzi o majątek wspólny. W przekonaniu wielu Polaków bowiem to, co wspólne, to w zasadzie niczyje, a zatem mogę to sobie przywłaszczyć.
Kończąc swą pracę pozostaję wciąż niepokoju, na jakich ludzi wrosną moje, nasze , dzieci oraz wnuki? Jaki kodeksem moralnym, czy w ogóle jakimś, będą się wżyciu kierowały? Czy będzie dla nich coś świętego, jakieś granice, których w żądnym wypadku, Ne będą chcieli przekroczyć? Cóż, moje pokolenie było naznaczone piętnem pierwszych lat po wojnie, szalejącego komunizmu. W pewnym sensie to nas zahartowało, nauczyło, że moralność, uczciwość , to najważniejsze rzeczy w życiu człowieka. Dzisiejsze pokolenie nie ma tego typu doświadczeń. Może to i dobrze, chociaż jak pisała Szymborska "jesteśmy tyle warci, ile nas sprawdzono".