Pierwsze czytelnicze doświadczenia wszystkich młodych ludzi wiążą się zapewne ze światem baśni, w którym dobro zawsze zwycięża nad złem, a szczery i dzielny bohater triumfuje nad czarnoksiężnikiem, smokiem albo straszną czarownicą. Postacie, z jakimi mamy do czynienia są zazwyczaj przejaskrawione, jednoznaczne, papierowe, czarno-białe. Dlatego bardzo łatwo się z nimi utożsamić i oczekiwać tego, że rzeczywistość, z jaką się na co dzień stykamy jest równie przejrzysta, a ludzie dzielą się po prostu na dobrych lub złych, bez względu na okoliczności.

Tymczasem literatura powszechna pokazuje zupełnie odmienny obraz świata. Warto tu wymienić chociażby pozycje takie jak "Rok 1984" Orwella, "Archipelag GUŁag" Sołżenicyna, "Mistrza i Małgorzatę" Bułhakowa. Niektóre z tych książek przedstawiają rzeczywiste wydarzenia, fakty w sposób bezpośredni, natomiast inne posługują się metaforą, parabolą, mową ezopową w celu ominięcia cenzury. Istnieją również powieści takie, które "ukazują coś, co istnieje rzeczywiście przez coś innego, co nie istnieje." Wzorcowym przykładem takiego właśnie utworu jest napisana w roku 1947 "Dżuma" Alberta Camusa.

Ta powieść jest według mnie genialną wręcz realizacją głównych postulatów egzystencjalizmu. "Dżuma" prowadzi swoich czytelników przez lata czterdzieste XX wieku do fikcyjnego miasta Oran. Wybuch epidemii w tymże mieście oraz spowodowane nim zamknięcie miejskich bram sprawia, że wszyscy bohaterowie pozostawieni zostają w obliczu trudnego wyboru. "Zaangażowanie" w walkę z epidemią wiąże się jednoznacznie ze śmiertelnym ryzykiem, jednak większość ludzi właśnie w ten sposób stara się postępować i aktywnie walczy ze złem. Dżumie przeciwstawia się nieugięty doktor Bernard Rieux, urzędnik Grand, pisarz Jean Tarrou i dziennikarz Rambert.

Camus stara się udowodnić w swojej powieści, jak bardzo ludzie są bezbronni wobec zła i jak jego świadomość wypierają ze swoich umysłów. Nawet nieustraszony doktor Rieux boi się przyznać sam przed sobą, że w mieście rzeczywiście zapanowała epidemia dżumy. Tarrou z kolei wzdryga się na samą myśl o tym, że mógłby umrzeć. Dziennikarz Rambert drży ze strachu przed śmiercią swojej ukochanej. We wszystkich tych przypadkach ludzki strach graniczy z tchórzostwem, skłania do kapitulacji, powoduje chęć ucieczki albo podjęcia próby zapomnienia.

Utworu Camusa nie możemy zaliczyć do literatury stricte wojennej, choć długo pokutowała opinia, że jest to metafora na temat lat wojny i okupacji. Taka interpretacja spłyca jednak i rozmywa prawdziwy obraz "Dżumy". Nie spotykamy się w niej z jasno określonym wrogiem, nie mamy tu skutecznego narzędzia walki. Prawdziwym wcieleniem zła może być tutaj każdy, kto jest podatny na chorobę i nie potrafi z nią walczyć, nie umie jej znieść. Camus dzielnie unika jednak jakichkolwiek pouczeń, nie moralizuje i nie daje czytelnikom wskazówek, nikogo jednoznacznie nie potępia.

W dosyć oryginalny i niejednoznaczny sposób ukazuje również Camus relacje, jakie zdają się zachodzić pomiędzy człowiekiem a Bogiem. Podważona zostaje tutaj również siła ludzkiej wiary, jej uzdrawiająca moc. Jeden z bohaterów powieści, jezuita Paneloux, przekonany o tym, iż dżuma jest po prostu boską karą za grzechy społeczeństwa, traci wiarę w Boga w momencie, gdy jest świadkiem śmierci bezbronnego dziecka. Tarrou z kolei pragnie zostać niewierzącym świętym. Nieugiętym ateistą jest także Rambert - on jest niezdolny do tego, by uwierzyć w Boga.

W kontrowersyjny dosyć sposób przedstawiony tu został również problem poświęcenia jednostki w imię idei. Nonsens takiego zachowania dobitnie uwypukla wypowiedź dziennikarza, który twierdzi, że "nie wierzy w braterstwo", ponieważ wie, że "jest łatwe, a zrozumiał, że było zabójcze. Żyć i umierać od tego, co naprawdę się kocha, tylko to go interesuje".

Camus demaskuje także intencję działalności doktora - to nie szlachetność ani honor nakazują mu nieść pomoc i ulgę umierającym, tylko zwyczajne, wewnętrzne poczucie obowiązku, konieczność podjęcia takiego wyzwania. Autor nazywa to "poświęceniem przez uczciwość".

Bohaterowie "Dżumy" zamknięci są w pewnego rodzaju pułapce, nie mogą wydostać się z zamkniętego, ogarniętego epidemią miasta. Po fali rozgoryczenia i strachu, jaka przelewa się przez miasto, wszystko powraca do pozornego porządku. Ludzie teraz trochę więcej się bawią, częściej rozmawiają, żyją ze świadomością stojącej za ich plecami śmierci. Niektórzy uświadamiają sobie rzeczy, których wcześniej nie potrafili dostrzec - doktor Castel na przykład zdaje sobie w końcu sprawę z tego, że naprawdę kocha swoją żonę. Niektórzy zapamiętują się w rozrywce i starają się uciec od odpowiedzialności i myśli o śmierci, inni natomiast zamykają się w sobie, żyją z lękiem. Są też i tacy, którzy próbują się modlić, ale niezbyt wyraźnie protestują przeciwko sytuacji, w której przyszło im żyć. Niektórzy nawet, jak Cottard, cieszą się z powodu epidemii. Wszyscy bez wyjątku muszą w jakiś sposób mierzyć się z poczuciem absurdu, jaki towarzyszy walce ze śmiercią, ze złem. Ważne jest również to, że śmierć, na jaką są skazani, w żaden sposób nie może być uważana za szlachetną, przynoszącą zaszczyt. Chory na dżumę umiera w męczarniach, a jego ciało pokryte jest licznymi ranami, śmierdzącymi, okropnymi ropniami. Ich śmierć nie jest poparta żadną wyższą racją, ideologią. Mieszkańcy Oranu umierają pozbawiając swoje życie i sam moment odejścia jakiegokolwiek sensu.

Bohaterowie "Dżumy" są po prostu zwykłymi ludźmi, którzy próbują żyć w warunkach dosyć ekstremalnych, niecodziennych. Wzmocnienie fikcji literackiej jest dzięki takiemu zabiegowi tym silniejsze, świadczy bowiem o tym, że bohaterem tej historii jest każdy.

Może się wydawać, iż powieść Camusa przesiąknięta jest pesymizmem i przekonaniem o konieczności pogodzenia się z okrutnym i niesprawiedliwym losem. Jednak konieczność codziennych zmagań ze światem i jego absurdalnością sprawia, iż "w ludziach więcej zasługuje na podziw niż na pogardę". Często dzieje się tak, że człowiek musi stworzyć sobie substytut Boga, poszukuje szczęścia na własną rękę, usiłuje jakoś protestować wobec niewygody egzystencjalnej.

Podsumowując, można stwierdzić, że "Dżuma" faktycznie jest "niewygodnym świadkiem wszystkiego, czego dopuszcza się świat". Powieść Camusa zmusza nas bowiem do kłopotliwej i bolesnej konfrontacji z codziennością, naszymi wartościami oraz tym, w co wierzymy. Poprzez tą książkę uczestniczymy w świecie zamkniętym, skazanym na śmierć. Wygodniej byłoby oczywiście takich utworów nie czytać, by nie stawać w obliczu zbyt trudnych pytań i sytuacji bez wyjścia. Jednak nie można uciec przed odpowiedzialnością za własny los oraz konfrontacją z innym człowiekiem. Nie można także nie zadać sobie pytania o sens śmierci, jej następstwa.

Prawdziwy czytelnik Camusa powinien jednak świadomie zdecydować się na spotkanie z jego myślą, nie uciekać od niej, a wyjść naprzeciw egzystencjalizmowi, który uczy, w jaki sposób można przeżyć pełnię swojego istnienia, pomimo ograniczającego nas i niejednokrotnie bolesnego człowieczeństwa, które skazane jest na wolność i samotność.

Ocena: 5.

Temat: "Głupota młodzieży bywa zaczynem dobrych przemian." Rozważ prowokującą tezę Leszka Kołakowskiego.

Młodość niejednokrotnie stanowi synonim głębokiej wiary w ideały oraz upory i porywczości. Kojarzy się także z chęcią przynależenia do konkretnej grupy społecznej, subkultury, która wynika z potrzeby akceptacji, utożsamienia z jakąś ideologią. Młodość, okres dojrzewania, nie jest już tak beztroski jak dzieciństwo, ale ucieka jeszcze od odpowiedzialności. Przywilejem młodzieńczości może być łatwość, z jaką przychodzi jej walka o własne przekonania i zacietrzewienie w dochodzeniu swoich racji, które doprowadzić może do poczucia skłócenia z całym światem.

Trudno powiedzieć, czy takie zachowanie nazwać można głupotą - powiedziałabym raczej, iż jest to lekkomyślność albo nieświadomość działania pewnych mechanizmów codzienności. Ciężko mi także stwierdzić, czy takie zachowanie zawsze prowadzić musi do wartościowych przemian - czasami bunt bywa po prostu bezprzedmiotowy, istnieje dla samego faktu istnienia. Bywa również tak, iż nie ma się przeciwko czemu buntować i wtedy pozostaje bunt wymierzony przeciw wolności, jak to zostało pokazane w "Tangu" Mrożka.

Natomiast dobrym literackim przykładem młodości "czystej", pragnącej przemiany wartościowej, może być "Oda do młodości" Adama Mickiewicza. Podmiot liryczny utworu wzywa tutaj młodzież do uniesienia się ponad światem, spojrzenia na niego innym wzrokiem. Nie ma zezwolenia na żadną rezygnację i słabość - "ten szczęśliwy, kto padł wśród zawodu". Młodość ukazana zostaje przez Mickiewicza jako ogromna, niezłomna siła. Cały utwór pełen jest wizji i wezwań do walki ze starością: "łam, czego rozum nie łamie". Zanegowany jest tu racjonalizm jako taki, "Oda" odwołuje się już poniekąd do romantycznej wizji świata. Wiersz jest niezwykle ekspresyjny, witalny, pełen emocji a zarazem formalnie wyważony, doskonale zaplanowany. Jego rewolucyjne przesłanie sprawiło, że był przywoływany i recytowany podczas wszystkich naszych zrywów niepodległościowych, powstań, miał podsycać do walki, dodawać otuchy.

Zastanawia w tym przypadku zawarte w myśli Kołakowskiego słowo "głupota". Czy rzeczywiście młodzieńczy upór i radość, energia są wyrazem ograniczenia, braku rozumu? Czy może kryje się pod tym właśnie wrażenie lekkomyślnego traktowania świata? Sądzę, że zamiarem filozofa było wprowadzenie do wypowiedzi pierwiastka kontrowersji. Poza tym jest to punkt widzenia człowieka dojrzałego, pełnego doświadczeń, racjonalnie i z dystansem podchodzącego do rzeczywistości. Pod pojęciem głupoty widzę po prostu determinację i uporczywą walkę o swoje prawa. O takiej determinacji możemy mówić choćby w przypadku działań, na jakie stać było Krzysztofa Kolumba czy Leonarda da Vinci. Kolumbowi na przykład nie dawano wiary, gdy twierdził, iż można odnaleźć inną niż dotychczas, krótszą drogę do Indii, natomiast Leonardo był powszechnie uważany za szaleńca i tylko nieliczni ze współczesnych mu, zauważyli, że jego nowatorstwo jest odkrywcze i wartościowe. W ten sposób uważana za głupotę genialność twórcy stała się zaczynem wielu przemian w sztuce i technice.

Można jednak znaleźć bardzo liczne dowody na to, iż młodość nie musi iść w parze z wartościową przemianą. Taki problem spotykamy w "Zbrodni i karze" Fiodora Dostojewskiego. Jej bohater jest przekonany o niezbitej wartości swoich utopijnych, niebezpiecznych poglądów. Młody Raskolnikow wierzy, że "jest panem własnych wyborów" i odrzuca dotychczasowy porządek świata, starając się narzucić mu własny. By sprawdzić prawdziwość własnych racji decyduje się na zabicie starej lichwiarki, bezbronnej kobiety, która wzbudza jego wstręt oraz jej siostry. Odtąd nosi w sobie brzemię zbrodni i ono nie pozwala mu normalnie funkcjonować i prowadzi na skraj szaleństwa. Raskolnikow chcąc kierować się słowami Nietschego o tym, że błogosławione jest to, "co czyni człowieka twardym", opacznie pojął ich treść.

O tym, że młodość kwestionuje współczesny, zastany porządek świata, mówi nie tylko literatura. Ostatnio w telewizji TVN wyemitowano program o młodzieży pochodzącej z terenów Europy Zachodniej - jej zachowanie komentowane było wypowiedziami psychologa, Jacka Santorskiego. Stwierdził on między innymi, że młodości towarzyszy pewnego rodzaju idealizm, który usiłuje kwestionować niesprawiedliwy podział ludności względem zasobności ich portfela na społeczeństwa biedne i bogate. Młodzież często nie zgadza się na drastyczne nierówności pomiędzy ludźmi ekstremalnie bogatymi a takimi, którzy nie posiadają nic - w ich mniemaniu jest to niesprawiedliwe. Santorski twierdzi, że nie ma w tym niczego dziwnego - członkowie organizacji alterglobalistycznych i antyglobalistycznych oraz ekologicznych to głównie ludzie bardzo młodzi, nastolatkowie, którzy mają w sobie mnóstwo uporu i siły. Ta siła pozwala im na długofalowe działania, całodzienne blokowanie kolejowych torów, przykuwanie się do drzew, branie udziału w manifestacjach i marszach. Ludzie starsi zazwyczaj ograniczają się do wypowiadania własnych sądów na forum rodziny i przyjaciół i jeżeli nie zajmują się aktywnie polityką, to raczej nie robią niczego więcej, by własne racje przekuć w jakikolwiek czyn. Natomiast ogromna wrażliwość młodzieży nie pozwala jej na zdystansowany ogląd rzeczywistości.

Młodość może być również zaczynem takich przemian, które nie podlegają wartościowaniu. Tylko w taki sposób można bowiem podejść do wyznań Pokolenia Kolumbów, ludzi, dla których spełniła się apokalipsa. Poeci tacy jak Gajcy, Baczyński czy Stroiński, w swoich utworach opłakiwali utraconą bezpowrotnie, zbyt szybko, młodość. Lata młodzieńcze zmuszeni byli oddać ojczyźnie, walce o wolność, niepodległość. Tadeusz Różewicz napisał o swoim pokoleniu:

Zostawcie nas

Zapomnijcie o nas

(...)

Nie pytajcie o naszą młodość

Zostawcie nas.

Pokolenie dwudziestolatków, których doświadczyła wojna, naznaczone było piętnem kryzysu wartości, utraty wiary w człowieka. Tadeusz Borowski pisał o powszechnie panującym kanibalizmie, Czesław Miłosz dziwił się ludziom, że mogą i potrafią beztrosko się bawić, podczas gdy nieopodal, w getcie umierają ludzie. Poeci i pisarze straconego pokolenia nigdy nie zaznali prawdziwie beztroskiej młodości, ich okres dojrzewania był czasem "dorastania do trumny", jak napisał Baczyński. Kolumbowie wiedzieli natomiast co oznacza prawdziwe poświęcenie, ofiarność. Narażali życie swoje i swoich bliskich na rzecz edukacji, która odbywała się nielegalnie, w konspiracji. Rwali się do walki z okupantem i często tracili życie z błahego, absurdalnego powodu, zastrzeleni gdzieś na ulicy, przypadkiem. Kolumbowie pozostawili po sobie wymowną spuściznę, dziesiątki utworów przesiąkniętych emocjami, strachem i poczuciem beznadziei. Twórczość tego pokolenia wymownie świadczy o tym, że młodość niekoniecznie jest piękna, szlachetna i beztroska, może być natomiast zniweczona przez doświadczenie wojny, ludobójstwa, agresji. Takie doświadczenie jest wszak wypaczające, degradujące obraz człowieka i jego wartości, dokonuje spustoszenia w duszach młodych ludzi i znieczula ich na dalsze, kalekie życie. Powoduje utratę wiary w ideały, szacunek, sprawiedliwość, dobro...

Dalej przychodzi kolej na Marka Hłaskę i jego "Pięknych dwudziestoletnich". Hłasko żył w dosyć trudnej epoce, w czasach, które przynosiły duże zmiany w Polsce. Pisarz był obserwatorem rzeczywistości dosyć surrealistycznej, wykrzywionej, jakby niepoważnej, ale przerażającej. W rzeczywistości lat pięćdziesiątych ludzie nie martwili się choćby pracą, dostępem do niej i dlatego wykonywali ją często doraźnie, beztrosko, niedokładnie. Hłasko stał się w tym świecie cząstką socjalistycznego społeczeństwa i w poczuciu absurdu pił na umór z przyjaciółmi, prowadził dosyć nieustabilizowane życie towarzyskie, nie miał stałej partnerki. Ta jego postawa była dosyć charakterystyczna w tamtych czasach dla kogoś, kto usiłował być kontestatorem rzeczywistości.

Różnica polegała jednak na tym, że Marek Hłasko swoje spostrzeżenia opisywał i w formie opowiadań czasem wysyłał do literackich pism. Kiedy odkrył swoje powołanie zdecydował się uciec z Polski. Większość jego rówieśników tymczasem świetnie się bawiła, nie dostrzegając fatalnej sytuacji, jaka nastąpiła w ich kraju, nie przejmując się cenzurą, ograniczeniem obywatelskich swobód. A warto przypomnieć, iż pokolenie Hłaski to tak naprawdę dzieci Kolumbów...

Oprócz buntu, młodych cechuje również pragnienie posiadania pasji. Taka właśnie namiętność może "stać się zaczynem dobrych przemian". Tak dzieje się chociażby z bohaterką Josteina Gaardera, Zofią Amundsen, tytułową postacią "Świata Zofii". Piętnastolatka, która rozpoczyna kurs filozofii, nie zdaje sobie sprawy z ogromu pytań, na jakie będzie musiała znaleźć odpowiedź. Dla nauki rezygnuje częściowo nawet z gry w tenisa i kart. Zaczyna poszukiwać prawdy, chce dowiedzieć się czegokolwiek na temat własnej egzystencji, swojego pochodzenia oraz tego, do czego w życiu zmierza. Nauczyciel, Alberto Knox, pomaga jej taką wiedzę zdobyć, przeprowadza ją przez kolejne pułapki filozofii, prezentuje poglądy słynnych myślicieli.

Reasumując, jestem zdania, iż młodość jak najbardziej może być "zaczynem dobrych przemian", należy jednak pamiętać, że wcale nie musi. Powinna być okresem, w którym uczymy się życia, kształtujemy własne poglądy, walczymy ze stereotypami, chcemy zmieniać świat i ludzi wokół. Rzadko towarzyszy młodzieńczym poszukiwaniom rozwaga, częściej radykalizm. Ważne jednak, żeby po buńczucznym, odważnym początku nie nastąpił szary, cichy, milknący ciąg dalszy. Naturalną koleją rzeczy, młodzi stają się starymi, z którymi kolejne pokolenie musi się spierać i walczyć, by móc w końcu również dorosnąć.