Tadeusz Konwicki napisał wiele książek, jednak to właśnie w "Małej Apokalipsie" pokazał najbardziej przenikliwie pewne sprawy. Z jednej strony zarysował postępujący rozpad wartości moralnych, a z drugiej -pokazał zmiany, które zachodzą w państwie totalitarnym.

Jeśli chodzi o tytuł powieści to można go bardzo różnie interpretować. Z jednej strony mowa jest o zbliżającej się nieuchronnie apokalipsie miasta. Stąd też wynika niepewność mieszkańców. Przecież nikt nie zna dokładnej daty, kiedy to nastąpi. Panuje całkowita dezorganizacja i chaos. Kiedy główny bohater wędruje po mieście widzi brudne, mroczne ulice oraz mnóstwo rozsypujących się budynków. Właściwie cała infrastruktura źle działała. Zaopatrzenie pozostawiało dużo do życzenia, bo reglamentacji podlegały wszystkie towary. Poza tym władza, która żyła w znacznie lepszych warunkach w gruncie rzeczy nie interesowała się losami mieszkańców stolicy. Przerażająca była nędza przeciętnych Polaków, którzy nierzadko musieli żyć bez wody, czy elektryczności.

Jednak o tych wszystkich niedociągnięciach i problemach nie można było się dowiedzieć ze środków masowego przekazu. Wszechobecna partia zaciemniała obraz rzeczywistości i przedstawiała tylko to, co jej odpowiadało. Sterroryzowani obywatele byli ciągle śledzeni i nie chcieli się narażać rządzącym. W tej sytuacji nie manifestowano sprzeciwu wobec władzy. Macki aparatu przymusu były wszędzie. Co więcej bezcelowe było organizowanie wszelkich manifestacji, czy pochodów. Orkiestry przypominały biblijne trąby zapowiadające ostateczną zagładę.

Tytuł można też odnieść do końca państwa polskiego. Właściwie czynniki oficjalne wprost mówią o włączeniu Polski do ZSRR jako 17 republiki. Przygotowano nawet order pierwszego kandydata do ZSRR. Co gorsze, nikt tych działań nie traktuje jako zdrady polskiej racji stanu, a przecież najwyższe władze właśnie tak postąpiły. Nie ma na to żadnej obywatelskiej reakcji. Ma się wrażenie, że nikt nie interesuje się sprawami ojczyzny.

Równie ważny jest etyczny wymiar apokalipsy głównego bohatera. On odbywa wędrówkę przez różne kręgi piekła niczym postać z "Boskiej komedii". Można też na to spojrzeć jak na drogę krzyżową, która rozpoczyna się od skazania, a kończy na Golgocie. W takim ujęciu niebieski kanister pełni rolę przyszłego narzędzia śmierci- krzyża. Natomiast Tadzia można porównać do Szymona Cyrenejczyka pomagającego nieść ciężar. Wszędzie dominuje upadek norm etycznych i dlatego samospalenie ma za zadanie obudzić ludzi z dziwnego letargu.

Niezależnie którą interpretację tytułu się wybierze, nie można liczyć na optymistyczne wnioski.