Niezwykle istotnym nurtem w polskiej poezji powojennej stał się turpizm. Poeci, których uważa się za jego przedstawicieli, propagowali taką koncepcję poezji, w której odzwierciedlałyby się wszystkie strony życia, nawet te, które dotąd były w niej skrzętnie przemilczane, a więc: brzydota, rozkład, fizjologia umierania, itp. Tego typu poetyka przez swoją pozorną łatwość przyciągała wielu adeptów pióra, co, oczywiście, powodowało, iż wiele pisanych w manierze turpistycznej wierszy jest raczej dość niskiego lotu.
Nowy trend w poezji polskiej wywołał spore poruszenie pośród jej nestorów i raczej nie znalazł pośród nich zbyt wielu zwolenników. Najostrzej przeciw turpizmowi wystąpił Julian Przyboś. W swej słynnej "Odzie do turpistów" wyraził swój gorący protest przeciw koncentrowaniu się w poezji na brudzie życia, gdyż ona jest powołana do tego, aby pokazywać rzeczy wzniosłe i piękne. Oczywiście, ten pamflet wywołał ostry sprzeciw zwolenników nowej poetyki i w ten sposób rozgorzał najbardziej interesujący spór literacki lat sześćdziesiątych. Jak się wydaje, obronną ręką wyszli z niego przede wszystkim turpiści.
Jeżeli mówimy turpizm, to od razu przychodzi nam do głowy jedno nazwisko: Stanisław Grochowiak. Nic w tym dziwnego, gdyż był on jednym z najwybitniejszych przedstawicieli tego nurtu w poezji polskiej. Stanisław Grochowiak przyszedł na świat w Lesznie w roku 1934, zmarł zaś w roku 1976 we Warszawie. Rozpoczął studia polonistyczne, jednakże ich nie ukończył. Jego debiut poetycki nastąpił na łamach prasy, z którą miał przez całe życie takie czy inne silne powiązania.
W latach
53-55- był członkiem redakcji "WTK" we Wrocławiu
55-56- współpracownik Instytutu Wydawniczego PAX w Warszawie
57-58- wchodził w skład redakcji "Za i Przeciw"
58-60- współredaktor, a przez pewien czas i redaktor naczelny, "Współczesności"
Następnie pracował w redakcjach taki periodyków jak: "Nowa kultura", "Kultura", "Poezja", "Miesięcznik Literacki".
Debiutanckie wiersze Grochowiaka zwróciły nań niemal od razu uwagę krytyków oraz czytelników. Nic zresztą dziwnego, gdyż były pisane w konwencji poetyki turpistycznej, co, oczywiście, dla ówczesnej publiczności literackiej było swoistym novum, z drugiej zaś strony, zniewalały swą plastycznością i konkretnością obrazowania. Grochowiak starał się w nich przeciwstawić koncepcji poezji jako czegoś podporządkowanego kategoriom piękna i harmonii. Jeśli jednak Różewicz pragnął odrzeć słowo poetyckie z wszelkich urokliwych ozdób, a Białoszewski koncentrował się na powszednim - by tak powiedzieć - życiu zwykłych rzeczy, to Grochowiak niejako obok nich szukał własnego sposobu przeciwstawienia się wzniosłości i pięknu w poezji.
Jego poetyka opierała się na mistrzowskim operowaniu dysonansem, zarówno jeśli chodzi o formę poetycką, jak i zestawianie podejmowanych przez siebie wątków tematycznych. Nic zatem dziwnego, że gustował w literaturze średniowiecznej oraz barokowej. Wiele w jego poezji ironii, groteski, nieliczenia się z ograniczeniami gatunkowymi, podejmowania tematów uznanych za mało wartościowe poetycko. W jego debiutanckich utworach i tomikach widać fascynacje takimi poetami jak: Tuwim, Liebert, Gałczyński. Powyżej wymienione cechy jego poetyki można w czystej postaci odnaleźć w jego następujących książkach poetyckich: "Menuet z pogrzebaczem" , "Rozbieranie do snu", " Agresty" .
W dalszym rozwoju jego twórczości nastąpiła pewna, swoista przemiana. Grochowiak co prawda nigdy nie zrezygnował z poetyki dysonansu, podejmowania w swych wierszach problematyki mało poetyckiej, sławiącej brud egzystencji, ale z drugiej strony, można by powiedzieć, że wręcz na zasadzie kontrastu, zaczął tworzyć wiersze pozbawione wszelkiej chropowatości , w których rytm i brzmienie słów zlewały się w harmonijną całość, o której marzyli zwykle wyznawcy poetyki klasycystycznej, a nie turpiści. Tą poetycką przemianę Grochowiaka najlepiej wyjaśnia następująca fraza pochodząca z jednego z jego wierszy "Bunt nie przemija, bunt się ustatecznia". Istnieje zatem Grochowiak - klasyk, jakkolwiek w jego wydaniu klasycyzm, to przede wszystkim umiejętność łączenia w koherentną całość często dość odległych od siebie form i tematów poetyckich.
W późnej fazie twórczości Grochowiaka sztuka staj się dla niego rodzajem azylu, w którym można się schronić przed śmiercią, trwogą istnienia, bólem, jakie ono ze sobą niesie. Przeczytać o tym możemy we wierszu zatytułowanym "Ars poetica" pochodzącym z tomu "Nie było lata". Widać w nim nadzieję na odnalezienie równowagi, klasycznej harmonii życia i twórczości.
"Ars poetica"
Godziny przy piórze - one leczą rany.
Nawet śmierć jest daleka, jak była w dzieciństwie.
Zwierzęta domowe śpią ufnie przy twoich stopach,
A płomień świecy
Nieruchomieje jak miecz czuwający.
Wszystko, co wokół - krzesła, książki, kwiaty
Ubierają się w odświętność, powagę i czoła
Wysokie. I oto - nikczemny -
Twarzą stajesz wobec świata, jak glob naprzeciw globu.
Oto wiesz na pewno: za twoją kotarą
Jest tylko ściana, nie ma Poloniuszy.
Oto czujesz bezpiecznie: w środku twojej dumy
Nie zagości ni karzeł, ani też. pochlebca.
Oto szepczesz zaledwie,
Układając zgłoski -
A słyszysz: księżyc dźwiękiem odpowiada.
Godziny przy piórze - one leczą rany,
One też wstrzymują od ran zadawania.
Patrz: podniosłeś usta, by odpluć obelgę,
A stoisz - niby dziecko -
Z usty zdumionymi.
Teksty, które Grochowiak pisał z przeznaczeniem dla teatru, są swego rodzaju przypowieściami. "Kaprysy Łazarza" przypominają współczesnej publiczności średniowieczny motyw tańca śmierci (tzw. danse macabre), które stanowiły kiedyś, a i pewnie teraz mogą stanowić, sposób na zżycie się ze śmiercią. Z kolei "Okapi" jest tragifarsą, opowiadającą o tym, jak dojrzała kobieta opiekuje się dwoma silnymi mężczyznami: satrapą oraz terroryście. Grochowiak w mistrzowski sposób łączy tu ironię i groteskę przeświadczeniem, że to one pozwalają człowiekowi dotrzeć do tego co rozumne, co słuszne i prawdziwe.
Grochowiak z własnego spojrzenia na rzeczywistość uczynił swe credo poetyckie.
"Czyści"
Wolę brzydotę
Jest bliżej krwiobiegu
Słów gdy prześwietlać
Je i udręczać
Ona ukleja najbogatsze formy
Ratuje kopciem
Ściany kostnicowe
W zziębłość posągów
Wkłada zapach mysi
Są bo na świecie ludzie tak wymyci
Że gdy przechodzą
Nawet pies nie warknie
Choć ani święci
Ani są też cisi
Można ten wiersz uznać za swoisty manifest programowy Grochowiaka. Określa się on w nim jako człowiek, który wybiera brzydotę, dla którego materiałem twórczym jest to, co w naszym życiu ułomne i co zwykle traktujemy jako coś wstydliwego, niegodnego, aby o tym mówić. Rodzi się zatem pytanie, dlaczego poeta akurat tą sferę naszego bytu pragnie opiewać? Odpowiedź znajdujemy już w następnej linijce tego wiersza. Brzydota: "Jest bliżej krwiobiegu / Słów". Poeta sugeruje tutaj, iż właśnie ona stanowi to, co najbardziej bezpośrednie, a zatem i bardziej prawdziwe, w sztuce oraz w naszym życiu. Idąc dalej tropem tej myśli, Grochowiak w następnych wersach tego wiersza dochodzi do wniosku, iż to właśnie w niej znajdują się najbogatsze w treści, które są odzwierciedleniem bogactwa samego życia, że to ona nadaje zimnym ideom, takim jak piękno czy harmonia, zapach, czyli pewną sensualność, egzystencjalną namacalność, która przeciwstawia się ich idealnemu sposobowi istnienia. Dla Grochowiaka brzydota jest więc swego rodzaju wartością, która stanowi integralną część, jeśli nie podstawę, naszej istności oraz każdego przedmiotu, który znajduje się w świecie nas otaczającym. Skoro zaś tak, to jest ona bliźniaczą siostrą prawdy i autentyczności, a zatem bez niej jesteśmy, co prawda, czyści, ale nie - prawdziwi i nie - autentyczni, niegodni, aby na nas choćby "pies warknął".
W "Rozmowie o poezji" poeta ostro zaatakował pewne stereotypy, które zadomowiły się w naszym myśleniu o poezji:
"Rozmowa o poezji"
D z i e w c z y n a:
Czy pan ją widzi? Czy ona się śni?
Czy też nadbiega - nagła jak z pagórka?
P o e t a:
Ona wynika z brodawek ogórka...
D z i e w c z y n a:
Pan kpi.
Pan ją jedwabnie - pan ją jak motyla
Po takich złotych i okrągłych lasach...
To jest jak z Dafnis bardzo czuła chwila...
P o e t a:
Owszem. Jak ostro
Całowany tasak.
D z i e w c z y n a:
Rozumiem pana. Z wierzchu ta ironia,
A spodem czułość podpełza ku sercu...
P o e t a:
Dlaczego z pani jest taka piwonia,
Co chce zawzięcie być butelką perfum?...
Wiersz ten stanowi dwugłos poetycki, w którym Dziewczyna przedstawia pewne tradycyjne spojrzenie na istotę poezji, na spełniane przez nią funkcje i na jej znaczenie w kulturze i naszym życiu, natomiast Poeta jest swego rodzaju ironicznym komentatorem jej achów i ochów , pensjonarskich wynurzeń i wzruszeń. Gdy zatem pada odwieczne pytanie: skąd ona, skąd się bierze poezja?, poeta odpowiada: "Ona wynika z brodawek ogórka...", co, oczywiście, w żadnym stopniu nie satysfakcjonuj Dziewczyny, gdyż nie takiej odpowiedzi ona oczekiwała. Wszakże nie może być tak, by coś tak wzniosłego i pięknego, swój początek brało z "brodawek ogórka", szerzej z rzeczy zupełnie nie - poetyckich, nic nie znaczących. Wyjawi zatem swą własną wizję tego skąd bierze się poezja i jak się ją tworzy. Jej ród z podniosłych uczuć, natomiast proces twórczy to przędzenie z jedwabiu. Te stwierdzenia spotykają się z kolejną ironiczną ripostą Poety, ale Dziewczyna nie daje za wygraną i zarzuca swemu rozmówcy, iż nie chce ujawnić swego prawdziwego ja, że boi się pokazać swe prawdziwe uczucia, że za jego maską ironisty i cynika kryje się natura czuła i idealistyczna. Tego już poeta nie zdzierżył i wyśmiał ją, zarzucając, iż czyni ona z siebie istotę, która żyje w nierzeczywistości, która na siłę upiększa to, co jest, a wszakże aby tworzyć poezję, wystarczy ujrzeć świat bez różowych okularów, takim, jakim się on jawi, i nie ma potrzeby szukać w nim na siłę piękna czy wzniosłości.
"Rozbieranie do snu"
Chodzimy razem
Po tym wielkim wnętrzu
Ona w smołowej
Ja w błękitnej sukni
Ona z zaledwie
Zieloną łysiną
I tu
Powiada
Będzie gwóźdź najpierwszy
Tutaj powiesisz
Cytrę obu rąk
A czy ten szczygieł
Może w nich?
Ja pytam
Ona jest głucha w obu czarnych gwiazdach
I tu
Powiada
Będzie gwóźdź następny
Tutaj powiesisz
Srebrny woal płuc
A czy ta róża
Może w nich
Ja pytam
Ona jest ślepa w obu ostrych uszach
I tu
Powiada
Będzie gwóźdź na głową
Wieszaj ją lekko
Dziobem w strop podłogi
A ja
Nie pytam
Ja stoją tak biały
Z kręgiem jak Chrzciciel
Nad drucianą szyją
Budowa tego wiersza przywodzi na myśl formy dramatyczne (wstęp, wprowadzenie trzech quasi - aktów oraz dialogiczność całego tekstu). O bohaterach wiemy, iż kobieta jest ubrana na czarno, a na szczycie jej głowy widać "zieloną łysinę". Ponieważ kolor czarna kojarz się żałobą, z nieszczęściem, a zieleń w tym ponurym kontekście barwnym z rozkładem, to możemy przyjąć, iż owa niewiasta to nikt inny jak sama śmierć, zresztą wystarczy zajrzeć do średniowiecznej "Rozmowy mistrza Polikarpa ze śmiercią", aby się przekonać, iż była ona właśnie tak przedstawiana. Z kolei mężczyzna jest tu skojarzony z barwą niebieską, która przywodzi na myśl przede wszystkim otwarty przestwór nieba.
Rodzi się zatem pytanie, gdzie ta dwójka mogła się spotkać? Najwłaściwszym miejscem na takie randez - vous wydaje się być przestrzeń grobu. Czyż bowiem zmarły to nie swego rodzaju niebianin, człowiek, któremu przysługuje barwa niebieska?
Z wiersza wynika, iż po śmierci człowieka nie rozpada się od razu na atomy i nie pogrąża w otchłannej nicości, że żyje jakąś formą istnienia, przynajmniej jakiś czas, jednakże w swym nowym sposobie egzystencji jest nieco zagubiony, nie potrafi się do końca znaleźć. Zatem śmierć pomaga naszemu zmarłemu odnaleźć się, a właściwie "rozebrać do snu", co oznacza kolejne etapy rozkładu ciała i ducha.
Pierwszą fazą umierania jest rozstanie się z "cytrą obu rąk", co, jak się zdaje, symbolizuje to, iż zmarły traci zdolność do twórczego działania w świecie, iż jego życie zostało zamknięte i nic więcej nie jest władny do niego dodać. Jednakże nasz nieboszczyk nie jest jeszcze gotowy na przyjęcie tego do wiadomości, wszakże w jego wnętrzu wciąż się tłucze się szczygieł, symbol życia. Śmierć pozostawia to bez komentarza.
Następna fazą umierania stanowi proces gnilny, który dotyka tkankę miękka naszego ciała. Tu umarłemu wyrywa się umarłemu pytanie, a o różę, która również stanowi symbol życia. Śmierć ponownie nie komentuje rzeczy.
Ostatnią fazę umierania stanowi pogodzenie się z jej nieuchronnością. Będąc już zupełnie białym - pozostał z niego tylko kościotrup - nasz nieboszczyk dojrzał do przyjęcia za fakt, iż umarł, jakkolwiek jednocześnie uświadamia sobie, iż śmierć nie jest to stan tożsamy z nicością, że istnieje jakoś "Z kręgiem jak Chrzciciel / Nad drucianą szyją". To ostatnie stwierdzenie przywodzi na myśl aureole, które w ikonografii chrześcijańskiej otaczały głowy świętych, a zatem, być może, należy przyjąć, iż nasz nieboszczyk egzystuje na sposób tych, którzy zasiadli po prawicy Boga, cokolwiek by to oznaczało.
Użyte w tym wierszu przez Grochowiaka turpistyczne obrazowanie nie służy wywoływaniu w nas poczucia niesmaku, czy też epatować tanimi efektami. Opisanie, czy raczej odmalowanie, rozkładu ciała służy tu oswojeniu nas z tym aspektami rzeczywistości, których zwykle staramy się nie dostrzegać, które spychamy na peryferie naszego życia, a przecież każdy z nas kiedyś będzie musiał stanąć oko w oko ze śmiercią… Można zatem mówić tu o mizerabilizmie Grochowiaka, czyli postawie akceptującej co w nas i w świecie ułomne, koślawe i brzydkie.
Główne wyróżniki poezji Grochowiaka:
- admiracja brzydoty i tego, co ułomne w naszym życiu i świecie nas otaczającym,
- zanegowanie tradycyjnej roli poety jako człowieka tworzącego piękno, jako człowieka bardziej wrażliwego niż reszta społeczeństwa,
- używanie "efektów" turpistycznych nie po to by zaskakiwać, ale by godzić człowieka z wszystkimi sferami jego istnienia,
- wiara, że człowiek jest istotą rozumną, a śmiech i ironia pomagają mu ową rozumność odkryć.
Bibliografia:
- "Przewodnik encyklopedyczny "Literatura polska" Zespół readakcyjno- wydawniczy pod przewodnictwem Juliana Krzyżanowskiego i Czesława Harnas Państwowe Wydawnictwo Naukowe Warszawa 1984
- "Polska poezja współczesna po 1956" Marek Karwala Wydawnictwo Znak Kraków 1998
- "Polska Literatura współczesna" Ryszard Matuszewski Wydawnictwo Szkolne i Pedagogiczne Warszawa 1977
- "Leksykon lektur szkolnych" Tomasz Miłkowski i Janusz Termer Polska Oficyna Wydawnicza "BGW" Warszawa 1993